Czterdzieści cztery.
Obietnica
– Alec!
Cały
zesztywniał, kiedy tuż po przekroczeniu progu komnaty doszedł go
rozentuzjazmowany głos Renesmee. Nim zdążył sie zastanowi, poczuł jak drobne
ciałko przywiera do jego boku, a dziewczynka otacza go ramionami w pasie – a
więc najwyżej, jak tylko była w stanie sięgnąć.
Zastygł w
bezruchu, całkowicie wytrącany z równowagi. Przez lata wampirzego życia
doświadczył naprawdę wiele, zwłaszcza przemocy i rzeczy, których lepiej było
nie rozpamiętywać, a jednak impulsywne zachowanie Renesmee zaskoczyło bardziej
niż cokolwiek innego. Nieprawdopodobne, ale to dziecko w prosty sposób było w
stanie sprawić, że poczuł się całkowicie zdezorientowany, a do tego
zdecydowanie nie przywykł.
Gdyby to
był ktokolwiek inny, pewnie odebrałby podobne zachowanie jako atak, a może
nawet impulsywnie spróbowałby się bronić. Powinien być na nią zły za to,
że w tak lekkomyślny sposób zdecydowała się
do niego zbliżyć, ale… Och, na Boga, nie potrafił! Przecież to było tylko
dziecko, na dodatek bardzo przestraszone. Wcześniej szczytem marzeń wydawało
się to, by w ogóle nakłonić ją do wyjścia z kąta, a co dopiero odezwania się
chociaż słowem, teraz z kolei robiła mu coś takiego…
Z dziwnym
poczuciem tego, że robi wszystko na opak, dopiero po chwili zdecydował się
spuścić wzrok, by móc na niego spojrzeć. Wtuliła się w jego bok w taki sposób,
że czarna peleryna, którą miał na sobie, praktycznie ją przysłoniła, co w
tamtej chwili wydało mu się nawet zabawne. Widział jedynie czubek jej głowy i
całą burze poplątanych, lśniących loczków, kojarzących mu się z płomieniami.
Kolor włosów jak nic zawdzięczała Edwardowi, zresztą w jej przypadku ta cecha
wyglądu wypadała jak najbardziej na jej korzyść.
Pod wpływem
impulsu wyciągnął rękę i zanurzył palce w jej włosach. Sądził, że opamiętała
się i odsunie, kiedy ją pogłaskał (wciąż kojarzyła mu się z wystraszonym
kociątkiem, płochliwa i bardzo nieśmiała), ale w odpowiedzi na jego dotyk,
Renesmee uniosła głowę i spojrzała na niego tymi lśniącymi, czekoladowymi
oczami.
– Czy
zrobiłam coś nie tak? – zapytała cicho, całkiem wytrącając go z równowagi swoim
pytaniem. Paluszki zacisnęła na skraju jego szaty, jakby to dawało jej poczucie
bezpieczeństwa. – Jesteś na mnie zły?
– Ja? –
Obdarzył ją skonsternowanym spojrzeniem, właściwie niepewien, co takiego
powinien jej odpowiedzieć. Podobne pytanie zadała mu, kiedy był u niej dzień
wcześniej, a jednak nie był przygotowany na to, że mogłaby je powtórzyć. – Skąd
taki pomysł?
Lekko
spuściła wzrok; jej już i tak zaróżowione w utoczy sposób policzki oblały się
szkarłatem.
– Nie
odzywasz się do mnie – przyznała w końcu. Naprawdę milczał tak długo, że
zaczynała być niespokojna, czy może na swój sposób była niecierpliwa, tak jak i
każde dziecko? Przy tej niezwykłej istotce właściwie każda możliwość wydawała
się równie prawdopodobna. – Długo cię nie było, chociaż powiedziałeś… A ja
bałam się, że już do mnie nie przyjdziesz.
Spojrzał na
nią z zaciekawieniem, po czym zdecydował się zaryzykować i ująć ją za rękę.
Posusznie odsunęła się od jego boku, po czym podreptała za nim, pozwalając,
żeby podprowadził ją do wielkiego łoża, zajmującego centralną część
przydzielonej jej komnaty. Pościel była rozrzucona i chyba wciąż ciepła, co
dało mu do zrozumienia, że mała musiała obudzić się stosunkowo niedawno.
