środa, 8 kwietnia 2015

Czterdzieści pięć

Czterdzieści pięć.
Wieści

Alec zacisnął usta, w milczeniu rozglądając się po aż nazbyt znajomej sali tronowej. Nikt nie zwrócił uwagi na jego nadejściem, ale przeszkadzało mu to. Zdążył przywyknąć do tego, że obecność jego i pozostałych członków straży, stała się czymś tak oczywistym, że pewnie nawet gdyby zdecydował się zignorować rozkazy, nikt nie zauważyłby jego nieobecności.
Zauważył Jane, spokojnie stojącą na swoim stałym miejscu tuż przy wzniesieniu, które znajdowało się na drugim krańcu pomieszczenia, tuż naprzeciwko drzwi. Lekko uniosła brwi, po czym spojrzała w jego stronę w sposób, który na pierwszy rzut oka mógł wydawać się obojętnym, ale to były tylko pozory. Lata wspólnego życia sprawiły, że zdążył poznać swoją siostrę na tyle dobrze, żeby wiedzieć, iż przejawy spokoju i obojętności z jej strony nigdy nie wróżyły niczego dobrego. Dobrze znał to spojrzenie, tak jak i charakterystyczny sposób, w jaki wampirzyca zacisnęła usta. „Gdzie byłeś?” – wydawała się pytać bez słów, a jemu z łatwością przyszło wyobrażenie sobie tonu jej głosu. Wtedy zwykła brzmieć zimno i władczo, niezmiennie doprowadzając go swoim zachowaniem do szaleństwa.
Bez słowa podszedł bliżej, lekko kiwając głową w kierunku jedynego z zajętych tronów. Do tej pory nie pojmował postępowania Kajusza, który z jakichś sobie tylko znanych powodów zdecydował się zostawić wszystkie trzy zdobione siedziska, ale w gruncie rzeczy było mu wszystko jedno. To i tak go nie dotyczyło, tak jak i motywy, którymi Kajusz kierował się w swoich działaniach. Jeśli chciał, mógł nawet porwać się na rozszerzenie swoich wpływów i próbę stłamszenia ludzi. Było mu wszystko jedno; w końcu jedynym jego zadaniem pozostawało wykonywanie rozkazów i tego zamierzał się trzymać… Zazwyczaj.
Ignorując Jane i innych zebranych w sali strażników, w milczeniu rozejrzał się dookoła. Jego wzrok jak na zawołanie powędrował w stronę milczącego, wyraźnie poirytowanego sytuacją Kajusza. Z zaciśniętymi ustami, charakterystycznym dla wampirów lodowatym pięknem oraz niemal srebrzystymi, sięgającymi ramion włosami, nieśmiertelny mógłby uchodzić za jakiegoś boga zemsty, na dodatek będącego w wyjątkowo podłym nastroju. Rubinowe tęczówki wyraźnie pociemniały za sprawą tych najbardziej skrajnych emocji, ale to w zasadzie nie było w ostatnim czasie niczym nowym. Kajusza zasadniczo nie dało się zadowolić, zresztą Alec doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jak długo nieśmiertelny wyczuwał zagrożenie ze strony Cullenów, a zwłaszcza ich relacjach ze zmiennokształtnymi, atmosfera w twierdzy miała pozostawiać wiele do życzenia. W takim wypadku chyba wolał nie zastanawiać się nad tym, jaka mogłaby być reakcja Kajusza, gdyby nagle zdecydował się porozmawiać z nim na temat Renesmee i jej położenia, ale to teraz wydawało się nieistotne, zresztą…
Natychmiast odrzucił od siebie niechciane myśli, kiedy tylko drzwi do sali tronowej otworzyły się z trzaskiem. Nie było żadnego znaku, czy chociażby słowa, które można by uznać za zaproszenie albo chociażby przyzwolenie, ale to najwyraźniej nie było w stanie powstrzymać mocno już zniecierpliwionego intruza, który zdecydował się bezceremonialnie wparować do sali.
