Czterdzieści pięć.
Wieści
Alec zacisnął usta,
w milczeniu rozglądając się po aż nazbyt znajomej sali tronowej. Nikt nie
zwrócił uwagi na jego nadejściem, ale przeszkadzało mu to. Zdążył przywyknąć do
tego, że obecność jego i pozostałych członków straży, stała się czymś tak
oczywistym, że pewnie nawet gdyby zdecydował się zignorować rozkazy, nikt nie
zauważyłby jego nieobecności.
Zauważył
Jane, spokojnie stojącą na swoim stałym miejscu tuż przy wzniesieniu, które
znajdowało się na drugim krańcu pomieszczenia, tuż naprzeciwko drzwi. Lekko
uniosła brwi, po czym spojrzała w jego stronę w sposób, który na
pierwszy rzut oka mógł wydawać się obojętnym, ale to były tylko pozory. Lata
wspólnego życia sprawiły, że zdążył poznać swoją siostrę na tyle dobrze, żeby
wiedzieć, iż przejawy spokoju i obojętności z jej strony nigdy nie
wróżyły niczego dobrego. Dobrze znał to spojrzenie, tak jak i charakterystyczny
sposób, w jaki wampirzyca zacisnęła usta. „Gdzie byłeś?” – wydawała się
pytać bez słów, a jemu z łatwością przyszło wyobrażenie sobie tonu jej
głosu. Wtedy zwykła brzmieć zimno i władczo, niezmiennie doprowadzając go
swoim zachowaniem do szaleństwa.
Bez
słowa podszedł bliżej, lekko kiwając głową w kierunku jedynego z zajętych
tronów. Do tej pory nie pojmował postępowania Kajusza, który z jakichś
sobie tylko znanych powodów zdecydował się zostawić wszystkie trzy zdobione
siedziska, ale w gruncie rzeczy było mu wszystko jedno. To i tak go
nie dotyczyło, tak jak i motywy, którymi Kajusz kierował się w swoich
działaniach. Jeśli chciał, mógł nawet porwać się na rozszerzenie swoich wpływów
i próbę stłamszenia ludzi. Było mu wszystko jedno; w końcu jedynym
jego zadaniem pozostawało wykonywanie rozkazów i tego zamierzał się
trzymać… Zazwyczaj.
Ignorując
Jane i innych zebranych w sali strażników, w milczeniu rozejrzał
się dookoła. Jego wzrok jak na zawołanie powędrował w stronę milczącego,
wyraźnie poirytowanego sytuacją Kajusza. Z zaciśniętymi ustami,
charakterystycznym dla wampirów lodowatym pięknem oraz niemal srebrzystymi,
sięgającymi ramion włosami, nieśmiertelny mógłby uchodzić za jakiegoś boga
zemsty, na dodatek będącego w wyjątkowo podłym nastroju. Rubinowe tęczówki
wyraźnie pociemniały za sprawą tych najbardziej skrajnych emocji, ale to w zasadzie
nie było w ostatnim czasie niczym nowym. Kajusza zasadniczo nie dało się
zadowolić, zresztą Alec doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jak długo
nieśmiertelny wyczuwał zagrożenie ze strony Cullenów, a zwłaszcza ich
relacjach ze zmiennokształtnymi, atmosfera w twierdzy miała pozostawiać
wiele do życzenia. W takim wypadku chyba wolał nie zastanawiać się nad
tym, jaka mogłaby być reakcja Kajusza, gdyby nagle zdecydował się porozmawiać z nim
na temat Renesmee i jej położenia, ale to teraz wydawało się nieistotne,
zresztą…
Natychmiast
odrzucił od siebie niechciane myśli, kiedy tylko drzwi do sali tronowej
otworzyły się z trzaskiem. Nie było żadnego znaku, czy chociażby słowa,
które można by uznać za zaproszenie albo chociażby przyzwolenie, ale to
najwyraźniej nie było w stanie powstrzymać mocno już zniecierpliwionego
intruza, który zdecydował się bezceremonialnie wparować do sali.
Alec
uniósł brwi, równie zaskoczony, co i zaciekawiony widokiem kobiety, która
ośmieliła się zachować w tak nieprzemyślany, ale i na swój sposób
godny podziwu sposób. Starając się zachować neutralny i wręcz obojętny
wyraz twarzy, w milczeniu obserwował drobną, ciemnowłosą pół-wampirzycę,
która szybkim krokiem ruszyła przed siebie. Nawet gdyby nigdy wcześniej nie
widział żadnej z córek Mary i Santiego, kiedy tylko ujrzał
kasztanowłosą nieśmiertelną, jakiekolwiek wątpliwości wydawały się zbędne.
