Pięćdziesiąt jeden.
Alec
Nerwowo przygarnęłam do siebie
wyrywającą się w stronę przybysza Renesmee. Wciąż oszołomiona, spojrzałam
najpierw na moją rozochoconą córeczkę, a później stojącego w progu
Alec'a, próbując zrozumieć, co właściwie dzieje się wokół mnie. Dla pewności
przygarnęłam Nessie do piersi, układając dłoń na jej czole, chociaż przecież
doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że mała nie ma gorączki.
Sama
Renesmee chyba nie miała pojęcia o co mi chodzi, bo chociaż na moment się
uspokoiła, unosząc główkę, żeby móc spojrzeć na mnie z zaciekawieniem, ale
i swego rodzaju zwątpieniem. Jej czekoladowe oczy spoglądały na mnie z równą
ufnością, co i na Alec'a, chociaż to dalej było dla mnie nie do pojęcia,
tak, że sama już nie wiedziałam, jak powinnam się w obecnej sytuacji
zachować. Westchnęłam przeciągle, po czym krótko nachyliłam się, żeby ucałować
córeczkę we włosy. Byłam zdenerwowana, a obecność któregokolwiek z członków
straży przybocznej Volturi mi nie pomagała, a już zwłaszcza bliźniaczego brata
wampirzycy, która dopiero co próbowała mnie zabić.
–
Isabello… – usłyszałam i drgnęłam nerwowo, natychmiast przenosząc
spojrzenie na zastygłego w bezruchu Alec'a.
– Nie
zbliżają się do mnie – syknęłam, dla podkreślenia swoich słów wydając z siebie
przeciągłe, ostrzegawcze warknięcie. Wyraz twarzy wampira nie zmienił się, ale
przynajmniej poczułam się odrobinę lepiej, mając chociażby złudne wrażenie
tego, że panuję nad sytuacją. Jakby nie patrzeć, właśnie go ostrzegłam, więc w razie
potrzeby mogłam z czystym sumieniem go zabić, o ile oczywiście miałam
chociażby cień szansy na to, by zranić wampira. – Mówię poważnie. Podejdź
chociażby o krok, a nie ręczę za siebie.
– Nie mam
takiego zamiaru. – Alec rzucił mi nieprzeniknione, nie wyrażające żadnych
konkretnych emocji spojrzenie.
Nie
odpowiedziałam, puszczając jego słowa mimo uszu. Wciąż mocno tuląc do siebie
Renesmee, zrobiłam kolejny krok w tył, po czym skrzywiłam się, kiedy
przypadkiem uderzyłam udami w stojące tuż za mną łożę z baldachimem.
Nerwowo obejrzałam się przez ramię, gniewnie spoglądając na nieszczęsny mebel,
zupełnie jakbym wierzyła w to, że łóżko samo z siebie postanowi
ułatwić mi sprawę i odsunie się na bok. Oczywiście nie miałam na co
liczyć, a jedynym, co mi pozostało, było obejście go dookoła, ale starałam
się o tym nie myśleć, skupiona na metodycznym przesuwaniu się w bok,
by później swobodnie wycofać się w głąb pokoju. Co prawda zdawałam sobie
sprawę z tego, że to i tak nic nie da, a moje szanse na ucieczkę
są bliskie zeru, ale przecież nie mogłam tak po prostu stać w miejscu i czekać
na cud.
Przez cały
ten czas Alec przypatrywał mi się w milczeniu, w żaden sposób nie
reagując na moje działania ani nawet nie próbują mnie powstrzymać. Ta bierność
była dla mnie nie do pojęcia, dlatego nawet nie próbowałam się nad jego
zachowaniem zastanawiać. Już i tak wystarczająco uciążliwa była dla mnie
sama jego obecność oraz świadomość tego, że nie jestem w stanie w porę
wyciągnąć z pokoju Renesmee, a tym bardziej zapewnić jej
bezpieczeństwo. Nie chciałam rzucać się do wali przy małej, nie wspominając o tym,
że miałam małe pole do manewru z dzieckiem na rękach, ale gdyby to okazało
się konieczne, nie zawahałabym się nawet przez moment.