Nie
zaprotestowała, kiedy uniósł ją, by móc posadzić na łóżku. Nie po raz pierwszy
zastanawiał się nad tym, co właściwie wyprawiał, przykucnął tuż przed nią i
uważnie zlustrował ją wzrokiem. Wciąż wydawała mu się blada i zmęczona, tak jak
wtedy, kiedy był u niej ostatnio. Co prawda posłał do niej recepcjonistkę,
kiedy tylko zorientował się, że będzie musiał złamać złożoną jej obietnicę i
jednak nie wrócił z obiecaną krewi, zmuszony do zajęcia się sprawunkami, które
zlecił mu Kajusz, ale teraz zaczynał mieć wyrzuty sumienia, co zdecydowanie nie
powinno mieć miejsca. Mimochodem zauważył, że choć kazał Katherine zająć się
Nessie i zadbać o to, by ewentualnie pomóc jej przebrać i umyć, ale po
wyglądzie małej widać było, że kobieta nie wywiązała się z powierzonego jej
zadania.
– Mam swoje
obowiązki – powiedział w końcu, kucając naprzeciwko niej. Nie widział powodu,
dla którego miałby jej się tłumaczyć, mała zresztą nie próbowała się o nic
dopytywać. – Powiedz mi… Był ktoś u ciebie? – zapytał, bez trudu manipulując
tonem głosu tak, żeby dziewczynka nie wychwyciła gniewnej nuty w jego tonie;
ostatnim, czego trzeba jej było, było to, by ją wystraszył.
– Nie wiem…
Byłam zmęczona – wyjaśniła i jakby na potwierdzenie swoich słów, spróbowała
stłumić ziewnięcie. – Ale ja nie chcę, żeby ktoś tutaj przychodził.
Alec
zmarszczył brwi.
– Boisz
się? – drążył, nagle zaniepokojony tym, że Jane mogła jednak ulec pokusie i do
niej zajrzeć. Znał dobrze upodobania swojej siostry i obawiał się, że dla niej
obojętne byłoby to, czy miała przed sobą dziecko, gdyby akurat chciała się
zabawić… A to dodatkowo była mała Cullenów, co w znacznym stopniu pogarszało
sprawę. – Nie musisz. Już o tym rozmawialiśmy – przypomniał jej łagodnie,
podnosząc się z podłogi i siadając u jej boku na łóżku.
Nie
odpowiedziała, znów dziwnie milcząca i równie markotna, co kilkanaście godzin
wcześniej, kiedy do niej przyszedł. Już wtedy zaczynała się przy nim pokładać,
kiedy pragnienie zaczęło dawać jej się we znaki. Musiała zasnąć po jego
wyjściu, co nawet mu odpowiadało, bo może nie odczuła tak bardzo tego, że nie
wywiązał się z obietnicy. Nie miał pojęcia, co powinien o tym sądzić, ale tym
bardziej, że samemu sobie nie potrafił wytłumaczyć tego, co właściwie ciągnęło
go do tej komnaty. Już dawno przestał się nad tym zastanawiać, ale kiedy
zdarzało mu się do tego wrócić… Cóż, może po prostu postradał zmysły, ale po
wszystkich tych latach egzystencji to akurat było do przewidzenia.
Z drugiej
strony, znęcanie się nad tym dzieckiem byłoby absolutnie nieludzkie. W
porządku, ktoś pewnie wyśmiałby go za takie stwierdzenie – w końcu już od
wieków daleko było mu do człowieka, a wraz z Jane cieszyli się dość ponurą
sławą wśród swoich pobratymców – ale to jeszcze nie znaczyło, że zapomniał czym
jest człowieczeństwo. Co prawda nieśmiertelność bezpowrotnie zatarła tę ludzką
cząstkę jego jestestwa, a przez lata, dzięki nabytemu w tym czasie
doświadczeniu, miał okazję, by nauczyć się, jak wielką słabością są niektóre
emocje i związane z nimi odruchy, chociażby litość, jednak to niczego nie
zmieniało. Był bezwzględny, potrafił zabijać, a niejednokrotnie sprawiało mu to
przyjemność, jednak to jeszcze nie znaczyło, że stał się przez to bezduszny – o
ile w jego przypadku pojęcie to miało rację bytu.