Mimowolnie nachylił się do przodu, w skupieniu śledząc rozwój wypadków i starając
się stwierdzić, czego powinien się spodziewać. Co prawda do przewidzenia było,
że rodzina Nessie się pojawi, ale tak bezmyślne wtargnięcie do twierdzy, na
dodatek w pojedynkę…
Tuż
za dziewczyną pojawił się jeszcze jeden intruz, tym razem jasnowłosy wampir,
którego na pewno już gdzieś widział. Och, to był chyba ten cały Oliver, który
narobił Cullenom tyle problemów, kiedy poznał prawdę na ich temat. Kiedy
ostatnim razem on i pozostali byli w Volterze, chłopak był jeszcze
człowiekiem, ale najwyraźniej ta rodzina nie była aż tak uparta, by złamać
złożoną Kajuszowi obietnicę. Dotrzymali postawionych warunków, tym samym rozwiązując
przynajmniej ten jeden problem, co może w innej sytuacji jakkolwiek by im
pomogło, ale nie tym razem. W zasadzie Alec wątpił w to, by dla
Kajusza jakiekolwiek przejawy dobrej woli miały znaczenie – bo z jego
perspektywy pojęcie drugiej szansy nie istniało, a chociaż sam zaoferował
Cullenom ten przywilej, najwyraźniej cofnął go z chwilą, kiedy zdecydował
się zabrać Renesmee.
Dwójce
nieśmiertelnych udało się dojść niemal do połowy sali, zanim Volturi zdecydował
się zareagować. Jakby od niechcenia uniósł rękę, co okazało się wystarczającym
sygnałem dla Demetriego i Felixa, którzy jak na zawołanie ruszyli się z miejsca.
W ułamku sekundy zmaterializowali się tuż naprzeciwko Olivera i –
najpewniej, bo jedynie takie rozwiązanie wydawało się Alec'owi rozsądne –
Isabel, tym samym powstrzymując ich przed podejściem bliżej. Chłopak
natychmiast się zatrzymał, dla pewności chwytając swoją towarzyszkę za ramię,
żeby powstrzymać ją przed zrobieniem czegoś głupiego, co bez wątpienia można
było uznać za przejaw zdrowego rozsądku. Wiele słyszało się o matkach,
które dla swoich dzieci gotowe były zrobić wszystko; w tym wypadku
najpewniej tak było, co mogłoby być nawet ciekawe, gdyby jednocześnie
jakiekolwiek impulsywne zachowanie nie wydawało się czystym szaleństwem.
–
Dora… – syknął ostrzegawczym tonem chłopak.
Alec
mimowolnie uniósł brwi. Więc jednak nie matka Nessie, ale jej siostra…? To
przynajmniej wyjaśniało nieobecność Edwarda, ale na tym oczywistości
ostatecznie się kończyły.
Choć
Izadora bez wątpienia usłyszała jego słowa, najwyraźniej nie zrobiły na niej
wrażenia, bo bez wahania zrobiła jeszcze jeden krok do przodu. Z jej ust
wyrwało się gniewne, ostrzegawcze warknięcie, które – Alec był tego pewien –
jedynie rozbawiło tropiciela i jego przyjaciela.
–
Zejdź mi z drogi, Demetri – rzuciła gniewnie Izadora, odrzucając ciemne
włosy na plecy i w naglący sposób spoglądając na najbliżej stojącego
wampira. – Przyszliśmy, żeby porozmawiać z Kajuszem.
– I uważasz,
że to wystarczy? – obruszył się Demetri. – Swoją drogą, całkiem dobrze
wyglądasz, Doro – dodał, ale dziewczyna puściła jego pochlebstwa mimo uszu.
Zapadła
cisza, podczas której po prostu mierzyli się wzrokiem, chociaż oczywistym
wydawało się, kto miał w tej sytuacji więcej do powiedzenia. Izadorze
najwyraźniej to nie przeszkadzało, co jedynie utwierdziło Alec'a w przekonaniu,
że dziewczyna nie tylko była niezwykle podenerwowana, ale i zdeterminowana,
a to wydawało się niezwykłe. Nic dziwnego, że w pierwszej chwili
uznał, że go Isabel zdecydowała się zaryzykować i spotkać z Kajuszem,
żeby próbować prosić o uwolnienie córki. Jej siostra wyglądała na
zdeterminowaną i gotową do tego, by dokonać cudu, nagle wychodząc z siebie
i stając obok, a to o czymś świadczyło.
Oliver
mocniej chwycił pół-wampirzycę za ramię, bardziej stanowczo przyciągając ją do
siebie. Jego oczy lśniły w nieufny, intensywny sposób, zdradzając, że był
gotów do natychmiastowej reakcji, gdyby zaszła taka potrzeba. W jego
ruchach było coś zaborczego i na swój sposób opiekuńczego, co
instynktownie podpowiedziało mu, że ta dwójka jest parą albo przynajmniej mają
się ku sobie. Sam nie znał tego uczucia, ale odbierające wszystko o wiele
intensywniej wampiry, przejawiały swego rodzaju łatwość, jeśli w grę
wchodziło interpretowanie uczuć.
–
Mamy wieści – powtórzyła z naciskiem Izadora, ale przynajmniej przestała
aż tak zawzięcie wyrywać się w kierunku Kajusza. W zamian poddała się
dotykowi partnera i choć nadal wyglądała na spiętą, obecność Olivera
wyraźnie wpływała na nią kojąco. – To bardzo ważne, a ja…
–
Zdajesz sobie sprawę z tego, że twoje zachowanie jest co najmniej
bezczelne. – Głos Kajusza był cichy, ale w jego tonie nie słychać było
nawet śladu gniewu. Brzmiało to raczej obojętnie, chociaż spojrzenie, jakim
wampir obdarzył przybyłą dwójkę miało w sobie coś w stylu uprzejmego
zainteresowania. Zaintrygowało go i to było widać. – Uznałbym cię za
niezwykle odważną, gdyby twoje zachowanie nie zachodziło na szaleństwo. W zasadzie
powinniście się cieszyć, że wciąż żyjecie – dodał, jednak jego słowa
zaskutkowały wyłącznie tym, że Izadora obojętnie wzruszyła ramionami; jej
czekoladowe oczy lśniły niezdrowym blaskiem, jakby już postradała zmysły.
–
Śmiem twierdzić, że po wszystkim żałowałbyś tego, że nas nie wysłuchałeś. Nie
ryzykowalibyśmy aż do tego stopnia bez powodu – oznajmiła z przekonaniem
Izadora.
Kajusz
przez kilka następnych sekund z uwagą mierzył ją wzrokiem, wyraźnie się
nad czymś zastanawiając.
– W istocie.
Przyznaję, że mnie zaintrygowaliście – powiedział w końcu. – Pozwólcie im
podejść bliżej. Nie sądzę, żeby stanowili jakiekolwiek zagrożenie – stwierdził,
chociaż nadal przypatrywał się przybyszom z wyraźną rezerwą.
Izadora
ruszyła przed siebie, ledwo tylko Demetri i Felix zrobili jej miejsce.
Ciemne loki dziewczyny podskakiwały przy każdym jej kroku, tak energiczna i niecierpliwa
się wydawała.
–
Panie – rzuciła z szacunkiem, który najpewniej był wymuszony, ale zarówno
jej tonowi, jak i sposobowi, w jaki zdecydowała się skłonić, nie dało
się niczego zarzucić.
–
Od samego początku potrafi aż czarować innych, Izadoro. Raz nawet udało ci się
nas oszukać – przypomniał chłodno Kajusz, jasno dając dziewczynkę do
zrozumienia, że nie darzył jej zaufaniem. Wszyscy dobrze pamiętali z jaką
wprawą udawała Bellę i jako ostatecznie skończyła się ta nieszczęsna
zamiana. – Aczkolwiek widzę, że w jednej kwestii doszliśmy do porozumienia
– dodał już łagodniej, wymownie spoglądając na podążającym za dziewczyną niczym
cień Oliverem.
–
Jest tak, jak obiecałam… Ale nie dlatego tutaj przyszliśmy – dodała, chociaż to
wydawało się oczywiste.
–
Domyślam się. – Kajusz zacisnął usta. Po wyrazie jego twarzy i zachowaniu
trudno było stwierdzić, co takiego chodziło mi po głowie. – Podejrzewam, co
jest celem twojej wizyty. Nie da się ukryć, że na twoim miejscu prędzej
spodziewałbym się zobaczyć twoją siostrę, ale to bez znaczenia, bo powiem ci
dokładnie to samo, co i jej, gdyby zdecydowała się przyjść – oznajmił, ale
Izadora nie zamierzała go wysłuchać:
–
Pozwolę sobie przerwać, bo widzę, że się nie rozumiemy – zaoponowała, czym po
raz kolejny skutecznie skupiła na sobie uwagę wszystkich tych, którzy obecni
byli w sali. – Nie jestem tutaj w interesie mojej siostry, lecz moim
własnym… A także twoim, jeśli właściwie wykorzystasz to, co mam ci do
powiedzenia – stwierdziła bez ogródek.