Oddychałam
coraz szybciej i bardziej spazmatycznie, chociaż starałam się za wszelką
cenę panować nad sobą i własnymi odruchami. A niech to szlag,
okazywania słabości przy wampirach, zwłaszcza tych wyjątkowo wrogo
nastawionych, nigdy nie było dobrym pomysłem, a w tym jednym wypadku mogło
mnie nawet zgubić. Byłam tego wręcz boleśnie świadoma, tak jak i zdawałam
sobie sprawę z tego, iż w każdej chwili sytuacja może się jeszcze
pogorszyć. Napięta do granic możliwości, czekałam na coś, czego nie potrafiłam
jednoznacznie opisać i co napawało mnie jakimś szczególnym, trudnym do
opisania rodzajem lęku – w równym stopniu paraliżującym i paradoksalnie
wydającym się pobudzać mnie do działania.
–
Mamusiu? – zaniepokoiła się Nessie, niespokojnie wierząc się w moich
ramionach i krótko okręcając się, żeby móc na mnie spojrzeć.
– Wszystko
będzie dobrze – uspokoiłam ją, chociaż wcale nie byłam pewna, czy to oby
na pewno było aż takie proste. – Nie bój się, kochanie.
– Nie boję
się – zapewniła i zabrzmiało to w ten szczery, charakterystyczny
dla dziecka sposób.
Nerwowo
pokręciłam głową, sama sobie nie potrafiąc wytłumaczyć, co takiego powinnam o całej
tej sytuacji myśleć. Wiedziałam jedynie, że nade wszystko pragnę rzucić się do
ucieczki, balansując gdzieś na granicy zdrowego rozsądku i swego rodzaju
paniki. Miałam ochotę rzucić się do biegu, niezależnie od tego, jak moje
zachowanie mógł odebrać Alec. Może gdybym postąpiła w tak lekkomyślny, na
swój sposób szalony sposób, bez ostrzeżenia rzucając się w stronę drzwi,
zaskoczyłabym go do tego stopnia, by jednak nie próbował mnie zatrzymywać.
– Chyba nie
zamierzasz rzucić się z okna, prawda? – zapytał mnie nagle Alec,
spoglądając w moją stronę spod lekko uniesionych brwi.
Przystanęłam,
po czym nerwowo obejrzałam się przez ramię, w istocie patrząc wprost na
zaciągnięte zasłony. Pierwsze promienie słoneczne przenikały przez materiał,
rzucając łagodny krąg światła na podłogę oraz dodatkowo uwypuklając zarys
majaczącego tuż za ciężką kotarą okna. Chociaż nie miałam konkretnego planu,
mimo bodaj pomyślałam, że gdybym nie miała innego wyboru, może to wcale nie
byłoby taką złą perspektywą. Byłam co najwyżej na pierwszym albo na drugim
piętrze, a gdybym odpowiednio zastanowiła się nad tym, co robię i jak
układamy stopy, być może…
Nerwowo
przygryzłam dolną wargę, ledwo kontrolując własne odruchy i siłę. Gdybym nie
miała na rękach Nessie, najpewniej już dawno podjęłabym decyzję, ale teraz to
wcale nie było takie proste, jak mogłoby się wydawać. Krążyłam nerwów, coraz
bardziej spanikowana i bliska szaleństwa. Nie chciałam tego, co działo się
wokół mnie, ale już dawno zdążyłam się przekonać, że nie ma znaczenia, co tak
naprawdę sobie myślałam albo miałam na celu. Nic nie było takie, jak mogłabym
oczekiwać, a los raz po raz rzucał mi kłody pod nogi, nie dając mi
najmniejszych szans na to, żebym choć jeden raz mogła wziąć życie we własne
ręce i sensownie mogła podjąć decyzję. Nie rozumiałam, dlaczego tak jest,
ale to w gruncie rzeczy nie miało znaczenia, a ja mogłam co najwyżej
spróbować po raz kolejny dostosować się do sytuacji.
–
Mamo… – Cichy, absolutnie spokojny głos Nessie sprowadził mnie na ziemię.
Zamrugałam nieprzytomnie, po czym przeniosłam wzrok na córeczkę, uprzytomniają
sobie, że stoję w miejscu, pustym wzrokiem spoglądając w przestrzeń.
