poniedziałek, 2 marca 2015

Czterdzieści cztery

Czterdzieści cztery.
Obietnica

– Alec!
Cały zesztywniał, kiedy tuż po przekroczeniu progu komnaty doszedł go rozentuzjazmowany głos Renesmee. Nim zdążył sie zastanowi, poczuł jak drobne ciałko przywiera do jego boku, a dziewczynka otacza go ramionami w pasie – a więc najwyżej, jak tylko była w stanie sięgnąć.
Zastygł w bezruchu, całkowicie wytrącany z równowagi. Przez lata wampirzego życia doświadczył naprawdę wiele, zwłaszcza przemocy i rzeczy, których lepiej było nie rozpamiętywać, a jednak impulsywne zachowanie Renesmee zaskoczyło bardziej niż cokolwiek innego. Nieprawdopodobne, ale to dziecko w prosty sposób było w stanie sprawić, że poczuł się całkowicie zdezorientowany, a do tego zdecydowanie nie przywykł.
Gdyby to był ktokolwiek inny, pewnie odebrałby podobne zachowanie jako atak, a może nawet impulsywnie spróbowałby się bronić. Powinien być na nią zły za to, że  w tak lekkomyślny sposób zdecydowała się do niego zbliżyć, ale… Och, na Boga, nie potrafił! Przecież to było tylko dziecko, na dodatek bardzo przestraszone. Wcześniej szczytem marzeń wydawało się to, by w ogóle nakłonić ją do wyjścia z kąta, a co dopiero odezwania się chociaż słowem, teraz z kolei robiła mu coś takiego…
Z dziwnym poczuciem tego, że robi wszystko na opak, dopiero po chwili zdecydował się spuścić wzrok, by móc na niego spojrzeć. Wtuliła się w jego bok w taki sposób, że czarna peleryna, którą miał na sobie, praktycznie ją przysłoniła, co w tamtej chwili wydało mu się nawet zabawne. Widział jedynie czubek jej głowy i całą burze poplątanych, lśniących loczków, kojarzących mu się z płomieniami. Kolor włosów jak nic zawdzięczała Edwardowi, zresztą w jej przypadku ta cecha wyglądu wypadała jak najbardziej na jej korzyść.
Pod wpływem impulsu wyciągnął rękę i zanurzył palce w jej włosach. Sądził, że opamiętała się i odsunie, kiedy ją pogłaskał (wciąż kojarzyła mu się z wystraszonym kociątkiem, płochliwa i bardzo nieśmiała), ale w odpowiedzi na jego dotyk, Renesmee uniosła głowę i spojrzała na niego tymi lśniącymi, czekoladowymi oczami.
– Czy zrobiłam coś nie tak? – zapytała cicho, całkiem wytrącając go z równowagi swoim pytaniem. Paluszki zacisnęła na skraju jego szaty, jakby to dawało jej poczucie bezpieczeństwa. – Jesteś na mnie zły?
– Ja? – Obdarzył ją skonsternowanym spojrzeniem, właściwie niepewien, co takiego powinien jej odpowiedzieć. Podobne pytanie zadała mu, kiedy był u niej dzień wcześniej, a jednak nie był przygotowany na to, że mogłaby je powtórzyć. – Skąd taki pomysł?
Lekko spuściła wzrok; jej już i tak zaróżowione w utoczy sposób policzki oblały się szkarłatem.
– Nie odzywasz się do mnie – przyznała w końcu. Naprawdę milczał tak długo, że zaczynała być niespokojna, czy może na swój sposób była niecierpliwa, tak jak i każde dziecko? Przy tej niezwykłej istotce właściwie każda możliwość wydawała się równie prawdopodobna. – Długo cię nie było, chociaż powiedziałeś… A ja bałam się, że już do mnie nie przyjdziesz.
Spojrzał na nią z zaciekawieniem, po czym zdecydował się zaryzykować i ująć ją za rękę. Posusznie odsunęła się od jego boku, po czym podreptała za nim, pozwalając, żeby podprowadził ją do wielkiego łoża, zajmującego centralną część przydzielonej jej komnaty. Pościel była rozrzucona i chyba wciąż ciepła, co dało mu do zrozumienia, że mała musiała obudzić się stosunkowo niedawno.
Nie zaprotestowała, kiedy uniósł ją, by móc posadzić na łóżku. Nie po raz pierwszy zastanawiał się nad tym, co właściwie wyprawiał, przykucnął tuż przed nią i uważnie zlustrował ją wzrokiem. Wciąż wydawała mu się blada i zmęczona, tak jak wtedy, kiedy był u niej ostatnio. Co prawda posłał do niej recepcjonistkę, kiedy tylko zorientował się, że będzie musiał złamać złożoną jej obietnicę i jednak nie wrócił z obiecaną krewi, zmuszony do zajęcia się sprawunkami, które zlecił mu Kajusz, ale teraz zaczynał mieć wyrzuty sumienia, co zdecydowanie nie powinno mieć miejsca. Mimochodem zauważył, że choć kazał Katherine zająć się Nessie i zadbać o to, by ewentualnie pomóc jej przebrać i umyć, ale po wyglądzie małej widać było, że kobieta nie wywiązała się z powierzonego jej zadania.
– Mam swoje obowiązki – powiedział w końcu, kucając naprzeciwko niej. Nie widział powodu, dla którego miałby jej się tłumaczyć, mała zresztą nie próbowała się o nic dopytywać. – Powiedz mi… Był ktoś u ciebie? – zapytał, bez trudu manipulując tonem głosu tak, żeby dziewczynka nie wychwyciła gniewnej nuty w jego tonie; ostatnim, czego trzeba jej było, było to, by ją wystraszył.
– Nie wiem… Byłam zmęczona – wyjaśniła i jakby na potwierdzenie swoich słów, spróbowała stłumić ziewnięcie. – Ale ja nie chcę, żeby ktoś tutaj przychodził.
Alec zmarszczył brwi.
– Boisz się? – drążył, nagle zaniepokojony tym, że Jane mogła jednak ulec pokusie i do niej zajrzeć. Znał dobrze upodobania swojej siostry i obawiał się, że dla niej obojętne byłoby to, czy miała przed sobą dziecko, gdyby akurat chciała się zabawić… A to dodatkowo była mała Cullenów, co w znacznym stopniu pogarszało sprawę. – Nie musisz. Już o tym rozmawialiśmy – przypomniał jej łagodnie, podnosząc się z podłogi i siadając u jej boku na łóżku.
Nie odpowiedziała, znów dziwnie milcząca i równie markotna, co kilkanaście godzin wcześniej, kiedy do niej przyszedł. Już wtedy zaczynała się przy nim pokładać, kiedy pragnienie zaczęło dawać jej się we znaki. Musiała zasnąć po jego wyjściu, co nawet mu odpowiadało, bo może nie odczuła tak bardzo tego, że nie wywiązał się z obietnicy. Nie miał pojęcia, co powinien o tym sądzić, ale tym bardziej, że samemu sobie nie potrafił wytłumaczyć tego, co właściwie ciągnęło go do tej komnaty. Już dawno przestał się nad tym zastanawiać, ale kiedy zdarzało mu się do tego wrócić… Cóż, może po prostu postradał zmysły, ale po wszystkich tych latach egzystencji to akurat było do przewidzenia.
Z drugiej strony, znęcanie się nad tym dzieckiem byłoby absolutnie nieludzkie. W porządku, ktoś pewnie wyśmiałby go za takie stwierdzenie – w końcu już od wieków daleko było mu do człowieka, a wraz z Jane cieszyli się dość ponurą sławą wśród swoich pobratymców – ale to jeszcze nie znaczyło, że zapomniał czym jest człowieczeństwo. Co prawda nieśmiertelność bezpowrotnie zatarła tę ludzką cząstkę jego jestestwa, a przez lata, dzięki nabytemu w tym czasie doświadczeniu, miał okazję, by nauczyć się, jak wielką słabością są niektóre emocje i związane z nimi odruchy, chociażby litość, jednak to niczego nie zmieniało. Był bezwzględny, potrafił zabijać, a niejednokrotnie sprawiało mu to przyjemność, jednak to jeszcze nie znaczyło, że stał się przez to bezduszny – o ile w jego przypadku pojęcie to miało rację bytu.
A to było dziecko.
Przecież nawet na wojnie kobiety i dzieci traktowano łagodniej, zwłaszcza jeśli nie były niczemu winne. Ona nie miała żadnego związku z tym, co się działo, wic dlaczego miałby traktować ją jak potencjalnego wroga? Sam Kajusz do tej pory nie kazał jej skrzywdzić, poza tym jak na razie traktowana była dobrze, więc tym bardziej nie zamierzał zachowywać się względem niej tak, jakby była czymś niewłaściwym – nie wspominając o tym, że nie mógłby postępować względem niej jakkolwiek niewłaściwie, kiedy spoglądała na niego w ten ufny, choć przy tym odrobinę lękliwy sposób.
– Chcę do mamy… – usłyszał i zesztywniał cały, a w jego głowie momentalnie zapaliła się ostrzegawcza lampka; nie wytrzymałby, gdyby zaczęła przy nim płakać.
– Jeszcze tylko trochę – skłamał natychmiast, bezwiednie się od niej odsuwając. Spojrzała na niego z niepokojem i zrobiła taki ruch, jakby chciała chwycić go za ramię, byleby jej nie zostawiał. A niech to… Kto by pomyślał, że wystarczy kilka łez, żeby zapragnął rzucić się do natychmiastowej ucieczki? – Byłaś dzielna przez tyle czasu, więc wytrzymasz jeszcze kilka dni… W porządku? Musisz być grzeczna, a wtedy wszystko będzie w porządku.
Spojrzał na nią wyczekująco, aż potulnie skinęła głową. Zauważył, że zaciska usta i za wszelką cenę próbuje zapanować nad płaczem i cisnącymi jej się do oczu łzami. Mrugała pośpiesznie, a jej czekoladowe tęczówki wydawały się dziwnie zamglone, ale przynajmniej na pierwszy rzut oka wszystko wskazywało na to, że udało mu się ją uspokoić.
Zastanawiając się gorączkowo nad tym, jak właściwie powinien się z nią obchodzić, z cichym westchnieniem zsunął z ramienia niepozorną, płócienna torbę, którą przyniósł ze sobą. Miał tylko nadzieję, że nikt nie zauważył, że w ostatnim czasie podejrzanie często kręcił się w tej części twierdzy.
– Grzeczna dziewczynka – pochwalił ją cicho. Spojrzała na niego z wahaniem; jej wzrok mimowolnie powędrował w stronę torby. – Teraz powiedz mi, jak się czujesz… Spałaś odkąd wyszedłem? – zapytał pod wpływem impulsu, przypominając sobie jej wcześniejsze słowa.
– Nie wiem – przyznała po dłuższej chwili milczenia. – Chyba się budziłam, ale… Dziwnie się czuję. – Ostatnie słowa wypowiedziała tak cicho, że nawet ze swoimi wyostrzonymi zmysłami, miał problem z tym, żeby ją zrozumieć.
Choć wmawiał sobie, że wrócił tutaj tylko dlatego, że jej obiecał i że to było po prostu dziecko, poza tym wydawała się być przy nim spokojniejsza, cos jej wyznaniu go zaniepokoiło. Troska była dla niego czymś nowym, bo do tej pory dbał wyłącznie o siebie i Jane, choć siostra nie raz wyśmiała go, kiedy próbował zachować się jak na mężczyznę przystało i ją bronić. Razem tworzyli zabójczo skuteczny duet, zwłaszcza kiedy zaczynali współpracować, choć musiał przyznać, że to jego bliźniaczka potrafiła być naprawdę niebezpieczna, zwłaszcza kiedy ktoś porządnie ją zdenerwował.
A jednak coś w zachowaniu Renesmee go niepokoiło i… No cóż, fascynowało, choć nie od razu się do tego przyznał. Nie potrafił tego jednoznacznie opisać, ale miał wrażenie, że wszystko sprowadzało się do jej wyjątkowości: do tego, jak bardzo była delikatna i ludzka.
– I mimo to dalej jesteś zmęczona? – Pokręcił z niedowierzaniem głowa. Nie pamiętał, co to znaczy śnić, ale nawet on wiedział, że aż tak długo utrzymujące się zmęczenie nie wróżyło niczego dobrego.
Jedynie jęknęła cichutki i lekko przechyliła się w jego stronę. Energia, którą udało jej się wykrzesać podczas jego wejścia, teraz zniknęła, równie nagle, co i się pojawiła. Choć siedziała, widział, że zaczyna się pokładać, utrzymując się w pionie chyba jedynie z obawy przed tym, że mogłaby przy nim zasnąć.
Już wcześniej wydawała się zmęczona i chorobliwie blada, ale wtedy był przekonany, że to po prostu konsekwencje długotrwałego płaczu oraz tego, jak bardzo czuła się zdenerwowana sytuacją w której się znalazła. Teraz widział, że to zaczynał się nasilać i sam już nie był pewien, co powinien o całej tej sytuacji sądzić.
– Co ci jest? – zapytał, po czym pod impulsu otoczył ją ramieniem, by móc ją przytrzymać. Przycisnął jej dłoń do czoła, by sprawdzić, że przez tych kilka godzin nie dostała gorączki, ale trudno było wyciągnąć jakiekolwiek wnioski, kiedy miało się do czynienia z kimś nie tylko pod każdym względem niezwykłym, ale na dodatek bardzo… kruchym. Już wcześniej zauważył, że skórę ma nienaturalnie nagrzaną, ale trudno było mu określić jej temperaturę, skoro w zupełnie różny od człowieka sposób odbierał ciepło i zimno. – Boli cię coś? Sam już nie wiem…
Do diabła, czy ktoś taki jak ona w ogóle mógł się rozchorować? Słyszał kilka razy, że dzieci bardzo często łapały infekcje i właściwie całe to dostępne w powietrzu cholerstwo – w końcu ludzkie organizmy zawsze były słabe i uległe – ale, na litość boską, to mimo wszystko była pół-wampirzyca! Co więcej, gdyby jednak się rozchorowała, on na pewno nie byłby w stanie się nią zaopiekować, o ile w ogóle zdecydowałby się na to, by jednak przy niej zostać.
Zły moment, maleńka…, przeszło mu przez myśl, ale nie wypowiedział tych słów na głos. Może po prostu była zestresowana, co wydawało się zrozumiałe, ale zdecydowanie żadnemu z nich nie pomagało – a już zwłaszcza jej.
– Głowa… I gardło. – Nessie spojrzała na niego niespokojnie. Jej oczy lśniły w niezdrowy sposób, być może ze strachu, a może jednak miała podwyższoną temperaturę. – Piecze, kiedy przełykam.
– W takim razie, to pewnie tylko pragnienie. Nic ci nie będzie – powiedział z przekonaniem i odetchnął z ulgą. Nie miał pewności, ale łatwiej było udawać, że w rzeczywistości wszystko jest w porządku. – Właśnie! Pamiętasz, o czym rozmawialiśmy, zanim wyszedłem? Jeśli jesteś głodna… Przyniosłem ci trochę krwi, tak jak ci obiecałem – wyjaśnił jej pospiesznie, unosząc przyniesioną przez siebie torbę.
Czuł, że mu się przypatrywała, kiedy w pośpiechu wytrząsnął na pościel kilka plastikowych woreczków z krwią. Sam również poczuł aż nazbyt dobrze znajome pieczenie w gardle, słysząc kuszące chlupotanie osoki, ale zmusił się do zachowania spokoju. Głód nie był niczym nowym, a on miał już wprawę w ignorowaniu słodkiego zapachu i tego, co się z nim wiązało.
Ujął jeden z woreczków, po czym zachęcającym gestem przesunął go w jej stronę. Zamarła na moment, jak urzeczona wpatrując się w gęsty, ciemny płyn.
– Ja…
Zmarszczył brwi, próbując twierdzić, co takiego w tamtej chwili musiała sobie myśleć albo czuć.
– Co takiego? – zapytał, po czym zachęcająco skinął głową. – Mówiłaś mi, że już piłaś taką krew. Zresztą jestem pewien, że jak się napijesz, poczujesz się dużo lepiej. W końcu krew zawsze pomaga. – Miał nadzieję, że także tym razem zaspokojenie pragnienia okaże się wystarczające, bo w innym wypadku mogliby mieć problem. – Jest zimna, ale na tę chwilę trudno jest mi coś na to zaradzić.
– Jest… ludzka? – zapytała w końcu, wyraźnie rozdarta i zawstydzona tym, że musi o to pytać.
W tamtej chwili poczuł się jak kompletny idiota, choć przecież podczas ostatniej rozmowy wydawała się nie mieć nic przeciwko tej formy pokarmu. Z drugiej strony… No, oczywiście! Mimo wszystko mógł to przewidzieć.
– U nas nie ma zwierzęcej krwi, Renesmee – powiedział cicho, spoglądając jej w oczy. – Mówiłaś, że piłaś już taką krew, prawda? – Lekko uniósł jeden z woreczków, żeby łatwiej mogła skoncentrować się na jego słowach.
Lekko skinęła głową.
– Tak… Ale to nie jest dobre – dodała pośpiesznie, choć nie brzmiała przy tym na jakoś szczególnie przekonaną. Najwyraźniej pragnienie zaczynało brać nad nią górę. – Nie wolno pić tej krwi – powiedziała, a Alec zapragnął wywrócić oczami.
Cholerni Cullenowie i ich „wegetariańska” dieta! Kto by pomyślał, że tak niewiele potrzeba, żeby zdążyli namieszać małej w głowie…
Z drugiej strony, tak może było lepiej. Jakoś trudno było mu sobie wyobrazić, że to delikatne stworzeniem atakuje i zabija człowieka, poza tym zabijanie niewinności na tym etapie, byłoby prawdziwą zbrodnią. Dobrze pamiętał przypadki niezwykle popularnych onegdaj Nieśmiertelnych Dzieci, ale ona do nich nie należała – fakt, że rosła i potrafiła przyswoić sobie podstawowe zasady, był tego doskonałym dowodem.
– Tak, zabijanie nie jest dobre… – Jego własne słowa zabrzmiały obco i obojętnie, jak bezsensowne frazesy albo coś równie bezsensownego. Oklepane stwierdzenia, które w gruncie rzeczy nie zmieniały niczego. – Ale czasami wszyscy musimy robić rzeczy, które nie zawsze są… No cóż, nie zawsze są właściwie. To zresztą jest krew z woreczka, a ty nikogo nie skrzywdzisz, jeśli się jej napijesz. Jeśli tego nie zrobisz, będziesz czuła się gorzej i dopiero wtedy będziemy mieli problem. – Zawahał się, po czym spojrzał jej w oczy, by nabrać pewności, że w ogóle go słuchała. – Jesteś chora, a to ci pomoże. Carlisle na pewno powiedziałby ci, że lekarstwa nie zawsze są dobre, zwłaszcza te najbardziej skuteczne, więc spróbuj potraktować to jako coś, co jest konieczne dla twojego bezpieczeństwa – zaproponował, w duchu modląc się o to, żeby takie argumenty jej wystarczyły.
Rzuciła mu kolejne niespokojne spojrzenie, ale przynajmniej nie zaczęła protestować. Miał wrażenie, że zastanawiała się całą wieczność, zanim ostatecznie pragnienie przejęło nad nią kontrolę i – bardzo powoli, z rozmysłem – przysunęła się bliżej, po czym ujęła w rączki wypełniony krwią woreczek.
W duchu czując ulgę, że przynamniej ona jedna nie zamierzała komplikować sytuacji, delikatnie wyjął torebkę z jej rąk.
– Poczekaj, pomogę ci – zadecydował.
Na chwilę poderwał się z miejsca i zniknął w przylegającej do pokoju łazience, licząc na znalezienie czegoś, co mógłby wykorzystać jako naczynie. Szklanka, która znalazł, była prawie idealna, może pomijając fakt, że pozostawała przeźroczysta, co dawało dość upiorny efekt, ale w obecnej sytuacji musiały wystarczyć.
Wrócił do pokoju, w pośpiechu rozrywając torebkę i przelewając zawartość do naczynia. Skrzywił się, kiedy znów zapiekło go w gardle, ale nawet nie zawahał się przed podaniem szklanki wpatrzonej w niego Renesmee.
– Pij, ale powolutku. Nie chcę, żebyś się zakrztusiła – upomniał ją, widząc, że drgnęła i nieco zbyt gwałtownie wyciągnęła rączki w jego stronę. Poczekał aż skinie głową i dopiero wtedy podał jej krew. – Powiedz mi, jeśli będziesz chciała więcej. W zasadzie lepiej byłoby, gdybyś poprosiła Katherine, ale…
– Nie chcę, żeby przychodził do mnie ktoś prócz ciebie! – zaoponowała, spoglądając na niego tymi lśniącymi, wystraszonymi oczami. Zacisnął usta, sam niepewien tego, co powinien jej odpowiedzieć. – Alec…
– Na razie pij – uciął dyskusję, co w zasadzie nie było żadna odpowiedzią.
Spuściła wzrok, po czym w pośpiechu uniosła szklankę do ust. Bał się, że pokusa będzie zbyt silna i jednak nie posłucha jego wcześniejszych uwag, ale najwyraźniej była bystrzejsza niż przypuszczał, bo zgodnie z jego nakazem, zaczęła brać małe, ostrożnie łyczki. Uspokojony, wsparł głowę na dłoniach i przypatrywał jej się z zaciekawieniem, zastanawiając się, czy dla postronnego obserwatora, widok dziecka, które z taką ochotą popijało krew ze szklanki, wydawał się jakkolwiek upiorny i groteskowy, ale z drugiej strony… Hm, w sumie łatwo można było sobie wyobrazić, że mała piła zwyczajny sok.
W milczeniu pozwolił jej dopić porcję do końca, trzymając się nadziei na to, że jej policzki faktycznie nabrały koloru. Już nie wyglądała na taką osłabioną, choć w jej ciemnych oczach i tak doszukał się czegoś niepokojącego, kiedy odsunęła od ust pustką szklankę.
– Chyba miałeś rację – przyznała mu cichutko.
Przyjrzał jej się, próbując stwierdzić, jak powinien rozumieć jej słowa.
– To dobrze – powiedział w końcu. Ostrożnie ujął jeden z pozostałych woreczków, po czym zaczął ważyć go w dłoni. Renesmee natychmiast spojrzała na torebkę, co prawda dyskretnie, ale natychmiast się zorientował. – Chcesz jeszcze trochę?
– Ja… – zaczęła i zaraz spuściła wzrok.
Udało mu się uśmiechnąć.
– Hej, to normalne. To najzupełniej naturalne, że możesz potrzebować więcej, skoro źle się czujesz – zapewnił ją pospiesznie.
Nie odpowiedziała, ale też nie zaprotestowała, kiedy rozerwał kolejny woreczek i napełnił jej szklankę. Tym razem nawet nie musiał jej zachęcać, bo natychmiast uniosła naczynie do ust.
Wciąż jej się przypatrywał, kiedy doszły go ciche kroki i przyśpieszone bicie serca. Gwałtownie poderwał się na równe nogi, obracając w stronę drzwi akurat w chwili, w której Katherine zajrzała do środka. Krew momentalnie odpłynęła jej z twarzy, kiedy pochwyciła jego ostrzegawcze spojrzenie, ale nie wycofała się, choć właśnie tego się spodziewał.
– Czego chcesz? – warknął; jego głos nie zabrzmiał nawet w połowie tak łagodnie, jak wtedy, kiedy zwracał się do Renesmee.
– P-pan… – zaczęła, po czym nerwowo przełknęła ślinę. – Pan pragnie cię widzieć w sali tronowej – wykrztusiła w końcu.
Zacisnął usta. Katherine nerwowo tknęła w progu, tak podenerwowana, że wcale nie zdziwiłby się, gdyby nagle straciła przytomność.
Zerknął krótko na Renesmee, po czym cicho westchnął, dostrzegając jej zaniepokojony wzrok.
– Możesz odejść – zadecydował i bez patrzenia na Katherine, przykucnął przy Nessie. – Wypij wszystko i spróbuj jeszcze odpocząć, dobrze?
Spojrzała na niego z wahaniem; tym razem nie potaknęła, tylko wyciągnęła rączkę i dotknęła jego twarzy. Choć już wcześniej zademonstrowała mu swoje zdolności, mimowolnie wzdrygnął się, kiedy usłyszał w głowie jej cichy głosik.
Ale wrócisz, prawda?, zapytała i zabrzmiało to niemal błagalnie.
A niech to diabli! Znów stawiała go w sytuacji co najmniej niezręcznej, poza tym te wszystkie wątpliwości…
– Zajrzę do ciebie później – obiecał.
To wydawało się jej wystarczyć.

3 komentarze:

  1. witaj. trafilam na twojego bloga przypadkien. zaintrygowalo mnie ze to inna wersja zmierzchu, bo powien szczerze ze oryginal mnie nie powalil. ale zaczne od pierwszego rozdzialu. postaram sie zostawiac komentarze pod kazda notka. pozdrawiam
    www.czarnekrolestwo.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak obiecałam, tak też robię. Może wyjdzie trochę krótko, ale w końcu chciałam i tutaj nadrobić zaległości.
    Zachowanie Aleca bardzo mnie intryguje, jak już wspominałam ci podczas naszej rozmowy na gg. Kto by pomyślał, że bezwzględny Alec będzie się interesował losem dziecka, jakim jest Renesmee. I że wie, co to są uczucia. Ale nie narzekam, bo bardzo mi się to podoba. W Zmierzchu był przedstawiony jako bezuczuciowy i bezwzględnym a tutaj może i dalej taki jest, ale jednak jest w stanie pokazywać uczucia, co daje mu u mnie dużego plusa :)
    Cóż, jest zdezorientowany i pewnie zastanawia się, dlaczego wszystko toczy się tak, a nie inaczej. Bo tak patrząc na to z jego strony to można nawet stwierdzić, że sam nie jest do końca świadomy, co robi i że przebywa tyle czasu z dzieckiem, które tak naprawdę nie ma dla niego większego znaczenia. Chociaż ja odnoszę wrażenie, że jego zachowanie teraz będzie miało skutki w przyszłości.
    W ogóle podoba mi się sposób, w jaki traktuje Renesmee. To, jak się o nią troszczy, martwi i w ogóle... Jak potrafi do niej dotrzeć i w pewien sposób uspokoić- nie każdy potrafi uspokoić wystraszone dziecko. Jak już wcześniej wspominałam, dostaje za to u mnie dużego plusa. A ich rozmowy... Owszem, zachowują wobec siebie rezerwę, jednak widać, że oboje coraz bardziej przyzwyczajają się do siebie i czują w swoim towarzystwie troszkę swobodniej. Kurcze, nie wiem, jak to jaśniej wytłumaczyć to wszystko -.-
    I tak męczy mnie, po co Kajusz wzywa Aleca. Cóż, rozpatruję dwie opcje- albo w jakiś sposób dowiedział się o pojawieniu się Ara i Cullenów w okolicach Volterry albo nie podoba mu się to, że tyle czasu spędza z Nessie (o ile się o tym dowiedział).
    To ja czekam na następne rozdziały :) Przepraszam, że komentarz trochę taki nieskładny, ale wiesz... Szkoła- nawet w weekend nie dadzą żyć. Mam nadzieję, że wybaczysz.
    Pozdrawiam,
    lilka24

    OdpowiedzUsuń
  3. Witajcie =)

    Z okazji Świąt Wielkiejnocy, chciałabym życzyć wszystkim tego, co najlepsze. Spokoju, zdrowia, rodzinnej atmosfery, smacznego jajka i mokrego Dingusa. Cóż innego mogłabym dodać?

    Do napisania,
    Nessa. =)

    OdpowiedzUsuń



After We Fall
stories by Nessa