Alec uniósł brwi, równie zaskoczony, co i zaciekawiony widokiem kobiety, która ośmieliła się zachować w tak nieprzemyślany, ale i na swój sposób godny podziwu sposób. Starając się zachować neutralny i wręcz obojętny wyraz twarzy, w milczeniu obserwował drobną, ciemnowłosą pół-wampirzycę, która szybkim krokiem ruszyła przed siebie. Nawet gdyby nigdy wcześniej nie widział żadnej z córek Mary i Santiego, kiedy tylko ujrzał kasztanowłosą nieśmiertelną, jakiekolwiek wątpliwości wydawały się zbędne. Mimowolnie nachylił się do przodu, w skupieniu śledząc rozwój wypadków i starając się stwierdzić, czego powinien się spodziewać. Co prawda do przewidzenia było, że rodzina Nessie się pojawi, ale tak bezmyślne wtargnięcie do twierdzy, na dodatek w pojedynkę…
Tuż za dziewczyną pojawił się jeszcze jeden intruz, tym razem jasnowłosy wampir, którego na pewno już gdzieś widział. Och, to był chyba ten cały Oliver, który narobił Cullenom tyle problemów, kiedy poznał prawdę na ich temat. Kiedy ostatnim razem on i pozostali byli w Volterze, chłopak był jeszcze człowiekiem, ale najwyraźniej ta rodzina nie była aż tak uparta, by złamać złożoną Kajuszowi obietnicę. Dotrzymali postawionych warunków, tym samym rozwiązując przynajmniej ten jeden problem, co może w innej sytuacji jakkolwiek by im pomogło, ale nie tym razem. W zasadzie Alec wątpił w to, by dla Kajusza jakiekolwiek przejawy dobrej woli miały znaczenie – bo z jego perspektywy pojęcie drugiej szansy nie istniało, a chociaż sam zaoferował Cullenom ten przywilej, najwyraźniej cofnął go z chwilą, kiedy zdecydował się zabrać Renesmee.
Dwójce nieśmiertelnych udało się dojść niemal do połowy sali, zanim Volturi zdecydował się zareagować. Jakby od niechcenia uniósł rękę, co okazało się wystarczającym sygnałem dla Demetriego i Felixa, którzy jak na zawołanie ruszyli się z miejsca. W ułamku sekundy zmaterializowali się tuż naprzeciwko Olivera i – najpewniej, bo jedynie takie rozwiązanie wydawało się Alec'owi rozsądne – Isabel, tym samym powstrzymując ich przed podejściem bliżej. Chłopak natychmiast się zatrzymał, dla pewności chwytając swoją towarzyszkę za ramię, żeby powstrzymać ją przed zrobieniem czegoś głupiego, co bez wątpienia można było uznać za przejaw zdrowego rozsądku. Wiele słyszało się o matkach, które dla swoich dzieci gotowe były zrobić wszystko; w tym wypadku najpewniej tak było, co mogłoby być nawet ciekawe, gdyby jednocześnie jakiekolwiek impulsywne zachowanie nie wydawało się czystym szaleństwem.
– Dora… – syknął ostrzegawczym tonem chłopak.
Alec mimowolnie uniósł brwi. Więc jednak nie matka Nessie, ale jej siostra…? To przynajmniej wyjaśniało nieobecność Edwarda, ale na tym oczywistości ostatecznie się kończyły.
Choć Izadora bez wątpienia usłyszała jego słowa, najwyraźniej nie zrobiły na niej wrażenia, bo bez wahania zrobiła jeszcze jeden krok do przodu. Z jej ust wyrwało się gniewne, ostrzegawcze warknięcie, które – Alec był tego pewien – jedynie rozbawiło tropiciela i jego przyjaciela.
– Zejdź mi z drogi, Demetri – rzuciła gniewnie Izadora, odrzucając ciemne włosy na plecy i w naglący sposób spoglądając na najbliżej stojącego wampira. – Przyszliśmy, żeby porozmawiać z Kajuszem.
– I uważasz, że to wystarczy? – obruszył się Demetri. – Swoją drogą, całkiem dobrze wyglądasz, Doro – dodał, ale dziewczyna puściła jego pochlebstwa mimo uszu.
Zapadła cisza, podczas której po prostu mierzyli się wzrokiem, chociaż oczywistym wydawało się, kto miał w tej sytuacji więcej do powiedzenia. Izadorze najwyraźniej to nie przeszkadzało, co jedynie utwierdziło Alec'a w przekonaniu, że dziewczyna nie tylko była niezwykle podenerwowana, ale i zdeterminowana, a to wydawało się niezwykłe. Nic dziwnego, że w pierwszej chwili uznał, że go Isabel zdecydowała się zaryzykować i spotkać z Kajuszem, żeby próbować prosić o uwolnienie córki. Jej siostra wyglądała na zdeterminowaną i gotową do tego, by dokonać cudu, nagle wychodząc z siebie i stając obok, a to o czymś świadczyło.