Co więcej, podejrzewałam, że mała od dłuższego czasu próbowała zwrócić moją
uwagę, raz po raz kręcąc się w moich ramionach. Zabawne, ale moje
milczenie chyba martwiło ją bardziej od tego, że w pokoju był obcy
wampir. – Mamusiu, dlaczego jesteś zdenerwowana? – zapytała mnie, tym
samym całkowicie wytrącając mnie z równowagi.
– Isabello,
czy moglibyśmy…? – zaczął w tym samym momencie Alec, ale nawet nie
próbowałam koncentrować się na jego słowach.
Tego
zdecydowanie było dla mnie za dużo.
– Stój tam,
do cholery! – „huknęłam”, aż Nessie skuliła się w moich ramionach,
wyraźnie zaniepokojona tym, że podniosłam głos.
Sama
również wzdrygnęłam się, kiedy poczułam, jak powietrze wokół mnie wiruje, nagle
ciężkie i wypełnione czymś, czego nie byłam w stanie jednoznacznie
określić. Szyba w oknie tuż za mną zadrżała, a ułamek sekundy później
usłyszałam trzask, kiedy ozdobny wazon, który stał na stoliku gdzieś w kącie,
zachwiał się i spadł na podłogę.
Lekko
oszołomiona i wciąż pod wpływem silnego wzburzenie, ze świstem wypuściłam
powietrze z płuc. To była moja zasługa? Nie miałam pojęcia, ale to
właściwie nie miało dla mnie znaczenia. Moje zdolności do tej pory pozostawały
dla mnie zagadką, zwłaszcza telekineza, której w najmniejszym stopniu nie
potrafiłam kontrolować. Pewne rzeczy po prostu się działy, w niektórych
przypadkach będąc wybawieniem.
Instynktownie
przeniosłam ciężar ciała małej na jedną rękę, drugą ostrzegawczym gestem
wyrzucając przed siebie. Zacisnęłam palce, tak mocno, że aż zabolało, ale
właściwie nie zwróciłam na to uwagi, zbyt przejęta sytuacją. Gdyby tylko udało
mi się wykorzystać swoje zdolności, żeby cisnąć wampirem o ścianę, prawie
tak jak jego siostrą na korytarzu…
– Hej,
tylko bez przesady! – zaoponował Alec, nagle cofając się o krok.
Zaskoczył mnie tym, musiałam przyznać, tym bardziej, że to nie on miał powody
do niepokoju. – Nie chcę niczego złego… Mówię poważnie! Nessie, maleńka,
powiedz jej, że…
– Jak
śmiesz do tego wszystkiego zwracać się do mojej córki?!
Wampir
zawahał się, nerwowo otwierając i zaraz zamykając usta. Z ruchu jego
warg zorientowałam się, że zaklął cicho, wyraźnie zaskoczony moją reakcją. Nie
rozumiałam, dlaczego do tej pory nie zaatakował, chociaż miał po temu idealną
okazję, wbrew wszystkiemu mogąc poszczycić się tym, że miał nade mną przewagę,
zwłaszcza, że byłam tylko nic nieznaczącą półkrewką z dzieckiem na rękach.
Gdyby tylko zapragnął, mógłby zmusić mnie dosłownie do wszystkiego, choć
bynajmniej nie zamierzałam ubolewać z powodu tego, że nie próbował
wykorzystać mojej troski o Nessie. Tak czy inaczej, nawet jeśli jego
bierność i to, że wydawał się chętny do tego, żeby spróbować wciągnąć mnie
w rozmowę, nie była w stanie mnie uspokoić. Nerwy miałam w strzępkach,
a na domiar złego przez cały czas zamartwiałam się o Edwarda,
Izadorę… W zasadzie o wszystkich bliskich, tym bardziej, że nie
miałam najmniejszych wątpliwości co do tego, że wszyscy jesteśmy w poważnych
tarapatach, przez cały ten czas ryzykując życie. Miałam złe przeczucia, tak
przejmujące i intensywne, że do pewnego stopnia trudno mi było oddychać,
chociaż za wszelką cenę starałam się koncentrować na chwytaniu oddechu i jakkolwiek
uspokoić puls, chociaż to okazało się o wiele trudniejsze niż mogłabym
przypuszczać.
Nie,
wszystko szło w zdecydowanie nie tym kierunku, którego mogłabym oczekiwać.
