Epilog.
Kochany pamiętniku!
Nie jestem pewna, co i dlaczego robię,
ale nie mam siły, żeby się nad tym zastanawiać. Siedzę na łóżku z Ich
pokoju, raz po raz spoglądam w okno i myślę o tym, jak wiele
zmieniło się w ciągu zaledwie kilku miesięcy. Nigdy nie miałam wątpliwości
co do tego, że długowieczność wcale nie oznacza tego, że nic nigdy się nie
zmieni, a my będziemy żyć zawsze, ale chyba w którymś momencie
zapędziłam się we własnych pragnieniach na tyle, by naprawdę tego pragnąć –
tego, by naprawdę mieć wszystko i nie musieć drżeć o życie tych,
którzy mają dla mnie znaczenie.
Życie nie jest takie proste.
Miałam wiele okazji, by się o tym
przekonać, zwłaszcza w ciągu ostatnich kilku tygodni. W tym czasie na
przemian podnosiłam się i upadałam, wierzyłam i wątpiłam. Teraz, z perspektywy
czasu, jestem przekonana, że gdybym miała wybór i mogła przejść przez to
raz jeszcze, podjęłabym dokładnie te same decyzje, nadal bym walczyła – i to
nawet pomimo świadomości ceny, którą ostatecznie przyszło nam zapłacić za to,
co wszyscy nazywają „szczęściem”. Nie jestem pewna, czy właśnie w ten
sposób wyobrażałam sobie swoje dalsze życie, a już na pewno rozwiązanie
walki, którą nam wszystkim przyszło podjąć, ale… Tak naprawdę jakie znaczenie
ma to, czego ja mogłabym chcieć? Niektóre rzeczy już się wydarzyły, a nam
wszystkim nie pozostaje nic innego, jak przyjąć to, co dał nam los. To trudne, a nawet
pisząc te słowa mam ochotę cisnąć Tobą, Pamiętniczku, o ścianę, nawet
pomimo tego, że nie jesteś mi nic winny. Teraz zresztą szukanie winnego nie ma
sensu, tym bardziej, że ci, którzy mogliby odpowiedzieć za wydarzenia minionych
tygodni, już dawno są martwi.
Zabawne – piszę, chociaż nigdy
nie należałam do dziewcząt, które widzą sens w zapisywaniu swoich myśli.
Nie sądziłam również, że Izadora mogłaby mieć do tego słabość, choć chyba
powinnam była już dawno przywyknąć do tego, że ta dziewczyna zawsze lubiła nas
zaskakiwać. To zresztą też nie jest taki typowy pamiętnik, ale szkicownik –
pełen jej rysunków, ale również przemyśleń, czasem niespójnych i poplątanych,
dokładnie tak, jak sama Izadora. Długo wahałam się nad tym, czy mam prawo tu pisać,
ale z drugiej strony… Dlaczego nie? Jakby nie patrzeć, coś pchnęło mnie do
jej pokoju i sprawiło, że ostatecznie znalazłam ten notes – wciśnięty między
materac a ramę od łóżka. Nic nie jest tu idealne, poukładane i jakkolwiek
ze sobą powiązane, ale nie ma w tym niczego złego, a przynajmniej ja
tak nie myślę. Wiem za to, że tworzenie tej małej książeczki musiało sprawiać
mojej siostrze wiele frajdy, tak jak i wszystko to, co zdarzało się jej
robić, bo niezależnie od wszystkiego, zawsz poświęcała się swoim pasjom całym
sercem.
Właśnie taką chciałabym ją
zapamiętać.
Czasami wciąż nie dociera do mnie
to, jak wiele potrafi zmienić się w ciągu zaledwie ułamka sekundy, ale
właśnie to wydarzyło się w Volterze. Każda decyzja, którą podejmujemy ma
swoje konsekwencje – mniej lub bardziej poważne. Wtedy było tak samo, choć momentami
wciąż kręci mi się w głowie, kiedy myślę o tym, jak było w tym
przypadku. Mam wrażenie, że wszystko dzieje się zdecydowanie zbyt szybko i nie
marzę o niczym innym, aniżeli o tym, by wszystko okazało się wyłącznie
szalonym snem – takim, który nie ma najmniejszego związku z rzeczywistością.
Chcę się obudzić i przekonać, że jest tak, jak było zaledwie miesiąc
wcześniej: idealnie, przynajmniej teoretycznie. Co prawda wciąż towarzyszył nam
niepokój i świadomość tego, że jesteśmy na cenzurowanym ze strony Volturi,
ale mimo wszystko…
Ale nie ma sensu, żebym
okłamywała samą siebie.
Śmierć Izadory wystarczyła, żeby
zmienić wszystko, pozostawiając na naszej rodzinie trwały ślad, chociaż to
wystarczyło, żeby jeszcze bardziej zbliżyć nas do siebie. Do tej pory zdarza mi
się czasami przypominać sobie dławiący zapach dymu i desperackie
spojrzenie Olivera, który bezskutecznie próbuje przywrócić moją siostrę do
życia. Pamiętam słony posmak łez i to, jak drżałam, stojąc pośród nagrobków
pobliskiego cmentarza. Jej pogrzeb był piękny, a ja usiłowałam uśmiechać
się i nie smucić, bo wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że ona
nie chciałaby, żebyśmy po niej rozpaczali. Och, naturalnie – łatwo powiedzieć –
tym bardziej, że prawdziwą tragedię przeżywają nie ci, którzy odeszli, nawet
przedwcześnie, ale my, żyjący.
Trudno nie myśleć o śmierci,
chociaż życie toczy się dalej. Zapomnienie wydaje mi się luksusem nie do
osiągnięcia, ale chyba właśnie na tym polega życie nieśmiertelnego – na
stopniowym oswajaniu się ze śmiercią. W efekcie całą sobą usiłuję
poświęcić się Renesmee i Edwardowi, złakniona ich bliskości bardziej niż
kiedykolwiek wcześniej. Mała pyta o Dorę i chociaż wiem, że w pewnym
sensie rozumie to, co się wydarzyło, momentami nawet mnie zdarza się myśleć o Izadorze
tak, jakby ta nie odeszła – jakby po prostu wyjechała, znikając z mojego
życia równie nagle, co się pojawiła. Niezależnie od wszystkiego, zostawiła po
sobie to, co najlepsze, łącznie ze wspomnieniami, które każde z nas miało w sobie
zachować. Sama za wszelką cenę próbuję je pielęgnować, tym samym pamiętając
Dorę taką, jaką była – nieco szaloną, piękną i odważną, a przy tym
roześmianą.
Życie toczy się dalej, choć nie
nam wszystkim łatwo jest pogodzić się z tym, co się wydarzyło. Do tej pory
pamiętałam reakcję Mary i Esme, choć moja matka miała w oczach coś
takiego… Nie jestem pewna, ale nie mogłam się pozbyć wrażenia, że czuła już
wcześniej – z tym, że uparcie broniła się przed prawdą. Tak czy inaczej,
sądzę, że właśnie w tamtej chwili ostatecznie wybaczyłam jej i Santiego
lata kłamstw oraz to, że rozdzielili nas zaraz po urodzeniu. Wbrew wszystkiemu
rozumiałam, a teraz miałam idealny dowód na to, że życie nieśmiertelnego
jest równie kruche, co i zwykłego śmiertelnika. Rodzina była ważna, a ja
zamierzałam zrobić to, co Izadorze przyszło z taką łatwością – po prostu
zaakceptować osoby, które przy mnie były i które naprawdę mnie kochały.
Niestety, Oliverowi brakło tej
siły, choć mimo wszystko sądziłam, że uda mu się pozbierać. Nie byłam pewna,
czego tak naprawdę się spodziewałam, ale już kiedy szliśmy po… ciało Izadory,
podświadomie czułam, że to koniec – i że mojego przyjaciela już tam nie
będzie. Tak było w istocie, a Olliego nie widziałam na oczy od chwili,
w której zostawiłam go u boku mojej bliźniaczki. Po prostu zniknął, a mnie
pozostawało mieć nadzieję, że nie zamierzał zrobić niczego głupiego. W pamięci
wciąż miałam obłęd, który dostrzegłam w jego oczach w momencie, w którym
zaatakował Jane, a także później, kiedy widziałam, jak raz po raz kąsa
Dorę, licząc na cud, który ostatecznie nie nadszedł. Coś w nim umarło,
zresztą tak jak i we mnie, a teraz pozostawała mi wyłącznie nadzieja
na to, że uda mu się żyć – tym bardziej, że krótko po pogrzebie na grobie
Izadory pojawił się bukiet białych róż, tak delikatnych i niewinnych, jak
ona.
Miałam nadzieję, że wiem, kto je
przyniósł.
Kolejne tygodnie mijały, a my
staraliśmy się żyć, mimo pamięci o tym, co się wydarzyło. Śmierć Aro i Kajusza
wstrząsnęła światem nieśmiertelnych, będąc niczym kolejny przewrót, bo Volturi
dzierżyli władze od niepamiętnych już czasów. Coś zmieniło się z chwilą, w której
Mary zabiła Kajusza, a ja do tej pory pamiętałam nasze oszołomienie, kiedy
dotychczas wspierający go strażnicy na moment zamarli…
A potem najzwyczajniej w świecie
osunęli się na kolana przed moją oszołomioną matką.
Trudno mi opisać to, jak wielkim
szokiem było dla nas ich zachowanie. „O Boże! Chyba nie jestem królową, prawda?”
– zapytała wtedy w oszołomieniu Mary, po czym bez chwili wahania zwróciła
się do wciąż oszołomionej Sulpicii. Żadne z nas nie chciało mieć żadnego
związku z Volterrą, nawet pomimo tego, że miasto samo w sobie nie jest
nam nic winne. Również Sulpicia poniosła stratę, którą tylko mogę sobie wyobrażać,
ale to silna kobieta – i to na tyle, by znaleźć w sobie dość motywacji,
by mimo żałoby przejąć rolę, którą dotychczas pełnił jej mąż, a której za
żadne skarby nie przyjęłaby moja matka. Początki zawsze są trudne, ale widząc
jak Sulpicia z wyraźnym wahaniem wydawała pierwsze polecenia, podświadomie
czułam, że będzie dobrze.
Musi być, jeśli tylko
sprawiedliwość istnieje na tym świecie.
Pozycja Volturi wciąż jest
krucha, a z tego, co mi wiadomo, nie wszyscy strażnicy byli w stanie
zaakceptować kobietę w roli władcy, ale Sulpicii bynajmniej to nie
zraziło. Część odeszła, ale na ich miejsce wciąż pojawiają się nowi, więc bycie
dobrej myśli wydaje się w pełni uzasadnione. Wszystko się zmienia i wszystko
wskazuje na to, że choć ten jeden raz świat zmierza ku lepszemu – i to
pomimo istnień, które musiały odejść, żeby doprowadzić do tego stanu rzeczy.
Rozglądam się po sypialni, która
należała do Izadory i Olivera, i zastanawiam się nad tym, dlaczego
pewne rzeczy musiały się wydarzyć – a także nad tym, jak wpływowe potrafią
być pewne wspomnienia, nawet po całych dniach, miesiącach albo latach będące w stanie
przenikać miejsce. Tu czuje dobre wspomnienia, a jednak przez cały czas
towarzyszy mi nieopisany wręcz smutek – ciężar, który ma mi towarzyszyć już
zawsze, choć z czasem bez wątpienia się do niego przyzwyczaję. To chyba
część ludzkiej natury – to, że prędzej czy później zawsze jesteśmy w stanie
się dostosować – bo niezależnie od wszystkiego, żadne tak naprawdę nie różni
się od śmiertelników, których krew daje nam życie.
Piszę te słowa i wiem jedno –
że nie zapomnę. Nie chcę tego, zresztą wiem, że Izadora by tego nie chciała;
tego, żebyśmy tak po prostu zapomnieli… To trudne, zwłaszcza teraz, a na
dłuższą metę żadne z nas nie potrafi znieść tej pustki, ale wydaje mi się,
że taka właśnie jest ludzka natura – pełna sprzeczności i słabości, które
musimy nauczyć się znosić. Chcę, by tak było w moim przypadku, nawet
pomimo tego, że jeszcze tego wieczora będę daleko, a moja rodzina…
Och, tak, zapomniałabym. Chcemy
się usamodzielnić – ja, Edward i Renesmee. Sama nie jestem pewna, które z nas
tak naprawdę jako pierwsze podjęło decyzję, ale wyprowadzka wydawała się
oczywista. Nie, to nie jest ucieczka, a przynajmniej ja nie chcę o tym
myśleć w tych kategoriach, zresztą oboje z mężem czuliśmy, że to
najrozsądniejsze, co możemy zrobić.
Chcemy zacząć od nowa – gdzieś daleko,
gdzie będziemy w stanie zbudować bezpieczny dom dla siebie i naszej
córki. Nasi bliscy nie byli zachwyceni tą wiadomością, zwłaszcza Esme, ale
wiem, że rozumieją.
Czas pokaże, czy ta decyzja
będzie słuszna.
Tak czy inaczej, chcę wierzyć w to,
że będzie już tylko lepiej – i że niezależnie od wszystkiego, żadne z nas
nie zapomni, a oprócz złych rzeczy, zachowa w pamięci przede
wszystkim to, co najlepsze.
Ja będę pamiętać.
Isabella Mary Cullen
Alaska,
18 grudnia 2012r.
Przeczytałam całe opowiadanie :) Bardzo mi się podoba Twoja wersja Zmierzchu :) Szczególnie Bella Twoja o wiele lepsza niż w książce :) Czytałam z zapartym tchem każdy rozdział :) Mega podoba mi się Twój styl pisania, mam zamiar przeczytać wszystkie Twoje opowiadania :D Zaczęłam od tego bo jest zakończone :) a ja jestem bardzo niecierpliwa szczególnie jak ktoś tak cudownie pisze! :) Cieszę się że znalazłam Twoje opowiadania pośród wielu opowiadań o wampirach :D Bo uwielbiam tego typu opowiadania :) Dziękuję za cudownie spędzony czas :*
OdpowiedzUsuńBuziaki i pozdrawiam,
Shadow :)
Jej, bardzo dziękuję Ci za tyle ciepłych słów :) Naprawdę, to niesamowite uczucie, kiedy po tak długim czasie od zakończenia okazuje się, że ktoś tutaj trafił, spodobało się, że wciąż pamięta. No cóż, ja pamiętam – tak jak napisałam :D
UsuńMam nadzieję, że w takim wypadku nie zawiedziesz się na innych moich historiach, tym bardziej, że ULS zawsze traktowałam trochę po macoszemu; moim zdaniem jest po prostu najsłabsze, ale oczywiście mogę się mylić :) Jeśli spodobała Ci się ta historia, po cichu liczę, że w tej tematyce podpasują Ci również The Shadows of the Past i – zwłaszcza, bo to moja perełka – Lost in the Time. To drugie jest niezakończone, ale sądzę, że przy liczbie rozdziałów i fakcie, że piszę tam codziennie, to nie powinno sprawiać problemów ;)
Raz jeszcze Ci dziękuję, również za to, że masz w planach ze mną zostać. Pozostaje mi mieć nadzieję, że się nie zawiedziesz :D
Mam nadzieję, że przeczytasz ten komentarz, bo u mnie żaden odzew nie idzie w pustkę. Również pozdrawiam! ^^
Nessa.
Rewelacja. Wydaj ksiazke a bedzie to best seller. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHej :)
UsuńŚlicznie dziękuję! Poprawiłaś (zakładam, że jesteś kobietą, więc jeśli nie, proszę o wybaczenie ^^) mi humor na dobry początek dnia. Dobrze wiedzieć, że ktoś ciągle tu zagląda, choć minęło tyle czasu od zakończenia.
Dziękuję za pozytywne słowa. Szczerze mówiąc, tę historię zwykle traktowałam po macoszemu, bo uważam ją za słabszą od tych, które piszę teraz. Ale cóż, początki, zresztą ten blog również wiele mnie nauczył. Plany wydawnicze jakieś mam, bo to moje marzenie, ale czas pokaże jak to będzie. Na razie piszę dla Was na blogach i to mi wystarczy :)
Również pozdrawiam!
Nessa.
Dobra, dobra, przeczytałam już parę dni temu, ale w końcu za kawał dobrej roboty komentarz się należy, prawda?
OdpowiedzUsuńPewnie się powtarzam, ale twoja wersja Zmierzchu wypada o wiele lepiej, niż oryginał. Bella nabrała charakteru, nawet Edward stał się jakiś taki mniej denerwujący... Nie mam pojęcia, dlaczego tak negatywnie oceniasz tę opowieść - może i nie jest najlepsza z tych, jakie napisałaś, ale spodobała się mi, a to znaczy, że już coś jest na rzeczy, bo mnie zadowolić jest naprawdę ciężko. Od zawsze podobał mi się twój styl pisania, w sumie myślę, że nawet gdybyś skrobała o niczym, i tak bym się nad tym rozpływała.
Co jeszcze mogę dodać? No cóż, z pewnością zaraz polecę czytać kolejne dzieła :) Myślę, że powinnaś spróbować swoich sił w pisaniu książki "do wydania" - skoro mi się udało, to tobie tym bardziej powinno!