Alec
podświadomie wyczuł, że jego siostra sztywnieję, po czym gwałtownie nabiera
powietrza do płuc. „Bezczelna” – szepnęła, a przynajmniej tyle zdołał
wyczytać z ruchu jej warg, obserwując wyraz twarzy wampirzycy. Dyskretnie
zacisnęła dłonie w pięści, wyraźnie wzburzona, a Alec nie miał
wątpliwości co do tego, że jego bliźniaczka czerpałaby większą przyjemność z możliwości
zaciśnięcia dłoni na gardle Izadory. Znał ją i wiedział, że konieczność
zachowania posłuszeństwa i czekania na rozkazy niejednokrotnie doprowadzała
Jane do szaleństwa.
Skupiony
na analizowaniu zachowana siostry, prawie przegapił moment, w którym
Kajusz błyskawicznie zerwał się z miejsca, w ułamku sekundy pokonując
odległość dzielącą go od Izadory. Dosłownie spłynął ze schodów, prowadzących na
zajmujący centralną część pomieszczenia, zatrzymując się tuż przed dziewczyną.
Jego ręka poruszyła się tak szybko, że biedaczka nie miała najmniejszych szans,
a już ułamek sekundy później zatoczyła się do tyłu, potykając o własne
nogi i nie upadając wyłącznie dzięki pomocy Olivera, który w porę
wziął ją w swoje objęcia. Cichy okrzyk, który wyrwał się z ust
Izadory, urwał się nagle, a ona sama zastygła w bezruchu, uparcie
unikając spoglądania na swojego oprawcę. Nawet z odległości widać było, że
pierś pół-wampirzycy faluje w nienaturalnie szybkim tempie, raz po raz
unosząc się i opadając w rytm urywanego oddechu.
Oliver
warknął cicho, najwyraźniej nie będąc w stanie się powstrzymać, po czym
mocno przygarnął do siebie niespokojną dziewczynę. Jego oczy lśnił gniewnie,
ale najwyraźniej nie był na tyle głupi i zdesperowany, by posunąć się do
zrobienia czegoś głupiego. Po prostu stał, opiekuńczo obejmując Izadorę i raz
po raz rzucając Kajuszowi nieufne spojrzenie, jakby podejrzewając, że wampir
zdecyduje się ponownie podnieść na dziewczynę rękę.
– To tak,
żebyś zapamiętała, jak należy ze mną rozmawiać – oznajmił beznamiętny tonem
Kajusz. Wydawał się rozluźniony i niemal rozbawiony, jakby nie działo się
nic, co byłoby warte uwagi. Tak mogło być w istocie, przynajmniej z jego
perspektywy, ale po minach Olivera i Izadory widać było, że bynajmniej nie
podzielają takiej opinii. – A teraz zastanów się dobrze i w końcu
przejdź do rzeczy. Tylko wbij sobie do głowy, że nie jestem taki, jak mój brat.
Zapytam tylko raz, a kłamstwa nie toleruję – zapowiedział z powagą. –
Czy zrozumiałaś, co do ciebie powiedziałem?
– Tak… –
Izadora wbiła wzrok w posadzkę. Ze swojego miejsca Alec nabrał pewności,
że dziewczyna jest co najmniej zagniewana, ale nawet słowem nie skomentowała
tego, jak została potraktowana. Policzki nadal jej płonęły, zwłaszcza ten
jeden, w który uderzył ją Kajusz. – Tak, dobrze zrozumiałam – powtórzyła już
pewnej.
Kajusz
skinął głową.
–
Znakomicie – stwierdził ze spokojem. – Więc? Co takiego masz mi do powiedzenia,
dziewczyno? – ponaglił, jednocześnie zwracając się do dziewczyny plecami, co
byłoby ryzykowne, gdyby nie to, że drobna pół-wampirzyca nie stanowiła dla
niego żadnego zagrożenia.
–
Przyszliśmy tutaj właśnie z powodu mojej siostry, ale nie prosić o wolność
dla Renesmee. Bella nie wie, że tutaj jestem, zresztą tak jak i pozostali –
zaczęła Dora, dla odmiany starannie dobierając słowa. – Nie pozwoliliby mi
przyjść.