Przecież ja tylko pragnęłam wyrwać stąd Nessie, by zapewnić jej bezpieczeństwo
i tym samym umożliwić moim bliskim wycofanie się, póki jeszcze wszystko
było w porządku. Nie sądziłam, żeby potrzeba bezpieczeństwa była w obecnej
sytuacji czymkolwiek niewłaściwym, ale mimo wszystko…
Alec nagle
zamarł i nerwowo obejrzał się na zamknięte drzwi, które miał za plecami.
Sama również powiodłam za jego spojrzeniem, spinając się jeszcze bardziej i nasłuchując,
ale na korytarzu – przynajmniej w pobliżu komnaty, w której się
znajdowaliśmy – wydawała się panować niemal idealna cisza.
Usłyszałam
przeciągłe westchnienie, a potem Alec przeniósł wzrok na mnie, nieznacznie
potrząsając głową.
– Jeśli
znowu zaczniesz krzyczeć, ktoś naprawdę przyjdzie, a wtedy oboje będziemy
mieli kłopoty. Mnie też nie powinno tutaj być, jasne? – Spojrzał na mnie w naglący,
przenikliwy sposób, jakby błagając mnie o zrozumienie. Ha! I co
jeszcze? – Mówię poważnie. Jak sądzisz, dlaczego tutaj stoję i próbuję
z tobą rozmawiać, zamiast…
– Zamiast
rzucić mi się do gardła? – dopowiedziałam usłużnie, kiedy nagle urwał, być
może przez wzgląd na Nessie i konieczność odpowiedniego doboru słów. W zasadzie
nie miałam pewności, dlaczego akurat Alec miałby przejmować się tym, co sobie
pomyśli albo poczuje moja córka, ale nie zamierzałam się nad tym
zastanawiać. – A ja wiem? Nie obchodzi mnie to! – oznajmiłam
buntowniczym tonem.
– Może
powinno. – Alec nerwowo oblizał wargi, wciąż skoncentrowany na mnie i tym,
co miał do powiedzenia. Odniosłam wrażenie, że w pośpiechu szukał sposobu
na to, żeby w dość sensownie wytłumaczyć mi coś istotnego, co powinno
wydać mi się istotne. – Mógłbym pokazać wam, który bezpiecznie stąd
wyjdziecie. Ja…
– Słucham?
Zamrugałam
nieprzytomnie, całkowicie wytrącona z równowagi jego sugestią.
Spodziewałam się naprawdę wielu rzeczy, ale to… Nie, to było zdecydowanie ponad
moje siły, a on chyba był szalony, jeśli sądził, że uda mu się mnie omamić
w tak prosty, pozbawiony jakiejkolwiek logiki sposób. Sama już nawet nie
miałam pewności czy powinnam się śmiać, czy może płakać, dlatego ostatecznie
zdecydowałam się na milczenie, chociaż i to okazało się dla mnie sporym
wyzwaniem, bo aż rwałam się do tego, żeby jednak zacząć wyklinać na czym świat
stoi. Niestety, w jednym musiałam przyznać Alec'owi rację, bo krzyk w istocie
był chyba najgorszym, co mogłabym w obecnej sytuacji zrobić.
– Alec jest
niegroźny, mamusiu. – Nessie zdecydowała się przerwać panujące milczenie.
Wciąż oszołomiona, przeniosłam na nią wzrok, kiedy okręciła się w moich
ramionach, wyciągając rączki w stronę mojej twarzy. – Mamo…
Zacisnęłam
usta, ale nie potrafiłam ciskać się, kiedy to ona się do mnie zwracała.
Nachyliłam się w jej stronę, żeby móc musnąć jej czółko wargami, sama
niepewna tego, czy próbowałam w ten sposób uspokoić siebie, czy może ją. W tamtej
chwili to właśnie Renesmee wydawała się być moim zdrowym rozsądkiem i pretekstem
do tego, żeby jednak zachować cierpliwość, zamiast poddać się targającym mną emocjom
i posunąć do zrobienia czegoś, czego później jak nic miałabym bardzo
żałować.