A to było
dziecko.
Przecież
nawet na wojnie kobiety i dzieci traktowano łagodniej, zwłaszcza jeśli nie były
niczemu winne. Ona nie miała żadnego związku z tym, co się działo, wic dlaczego
miałby traktować ją jak potencjalnego wroga? Sam Kajusz do tej pory nie kazał
jej skrzywdzić, poza tym jak na razie traktowana była dobrze, więc tym bardziej
nie zamierzał zachowywać się względem niej tak, jakby była czymś niewłaściwym –
nie wspominając o tym, że nie mógłby postępować względem niej jakkolwiek
niewłaściwie, kiedy spoglądała na niego w ten ufny, choć przy tym odrobinę
lękliwy sposób.
– Chcę do
mamy… – usłyszał i zesztywniał cały, a w jego głowie momentalnie zapaliła się
ostrzegawcza lampka; nie wytrzymałby, gdyby zaczęła przy nim płakać.
– Jeszcze
tylko trochę – skłamał natychmiast, bezwiednie się od niej odsuwając. Spojrzała
na niego z niepokojem i zrobiła taki ruch, jakby chciała chwycić go za ramię,
byleby jej nie zostawiał. A niech to… Kto by pomyślał, że wystarczy kilka łez,
żeby zapragnął rzucić się do natychmiastowej ucieczki? – Byłaś dzielna przez
tyle czasu, więc wytrzymasz jeszcze kilka dni… W porządku? Musisz być grzeczna,
a wtedy wszystko będzie w porządku.
Spojrzał na
nią wyczekująco, aż potulnie skinęła głową. Zauważył, że zaciska usta i za
wszelką cenę próbuje zapanować nad płaczem i cisnącymi jej się do oczu łzami.
Mrugała pośpiesznie, a jej czekoladowe tęczówki wydawały się dziwnie zamglone,
ale przynajmniej na pierwszy rzut oka wszystko wskazywało na to, że udało mu
się ją uspokoić.
Zastanawiając
się gorączkowo nad tym, jak właściwie powinien się z nią obchodzić, z cichym
westchnieniem zsunął z ramienia niepozorną, płócienna torbę, którą przyniósł ze
sobą. Miał tylko nadzieję, że nikt nie zauważył, że w ostatnim czasie
podejrzanie często kręcił się w tej części twierdzy.
– Grzeczna
dziewczynka – pochwalił ją cicho. Spojrzała na niego z wahaniem; jej wzrok
mimowolnie powędrował w stronę torby. – Teraz powiedz mi, jak się czujesz…
Spałaś odkąd wyszedłem? – zapytał pod wpływem impulsu, przypominając sobie jej
wcześniejsze słowa.
– Nie wiem
– przyznała po dłuższej chwili milczenia. – Chyba się budziłam, ale… Dziwnie
się czuję. – Ostatnie słowa wypowiedziała tak cicho, że nawet ze swoimi
wyostrzonymi zmysłami, miał problem z tym, żeby ją zrozumieć.
Choć
wmawiał sobie, że wrócił tutaj tylko dlatego, że jej obiecał i że to było po
prostu dziecko, poza tym wydawała się być przy nim spokojniejsza, cos jej
wyznaniu go zaniepokoiło. Troska była dla niego czymś nowym, bo do tej pory
dbał wyłącznie o siebie i Jane, choć siostra nie raz wyśmiała go, kiedy
próbował zachować się jak na mężczyznę przystało i ją bronić. Razem tworzyli
zabójczo skuteczny duet, zwłaszcza kiedy zaczynali współpracować, choć musiał
przyznać, że to jego bliźniaczka potrafiła być naprawdę niebezpieczna,
zwłaszcza kiedy ktoś porządnie ją zdenerwował.
A jednak
coś w zachowaniu Renesmee go niepokoiło i… No cóż, fascynowało, choć nie od
razu się do tego przyznał. Nie potrafił tego jednoznacznie opisać, ale miał
wrażenie, że wszystko sprowadzało się do jej wyjątkowości: do tego, jak bardzo
była delikatna i ludzka.
– I mimo to
dalej jesteś zmęczona? – Pokręcił z niedowierzaniem głowa. Nie pamiętał, co to
znaczy śnić, ale nawet on wiedział, że aż tak długo utrzymujące się zmęczenie
nie wróżyło niczego dobrego.
Jedynie
jęknęła cichutki i lekko przechyliła się w jego stronę. Energia, którą udało
jej się wykrzesać podczas jego wejścia, teraz zniknęła, równie nagle, co i się
pojawiła. Choć siedziała, widział, że zaczyna się pokładać, utrzymując się w
pionie chyba jedynie z obawy przed tym, że mogłaby przy nim zasnąć.
Już
wcześniej wydawała się zmęczona i chorobliwie blada, ale wtedy był przekonany,
że to po prostu konsekwencje długotrwałego płaczu oraz tego, jak bardzo czuła
się zdenerwowana sytuacją w której się znalazła. Teraz widział, że to zaczynał
się nasilać i sam już nie był pewien, co powinien o całej tej sytuacji sądzić.
– Co ci
jest? – zapytał, po czym pod impulsu otoczył ją ramieniem, by móc ją
przytrzymać. Przycisnął jej dłoń do czoła, by sprawdzić, że przez tych kilka
godzin nie dostała gorączki, ale trudno było wyciągnąć jakiekolwiek wnioski,
kiedy miało się do czynienia z kimś nie tylko pod każdym względem niezwykłym,
ale na dodatek bardzo… kruchym. Już wcześniej zauważył, że skórę ma
nienaturalnie nagrzaną, ale trudno było mu określić jej temperaturę, skoro w
zupełnie różny od człowieka sposób odbierał ciepło i zimno. – Boli cię coś? Sam
już nie wiem…
Do diabła,
czy ktoś taki jak ona w ogóle mógł się rozchorować? Słyszał kilka razy, że
dzieci bardzo często łapały infekcje i właściwie całe to dostępne w powietrzu
cholerstwo – w końcu ludzkie organizmy zawsze były słabe i uległe – ale, na
litość boską, to mimo wszystko była pół-wampirzyca! Co więcej, gdyby jednak się
rozchorowała, on na pewno nie byłby w stanie się nią zaopiekować, o ile w ogóle
zdecydowałby się na to, by jednak przy niej zostać.
Zły moment, maleńka…, przeszło mu przez
myśl, ale nie wypowiedział tych słów na głos. Może po prostu była zestresowana,
co wydawało się zrozumiałe, ale zdecydowanie żadnemu z nich nie pomagało – a
już zwłaszcza jej.
– Głowa… I
gardło. – Nessie spojrzała na niego niespokojnie. Jej oczy lśniły w niezdrowy
sposób, być może ze strachu, a może jednak miała podwyższoną temperaturę. –
Piecze, kiedy przełykam.
– W takim
razie, to pewnie tylko pragnienie. Nic ci nie będzie – powiedział z
przekonaniem i odetchnął z ulgą. Nie miał pewności, ale łatwiej było udawać, że
w rzeczywistości wszystko jest w porządku. – Właśnie! Pamiętasz, o czym
rozmawialiśmy, zanim wyszedłem? Jeśli jesteś głodna… Przyniosłem ci trochę
krwi, tak jak ci obiecałem – wyjaśnił jej pospiesznie, unosząc przyniesioną
przez siebie torbę.
Czuł, że mu
się przypatrywała, kiedy w pośpiechu wytrząsnął na pościel kilka plastikowych
woreczków z krwią. Sam również poczuł aż nazbyt dobrze znajome pieczenie w
gardle, słysząc kuszące chlupotanie osoki, ale zmusił się do zachowania
spokoju. Głód nie był niczym nowym, a on miał już wprawę w ignorowaniu
słodkiego zapachu i tego, co się z nim wiązało.
Ujął jeden
z woreczków, po czym zachęcającym gestem przesunął go w jej stronę. Zamarła na
moment, jak urzeczona wpatrując się w gęsty, ciemny płyn.
– Ja…
Zmarszczył
brwi, próbując twierdzić, co takiego w tamtej chwili musiała sobie myśleć albo
czuć.
– Co
takiego? – zapytał, po czym zachęcająco skinął głową. – Mówiłaś mi, że już
piłaś taką krew. Zresztą jestem pewien, że jak się napijesz, poczujesz się dużo
lepiej. W końcu krew zawsze pomaga. – Miał nadzieję, że także tym razem
zaspokojenie pragnienia okaże się wystarczające, bo w innym wypadku mogliby
mieć problem. – Jest zimna, ale na tę chwilę trudno jest mi coś na to zaradzić.
– Jest…
ludzka? – zapytała w końcu, wyraźnie rozdarta i zawstydzona tym, że musi o to
pytać.
W tamtej
chwili poczuł się jak kompletny idiota, choć przecież podczas ostatniej rozmowy
wydawała się nie mieć nic przeciwko tej formy pokarmu. Z drugiej strony… No,
oczywiście! Mimo wszystko mógł to przewidzieć.
– U nas nie
ma zwierzęcej krwi, Renesmee – powiedział cicho, spoglądając jej w oczy. –
Mówiłaś, że piłaś już taką krew, prawda? – Lekko uniósł jeden z woreczków, żeby
łatwiej mogła skoncentrować się na jego słowach.
Lekko
skinęła głową.
– Tak… Ale
to nie jest dobre – dodała pośpiesznie, choć nie brzmiała przy tym na jakoś
szczególnie przekonaną. Najwyraźniej pragnienie zaczynało brać nad nią górę. –
Nie wolno pić tej krwi – powiedziała, a Alec zapragnął wywrócić oczami.
Cholerni
Cullenowie i ich „wegetariańska” dieta! Kto by pomyślał, że tak niewiele
potrzeba, żeby zdążyli namieszać małej w głowie…
Z drugiej
strony, tak może było lepiej. Jakoś trudno było mu sobie wyobrazić, że to
delikatne stworzeniem atakuje i zabija człowieka, poza tym zabijanie
niewinności na tym etapie, byłoby prawdziwą zbrodnią. Dobrze pamiętał przypadki
niezwykle popularnych onegdaj Nieśmiertelnych Dzieci, ale ona do nich nie
należała – fakt, że rosła i potrafiła przyswoić sobie podstawowe zasady, był
tego doskonałym dowodem.
– Tak,
zabijanie nie jest dobre… – Jego własne słowa zabrzmiały obco i obojętnie, jak
bezsensowne frazesy albo coś równie bezsensownego. Oklepane stwierdzenia, które
w gruncie rzeczy nie zmieniały niczego. – Ale czasami wszyscy musimy robić
rzeczy, które nie zawsze są… No cóż, nie zawsze są właściwie. To zresztą jest
krew z woreczka, a ty nikogo nie skrzywdzisz, jeśli się jej napijesz. Jeśli
tego nie zrobisz, będziesz czuła się gorzej i dopiero wtedy będziemy mieli
problem. – Zawahał się, po czym spojrzał jej w oczy, by nabrać pewności, że w
ogóle go słuchała. – Jesteś chora, a to ci pomoże. Carlisle na pewno
powiedziałby ci, że lekarstwa nie zawsze są dobre, zwłaszcza te najbardziej
skuteczne, więc spróbuj potraktować to jako coś, co jest konieczne dla twojego
bezpieczeństwa – zaproponował, w duchu modląc się o to, żeby takie argumenty
jej wystarczyły.
Rzuciła mu
kolejne niespokojne spojrzenie, ale przynajmniej nie zaczęła protestować. Miał
wrażenie, że zastanawiała się całą wieczność, zanim ostatecznie pragnienie
przejęło nad nią kontrolę i – bardzo powoli, z rozmysłem – przysunęła się
bliżej, po czym ujęła w rączki wypełniony krwią woreczek.
W duchu
czując ulgę, że przynamniej ona jedna nie zamierzała komplikować sytuacji,
delikatnie wyjął torebkę z jej rąk.
– Poczekaj,
pomogę ci – zadecydował.
Na chwilę
poderwał się z miejsca i zniknął w przylegającej do pokoju łazience, licząc na
znalezienie czegoś, co mógłby wykorzystać jako naczynie. Szklanka, która
znalazł, była prawie idealna, może pomijając fakt, że pozostawała przeźroczysta,
co dawało dość upiorny efekt, ale w obecnej sytuacji musiały wystarczyć.
Wrócił do
pokoju, w pośpiechu rozrywając torebkę i przelewając zawartość do naczynia.
Skrzywił się, kiedy znów zapiekło go w gardle, ale nawet nie zawahał się przed
podaniem szklanki wpatrzonej w niego Renesmee.
– Pij, ale
powolutku. Nie chcę, żebyś się zakrztusiła – upomniał ją, widząc, że drgnęła i
nieco zbyt gwałtownie wyciągnęła rączki w jego stronę. Poczekał aż skinie głową
i dopiero wtedy podał jej krew. – Powiedz mi, jeśli będziesz chciała więcej. W
zasadzie lepiej byłoby, gdybyś poprosiła Katherine, ale…
– Nie chcę,
żeby przychodził do mnie ktoś prócz ciebie! – zaoponowała, spoglądając na niego
tymi lśniącymi, wystraszonymi oczami. Zacisnął usta, sam niepewien tego, co
powinien jej odpowiedzieć. – Alec…
– Na razie
pij – uciął dyskusję, co w zasadzie nie było żadna odpowiedzią.
Spuściła
wzrok, po czym w pośpiechu uniosła szklankę do ust. Bał się, że pokusa będzie
zbyt silna i jednak nie posłucha jego wcześniejszych uwag, ale najwyraźniej
była bystrzejsza niż przypuszczał, bo zgodnie z jego nakazem, zaczęła brać
małe, ostrożnie łyczki. Uspokojony, wsparł głowę na dłoniach i przypatrywał jej
się z zaciekawieniem, zastanawiając się, czy dla postronnego obserwatora, widok
dziecka, które z taką ochotą popijało krew ze szklanki, wydawał się jakkolwiek
upiorny i groteskowy, ale z drugiej strony… Hm, w sumie łatwo można było sobie
wyobrazić, że mała piła zwyczajny sok.
W milczeniu
pozwolił jej dopić porcję do końca, trzymając się nadziei na to, że jej
policzki faktycznie nabrały koloru. Już nie wyglądała na taką osłabioną, choć w
jej ciemnych oczach i tak doszukał się czegoś niepokojącego, kiedy odsunęła od
ust pustką szklankę.
– Chyba
miałeś rację – przyznała mu cichutko.
Przyjrzał
jej się, próbując stwierdzić, jak powinien rozumieć jej słowa.
– To dobrze
– powiedział w końcu. Ostrożnie ujął jeden z pozostałych woreczków, po czym
zaczął ważyć go w dłoni. Renesmee natychmiast spojrzała na torebkę, co prawda
dyskretnie, ale natychmiast się zorientował. – Chcesz jeszcze trochę?
– Ja… –
zaczęła i zaraz spuściła wzrok.
Udało mu
się uśmiechnąć.
– Hej, to
normalne. To najzupełniej naturalne, że możesz potrzebować więcej, skoro źle
się czujesz – zapewnił ją pospiesznie.
Nie
odpowiedziała, ale też nie zaprotestowała, kiedy rozerwał kolejny woreczek i
napełnił jej szklankę. Tym razem nawet nie musiał jej zachęcać, bo natychmiast
uniosła naczynie do ust.
Wciąż jej
się przypatrywał, kiedy doszły go ciche kroki i przyśpieszone bicie serca.
Gwałtownie poderwał się na równe nogi, obracając w stronę drzwi akurat w
chwili, w której Katherine zajrzała do środka. Krew momentalnie odpłynęła jej z
twarzy, kiedy pochwyciła jego ostrzegawcze spojrzenie, ale nie wycofała się,
choć właśnie tego się spodziewał.
– Czego
chcesz? – warknął; jego głos nie zabrzmiał nawet w połowie tak łagodnie, jak
wtedy, kiedy zwracał się do Renesmee.
– P-pan… –
zaczęła, po czym nerwowo przełknęła ślinę. – Pan pragnie cię widzieć w sali
tronowej – wykrztusiła w końcu.
Zacisnął
usta. Katherine nerwowo tknęła w progu, tak podenerwowana, że wcale nie
zdziwiłby się, gdyby nagle straciła przytomność.
Zerknął
krótko na Renesmee, po czym cicho westchnął, dostrzegając jej zaniepokojony
wzrok.
– Możesz
odejść – zadecydował i bez patrzenia na Katherine, przykucnął przy Nessie. –
Wypij wszystko i spróbuj jeszcze odpocząć, dobrze?
Spojrzała
na niego z wahaniem; tym razem nie potaknęła, tylko wyciągnęła rączkę i
dotknęła jego twarzy. Choć już wcześniej zademonstrowała mu swoje zdolności,
mimowolnie wzdrygnął się, kiedy usłyszał w głowie jej cichy głosik.
Ale wrócisz, prawda?, zapytała i
zabrzmiało to niemal błagalnie.
A niech to
diabli! Znów stawiała go w sytuacji co najmniej niezręcznej, poza tym te
wszystkie wątpliwości…
– Zajrzę do
ciebie później – obiecał.
To wydawało
się jej wystarczyć.
witaj. trafilam na twojego bloga przypadkien. zaintrygowalo mnie ze to inna wersja zmierzchu, bo powien szczerze ze oryginal mnie nie powalil. ale zaczne od pierwszego rozdzialu. postaram sie zostawiac komentarze pod kazda notka. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńwww.czarnekrolestwo.blog.pl
Jak obiecałam, tak też robię. Może wyjdzie trochę krótko, ale w końcu chciałam i tutaj nadrobić zaległości.
OdpowiedzUsuńZachowanie Aleca bardzo mnie intryguje, jak już wspominałam ci podczas naszej rozmowy na gg. Kto by pomyślał, że bezwzględny Alec będzie się interesował losem dziecka, jakim jest Renesmee. I że wie, co to są uczucia. Ale nie narzekam, bo bardzo mi się to podoba. W Zmierzchu był przedstawiony jako bezuczuciowy i bezwzględnym a tutaj może i dalej taki jest, ale jednak jest w stanie pokazywać uczucia, co daje mu u mnie dużego plusa :)
Cóż, jest zdezorientowany i pewnie zastanawia się, dlaczego wszystko toczy się tak, a nie inaczej. Bo tak patrząc na to z jego strony to można nawet stwierdzić, że sam nie jest do końca świadomy, co robi i że przebywa tyle czasu z dzieckiem, które tak naprawdę nie ma dla niego większego znaczenia. Chociaż ja odnoszę wrażenie, że jego zachowanie teraz będzie miało skutki w przyszłości.
W ogóle podoba mi się sposób, w jaki traktuje Renesmee. To, jak się o nią troszczy, martwi i w ogóle... Jak potrafi do niej dotrzeć i w pewien sposób uspokoić- nie każdy potrafi uspokoić wystraszone dziecko. Jak już wcześniej wspominałam, dostaje za to u mnie dużego plusa. A ich rozmowy... Owszem, zachowują wobec siebie rezerwę, jednak widać, że oboje coraz bardziej przyzwyczajają się do siebie i czują w swoim towarzystwie troszkę swobodniej. Kurcze, nie wiem, jak to jaśniej wytłumaczyć to wszystko -.-
I tak męczy mnie, po co Kajusz wzywa Aleca. Cóż, rozpatruję dwie opcje- albo w jakiś sposób dowiedział się o pojawieniu się Ara i Cullenów w okolicach Volterry albo nie podoba mu się to, że tyle czasu spędza z Nessie (o ile się o tym dowiedział).
To ja czekam na następne rozdziały :) Przepraszam, że komentarz trochę taki nieskładny, ale wiesz... Szkoła- nawet w weekend nie dadzą żyć. Mam nadzieję, że wybaczysz.
Pozdrawiam,
lilka24
Witajcie =)
OdpowiedzUsuńZ okazji Świąt Wielkiejnocy, chciałabym życzyć wszystkim tego, co najlepsze. Spokoju, zdrowia, rodzinnej atmosfery, smacznego jajka i mokrego Dingusa. Cóż innego mogłabym dodać?
Do napisania,
Nessa. =)