– Co z tego?
– żachnął się Kajusz. – Nie pójdę z tobą na żadne układy, więc jeśli macie
mi coś do zaoferowania, wykorzystaj to, że jeszcze pozwolę wam odejść – zapowiedział
z powagą. – Mylisz mnie z moim… bratem. – Uśmiechnął się drwiąco,
jakby od niechcenia. – Nie zależy mi ani na twoich zdolnościach, ani
posłuszeństwie. Gdybym pragnął mieć cię u swojego boku, już dawno bym do
tego doprowadził.
Izadora zacisnęła
usta. Wyraźnie ją drażnił, ale nie była na tyle narwana, by po raz kolejny
ryzykować to, że posunie się zbyt daleko. Nerwowo zaciskała dłonie w pięści
i widać było, że gdyby to było możliwe, dziewczyna dokonałaby jakiegoś
cudu, nagle wychodząc z siebie i stając obok.
Chociaż
musiało ją to kosztować mnóstwo wysiłku, posłusznie odczekała dłuższą chwilę,
pozwalając Kajuszowi skończyć. Dopiero wtedy odchrząknęła i – wcześniej
odepchnąwszy dłonie obejmującego ją Olivera – wyprostowała się, by móc w bardziej
zdecydowany sposób spojrzeć na swojego rozmówcę.
– Nie
przyszłam tutaj, by oferować siebie. Problem leży w tym, że ja i Isabel…
nie zgadzamy się w wielu kwestiach, właśnie dotyczących jej córki i obecności
wilkołaków. Obawiam się, że moja siostra posunęła się do zrobienia czegoś
niewybaczalnego, a ja nie jestem w stanie biernie się temu przyglądać
– oznajmiła z mocą i coś w jej tonie oraz słowach musiało
Kajusza zaintrygować, bo zamyślił się na dłuższą chwilę, spoglądając na nią z zainteresowaniem.
– Coś
niewybaczalnego? – powtórzył sceptycznie, ale Izadora nie pozwoliła na to, by w jakikolwiek
sposób udało mu się ją urazić.
–
Zrozpaczona matka zdolna jest do irracjonalnego działania i popełniania
wszelakich błędów – ciągnęła dalej. – Kocham Isabel, ale tym razem jestem
zmuszona zainterweniować. Pomyślałam…
Kajusz
uciszył ją spojrzeniem.
– Nie interesuje
mnie to, co sobie myślisz – przerwał jej oschle. – Przejdź do rzeczy, bo
zaczynam tracić cierpliwość. Z jakimi wieściami przychodzisz? – rzucił
takim tonem, że przez twarz pozornie opanowanej Izadory przemknął wyraźny cień
niepokoju.
Posłusznie skinęła
głową. Ciemne włosy opadły jej na twarzy, przysłaniając zaczerwieniony policzek
i sprawiając, że trudniej było ocenić wyraz jej twarzy. W tamtej
chwili wyglądała trochę tak, jakby była skarconym dzieckiem, chociaż to
bynajmniej nie umniejszało jej urody i bijącej od jej postaci pewności
siebie. Izadora pozostawała silna i zdecydowana, nawet stojąc przed
obliczem kogoś tak bezwzględnego i zdystansowanego, jak w przypadku
Kajusza Volturi.
Wydawało
się, że minęła cała wieczność, zanim zdołała wydobyć z siebie głos. Jej
słowa były ciche i wyważone, ale to sprawiało, że zabrzmiały tym bardziej
ostatecznie i szokująco.
– Moja
siostra zdecydowała się wejść w układ z waszym bratem. Ona i cała
rodzina jej męża są tu, w Volterze, zresztą tak jak i Aro oraz ci,
którzy zdecydowali się go poprzeć. – Zamilkła, po czym uniosła głowę. Jej
czekoladowe oczy wydawały się łagodnie jarzyć w ciemnościach, kiedy z uwagą
zmierzyła wzrokiem twarz swojego rozmówcy. Sam Kajusz wydawał się niewzruszony,
ale Alec nie miał wątpliwości co do tego, że oświadczenie dziewczyny w rzeczywistości
mocno wytrąciło go z równowagi. – Przegrupowywali się już od dłuższego
czasu, a jakiś czas temu podjęli decyzję o tym, że najwyższa pora
posunąć się do konkretnych działań. Zamierzają zaatakować o świcie.