Wciąż
niepewna i zdezorientowana, pozwoliłam, żeby córeczka ułożyła obie rączki
na mojej twarzy. Zauważyłam pionową zmarszczkę, która pojawiła się pomiędzy jej
brwiami, gdy mała spróbowała skoncentrować się na przekazaniu mi swoich
wspomnień. Spięłam się instynktownie, psychicznie próbując przygotować na to,
że Nessie jak zwykle przeniknie przez chroniącą mój umysł tarczę, żeby móc
wykorzystać swój dar. To doświadczenie nadal było dla mnie dziwne, chociaż to
nie martwiło mnie aż tak bardzo, jak sama perspektywa dekoncentracji w sytuacji,
w której w każdej chwili mógł zaatakować nas ktoś, komu nie ufałam.
Przestałam
o tym myśleć, kiedy komnata i Alec w ułamku sekundy zniknęli,
wyparci przez obrazy, które podsunęła mi Renesmee. Jej wspomnienia jak zwykle
okazały się niezwykle żywe, pełne kolorów, dźwięków i zapachów, a przy
tym wzbogacone przez jej indywidualne odczucia i myśli. Tym razem
dominował przede wszystkim strach oraz dezorientacja, więc instynktownie
przygarnęłam ją mocniej, przeczesując jej włosy palcami i lekko kołysząc,
chociaż moja mała wydawała mi się o wiele spokojniejsza ode mnie.
Lęk był w tej
sytuacji najzupełniej naturalny, tak jak i tęsknota, którą przez cały ten
czas czuła. Chciała do mnie albo do Edwarda – któregokolwiek z nas
albo naszych najbliższych – w żaden sposób nie potrafiąc zrozumieć
tego, dlaczego jest sama w obcym miejscu. Chociaż traktowali ją dobrze (do
opieki nad małą wyznaczono jakąś kobietę, na dodatek człowieka, co przyjęłam z ulgą),
nie potrafiła być spokojna, a tym bardziej zaufać komuś, kto przecież był
jej obcy. Już samo to wystarczyło, by wytrącić mnie z równowagi, ale nim
zdążyłam się nad tym zastanowić, Renesmee pokazała mi jeszcze więcej, a ja
cała zesztywniałam, kiedy przez jej wspomnienia przewinął się Alec. Początkowo
się go bała, ale z czasem lęk minął, a Nessie darzyła go szczerą,
dziecięcą sympatią, ufając mu niemal w równym stopniu, co i mnie. Jej
wspomnienia mnie oszołomiły, tym bardziej, że nawet gdybym chciała, nie
potrafiłabym tak po prostu uwierzyć w to, że moja córka…
Ale sposób
w jaki na niego patrzyła, był jednoznaczny. Czułam się dziwnie, spoglądając
na kogoś, kogo sama uważałam za mordercę, oczami ufnego dziecka, jednak
niezależnie od własnych uprzedzeń i przekonań, nie mogłam zaprzeczyć temu,
że wampir był dla Renesmee dobry. W oszołomieniu byłam wręcz skłonna
stwierdzić, że nawet się o nią troszczył, nie tylko próbując chronić ją
przed Jane, ale w najgorszym momencie przynosząc jej krew, by mogła się wzmocnić.
Skrzywiłam się mimowolnie, a gardło zapiekło mnie żywym ogniem, kiedy
Nessie zaczęła rozpamiętywać słodki smak osoki, ale prawie natychmiast wzięłam
się w garść. Nawet do głowy mi nie przyszło, że mogłabym córeczkę
skrzywdzić, zresztą wszelakie wątpliwości krążące mi po głowie pytania
momentalnie zeszły na dalszy plan, wyparte przez troskę. W milczeniu
ujęłam Nessie za rączkę, delikatnie ale stanowczo dając jej do zrozumienia, by
już nie dotykała mojej twarzy. Posłusznie zabrała dłoń, ale nadal przypatrywała
mi się z zaciekawieniem, chociaż jej spojrzenie raz po raz uciekało w stronę
milczącego, obserwującego nas ze swojego miejsca w progu Alec’a. Jej
zachowanie oczywiście nie uszło mojej uwadze, wystawiając moje nerwy na próbę,
jakby mało było tego, że wspomnienia i fakt, że wampir nie skorzystał z chwili
mojej nieuwagi, by nas zaatakować, wystarczająco wymownie nie udowadniały tego,
że Renesmee miała rację, a my nie miałyśmy powodów do niepokoju.
Energicznie
potrząsnęłam głową, próbując opędzić od siebie niechciane myśli i jakoś
wziąć się w garść. A niech to! Miałam wrażenie, że wszystko i wszyscy
są przeciwko mnie, a jakby tego było mało, chyba naprawdę nie pozostawało
mi nic innego, jak zdać się na łaskę i niełaskę Alec’a Volturi!
