środa, 27 maja 2015

Pięćdziesiąt jeden

Pięćdziesiąt jeden.
Alec

Nerwowo przygarnęłam do siebie wyrywającą się w stronę przybysza Renesmee. Wciąż oszołomiona, spojrzałam najpierw na moją rozochoconą córeczkę, a później stojącego w progu Alec'a, próbując zrozumieć, co właściwie dzieje się wokół mnie. Dla pewności przygarnęłam Nessie do piersi, układając dłoń na jej czole, chociaż przecież doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że mała nie ma gorączki.
Sama Renesmee chyba nie miała pojęcia o co mi chodzi, bo chociaż na moment się uspokoiła, unosząc główkę, żeby móc spojrzeć na mnie z zaciekawieniem, ale i swego rodzaju zwątpieniem. Jej czekoladowe oczy spoglądały na mnie z równą ufnością, co i na Alec'a, chociaż to dalej było dla mnie nie do pojęcia, tak, że sama już nie wiedziałam, jak powinnam się w obecnej sytuacji zachować. Westchnęłam przeciągle, po czym krótko nachyliłam się, żeby ucałować córeczkę we włosy. Byłam zdenerwowana, a obecność któregokolwiek z członków straży przybocznej Volturi mi nie pomagała, a już zwłaszcza bliźniaczego brata wampirzycy, która dopiero co próbowała mnie zabić.
– Isabello… – usłyszałam i drgnęłam nerwowo, natychmiast przenosząc spojrzenie na zastygłego w bezruchu Alec'a.
– Nie zbliżają się do mnie – syknęłam, dla podkreślenia swoich słów wydając z siebie przeciągłe, ostrzegawcze warknięcie. Wyraz twarzy wampira nie zmienił się, ale przynajmniej poczułam się odrobinę lepiej, mając chociażby złudne wrażenie tego, że panuję nad sytuacją. Jakby nie patrzeć, właśnie go ostrzegłam, więc w razie potrzeby mogłam z czystym sumieniem go zabić, o ile oczywiście miałam chociażby cień szansy na to, by zranić wampira. – Mówię poważnie. Podejdź chociażby o krok, a nie ręczę za siebie.
– Nie mam takiego zamiaru. – Alec rzucił mi nieprzeniknione, nie wyrażające żadnych konkretnych emocji spojrzenie.
Nie odpowiedziałam, puszczając jego słowa mimo uszu. Wciąż mocno tuląc do siebie Renesmee, zrobiłam kolejny krok w tył, po czym skrzywiłam się, kiedy przypadkiem uderzyłam udami w stojące tuż za mną łożę z baldachimem. Nerwowo obejrzałam się przez ramię, gniewnie spoglądając na nieszczęsny mebel, zupełnie jakbym wierzyła w to, że łóżko samo z siebie postanowi ułatwić mi sprawę i odsunie się na bok. Oczywiście nie miałam na co liczyć, a jedynym, co mi pozostało, było obejście go dookoła, ale starałam się o tym nie myśleć, skupiona na metodycznym przesuwaniu się w bok, by później swobodnie wycofać się w głąb pokoju. Co prawda zdawałam sobie sprawę z tego, że to i tak nic nie da, a moje szanse na ucieczkę są bliskie zeru, ale przecież nie mogłam tak po prostu stać w miejscu i czekać na cud.
Przez cały ten czas Alec przypatrywał mi się w milczeniu, w żaden sposób nie reagując na moje działania ani nawet nie próbują mnie powstrzymać. Ta bierność była dla mnie nie do pojęcia, dlatego nawet nie próbowałam się nad jego zachowaniem zastanawiać. Już i tak wystarczająco uciążliwa była dla mnie sama jego obecność oraz świadomość tego, że nie jestem w stanie w porę wyciągnąć z pokoju Renesmee, a tym bardziej zapewnić jej bezpieczeństwo. Nie chciałam rzucać się do wali przy małej, nie wspominając o tym, że miałam małe pole do manewru z dzieckiem na rękach, ale gdyby to okazało się konieczne, nie zawahałabym się nawet przez moment.
Oddychałam coraz szybciej i bardziej spazmatycznie, chociaż starałam się za wszelką cenę panować nad sobą i własnymi odruchami. A niech to szlag, okazywania słabości przy wampirach, zwłaszcza tych wyjątkowo wrogo nastawionych, nigdy nie było dobrym pomysłem, a w tym jednym wypadku mogło mnie nawet zgubić. Byłam tego wręcz boleśnie świadoma, tak jak i zdawałam sobie sprawę z tego, iż w każdej chwili sytuacja może się jeszcze pogorszyć. Napięta do granic możliwości, czekałam na coś, czego nie potrafiłam jednoznacznie opisać i co napawało mnie jakimś szczególnym, trudnym do opisania rodzajem lęku – w równym stopniu paraliżującym i paradoksalnie wydającym się pobudzać mnie do działania.
– Mamusiu? – zaniepokoiła się Nessie, niespokojnie wierząc się w moich ramionach i krótko okręcając się, żeby móc na mnie spojrzeć.
– Wszystko będzie dobrze – uspokoiłam ją, chociaż wcale nie byłam pewna, czy to oby na pewno było aż takie proste. – Nie bój się, kochanie.
– Nie boję się – zapewniła i zabrzmiało to w ten szczery, charakterystyczny dla dziecka sposób.
Nerwowo pokręciłam głową, sama sobie nie potrafiąc wytłumaczyć, co takiego powinnam o całej tej sytuacji myśleć. Wiedziałam jedynie, że nade wszystko pragnę rzucić się do ucieczki, balansując gdzieś na granicy zdrowego rozsądku i swego rodzaju paniki. Miałam ochotę rzucić się do biegu, niezależnie od tego, jak moje zachowanie mógł odebrać Alec. Może gdybym postąpiła w tak lekkomyślny, na swój sposób szalony sposób, bez ostrzeżenia rzucając się w stronę drzwi, zaskoczyłabym go do tego stopnia, by jednak nie próbował mnie zatrzymywać.
– Chyba nie zamierzasz rzucić się z okna, prawda? – zapytał mnie nagle Alec, spoglądając w moją stronę spod lekko uniesionych brwi.
Przystanęłam, po czym nerwowo obejrzałam się przez ramię, w istocie patrząc wprost na zaciągnięte zasłony. Pierwsze promienie słoneczne przenikały przez materiał, rzucając łagodny krąg światła na podłogę oraz dodatkowo uwypuklając zarys majaczącego tuż za ciężką kotarą okna. Chociaż nie miałam konkretnego planu, mimo bodaj pomyślałam, że gdybym nie miała innego wyboru, może to wcale nie byłoby taką złą perspektywą. Byłam co najwyżej na pierwszym albo na drugim piętrze, a gdybym odpowiednio zastanowiła się nad tym, co robię i jak układamy stopy, być może…
Nerwowo przygryzłam dolną wargę, ledwo kontrolując własne odruchy i siłę. Gdybym nie miała na rękach Nessie, najpewniej już dawno podjęłabym decyzję, ale teraz to wcale nie było takie proste, jak mogłoby się wydawać. Krążyłam nerwów, coraz bardziej spanikowana i bliska szaleństwa. Nie chciałam tego, co działo się wokół mnie, ale już dawno zdążyłam się przekonać, że nie ma znaczenia, co tak naprawdę sobie myślałam albo miałam na celu. Nic nie było takie, jak mogłabym oczekiwać, a los raz po raz rzucał mi kłody pod nogi, nie dając mi najmniejszych szans na to, żebym choć jeden raz mogła wziąć życie we własne ręce i sensownie mogła podjąć decyzję. Nie rozumiałam, dlaczego tak jest, ale to w gruncie rzeczy nie miało znaczenia, a ja mogłam co najwyżej spróbować po raz kolejny dostosować się do sytuacji.
– Mamo… – Cichy, absolutnie spokojny głos Nessie sprowadził mnie na ziemię. Zamrugałam nieprzytomnie, po czym przeniosłam wzrok na córeczkę, uprzytomniają sobie, że stoję w miejscu, pustym wzrokiem spoglądając w przestrzeń. Co więcej, podejrzewałam, że mała od dłuższego czasu próbowała zwrócić moją uwagę, raz po raz kręcąc się w moich ramionach. Zabawne, ale moje milczenie chyba martwiło ją bardziej od tego, że w pokoju był obcy wampir. – Mamusiu, dlaczego jesteś zdenerwowana? – zapytała mnie, tym samym całkowicie wytrącając mnie z równowagi.
 – Isabello, czy moglibyśmy…? – zaczął w tym samym momencie Alec, ale nawet nie próbowałam koncentrować się na jego słowach.
Tego zdecydowanie było dla mnie za dużo.
– Stój tam, do cholery! – „huknęłam”, aż Nessie skuliła się w moich ramionach, wyraźnie zaniepokojona tym, że podniosłam głos.
Sama również wzdrygnęłam się, kiedy poczułam, jak powietrze wokół mnie wiruje, nagle ciężkie i wypełnione czymś, czego nie byłam w stanie jednoznacznie określić. Szyba w oknie tuż za mną zadrżała, a ułamek sekundy później usłyszałam trzask, kiedy ozdobny wazon, który stał na stoliku gdzieś w kącie, zachwiał się i spadł na podłogę.
Lekko oszołomiona i wciąż pod wpływem silnego wzburzenie, ze świstem wypuściłam powietrze z płuc. To była moja zasługa? Nie miałam pojęcia, ale to właściwie nie miało dla mnie znaczenia. Moje zdolności do tej pory pozostawały dla mnie zagadką, zwłaszcza telekineza, której w najmniejszym stopniu nie potrafiłam kontrolować. Pewne rzeczy po prostu się działy, w niektórych przypadkach będąc wybawieniem.
Instynktownie przeniosłam ciężar ciała małej na jedną rękę, drugą ostrzegawczym gestem wyrzucając przed siebie. Zacisnęłam palce, tak mocno, że aż zabolało, ale właściwie nie zwróciłam na to uwagi, zbyt przejęta sytuacją. Gdyby tylko udało mi się wykorzystać swoje zdolności, żeby cisnąć wampirem o ścianę, prawie tak jak jego siostrą na korytarzu…
– Hej, tylko bez przesady! – zaoponował Alec, nagle cofając się o krok. Zaskoczył mnie tym, musiałam przyznać, tym bardziej, że to nie on miał powody do niepokoju. – Nie chcę niczego złego… Mówię poważnie! Nessie, maleńka, powiedz jej, że…
– Jak śmiesz do tego wszystkiego zwracać się do mojej córki?!
Wampir zawahał się, nerwowo otwierając i zaraz zamykając usta. Z ruchu jego warg zorientowałam się, że zaklął cicho, wyraźnie zaskoczony moją reakcją. Nie rozumiałam, dlaczego do tej pory nie zaatakował, chociaż miał po temu idealną okazję, wbrew wszystkiemu mogąc poszczycić się tym, że miał nade mną przewagę, zwłaszcza, że byłam tylko nic nieznaczącą półkrewką z dzieckiem na rękach. Gdyby tylko zapragnął, mógłby zmusić mnie dosłownie do wszystkiego, choć bynajmniej nie zamierzałam ubolewać z powodu tego, że nie próbował wykorzystać mojej troski o Nessie. Tak czy inaczej, nawet jeśli jego bierność i to, że wydawał się chętny do tego, żeby spróbować wciągnąć mnie w rozmowę, nie była w stanie mnie uspokoić. Nerwy miałam w strzępkach, a na domiar złego przez cały czas zamartwiałam się o Edwarda, Izadorę… W zasadzie o wszystkich bliskich, tym bardziej, że nie miałam najmniejszych wątpliwości co do tego, że wszyscy jesteśmy w poważnych tarapatach, przez cały ten czas ryzykując życie. Miałam złe przeczucia, tak przejmujące i intensywne, że do pewnego stopnia trudno mi było oddychać, chociaż za wszelką cenę starałam się koncentrować na chwytaniu oddechu i jakkolwiek uspokoić puls, chociaż to okazało się o wiele trudniejsze niż mogłabym przypuszczać.
Nie, wszystko szło w zdecydowanie nie tym kierunku, którego mogłabym oczekiwać. Przecież ja tylko pragnęłam wyrwać stąd Nessie, by zapewnić jej bezpieczeństwo i tym samym umożliwić moim bliskim wycofanie się, póki jeszcze wszystko było w porządku. Nie sądziłam, żeby potrzeba bezpieczeństwa była w obecnej sytuacji czymkolwiek niewłaściwym, ale mimo wszystko…
Alec nagle zamarł i nerwowo obejrzał się na zamknięte drzwi, które miał za plecami. Sama również powiodłam za jego spojrzeniem, spinając się jeszcze bardziej i nasłuchując, ale na korytarzu – przynajmniej w pobliżu komnaty, w której się znajdowaliśmy – wydawała się panować niemal idealna cisza.
Usłyszałam przeciągłe westchnienie, a potem Alec przeniósł wzrok na mnie, nieznacznie potrząsając głową.
– Jeśli znowu zaczniesz krzyczeć, ktoś naprawdę przyjdzie, a wtedy oboje będziemy mieli kłopoty. Mnie też nie powinno tutaj być, jasne? – Spojrzał na mnie w naglący, przenikliwy sposób, jakby błagając mnie o zrozumienie. Ha! I co jeszcze? – Mówię poważnie. Jak sądzisz, dlaczego tutaj stoję i próbuję z tobą rozmawiać, zamiast…
– Zamiast rzucić mi się do gardła? – dopowiedziałam usłużnie, kiedy nagle urwał, być może przez wzgląd na Nessie i konieczność odpowiedniego doboru słów. W zasadzie nie miałam pewności, dlaczego akurat Alec miałby przejmować się tym, co sobie pomyśli albo poczuje moja córka, ale nie zamierzałam się nad tym zastanawiać. – A ja wiem? Nie obchodzi mnie to! – oznajmiłam buntowniczym tonem.
– Może powinno. – Alec nerwowo oblizał wargi, wciąż skoncentrowany na mnie i tym, co miał do powiedzenia. Odniosłam wrażenie, że w pośpiechu szukał sposobu na to, żeby w dość sensownie wytłumaczyć mi coś istotnego, co powinno wydać mi się istotne. – Mógłbym pokazać wam, który bezpiecznie stąd wyjdziecie. Ja…
– Słucham?
Zamrugałam nieprzytomnie, całkowicie wytrącona z równowagi jego sugestią. Spodziewałam się naprawdę wielu rzeczy, ale to… Nie, to było zdecydowanie ponad moje siły, a on chyba był szalony, jeśli sądził, że uda mu się mnie omamić w tak prosty, pozbawiony jakiejkolwiek logiki sposób. Sama już nawet nie miałam pewności czy powinnam się śmiać, czy może płakać, dlatego ostatecznie zdecydowałam się na milczenie, chociaż i to okazało się dla mnie sporym wyzwaniem, bo aż rwałam się do tego, żeby jednak zacząć wyklinać na czym świat stoi. Niestety, w jednym musiałam przyznać Alec'owi rację, bo krzyk w istocie był chyba najgorszym, co mogłabym w obecnej sytuacji zrobić.
– Alec jest niegroźny, mamusiu. – Nessie zdecydowała się przerwać panujące milczenie. Wciąż oszołomiona, przeniosłam na nią wzrok, kiedy okręciła się w moich ramionach, wyciągając rączki w stronę mojej twarzy. – Mamo…
Zacisnęłam usta, ale nie potrafiłam ciskać się, kiedy to ona się do mnie zwracała. Nachyliłam się w jej stronę, żeby móc musnąć jej czółko wargami, sama niepewna tego, czy próbowałam w ten sposób uspokoić siebie, czy może ją. W tamtej chwili to właśnie Renesmee wydawała się być moim zdrowym rozsądkiem i pretekstem do tego, żeby jednak zachować cierpliwość, zamiast poddać się targającym mną emocjom i posunąć do zrobienia czegoś, czego później jak nic miałabym bardzo żałować.
Wciąż niepewna i zdezorientowana, pozwoliłam, żeby córeczka ułożyła obie rączki na mojej twarzy. Zauważyłam pionową zmarszczkę, która pojawiła się pomiędzy jej brwiami, gdy mała spróbowała skoncentrować się na przekazaniu mi swoich wspomnień. Spięłam się instynktownie, psychicznie próbując przygotować na to, że Nessie jak zwykle przeniknie przez chroniącą mój umysł tarczę, żeby móc wykorzystać swój dar. To doświadczenie nadal było dla mnie dziwne, chociaż to nie martwiło mnie aż tak bardzo, jak sama perspektywa dekoncentracji w sytuacji, w której w każdej chwili mógł zaatakować nas ktoś, komu nie ufałam.
Przestałam o tym myśleć, kiedy komnata i Alec w ułamku sekundy zniknęli, wyparci przez obrazy, które podsunęła mi Renesmee. Jej wspomnienia jak zwykle okazały się niezwykle żywe, pełne kolorów, dźwięków i zapachów, a przy tym wzbogacone przez jej indywidualne odczucia i myśli. Tym razem dominował przede wszystkim strach oraz dezorientacja, więc instynktownie przygarnęłam ją mocniej, przeczesując jej włosy palcami i lekko kołysząc, chociaż moja mała wydawała mi się o wiele spokojniejsza ode mnie.
Lęk był w tej sytuacji najzupełniej naturalny, tak jak i tęsknota, którą przez cały ten czas czuła. Chciała do mnie albo do Edwarda – któregokolwiek z nas albo naszych najbliższych – w żaden sposób nie potrafiąc zrozumieć tego, dlaczego jest sama w obcym miejscu. Chociaż traktowali ją dobrze (do opieki nad małą wyznaczono jakąś kobietę, na dodatek człowieka, co przyjęłam z ulgą), nie potrafiła być spokojna, a tym bardziej zaufać komuś, kto przecież był jej obcy. Już samo to wystarczyło, by wytrącić mnie z równowagi, ale nim zdążyłam się nad tym zastanowić, Renesmee pokazała mi jeszcze więcej, a ja cała zesztywniałam, kiedy przez jej wspomnienia przewinął się Alec. Początkowo się go bała, ale z czasem lęk minął, a Nessie darzyła go szczerą, dziecięcą sympatią, ufając mu niemal w równym stopniu, co i mnie. Jej wspomnienia mnie oszołomiły, tym bardziej, że nawet gdybym chciała, nie potrafiłabym tak po prostu uwierzyć w to, że moja córka…
Ale sposób w jaki na niego patrzyła, był jednoznaczny. Czułam się dziwnie, spoglądając na kogoś, kogo sama uważałam za mordercę, oczami ufnego dziecka, jednak niezależnie od własnych uprzedzeń i przekonań, nie mogłam zaprzeczyć temu, że wampir był dla Renesmee dobry. W oszołomieniu byłam wręcz skłonna stwierdzić, że nawet się o nią troszczył, nie tylko próbując chronić ją przed Jane, ale w najgorszym momencie przynosząc jej krew, by mogła się wzmocnić. Skrzywiłam się mimowolnie, a gardło zapiekło mnie żywym ogniem, kiedy Nessie zaczęła rozpamiętywać słodki smak osoki, ale prawie natychmiast wzięłam się w garść. Nawet do głowy mi nie przyszło, że mogłabym córeczkę skrzywdzić, zresztą wszelakie wątpliwości krążące mi po głowie pytania momentalnie zeszły na dalszy plan, wyparte przez troskę. W milczeniu ujęłam Nessie za rączkę, delikatnie ale stanowczo dając jej do zrozumienia, by już nie dotykała mojej twarzy. Posłusznie zabrała dłoń, ale nadal przypatrywała mi się z zaciekawieniem, chociaż jej spojrzenie raz po raz uciekało w stronę milczącego, obserwującego nas ze swojego miejsca w progu Alec’a. Jej zachowanie oczywiście nie uszło mojej uwadze, wystawiając moje nerwy na próbę, jakby mało było tego, że wspomnienia i fakt, że wampir nie skorzystał z chwili mojej nieuwagi, by nas zaatakować, wystarczająco wymownie nie udowadniały tego, że Renesmee miała rację, a my nie miałyśmy powodów do niepokoju.
Energicznie potrząsnęłam głową, próbując opędzić od siebie niechciane myśli i jakoś wziąć się w garść. A niech to! Miałam wrażenie, że wszystko i wszyscy są przeciwko mnie, a jakby tego było mało, chyba naprawdę nie pozostawało mi nic innego, jak zdać się na łaskę i niełaskę Alec’a Volturi!
– Dobra! – jęknęłam, mając ochotę w nieco teatralnym, poddańczym geście wyrzucić obie ręce ku górze, ale powstrzymałam się przez wzgląd na Renesmee. – Doba, niech wam będzie!
– Dobra? – powtórzył Alec, spoglądając na mnie spod lekko uniesionych brwi. – Cóż to znaczy?
Zacisnęłam usta, poirytowana. Robił mi to specjalnie, czy może to ja zaczynałam być przewrażliwiona?
W duchu modląc się o cierpliwość, przestąpiłam o krok do przodu, wciąż odrobinę nieufnie spoglądając na stojącego przede mną wampira. Alec przypatrywał mi się z niemniejszą uwagą, śledząc każdy mój kolejny krok i sprawiając, że zaczynałam czuć się co najmniej nieswojo, chociaż za wszelką cenę starałam się o tym nie myśleć. W końcu gdyby chciał, już dawno wpędziłby mnie w kłopoty i chociaż to niczego nie znaczyło, zamierzałam się tej myśli trzymać, nawet jeśli później być może miałam swojej naiwności żałować.
Odetchnęłam głęboko, wciąż nie do końca przekonana, czy postępuję słusznie. Z Renesmee na rękach podeszłam jeszcze bliżej, po czym – siląc się na spokojny, przesadnie wręcz uprzejmy ton, zdecydowałam się odezwać:
– Dziękuję ci za to, że zająłeś się Renesmee – wypaliłam na wydechu, całkiem skutecznie wytrącając z równowagi mojego rozmówcę.
– Ja… Nie zrobiłem niczego takiego – uciął, a ja z zaskoczeniem przekonałam się, że chyba udało mi się wprawić go w zakłopotanie. Kto by pomyślał! – Czy teraz w końcu zechcesz mnie wysłuchać? – dodał, a ja ledwo powstrzymałam się przed wymownym wywróceniem oczami.
– Naprawdę możesz nam pomóc? – przeszłam do rzeczy, chcąc jak najszybciej zacząć działać i zabrać Renesmee. – Alec’u, posłuchaj…
– Mogę zaprowadzić was do wyjścia. Twierdza jest opustoszała, a ja… Cóż, konflikt między Aro a Kajuszem nigdy nie był waszą sprawą. To wszystko – wyjaśnił, chociaż przecież nie oczekiwałam od niego jakiegokolwiek usprawiedliwienia.
W milczeniu skinęłam głową, próbując zrozumieć, dlaczego jego słowa zabrzmiały trochę jak marna wymówka, którą wymyślił na prędcy i teraz bardzo zależało mu na tym, żebym w nią uwierzyła. Co prawda zagadką pozostawało dla mnie to, co robił, a tym bardziej nie pojmowałam, co takiego kryło się za podejmowanymi przez Alec’a decyzjami, ale w gruncie rzeczy…
No cóż, to brzmiało sensownie, a już na pewno było prawdziwe. Tym bardziej nie rozumiałam, skąd brało się przeczucie, że za jego zachowanie kryło się coś więcej, ale nie dałam sobie czasu na wątpliwości, a tym bardziej nie zamierzałam dodatkowo komplikować sytuacji i próbować go o cokolwiek pytać. W tamtej jednej chwili pozostało mi jedynie zaufanie i chociaż nie miałam pojęcia, gdzie nas to zaprowadzi, postanowiłam przynajmniej zaryzykować.
Alec stanowczo skinął głową w stronę drzwi, więc ruszyłam za nim. Nessie mocniej wtuliła się we mnie, kiedy tylko znaleźliśmy się na korytarzu, być może przeczuwając, że dzieje się coś ważnego i powinna być cicho. Zamarłam w bezruchu, czekając aż nasz niespodziewany sojusznik podejmie jakąś konkretną decyzję, ale zanim wampir zdążył ruszyć się aż o krok, wszystko poszło nie tak.
Dziki, zwierzęcy wrzask, który przerwał panującą wokół ciszę, zmienił wszystko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz



After We Fall
stories by Nessa