Cisza,
która zapanowała po jej słowach, wydawała się nieznośnie ciężka i ostateczna.
Pomijając Izadorę, nikt inny nie oddychał, co okazało się równie oszałamiające,
co i ogłuszające. Alec w milczeniu wpatrywał się w Dorę,
próbując z twarzy pół-wampirzycy wyczytać cokolwiek, co mogłoby się okazać
formą wskazówki, która pomogłaby mu zrozumieć postępowanie dziewczyny, ale to
wszystko wydawało się pozbawione sensu. Izadora milczała, zresztą tak jak i Oliver,
równie zimna i wycofana, co sam Kajusz, chociaż to w żadnym wypadku
do niej nie pasowało. Nie znał jej, oczywiście, ale tych kilka krótkich spotkań
oraz to, co udało mu się wyciągnąć z rozmów z Renesmee, przedstawiało
zupełnie inny obraz Dory – zdecydowanej, energicznej i kochającej.
Zdrajczyni?
Którekolwiek z Cullenów miałoby zwrócić się przeciwko pozostałym członkom
rodziny, na dodatek w tak perfidny sposób? Coś było nie tak, ale
jednocześnie Dora musiałaby być szalona, by przyjść tutaj tylko po to, żeby
raczyć Kajusza kłamstwami. Nie miała w tym żadnego celu, a jeśli z jakiegoś
powodu chciała zginąć, istniały o wiele prostsze i mnie bolesne
sposoby, tym bardziej, że dziewczyna w połowie była człowiekiem.
Och,
właściwie jakie to miało znaczenie? Myślał o Renesmee, bo dopiero co się z nią
widział, ale nie istniał żaden powód, dla którego miałby przejmować się jej
rodziną.
Żaden.
Wciąż toczył
ze sobą tę irracjonalną wewnętrzną walkę, usiłując zapanować nad biegiem
sprzecznych, pozbawionych sensu myśli, kiedy Kajusz zdecydował się przerwać
nienaturalny letarg, w który wszyscy zapadli. Zauważył, że Izadora drgnęła
niespokojnie i praktycznie bezwiednie skuliła się, przysuwając bliżej
Olivera, kiedy wampir nagle ruszył się z miejsca, energicznym krokiem
ruszając w stronę drzwi. Nawet jeśli to zauważył, nie dał po sobie poznać,
że przejaw szacunku, czy też raczej strachu, który nagle zaczęła przejawiać,
jest mu na rękę. Takie zachowanie po prostu było wskazane, tym bardziej, że Kajusz
Volturi był zbyt charyzmatyczny i zdecydowany, by pozwalać sobie na
pobłażanie zwykłej, nic nieznaczącej dziewczynie, która zwracała się do niego w pozostawiający
wiele do życzenia sposób.
– Możecie
odejść – stwierdził chłodno, zatrzymując się u boku Izadory i Olivera.
Dla podkreślenia swoich słów, chwycił dziewczynę za ramię i mocno ścisnął,
aż na jej twarzy pojawił się niekontrolowany grymas bólu. Chociaż niespokojna,
cierpliwie zniosła jego spojrzenie, sprawiając przy tym wrażenie prawie
obojętnej, chociaż takie podejście w obecnej sytuacji wydawało się czymś
absolutnie irracjonalnym. Nawet odwaga miała swoje granice, a zadzieranie
z Kajuszem wydawało się być przejawem głupoty, nie brawury. – Pamiętaj
tylko, że jeśli mnie oszukujesz, oboje poniesiecie konsekwencje… I nie mam
tutaj na myśli wyłącznie śmierci – zastrzegł i nie dodawszy niczego
więcej, odsunął się, by móc wyjść.
Drzwi do
sali tronowej zatrzasnęły się z hukiem. Przez kilka następnych sekund
panowała niczym nieprzenikniona cisza, a potem pierwsi ze strażników
zdecydowali ruszyć się z miejsca.
– Chodź –
usłyszał i momentalnie spojrzał na Jane. Kątem oka obserwowała zastygłych
w bezruchu Dorę i Olivera, najpewniej marząc o tym, by móc
osobiście ukarać ich za jakąkolwiek formę zniewagi. Jakikolwiek był tego powód,
ostatecznie udało jej się powstrzymać. – Musimy się przygotować. Coś czuję, że
wkrótce będziemy mogli się rozerwać.
Alec w milczeniu
skinął głową. Nie powiedział tego na głos, ale jego zdaniem młoda Cullenówna
właśnie wydała na siebie i resztę swojej rodziny wyrok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz