niedziela, 25 stycznia 2015

Czterdzieści trzy

Czterdzieści trzy.
Przeczucie

Wątpliwości nie opuszczały go, kiedy szli pogrążonym w ciemnościach, pozornie opustoszałym lasem. Zabawne, jak bardzo wampirzej zmysły były w stanie zmienić rzeczywistość, czyniąc to, co wcześniej uważał za oczywiste, błędnym. Gdyby wciąż był człowiekiem, byłby oszołomiony wszechogarniającą ciszą i pustką tego miejsca, jednak teraz nie miał wątpliwości co do tego, że natura nie zna pojęcia „uśpiony”.
Ze wszystkich stron odbierał najróżniejsze bodźce, począwszy od mniej lub bardziej subtelnych zapachów, na różnorodnych dźwiękach kończąc. Czasami wciąż oszałamiała go czułości tych nowych, wyostrzonych zmysłów, ale powoli przyzwyczajał się do bycia wampirem, stopniowo ucząc się nie tylko panować nad swoim odmienionym ciałem, ale również ignorować to, co w danej chwili było mi zbędne. Kiedy myślał o tym z perspektywy czasu, sam nie miał pewności, jak to w ogóle możliwe, że do tej pory udało mu się nie zwariować, skoro na początku wystarczył nawet głupi szelest albo podmuch wiatru, żeby skutecznie rozproszyć jego uwagę. To podobno było normalne na krótko po przemianie, ale i tak go drażniło, dlatego z ulgą przyjął świadomość tego, że również i ten etap miał swój koniec.
Z drugiej strony, ten jeden raz nie miałby nic przeciwko temu, żeby być w stanie odciąć się od niechcianych bodźców. Oliver od bardzo dawna nie czuł się tak świadom wątpliwości i siebie samego, a spokój i możliwość swobodnego analizowania wielu kwestii jednocześnie, jedynie wszystko utrudniały. Patrzył na Izadorę i czuł, że coś jest nie tak, dokładnie jak przez te wszystkie ostatnie dni, a zwłaszcza tamtego wieczora na Alasce, kiedy trzymał ją w ramionach, a ona mówiła rzeczy, które nawet jego przyprawiały o dreszcze. Teraz byli tutaj, stopniowo zbliżając się do czegoś, o czym po prostu wiedział, że zmieni wszystko, a niepokój nasilał się, chociaż za wszelką cenę starał się przekonać samego siebie, że wszystko będzie w porządku.
Cholera, musiało być. Izadora wiedziała, co robi, zresztą nie potrafił wyobrazić sobie tego, żeby coś poszło nie tak. Widział determinację Isabel, poza tym znał ją na tyle dobrze, by mieć pewność, że ta dziewczyna poruszy niebo i ziemię, byleby chronić tych, których kochała. On sam był gotów na wiele, tak jak i Cullenowie, a jednak…
Nie, nie zamierzał o tym myśleć.
Raz jeszcze spojrzał na Izadorę, która pewnym krokiem podążała tuż przed nim, nieznośnie milcząca i jakby odległa. Nie podobało mu się to, jak zareagowała w odpowiedzi na słowa Aro, ale nie próbował jej powstrzymywać, dobrze wiedząc, że to i tak nic nie da. Kłócąc się z nią, mógł co najwyżej wszystko pogorszyć, a jeśli chciał ją chronić, mógł co najwyżej trwać przy niej i robić wszystko, byleby zapewnić jej przynajmniej względne bezpieczeństwo. Już nie raz w przeszłości miał okazje przekonać się, że plany Izadory – choćby niewiadomo jak niebezpieczne i na pierwszy rzut oka szalone – ostatecznie okazywały się bardziej skuteczne niż początkowo którekolwiek z nich mogło przypuszczać. Tym razem również miało tak być, nawet jeśli nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek wcześniej wpadli w aż tak poważne kłopoty.
Milczenie doprowadzało go do szaleństwa, ale nie miał odwagi przerwać panującej ciszy. Raz po raz spoglądał w stronę wydającej się podążać bez celu, obojętnej na jego obecność dziewczyny. Wszystko w nim aż rwało się do tego, żeby wziąć ją w ramiona i mocno uściskać, ale bał się tego, że mogłaby go odtrącić, a tego by nie zniósł.
– Przestań – usłyszał jej szept i niewiele brakowało, żeby na siebie wpadli, kiedy Dora nagle przystanęła wpół kroku. Zanim się obejrzał, okręciła się na pięcie i stanęła z nim twarzą w twarz, spoglądając mu w oczy. Jej własne – po prostu czekoladowe – wydawały się nienaturalnie rozszerzone, poza tym takie… puste. – Wiem, że się zadręczasz. Niepotrzebnie.
– Nie podoba mi się to, co robimy – przyznał cicho, machinalnie otaczając ją ramionami i stanowczo przygarniając do siebie.
Odetchnął, kiedy zrobiła krok w jego stronę, pozwalając żeby zamknął ją w swoich objęciach. Rozluźnił się, czując słodki zapach jej ciała – po części kwiatowy, przywodzący mu na myśl delikatne, drogie perfumy, których czasem używała matka – ale choć pozwalała mu się obejmować, nie po raz pierwszy wyczuwał w niej jakiś wewnętrzny opór; znów miał wrażenie, że dziewczyna jest gdzieś daleko, nawet jeśli ciałem była z nim.
– To też wiem – stwierdziła cicho, po czym lekko uniosła głowę, żeby ucałować go w policzek. – Wszystko będzie okej, Ollie…
Bezwiednie skinął głową, w zamyśleniu wodząc dłońmi po jej ramionach i plecach. Izadora westchnęła cicho, po czym przywarła do niego mocniej, zarzucając mu ramiona na szyję. Przygarnął ją do siebie bardziej stanowczo, podświadomie czując, że Izadora szuka w jego ramionach ukojenia – i że mimo najszczerszych chęci, nie jest do tego zdolna. Ta świadomość go wyniszczała, tak jak i narastający z każdą kolejną sekundą niepokój, towarzyszący mu już od chwili, w której Dora pierwszy raz spojrzała na niego w sposób, którego chyba nigdy nie miał zapomnieć.
Smutek w jej dużych, lśniących oczach, był tak niewłaściwy, jak śnieg w samym środku lata.
– Co my właściwie robimy? – wyszeptał jej do ucha, nawet nie próbując udawać, że się nie boi. Ona to wiedziała, tak jak i on wyczuwał w niej ten nieopisany smutek i lęk, który już od jakiegoś czasu wydawał się ich dzielić. – Nie chcę tego dla ciebie, Izadoro. Nie wiem, co chcesz zrobić, ale…
– Cii… – Jedynie pokręciła głową. Jakimś cudem udało jej się uśmiechnąć, ale zarówno w jej głosie, jak o tym prostym geście, który zwykle przychodził jej w tak naturalny sposób, brakowało szczerości. – Nie myśl o tym. Teraz jesteśmy tu… Ty i ja – dodała i coś w sposobie, w jako zaakcentowała te słowa, sprawił, że postanowił jej zaufać.
Nie zaprotestowała się, kiedy instynktownie nachylił się, żeby złożyć na jej ustach delikatny, ale czuły pocałunek. Za każdym razem spinał się, kiedy zbytnio zbliżali się do siebie, świadom tego, że jest w stanie ją skrzywdzić, ale nic nie było w stanie powstrzymać go przed przebywaniem z Izadorą. Natychmiast zapiekło go w gardle, ledwo ich usta spotkały się ze sobą, ale głód zszedł gdzieś na dalszy plan, jakby jego wampirze ciało wiedziało, co takiego wydarzy się, jeśli ją straci. Musiałby być masochistą, żeby narazić się na taki ból, dlatego pozostawało mu wierzyć w to, że łączące ich uczucie wystarczy – i to zwłaszcza teraz, kiedy nade wszystko potrzebowali wzajemnego wsparcia i bliskości, żeby normalnie funkcjonować.
Całował ją delikatnie, ostrożnie i ze słodyczą, która zwykle ją zachwycała, ale tym razem Izadora chciała czegoś dużo więcej. Aż zabrakło mu tchu, kiedy zarzuciła mu ramiona na szyję, przywierając do niego całym ciałem. Przesunął ręce wzdłuż jej bioder, a później niżej, wzywając jej dłonie pod pośladki i bez większego wysiłku unosząc ją ku górze, zupełnie jakby nic nie ważyła.
Pocałunek stał się bardziej namiętny, pełen tak sprzecznych emocji, że aż zakręciło mu się od tego w głowie. Nie sądził, że to w przypadku wampira w ogóle prawdopodobne, ale zdążył przekonać się, że w przypadku tej niezwykłej istoty możliwe jest wszytko, łącznie z rzeczami, które nigdy nie przyszłyby mu do głowy. W przypływie emocji i zapomnienia, poddał się instynktom; w jednej chwili to ona i ta jedna chwila stały się dla niego wszystkim, przysłaniając głód, lęk i te emocje oraz myśli, które dręczyły go od dłuższego czasu.
Izadora nie zaprotestowała, kiedy wsunął jej dłonie pod bluzkę. Przez ostatnie miesiące mocno się do siebie zbliżyli, ale nigdy nie przekroczyli niepisanych, ale istniejących granic, które sami sobie wytyczyli. Oliver nawet nie wyobrażał sobie, że kiedykolwiek pozwoliłaby mu na więcej, a nawet jeśli, taka dziewczyna jak Izadora zasłużyła na coś wyjątkowego. Do tej pory zwykle kończyło się na pocałunkach i wzajemnym podpieszczaniu się, co satysfakcjonowało ich oboje, ale tym razem…
Ciało Izadory wydawało się nienaturalnie nagrzane, ale nie odebrał tego jako niepokojący objaw. Słyszał, że ma trudności ze złapaniem oddechu i sam również spazmatycznie chwytał powietrze, chociaż już od miesięcy nie potrzebował tlenu, żeby móc normalnie funkcjonować. Jej krew, coraz szybciej i raźniej krążącą w żyłach, wydawała się do niego śpiewać, ale widząc z jaką ufnością tuliła się do niego, nie chciał nawet wyobrażać sobie tego, że mógłby stracić nad sobą kontrolę.
Musnął palcami jej odsłoniętą skórę, zarysowując opuszkiem krzywiznę jej kręgosłupa. Jęknęła w odpowiedzi i to okazało się najcudowniejszym, kuszącym dźwiękiem, jaki kiedykolwiek zdarzyło mu się usłyszeć.
– Doro… – wyrzucił na wydechu, ale ona nie pozwoliła mu dokończyć, jeszcze bardziej stanowczo wpijając się wargami w jego usta.
W pierwszym odruchu chciał zaprotestować – powiedzieć jej, że to niewłaściwe miejsce i moment – ale wszelakie myśli uleciały z jego głowy, kiedy drżącymi dłońmi pociągnęła za brzeg jego koszuli. Instynktownie uniósł obie ręce ku górze, pozwalając jej działać i długo nie pozostając ukochanej dłużnym. Ledwo tylko odrzuciła na bok jego koszulę, zaczynając błądzić dłońmi po odsłoniętej klatce piersiowej, ujął ją za oba nadgarstki i mocniej przyciągnąwszy ją do siebie, nachylił się nad jej smukłą szyją. Wyczuł, że zesztywniała, a puls jej przyśpieszył, ale nie próbowała się odsunąć, po raz kolejny okazując mu o wiele więcej zaufania niż sobie zasłużył.
Lekko ucałował delikatną skórę, starając się ignorować pulsowanie krwi oraz trzepocące się w nierównym tempie serce dziewczyny. Przymknęła oczy, kiedy jego lodowaty oddech musnął jej policzki; wyglądała na gotową na wszystko, piękną, ale wciąż tak bardzo odległą…
– Tego chcesz, Izadoro? – zapytał ją cicho, starannie dobierając słowa. Nie rozpoznał własnego głosu, dziwnie zachrypniętego i zniekształconego przez targające nim emocje. – Tutaj… Ze mną?
– Zaufaj mi – odpowiedziała po prostu i to wystarczyło, by przestał się wahać.
Pożądanie wciąż przysłaniało wszystko inne, ale nie pozwolił sobie na choć chwilę zapomnienia. Ostrożnymi, metodycznymi ruchami rozpiął jej bluzkę, po czym z czułością pomógł zsunąć ubranie z ramion, odsłaniając mlecznobiałe, doskonałe ciało, lekko tylko zarumienione przez pragnienia i krążącą krew. Stała przed nim, drżąc na całym ciele, w samych tylko jeansach i cieniutkim, koronkowym staniku – tak idealna, ufna i… tylko jego.
Widział ją już taką, kiedy czasami pozwalali sobie na więcej, ale tym razem to było coś zupełnie innego. Izadora wydawała się odcinać na tle ciemnego lasu, nie tylko bladością skóry, ale czymś, o czym wiedział, że w niej jest, chociaż nie potrafił tego nazwać. Kiedy ją puścił, ostrożnie stawiając na ziemi, stanęła do niego plecami, a ciemne włosy opadały jej na ramiona i plecy, częściowo przysłaniając twarz, kiedy obejrzała się przez ramię. Ciemne oczy błyszczały, nie zdradzając żadnych emocji, kiedy rzuciła mu tajemnicze, nieodgadnione spojrzenie, którego znaczenia mógł się tylko domyślać.
Patrzyła na niego jeszcze przez moment, drżąc w chłodnym powietrzu nocy. Na jej ustach z wolna pojawił się smutny, ale wyjątkowo szczery uśmiech, choć ten prawie natychmiast przygasł, a Izadora posmutniała i odwróciła głowę. Widział jej smukłą sylwetkę, praktycznie bezwiednie wodząc wzrokiem po jej odsłoniętym ciele i nie po raz pierwszy próbując stwierdzić, co ta niezwykła dziewczyna robiła przy nim.
Powoli uniosła ręce i wykręciwszy je na plecy, sięgnęła do zapięcia stanika. Natychmiast zrobił krok w jej stronę, gotów jej pomóc, ale nieznacznie pokręciła głową, nawet się na niego nie oglądając.
Haftki ustąpiły bez większego problemu, uwalniając jej krągłe piersi. Wciąż stała do niego plecami, nagle zawstydzona i niedoświadczona, niczym niewinne dziecko, które czasami w niej widział. Ostrożnie zsunęła ramiączka aż do zgięcia rąk, ale wciąż nie pozwoliła biustonoszowi opaść, dodatkowo zaplatając ramiona na piersi.
Oliver przymknął oczy, coraz bardziej podenerwowany. Widział ją bez bluzki, ale teraz…
Niekoniecznie.
– Boisz się mnie? – zapytał z wahaniem, wyczuwając jej opór i wątpliwości.
Nie odpowiedziała, ale to nie było konieczne. Kiedy bardzo powoli odwróciła się w jego stronę, opuszczając ramiona i pierwszy raz ukazując mu się w pełnej okazałości, poczuł się tak, jakby czas nagle się zatrzymał. Zanim zdążył zastanowić się nad tym, co robi, zmaterializował się u jej boku, biorąc ją w ramiona i po raz kolejny wpijając usta w jej delikatne wargi. Odwzajemniła pocałunek z cichym jękiem, po czym zarzuciła mu ramiona na szyję; ich ciała po raz kolejny splotły się ze sobą – rozgrzane ludzkie ciało przy jego lodowatym, martwym…
Nie zorientował się, kiedy wylądowali na ziemi. Izadora wylądowała na nim, chętna i tak bardzo mu bliska… Delikatnie ułożył ją u swojego boku jednocześnie próbując wyjaśnić sobie samemu, co takiego strzeliło mu do głowy i jak w ogóle mógł pomyśleć o tym, że ona odda mu się w takich warunkach i tym miejscu, ale… ale…
Kiedy Izadora pocałowała go po raz kolejny, a pożądanie wysunęło się na pierwszy plan, wszelakie jego wątpliwości zniknęły, a on już nie był w stanie sensownie myśleć.

Leżała w jego ramionach, drżąca i wciąż oszołomiona. Czuła chłód marmurowego ciała Olivera oraz wpływ niskiej temperatury, ale prawie nie zwracała na to uwagi. Pozwalała, by ją obejmował, nadal pod wpływem silnych emocji, zwłaszcza kiedy wracała pamięcią do tego, co wydarzyło się pomiędzy nimi – a do czego zwłaszcza tej nocy nie powinna była pozwolić.
Nie mogła zmusić się do tego, żeby żałować. Nigdy nie wyobrażała sobie, że odda się mężczyźnie w samym środku lasu, tak bardzo przerażona i zaniepokojona, ale kiedy już było po wszystkim… Poza tym to nie była chwila słabości, a tym bardzie błąd. Już od dawna tego pragnęła, chociaż nie sądziła, że Oliver tak po prostu jej ulegnie, zwłaszcza po tym, co zaszło podczas porodu Belli. Wiedziała, że bał się ją skrzywdzić, zaniepokojony swoją nową naturą i pragnieniem, które przez większość czasu przysłaniało wszystko inne, ale  drugiej strony… Przecież oboje doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że nie byłby w stanie jej skrzywdzić. Teraz mógł się o tym przekonać.
Zadrżała, czując jak raz po raz przesuwa dłonią po jej ramieniu. Mocniej zacisnęła powieki, choć Oliver musiał doskonale zdawać sobie sprawę z tego, że nie spała. Wampiry wyczuwały takie rzeczy, a od niej biły tak skrajne emocje, że nie trzeba było niezwykłych zdolności Jaspera, żeby być w stanie to zauważyć. Co więcej, Ollie od samego początku znał ją o wiele lepiej niż mogłaby sobie tego życzyć. Z czasem zaczęła do tego przywykać, ale w gruncie rzeczy doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to nie będzie takie łatwe. Gdyby przynajmniej miała czas…
Nie chciał o tym myśleć – nie tutaj, nie przy nim. Czuła, że coś przewraca jej się w żołądku, w miarę jak podenerwowanie wzrastało, a ona znów zaczynała reagować na niechciane uczucia i myśli, które dręczyły ją już od dłuższego czasu. Pragnęła się od tego odciąć, zapomnieć chociaż na moment, ale to było o wiele silniejsze od niej i sama już  nie była pewna, czy to wyłącznie jej przewrażliwienie, czy przeczucia, które tak bardzo ją przerażały i od których nawet nie chciała myśleć. Na Boga, dlaczego wszystko musiało się komplikować akurat teraz, kiedy naprawdę mogła być szczęśliwa i miała wszystko to, o czym wcześniej nawet nie śmiała marzyć?!
– Izadoro? – usłyszała aksamitny szept tuż przy uchu. Zadrżała, kiedy otoczył ją lodowaty, słodki oddech, a po chwili Oliver musnął wargami jej skroń. – Czy zrobiłem coś nie tak? – zapytał ją wprost.
Nie odpowiedziała, tylko mocniej do niego przywarła, chcąc dotykiem przekazać mu wszystko to, co najlepsze – swoją miłość, zaufanie, pragnienia… Jak mógł w ogóle sądzić, że to miało jakiś związek z nim?
W porządku, nie mogła powiedzieć, żeby jej nie bolało. Pierwszy raz zawsze był nieprzyjemny, a teraz była o wiele bardziej świadoma pewnych części ciała, o których wcześniej nawet nie pomyślałaby, że istnieją. Co więcej, Oliver nie zawsze nad sobą panował i również jej ciało miejscami pulsowało bólem – mogła założyć się, że gdyby przyjrzała się sobie w lepszym świetle, zauważyłaby jak bardzo jest posiniaczona – ale to nie było dla niej istotne. Ta noc była piękna, a ona nie potrafiła opisać tego, co poczuła, kiedy ból i oszołomienie zeszły na dalszy plan, a do niej z całą mocą dotarło to, że właśnie połączyli się w jedno. Chyba nigdy nie miała do czynienia z kimś, kto traktowałby ją z taką delikatnością i czułością, traktując jak prawdziwą boginią i spoglądając na jej nagie ciało z takim zachwytem, jakby była idealna.
W jego oczach była boginią…
– Kochasz mnie, prawda? – wyszeptała. Dopiero po chwili dotarło do niej, że wypowiedziała te słowa na głos. – Ollie…
– Co za głupie pytanie! – żachnął się. Nie zaprotestowała, kiedy odsunął ją od siebie, żeby lepiej móc przyjrzeć się jej twarzy. Jasnowłosy i blady, w nikłym blasku przebijającego się przez baldachim liści nad ich głowami księżyca, wyglądał niczym złotowłosy anioł zemst. Nie sądziła, że to w ogóle możliwe, ale dostrzegła w nim wampira, a nie tego kruchego, nieporadnego człowieka, którego poznała. – Powiedz mi, co się dzieje. Wiem, że coś jest nie tak...
Gdyby tylko mogła…
Ale wtedy zrobiłby wszystko, żeby ją stąd zabrać – a na to zdecydowanie nie mogła pozwolić.
Tak musiało być.
– Po prostu się martwię – odpowiedziała cicho. – Kiedy nadejdzie świt, rozpęta się piekło… Wiem, że wszystko się ułoży, ale i tak źle się z tym czuję.
– Rozumiem… – Ułożył dłoń na jej policzku. Trudno jej było stwierdzić, co tak naprawdę sobie myślał.
Przygarnął ją do siebie, kiedy znów wtuliła się w jego tors. Jego lodowate dłonie gładziły ją po plecach, wprawiając ją w drżenie i sprawiając, że serce omal nie wyrwało się jej z piersi.
Chłodne usta Olivera po raz kolejny musnęły jej policzki; wciąż drżała, kiedy przesunął nosem wzdłuż je twarzy, a po chwili przesunął się na jej odsłoniętą, dobrze wyeksponowaną szyję.
– Sama mi powiedziałaś, że wszystko się ułoży. Nigdy się nie mylisz, więc wkrótce wszystko się ułoży – powiedział z przekonaniem, a jej omal nie pękło z serce. Głupia… Była taka głupia… – A kiedy to się skończy, wtedy… – Nagle urwał, po czym uciekł wzrokiem gdzieś w bok; wyglądał na zmieszanego, jakby powiedział za dużo.
Zacisnęła dłonie w pięści. Dlaczego raz po raz musiał jej to robić?
– Wtedy co? – zapytała cicho; jej głos zabrzmiał dziwnie piskliwie i obco.
– Nie wiem, ale… – Oliver westchnął, po czym zmusił się do tego, żeby spojrzeć jej w oczy. – Tak sobie pomyślałem… Kurcze, nie chciałem zrobić tego teraz i w ten sposób, ale teraz pewnie nie dasz mi spokoju, więc…
– Oliver – ponagliła go niemal gniewnie.
Zaśmiał się nerwowo. Ten dźwięk wydał jej się dziwnie odległy, a przy tym taki piękny…
– Wyjdź za mnie, Izadoro – wypalił, a ona zamarła, czując się trochę tak, jakby z całej siły uderzył ją w brzuch. Jego topazowe tęczówki były wydały jej się ciemniejsze niż zwykle i wyjątkowo poważne. – Wahałem się, ale… Ale przecież wiem, że to od samego początku miałaś być ty. Po prostu zrób to dla mnie i zostań moją żoną.
Patrzyła się na niego w milczeniu, oszołomiona i niezdolna do tego, żeby wykrztusić z siebie chociaż słowo. Serce waliło jej jak oszalałe i czuła, że zaczyna brakować jej tchu. Spodziewała się wielu rzeczy, ale nie tego, tym bardziej, że nie przywykła do niespodzianek, a tym bardziej tego, że ktokolwiek ją zaskakuje – a już zwłaszcza w ten sposób. Nie przewidziała tego, ale widząc to, co się dzieje…
Oliver wciąż jej się przypatrywał, coraz bardziej zaniepokojony jej milczeniem. Jego dłonie zamarły na jej biodrach, w oczach zaś pojawił się lęk i zrozumiała, że swoim milczeniem tylko go raniła.
Raz po raz go raniła – a to był dopiero początek.
– Izadoro?
Wciąż nie była wstanie odpowiedzieć, ale słowa nie były jej potrzebne. Niemal rzuciła się na niego, wpijając się wargami w jego marmurowe usta i całując go z taką pasją, że aż zakręciło jej się w głowie. Nie pozostał jej dłużny, znów biorąc ją w ramiona i odwzajemniając pieszczotę z równym zaangażowaniem; nie miała pojęcia, jak odebrał jej reakcję, ale czując, że jego tors trzęsie się lekko, zrozumiała, że Oliver się śmieje – i że jest szczęśliwy.
Zacisnęła powieki, czując zbierające się pod powiekami łzy. Pozwoliła mu trwać w ułudzie, tulić ją i całować, udając, że wszystko jest w porządku, chociaż nie było.
Całowała go, a w myślach tłukła jej się tylko jedna, jedyna myśl – przesłanie, które zmieniłoby wszystko.
Wybacz mi, wybacz mi, wybacz…

2 komentarze:

  1. Jejku, jakie ja mam zaległości u ciebie o_O W końcu wzięłam się za siebie i postanowiłam nadrobić wszystko, co mam zaległe. Może mi się uda... Właśnie, MOŻE... No dobrze, ale od początku...
    Cóż, nie spodziewałam się, że Aro zdecyduje się na stworzenie armii nowonarodzonych. Czyn odważny, mający swoje zalety, ale też i wady, z czego wszyscy zdają sobie sprawę. Kurcze, mimo moich wszystkich obaw mam nadzieję, że plan wypali i Renesmee wróci do rodziny.
    Ta sytuacja z nowonarodzonymi musi być bardzo trudna dla Jaspera. Ten stara się nie żyć tym, co było wtedy, kiedy służył w oddziałach Marii, chce to ukryć gdzieś w zakamarkach swojej świadomości i najchętniej nigdy do tego nie wracać, a tutaj nagle wszystko powraca i jeszcze Aro dokłada swoje trzy grosze. Nie no, współczuję mu, naprawdę.
    Niepokoi mnie w sumie zachowanie Belli. Jest teraz zrobić wszystko, byleby tylko uratować córkę, to rozumiem. Tylko martwię się, że gdyby, nie daj Boże, coś nie wypaliło, to Bella zrobi coś nieprzemyślanego i będzie musiała ponieść tego konsekwencje. Ale może nie dojdzie do tego, to takie moje wewnętrzne obawy, więc nie musisz się tym sugerować..
    I tak cały czas zastanawiam się, co wymyśliła Izadora... To jej tajemnicze zachowanie przy bliskich, jak i jej myśli po oświadczynach Olivera. Żeby on jej wybaczył... No bo raczej odmówić nie odmówi, bo przecież dała mu do zrozumienia swoim zachowaniem, że się zgadza. Tutaj chyba chodzi o to, co ich niedługo czeka. I to coś z pewnością jest związane z niedaleką konforntacją z Kajuszem. Niepokoi mnie to i mam nadzieję, że niedługo się wyjaśni, co ona tam planuje...
    I tak wracając do oświadczyn... Czasami zastanawiałam się, czy Oliver zdecyduje się jej oświadczyć, a jak już miałoby do nich dojść, to myślałam, że dojdzie do nich w bardziej... Sprzyjających warunkach? No, że poczeka, aż wszystko się rozwiąże i będzie spokój...
    Już czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam,
    lilka24

    OdpowiedzUsuń
  2. zarąbisty blog! <3
    planuję przeczytać wszystko od początku, ale po tym rozdziale wiem, że warto ;) życzę weny

    ps. wspaniały szablon.

    OdpowiedzUsuń



After We Fall
stories by Nessa