Oliver mocniej chwycił pół-wampirzycę za ramię, bardziej stanowczo przyciągając ją do siebie. Jego oczy lśniły w nieufny, intensywny sposób, zdradzając, że był gotów do natychmiastowej reakcji, gdyby zaszła taka potrzeba. W jego ruchach było coś zaborczego i na swój sposób opiekuńczego, co instynktownie podpowiedziało mu, że ta dwójka jest parą albo przynajmniej mają się ku sobie. Sam nie znał tego uczucia, ale odbierające wszystko o wiele intensywniej wampiry, przejawiały swego rodzaju łatwość, jeśli w grę wchodziło interpretowanie uczuć.
– Mamy wieści – powtórzyła z naciskiem Izadora, ale przynajmniej przestała aż tak zawzięcie wyrywać się w kierunku Kajusza. W zamian poddała się dotykowi partnera i choć nadal wyglądała na spiętą, obecność Olivera wyraźnie wpływała na nią kojąco. – To bardzo ważne, a ja…
– Zdajesz sobie sprawę z tego, że twoje zachowanie jest co najmniej bezczelne. – Głos Kajusza był cichy, ale w jego tonie nie słychać było nawet śladu gniewu. Brzmiało to raczej obojętnie, chociaż spojrzenie, jakim wampir obdarzył przybyłą dwójkę miało w sobie coś w stylu uprzejmego zainteresowania. Zaintrygowało go i to było widać. – Uznałbym cię za niezwykle odważną, gdyby twoje zachowanie nie zachodziło na szaleństwo. W zasadzie powinniście się cieszyć, że wciąż żyjecie – dodał, jednak jego słowa zaskutkowały wyłącznie tym, że Izadora obojętnie wzruszyła ramionami; jej czekoladowe oczy lśniły niezdrowym blaskiem, jakby już postradała zmysły.
– Śmiem twierdzić, że po wszystkim żałowałbyś tego, że nas nie wysłuchałeś. Nie ryzykowalibyśmy aż do tego stopnia bez powodu – oznajmiła z przekonaniem Izadora.
Kajusz przez kilka następnych sekund z uwagą mierzył ją wzrokiem, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
– W istocie. Przyznaję, że mnie zaintrygowaliście – powiedział w końcu. – Pozwólcie im podejść bliżej. Nie sądzę, żeby stanowili jakiekolwiek zagrożenie – stwierdził, chociaż nadal przypatrywał się przybyszom z wyraźną rezerwą.
Izadora ruszyła przed siebie, ledwo tylko Demetri i Felix zrobili jej miejsce. Ciemne loki dziewczyny podskakiwały przy każdym jej kroku, tak energiczna i niecierpliwa się wydawała.
– Panie – rzuciła z szacunkiem, który najpewniej był wymuszony, ale zarówno jej tonowi, jak i sposobowi, w jaki zdecydowała się skłonić, nie dało się niczego zarzucić.
– Od samego początku potrafi aż czarować innych, Izadoro. Raz nawet udało ci się nas oszukać – przypomniał chłodno Kajusz, jasno dając dziewczynkę do zrozumienia, że nie darzył jej zaufaniem. Wszyscy dobrze pamiętali z jaką wprawą udawała Bellę i jako ostatecznie skończyła się ta nieszczęsna zamiana. – Aczkolwiek widzę, że w jednej kwestii doszliśmy do porozumienia – dodał już łagodniej, wymownie spoglądając na podążającym za dziewczyną niczym cień Oliverem.
– Jest tak, jak obiecałam… Ale nie dlatego tutaj przyszliśmy – dodała, chociaż to wydawało się oczywiste.
– Domyślam się. – Kajusz zacisnął usta. Po wyrazie jego twarzy i zachowaniu trudno było stwierdzić, co takiego chodziło mi po głowie. – Podejrzewam, co jest celem twojej wizyty. Nie da się ukryć, że na twoim miejscu prędzej spodziewałbym się zobaczyć twoją siostrę, ale to bez znaczenia, bo powiem ci dokładnie to samo, co i jej, gdyby zdecydowała się przyjść – oznajmił, ale Izadora nie zamierzała go wysłuchać:
– Pozwolę sobie przerwać, bo widzę, że się nie rozumiemy – zaoponowała, czym po raz kolejny skutecznie skupiła na sobie uwagę wszystkich tych, którzy obecni byli w sali. – Nie jestem tutaj w interesie mojej siostry, lecz moim własnym… A także twoim, jeśli właściwie wykorzystasz to, co mam ci do powiedzenia – stwierdziła bez ogródek.