– Dobra! –
jęknęłam, mając ochotę w nieco teatralnym, poddańczym geście wyrzucić obie
ręce ku górze, ale powstrzymałam się przez wzgląd na Renesmee. – Doba, niech
wam będzie!
– Dobra? –
powtórzył Alec, spoglądając na mnie spod lekko uniesionych brwi. – Cóż to
znaczy?
Zacisnęłam
usta, poirytowana. Robił mi to specjalnie, czy może to ja zaczynałam być
przewrażliwiona?
W duchu
modląc się o cierpliwość, przestąpiłam o krok do przodu, wciąż
odrobinę nieufnie spoglądając na stojącego przede mną wampira. Alec przypatrywał
mi się z niemniejszą uwagą, śledząc każdy mój kolejny krok i sprawiając,
że zaczynałam czuć się co najmniej nieswojo, chociaż za wszelką cenę starałam
się o tym nie myśleć. W końcu gdyby chciał, już dawno wpędziłby mnie
w kłopoty i chociaż to niczego nie znaczyło, zamierzałam się tej
myśli trzymać, nawet jeśli później być może miałam swojej naiwności żałować.
Odetchnęłam
głęboko, wciąż nie do końca przekonana, czy postępuję słusznie. Z Renesmee
na rękach podeszłam jeszcze bliżej, po czym – siląc się na spokojny, przesadnie
wręcz uprzejmy ton, zdecydowałam się odezwać:
– Dziękuję
ci za to, że zająłeś się Renesmee – wypaliłam na wydechu, całkiem skutecznie
wytrącając z równowagi mojego rozmówcę.
– Ja… Nie
zrobiłem niczego takiego – uciął, a ja z zaskoczeniem przekonałam
się, że chyba udało mi się wprawić go w zakłopotanie. Kto by pomyślał! –
Czy teraz w końcu zechcesz mnie wysłuchać? – dodał, a ja ledwo
powstrzymałam się przed wymownym wywróceniem oczami.
– Naprawdę
możesz nam pomóc? – przeszłam do rzeczy, chcąc jak najszybciej zacząć działać i zabrać
Renesmee. – Alec’u, posłuchaj…
– Mogę
zaprowadzić was do wyjścia. Twierdza jest opustoszała, a ja… Cóż, konflikt
między Aro a Kajuszem nigdy nie był waszą sprawą. To wszystko – wyjaśnił,
chociaż przecież nie oczekiwałam od niego jakiegokolwiek usprawiedliwienia.
W milczeniu
skinęłam głową, próbując zrozumieć, dlaczego jego słowa zabrzmiały trochę jak
marna wymówka, którą wymyślił na prędcy i teraz bardzo zależało mu na tym,
żebym w nią uwierzyła. Co prawda zagadką pozostawało dla mnie to, co
robił, a tym bardziej nie pojmowałam, co takiego kryło się za
podejmowanymi przez Alec’a decyzjami, ale w gruncie rzeczy…
No cóż, to
brzmiało sensownie, a już na pewno było prawdziwe. Tym bardziej nie
rozumiałam, skąd brało się przeczucie, że za jego zachowanie kryło się coś
więcej, ale nie dałam sobie czasu na wątpliwości, a tym bardziej nie
zamierzałam dodatkowo komplikować sytuacji i próbować go o cokolwiek
pytać. W tamtej jednej chwili pozostało mi jedynie zaufanie i chociaż
nie miałam pojęcia, gdzie nas to zaprowadzi, postanowiłam przynajmniej
zaryzykować.
Alec
stanowczo skinął głową w stronę drzwi, więc ruszyłam za nim. Nessie
mocniej wtuliła się we mnie, kiedy tylko znaleźliśmy się na korytarzu, być może
przeczuwając, że dzieje się coś ważnego i powinna być cicho. Zamarłam w bezruchu,
czekając aż nasz niespodziewany sojusznik podejmie jakąś konkretną decyzję, ale
zanim wampir zdążył ruszyć się aż o krok, wszystko poszło nie tak.
Dziki, zwierzęcy
wrzask, który przerwał panującą wokół ciszę, zmienił wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz