Podziękowania.
Długo zbierałam się do
napisania notki, która w naturalny sposób powinna pojawić się zaraz po
epilogu. Na tej historii chyba od samego początku wszystko robiłam na opak,
przynajmniej w porównaniu do moich innych opowiadań, więc nawet sobie
samej nie dziwię się, że zebranie się do odpowiedniego uhonorowania tego
opowiadania zabrało mi kilka dni, chociaż wcześniej niejednokrotnie
zastanawiałam się nad tym, jak zachowam się, kiedy dojdę do tego momentu. Zdaję
sobie sprawę również z tego, że ten z moich blogów zawsze traktowałam
trochę po macoszemu, dlatego tym bardziej jestem z siebie dumna, że
ostatecznie udało mi się doprowadzić go do końca – i to nawet pomimo tego,
że zajęło mi to… ponad pięć i pół roku.
Dziwnie
jest myśleć mi o tym, że to już koniec, chociaż jednocześnie czuję wręcz
niewysłowioną ulgę, że ostatecznie wszystko potoczyło się w ten sposób.
Chyba nigdy tak naprawdę nie poczułam tej historii i nie będę ukrywać, że „Another
Twilight Story” jest i chyba już zawsze będzie najmniej lubianym przeze
mnie, najsłabszym z moich opowiadań. Nie potrafiłam wczuć się w Bellę,
chociaż bywały momenty, w którym to, co pisałam, dawało mi naprawdę dużo
przyjemności. Nigdy też nie pisałam na siłę, co chyba zdążyliście zauważyć po
tym, jak długo momentami trzeba było czekać na rozdział. Prawda jest taka, że
prawdziwy związek z tą konkretną historią poczułam chyba dopiero na etapie
trzeciej księgi, wprowadzając postacie Izadory i Olivera, którzy zawsze
będą moją ulubioną parą w tym opowiadaniu – i to pomimo zakończenia,
które pojawiło się w mojej głowie tak nieoczekiwanie i które wydało
mi się najodpowiedniejsze, mimo przykrych emocji, które się z nimi
wiązały.
Czuję ulgę,
ale i swego rodzaju smutek, bo wbrew wszystkiemu jestem z tym blogiem
związana. Jakby nie patrzeć, spędziłam na pisaniu tej historii część gimnazjum i całą
szkołę średnią, żeby ostatecznie uhonorować je właściwie już jako studentka. To
dziwne uczucie, żegnać się z czymś, co było częścią mojego życia przez tak
długi okres czasu… Najbardziej jednak cieszy mnie to, że skończyłam, a historia
dotarła do tego etapu, przy którym czuję ulgę i radość, że oddałam
wszystko to, co mogłam – i to pomimo tego, że wszystko nie zawsze szło
zgodnie z moimi założeniami czy pragnieniami. Scenariusze tej historii
zmieniały się raz za razem, a ja zdaję sobie sprawę z tego, że nie
wszystko jest doskonałe – zwłaszcza początku, które mogłyby być lepsze, ale…
Nie, nie żałuję niczego, bo to właśnie na tym opowiadaniu tak naprawdę
nauczyłam się pisać, a pomiędzy pierwszymi a ostatnimi rozdziałami
widzę różnice tak wielkie, że wtedy naprawdę czuję, że jestem z siebie
dumna – bo wiem, że rozwinęłam się na lepsze, choć jeszcze wiele pracy przede
mną, bo przecież człowiek uczy się przez całe życie.
Pamiętam
swoje początki, jeszcze na Onecie, więc tym bardziej cieszę się, że udało mi
się dociągnąć tę historię do końca. Pierwszy raz na dobre żegnam się z którymkolwiek
ze swoich blogów, świadoma tego, że nie dodam kolejnego rozdziału. To coś
innego, aniżeli zakończyć kolejną księgę opowiadania, bo tym razem czuję, że na
swój sposób kończę kolejny etap. Jeśli chodzi o to opowiadanie… Pierwotny
plan był inny, a ja zamierzałam napisać jeszcze jedną, piątą księgę, ale w trakcie
pewne rzeczy uległy zmianie, a ja poczułam, że to już. Samo rozwiązanie
tej części znacznie różni się od pierwowzoru, który miałam w głowie
jeszcze kilka lat wcześniej, ale czuję, że tak jest lepiej. Potrzebuję
odpoczynku i dystansu, a pisanie kolejnej księgi na siłę nie byłoby
czymś, co satysfakcjonowałoby mnie albo Was – tym bardziej, że ostatnia część
działaby się kilka znaczących lat po rozwiązaniu akcji tego opowiadania. Nie
ukrywam, że te pomysły wciąż są we mnie i znacznie ewoluowały, być może na
tyle, by przerodzić się w zupełnie nową historię. Odchodzę, zostawiając za
sobą otwarte drzwi, bo rozwiązanie księgi czwartej dalej mi furtkę, którą w każdej
chwili mogę wykorzystać – a jeśli to zrobię, bez wątpienia będziecie o tym
wiedzieć, bo nigdy nie porzucam swoich opowiadań i czytelników bez
chociażby słowa wyjaśnienia. Tak jest i tym razem, co zresztą można
zauważyć, skoro zmobilizowałam się do napisania tych kilku słow.
W tym
miejscu chyba powinnam pokusić się o długą listę podziękowań i słodyczy,
jak to robię na innych moich blogach, ale tym razem się powstrzymam. Dlaczego? Z prostego
powodu. Ten blog, ta historia… Już nawet nie chodzi o to, że od kilku
miesięcy miewałam poczucie pisania w pustkę. Wiem, że byliście, jesteście i być
może będziecie, bo naturalnie nie skasuję tego bloga, w nadziei, że komuś
jeszcze moje opowiadanie przyniesie choć trochę radości – bo w końcu cóż
jest piękniejsze od czytania, prawda?
Przez te
lata przez moje życie i obie wersje tego bloga przewinęło się dość osób,
bym do wieczora spisywała kolejne imiona i przezwiska, a pewnie
finalnie i tak bym o kimś zapomniała. Kolejni czytelnicy przychodzili
i odchodzili, ale czasami nawet kilka pojedynczych słów znaczyło dla mnie
bardzo wiele. Nie jestem w stanie wyrazić w pełni wdzięczności, którą
czuję wobec każdej osoby, która uznała moją twórczość za wartą tego, żeby
przeczytać choć kilka linijek, więc powiem jedyną rzecz, która przychodzi mi do
głowy: dziękuję.
Dziękuję każdemu, kto dotarł albo dotrze do
tego miejsca.
Co mogłabym jeszcze powiedzieć? To były cudowne lata, a ja bez
wątpienia prędzej czy później tutaj wrócę, żeby powspominać albo poprawić błędy
– bo wiem, że było ich sporo. Na tę chwilę moja przygoda z „Another
Twilight Story” jest zakończona, chociaż to oczywiście nie znaczy, że znikam z blogosfery,
a tym bardziej rezygnuję z pisania. Lista aktualnie prowadzonych
przeze mnie historii jest dostępna w lewej kolumnie bloga (tak, tak –
twórcze „Inne” w nazwie gadżetu) albo w moim profilu.
Na koniec dodam jeszcze, że cały zbiór mojej twórczości
można znaleźć pod nowym, niedawno stworzonym niedawno blogu, który porządkuje
całą moją twórczość – a więc wszystkie opublikowane przeze mnie
opowiadania i teksty:
To chyba
wszystko z mojej strony. Dla zainteresowanych, odrobina statysty, jeśli
chodzi o dzień dzisiejszy i ostateczne zakończenie tego bloga [KLIK i KLIK].
Gdyby ktoś chciał nawiązać ze mną kontakt, jestem dostępna pod GG – 4053520 albo
male’m – justyna1062@op.pl.
Tyle z mojej
strony – i ja też będę pamiętać.
Nessa