Alec podświadomie wyczuł, że jego siostra sztywnieję, po czym gwałtownie nabiera powietrza do płuc. „Bezczelna” – szepnęła, a przynajmniej tyle zdołał wyczytać z ruchu jej warg, obserwując wyraz twarzy wampirzycy. Dyskretnie zacisnęła dłonie w pięści, wyraźnie wzburzona, a Alec nie miał wątpliwości co do tego, że jego bliźniaczka czerpałaby większą przyjemność z możliwości zaciśnięcia dłoni na gardle Izadory. Znał ją i wiedział, że konieczność zachowania posłuszeństwa i czekania na rozkazy niejednokrotnie doprowadzała Jane do szaleństwa.
Skupiony na analizowaniu zachowana siostry, prawie przegapił moment, w którym Kajusz błyskawicznie zerwał się z miejsca, w ułamku sekundy pokonując odległość dzielącą go od Izadory. Dosłownie spłynął ze schodów, prowadzących na zajmujący centralną część pomieszczenia, zatrzymując się tuż przed dziewczyną. Jego ręka poruszyła się tak szybko, że biedaczka nie miała najmniejszych szans, a już ułamek sekundy później zatoczyła się do tyłu, potykając o własne nogi i nie upadając wyłącznie dzięki pomocy Olivera, który w porę wziął ją w swoje objęcia. Cichy okrzyk, który wyrwał się z ust Izadory, urwał się nagle, a ona sama zastygła w bezruchu, uparcie unikając spoglądania na swojego oprawcę. Nawet z odległości widać było, że pierś pół-wampirzycy faluje w nienaturalnie szybkim tempie, raz po raz unosząc się i opadając w rytm urywanego oddechu.
Oliver warknął cicho, najwyraźniej nie będąc w stanie się powstrzymać, po czym mocno przygarnął do siebie niespokojną dziewczynę. Jego oczy lśnił gniewnie, ale najwyraźniej nie był na tyle głupi i zdesperowany, by posunąć się do zrobienia czegoś głupiego. Po prostu stał, opiekuńczo obejmując Izadorę i raz po raz rzucając Kajuszowi nieufne spojrzenie, jakby podejrzewając, że wampir zdecyduje się ponownie podnieść na dziewczynę rękę.
– To tak, żebyś zapamiętała, jak należy ze mną rozmawiać – oznajmił beznamiętny tonem Kajusz. Wydawał się rozluźniony i niemal rozbawiony, jakby nie działo się nic, co byłoby warte uwagi. Tak mogło być w istocie, przynajmniej z jego perspektywy, ale po minach Olivera i Izadory widać było, że bynajmniej nie podzielają takiej opinii. – A teraz zastanów się dobrze i w końcu przejdź do rzeczy. Tylko wbij sobie do głowy, że nie jestem taki, jak mój brat. Zapytam tylko raz, a kłamstwa nie toleruję – zapowiedział z powagą. – Czy zrozumiałaś, co do ciebie powiedziałem?
– Tak… – Izadora wbiła wzrok w posadzkę. Ze swojego miejsca Alec nabrał pewności, że dziewczyna jest co najmniej zagniewana, ale nawet słowem nie skomentowała tego, jak została potraktowana. Policzki nadal jej płonęły, zwłaszcza ten jeden, w który uderzył ją Kajusz. – Tak, dobrze zrozumiałam – powtórzyła już pewnej.
Kajusz skinął głową.
– Znakomicie – stwierdził ze spokojem. – Więc? Co takiego masz mi do powiedzenia, dziewczyno? – ponaglił, jednocześnie zwracając się do dziewczyny plecami, co byłoby ryzykowne, gdyby nie to, że drobna pół-wampirzyca nie stanowiła dla niego żadnego zagrożenia.
– Przyszliśmy tutaj właśnie z powodu mojej siostry, ale nie prosić o wolność dla Renesmee. Bella nie wie, że tutaj jestem, zresztą tak jak i pozostali – zaczęła Dora, dla odmiany starannie dobierając słowa. – Nie pozwoliliby mi przyjść.
– Co z tego? – żachnął się Kajusz. – Nie pójdę z tobą na żadne układy, więc jeśli macie mi coś do zaoferowania, wykorzystaj to, że jeszcze pozwolę wam odejść – zapowiedział z powagą. – Mylisz mnie z moim… bratem. – Uśmiechnął się drwiąco, jakby od niechcenia. – Nie zależy mi ani na twoich zdolnościach, ani posłuszeństwie. Gdybym pragnął mieć cię u swojego boku, już dawno bym do tego doprowadził.
Izadora zacisnęła usta. Wyraźnie ją drażnił, ale nie była na tyle narwana, by po raz kolejny ryzykować to, że posunie się zbyt daleko. Nerwowo zaciskała dłonie w pięści i widać było, że gdyby to było możliwe, dziewczyna dokonałaby jakiegoś cudu, nagle wychodząc z siebie i stając obok.
Chociaż musiało ją to kosztować mnóstwo wysiłku, posłusznie odczekała dłuższą chwilę, pozwalając Kajuszowi skończyć. Dopiero wtedy odchrząknęła i – wcześniej odepchnąwszy dłonie obejmującego ją Olivera – wyprostowała się, by móc w bardziej zdecydowany sposób spojrzeć na swojego rozmówcę.
– Nie przyszłam tutaj, by oferować siebie. Problem leży w tym, że ja i Isabel… nie zgadzamy się w wielu kwestiach, właśnie dotyczących jej córki i obecności wilkołaków. Obawiam się, że moja siostra posunęła się do zrobienia czegoś niewybaczalnego, a ja nie jestem w stanie biernie się temu przyglądać – oznajmiła z mocą i coś w jej tonie oraz słowach musiało Kajusza zaintrygować, bo zamyślił się na dłuższą chwilę, spoglądając na nią z zainteresowaniem.
– Coś niewybaczalnego? – powtórzył sceptycznie, ale Izadora nie pozwoliła na to, by w jakikolwiek sposób udało mu się ją urazić.
– Zrozpaczona matka zdolna jest do irracjonalnego działania i popełniania wszelakich błędów – ciągnęła dalej. – Kocham Isabel, ale tym razem jestem zmuszona zainterweniować. Pomyślałam…
Kajusz uciszył ją spojrzeniem.
– Nie interesuje mnie to, co sobie myślisz – przerwał jej oschle. – Przejdź do rzeczy, bo zaczynam tracić cierpliwość. Z jakimi wieściami przychodzisz? – rzucił takim tonem, że przez twarz pozornie opanowanej Izadory przemknął wyraźny cień niepokoju.
Posłusznie skinęła głową. Ciemne włosy opadły jej na twarzy, przysłaniając zaczerwieniony policzek i sprawiając, że trudniej było ocenić wyraz jej twarzy. W tamtej chwili wyglądała trochę tak, jakby była skarconym dzieckiem, chociaż to bynajmniej nie umniejszało jej urody i bijącej od jej postaci pewności siebie. Izadora pozostawała silna i zdecydowana, nawet stojąc przed obliczem kogoś tak bezwzględnego i zdystansowanego, jak w przypadku Kajusza Volturi.
Wydawało się, że minęła cała wieczność, zanim zdołała wydobyć z siebie głos. Jej słowa były ciche i wyważone, ale to sprawiało, że zabrzmiały tym bardziej ostatecznie i szokująco.
– Moja siostra zdecydowała się wejść w układ z waszym bratem. Ona i cała rodzina jej męża są tu, w Volterze, zresztą tak jak i Aro oraz ci, którzy zdecydowali się go poprzeć. – Zamilkła, po czym uniosła głowę. Jej czekoladowe oczy wydawały się łagodnie jarzyć w ciemnościach, kiedy z uwagą zmierzyła wzrokiem twarz swojego rozmówcy. Sam Kajusz wydawał się niewzruszony, ale Alec nie miał wątpliwości co do tego, że oświadczenie dziewczyny w rzeczywistości mocno wytrąciło go z równowagi. – Przegrupowywali się już od dłuższego czasu, a jakiś czas temu podjęli decyzję o tym, że najwyższa pora posunąć się do konkretnych działań. Zamierzają zaatakować o świcie.
Cisza, która zapanowała po jej słowach, wydawała się nieznośnie ciężka i ostateczna. Pomijając Izadorę, nikt inny nie oddychał, co okazało się równie oszałamiające, co i ogłuszające. Alec w milczeniu wpatrywał się w Dorę, próbując z twarzy pół-wampirzycy wyczytać cokolwiek, co mogłoby się okazać formą wskazówki, która pomogłaby mu zrozumieć postępowanie dziewczyny, ale to wszystko wydawało się pozbawione sensu. Izadora milczała, zresztą tak jak i Oliver, równie zimna i wycofana, co sam Kajusz, chociaż to w żadnym wypadku do niej nie pasowało. Nie znał jej, oczywiście, ale tych kilka krótkich spotkań oraz to, co udało mu się wyciągnąć z rozmów z Renesmee, przedstawiało zupełnie inny obraz Dory – zdecydowanej, energicznej i kochającej.
Zdrajczyni? Którekolwiek z Cullenów miałoby zwrócić się przeciwko pozostałym członkom rodziny, na dodatek w tak perfidny sposób? Coś było nie tak, ale jednocześnie Dora musiałaby być szalona, by przyjść tutaj tylko po to, żeby raczyć Kajusza kłamstwami. Nie miała w tym żadnego celu, a jeśli z jakiegoś powodu chciała zginąć, istniały o wiele prostsze i mnie bolesne sposoby, tym bardziej, że dziewczyna w połowie była człowiekiem.
Och, właściwie jakie to miało znaczenie? Myślał o Renesmee, bo dopiero co się z nią widział, ale nie istniał żaden powód, dla którego miałby przejmować się jej rodziną.
Żaden.
Wciąż toczył ze sobą tę irracjonalną wewnętrzną walkę, usiłując zapanować nad biegiem sprzecznych, pozbawionych sensu myśli, kiedy Kajusz zdecydował się przerwać nienaturalny letarg, w który wszyscy zapadli. Zauważył, że Izadora drgnęła niespokojnie i praktycznie bezwiednie skuliła się, przysuwając bliżej Olivera, kiedy wampir nagle ruszył się z miejsca, energicznym krokiem ruszając w stronę drzwi. Nawet jeśli to zauważył, nie dał po sobie poznać, że przejaw szacunku, czy też raczej strachu, który nagle zaczęła przejawiać, jest mu na rękę. Takie zachowanie po prostu było wskazane, tym bardziej, że Kajusz Volturi był zbyt charyzmatyczny i zdecydowany, by pozwalać sobie na pobłażanie zwykłej, nic nieznaczącej dziewczynie, która zwracała się do niego w pozostawiający wiele do życzenia sposób.
– Możecie odejść – stwierdził chłodno, zatrzymując się u boku Izadory i Olivera. Dla podkreślenia swoich słów, chwycił dziewczynę za ramię i mocno ścisnął, aż na jej twarzy pojawił się niekontrolowany grymas bólu. Chociaż niespokojna, cierpliwie zniosła jego spojrzenie, sprawiając przy tym wrażenie prawie obojętnej, chociaż takie podejście w obecnej sytuacji wydawało się czymś absolutnie irracjonalnym. Nawet odwaga miała swoje granice, a zadzieranie z Kajuszem wydawało się być przejawem głupoty, nie brawury. – Pamiętaj tylko, że jeśli mnie oszukujesz, oboje poniesiecie konsekwencje… I nie mam tutaj na myśli wyłącznie śmierci – zastrzegł i nie dodawszy niczego więcej, odsunął się, by móc wyjść.
Drzwi do sali tronowej zatrzasnęły się z hukiem. Przez kilka następnych sekund panowała niczym nieprzenikniona cisza, a potem pierwsi ze strażników zdecydowali ruszyć się z miejsca.
– Chodź – usłyszał i momentalnie spojrzał na Jane. Kątem oka obserwowała zastygłych w bezruchu Dorę i Olivera, najpewniej marząc o tym, by móc osobiście ukarać ich za jakąkolwiek formę zniewagi. Jakikolwiek był tego powód, ostatecznie udało jej się powstrzymać. – Musimy się przygotować. Coś czuję, że wkrótce będziemy mogli się rozerwać.
Alec w milczeniu skinął głową. Nie powiedział tego na głos, ale jego zdaniem młoda Cullenówna właśnie wydała na siebie i resztę swojej rodziny wyrok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz



After We Fall
stories by Nessa