Trzydzieści siedem.
Poranek
Pierwsze promienie słoneczne
wpadły do pokoju. Mocniej zacisnęłam powieki, nie chcąc dopuścić do siebie
jasności, jednak blask poranka i tak raził mnie po oczach, doprowadzając
do szaleństwa. Jęknęłam w duchu i poruszyłam się nieco nieprzytomnie,
próbując ułożyć się w taki sposób, żeby móc zapaść w dotychczasowy
letarg, skoro sen nie był mi dany. Jedną z ludzkich cech, za którą
regularnie zdarzało mi się tęsknić, bez wątpienia był sen, czy też raczej
możliwość odcięcia się od rzeczywistości, która dawało mi zamknięcie oczu
i odpłynięcie w nicość na przynajmniej kilka godzin. Teraz ta
przyjemność była mi dana wyłącznie okazyjnie, a wtedy zwykle byłam w zbyt
marnym stanie, żeby naprawdę móc ją docenić.
Silne
ramiona owinęły się wokół mnie, mocniej przyciągając mnie do siebie. Czułam
chłód ułożonego u mojego boku ciała i to odrobinę rozjaśniło mi
w głowie, przypominając co takiego wydarzyło się minionej nocy. W normalnym
wypadku byłabym w niebo wzięta samym tylko wspomnieniem rozkoszy, której
doznałam dzięki mężowi, ale tamten ranek był inny – tak jak i wszystkie te
godziny, które upłynęły od zniknięcia Renesmee. W jednej chwili poczułam
gorycz i wyrzuty sumienia, i przez kilka następnych sekund byłam
w stanie myśleć wyłącznie o tym, jak beznadziejną byłam matką, skoro
mogłam koncentrować się na przyjemnościach, skoro mojemu dziecku coś zagrażało.
Chwilowe ukojenie, którego zaznałam w nocy, zniknęło bezpowrotnie, a ja
poczułam się jeszcze gorzej niż wtedy, kiedy naskoczyłam na Edwarda, decydując
się dać upust narastającej we mnie od jakiegoś czasu frustracji i goryczy.
Pretensje wróciły, a ja poczułam się jeszcze gorzej, tym bardziej, że to
była również jego wina. Nie powinien był wykorzystać chwili mojej słabości, nie
powinien był kochać się ze mną, kiedy oboje przeżywaliśmy tak trudny okres,
a ja…
Dość tego!, nakazałam sobie stanowczo,
w końcu decydując się otworzyć oczy. W gruncie rzeczy wcale nie
chodziło o to, czy Edward cokolwiek powinien, czy też nie. Problem leżał
we mnie i w tym, jak się zachowywałam, kiedy zamiast koncentrować się na
działaniu, egoistycznie skupiałam się wyłącznie na własnych uczuciach i szukaniu
winnych. Wszystko niszczyłam, szukając problemów nie tylko w sobie, ale
również poza sobą. Mogłam oszukiwać samą siebie i udawać, że to ponad moje
siły i że tak naprawdę nie mam wpływu na własne uczucia, ale to było
kłamstwo. Musiałam się wysilić i zacząć walczyć, musiałam wziąć się
w garść, ale to było trudne, a ja sama nie byłam pewna w jaki sposób postępować i od czego
zacząć, żeby pojawił się przynajmniej cień szansy na to, że zdołam cokolwiek
zdziałać. Nie potrafiłam wytłumaczyć sobie tych wszystkich sprzecznych uczuć,
które nie dawały mi spokoju i które coraz częściej wymykały mi się spod
kontroli, nawet wtedy, kiedy starałam się zrobić wszystko, byleby nad tym
zapanować. Renesmee zmieniła mnie na lepsze, ale jednocześnie jej pojawienie
się sprawiło, że popełniłam jeden z najpoważniejszych błędów, który teraz
mógł kosztować mnie wszystko – a więc pozwoliłam, żeby strach o dziecko
przysłonił wszystko inne, narażając się na słabość akurat teraz, kiedy nade
wszystko potrzebowałam być silna. Kajusz uderzył w mój najbardziej czuły
punkt, a ja powoli poddawałam się rozpaczy, jednocześnie odsuwając
wszystkich tych, którzy byli dla mnie naprawdę ważni i chcieli mi pomóc,
doszukując się w ich zachowaniu wyłącznie tego, co najgorsze. Nie mogłam
zaprzeczyć, że od dawna irytowała mnie nadopiekuńczość Edwarda, jednak z drugiej
strony, jak inaczej mógł zachowywać się w sytuacji, kiedy sama również
całkiem przestałam być sobą?
Chłodna
dłoń przesunęła się wzdłuż mojego biodra, a po chwili przeniosła się na
ramię. Zadrżałam pod lodowatym dotykiem, czując jak Edward zaczyna kreślić
jakieś skomplikowane wzory na mojej skórze. Musiał wiedzieć, że nie śpię, ale
chociaż nie słyszał moich myśli, to i tak wiedział kiedy się zamartwiam –
a już na pewno w jaki sposób skutecznie rozproszyć moją uwagę.
Chciałam jakoś go powstrzymać, tym bardziej, że przyjemność była ostatnim,
czego potrzebowałam i co mogło mi pomóc, ale ostatecznie zastygłam w bezruchu,
pozwalając na to, żeby mnie dotykał, tym samym dając mi namiastkę tego, czego
doświadczyliśmy w nocy.
Chociaż nie
kochaliśmy się po raz pierwszy, to, co zaszło między nami, diametralnie różniło
się od wciąż majaczącego w mojej pamięci pierwszego razu. Do tej pory
dotyk Edwarda, sposób w jaki się ze mną obchodził, jak mnie całował
i obejmował… – wszystko to kojarzyło mi się z delikatnością i miłością,
a więc czymś nader przyjemnym, nawet mimo swojej niewinności. Mój ukochany
traktował mnie w pewnym sensie jak dziecko, czy też raczej kruchy skarb,
który pragnął za wszelką cenę chronić, niezależnie od konsekwencji. Nie było
w tym gwałtowności ani skrajnych emocji, a jedynie pełnia uczucia,
które wciąż dojrzewało pomiędzy nami, a które ślub dodatkowo umocnił,
chociaż nadal uczyliśmy się jak być razem. Mogłabym mieć do siebie pretensje
o to, że być może pewne decyzje zostały podjęte zbyt szybko, jednak nie
potrafiłam zmusić się do żałowania niczego, co doprowadziło nas do tego, co
mieliśmy teraz – i to było dobre. Kochałam Edwarda nad życie, nawet jeśli
w ostatnim czasie nie byłam w stanie tego okazać, a jego
zachowanie podczas mojej ciąży oddaliło nad od siebie na tyle, żeby do tej pory
czuła cień tego dawnego dystansu, niezależnie od tego jak bardzo oboje
staraliśmy się, żeby zniknął. Również moje ostatnie postępowanie nie ułatwiało
nam odnalezienia się w tym, co oboje czuliśmy, ale to w gruncie
rzeczy niczego pomiędzy nami nie zmieniało.
Ostatnia
noc była inna.
Kochaliśmy
się i to było prawdziwe – a przy tym tak pełne skrajnych uczuć, że
wciąż nie dowierzałam temu, że byłam w stanie znieść tak skomplikowaną
mieszankę emocji i nie eksplodować. Tamtej nocy dałam upust wszystkim
swoim wątpliwością i pragnieniom, otwierając się przed Edwardem w pełni,
całkowicie świadoma zarówno swoich zalet, jak i niedoskonałości. On
odwzajemnił mi się tym samym, a ja przynajmniej ten jeden raz poczułam się
jak ktoś równy jemu, a nie po części wciąż ludzka dziewczyna, którą do tej
pory wydawał się we mnie widzieć. Być może to kolejny dowód na to, że wciąż
uczyliśmy się siebie na nowo, ale kiedy zaczął całować mnie z tak wielką
namiętnością, przekraczając wszelakie ustalone do tej pory granice, poczułam
się jak kobieta – jego partnerka, równie silna istota, co i każda
pełnowartościowa wampirzyca. Moja ludzka cząstka przestała mieć jakiekolwiek
znaczenie, a my oddaliśmy się sobie w pełni, dając upust temu, co
oboje czuliśmy i co nas dręczyło. Nigdy nie doznałam aż tak silnego
pożądania, nie wspominając o szukaniu ukojenia w miłości fizycznej,
ale nie żałowałam, a kiedy Edward przyjął mnie pomimo tego, jak wcześniej
go potraktowałam…
To nie było
doskonałe, ani tak niewinne jak pierwszy raz – i właśnie to podobało mi
się najbardziej. Staliśmy się jednością, nasze emocje przenikały się wzajemnie,
a ja w końcu poczułam, że wspieramy siebie nawzajem, zamiast błądzić
gdzieś obok. On nie mówił, że jest mu przykro i nie próbował składać mi
obietnic na które w gruncie rzeczy nie miał wpływu, ja zaś starałam się
zrobić wszystko, byleby wynagrodzić mu wszystkie błędy, które popełniłam. Nie
byłam dumna z siebie, ani z tego, że tamtej jednej nocy przynajmniej
na chwilę zapomnieliśmy o strachu o Renesmee, ale kiedy później się
nad tym zastanawiałam, musiałam przyznać, że nie żałowałam tego, co między nami
zaszło. Gdybym – popchnięta przez żal i ten gniew, który w sobie
dusiłam – wpadła w ramiona kogokolwiek innego, po wszystkim czułabym się
okropnie, ale w jego przypadku…
Och, nawet
nie potrafiłam tego opisać. Wiedziałam jedynie, że nie żałuję – i że
w gruncie rzeczy czułam się lepiej?
– Isabel?
Jego głos
wydawał się pieścić moje uszy, łagodny i pełen troski, która mnie nie
zdziwiła. Westchnęłam cicho i zatrzepotałam powiekami, dopiero chwili dostrzegając
nad sobą jego znajomą twarz. Skoncentrowałam wzrok zwłaszcza na wpatrzonych we
mnie, miedzianych tęczówkach, odrobinę tylko pociemniałych – być może ze
zmartwienia, a może wciąż odczuwanego pożądania; nie miałam pewności.
Nie
odpowiedziałam, tylko bez słowa uniosłam dłoń i musnęłam palcami jego
policzek. Przez kilka sekund po prostu dotykałam jego twarzy, badając opuszkami
palców fakturę jego gładkiej skóry, jakbym próbowała od nowa nauczyć się rysów
jego twarzy. Czułam się tak, jakbym mimo wszystko trwała we śnie, dziwnie
odrętwiała i oderwana od rzeczywistości. Nie zwracałam uwagi nawet na to,
że oboje jesteśmy nadzy, okryci wyłącznie kołdrą i że jestem aż nazbyt
świadoma istnienia tych części ciała, których do tej pory nie odczuwałam.
Edward delikatnie
ujął mnie za rękę, zamykając moją dłoń w swojej. Kciukiem gładził moją
odsłoniętą skórę, ostatecznie zaciskając palce na moich nadgarstku, dokładnie
w miejscu, gdzie dało się wyczuć puls. Nigdy nie rozumiałam tego, dlaczego
bicie mojego serca czy krążąca w żyłach krew mają dla niego aż tak wielkie
znaczenie; nie rozumiałam jak ktokolwiek mógłby kochać mnie aż do tego stopnia,
niezależnie od wszystkiego, co zaszło pomiędzy nami. Dręczyło mnie to nadal,
kiedy z uczuciem przycisnął chłodne wargi do wierzchu mojej dłonie,
składając na niej jeden z tych staroświeckich pocałunków – coś właściwego
dla jego czasów, co w przypadku któregokolwiek z moich rówieśników
wydałoby mi się sztuczne i niewłaściwe. Jednak nie w przypadku
Edwarda. Kiedy on postępował w ten sposób, to było szczere i niezwykłe,
cudowne w jemu właściwy sposób, nawet jeśli nie byłam w stanie
zrozumieć skąd brała się ta zależność.
– Powiedz
mi, co cię dręczy – poprosił cicho, ale nie próbował na mnie naciskać. Znów
zachowywał się delikatnie i czule, ostrożnie dobierając słowa, jakby
w obawie, że po raz kolejny mnie urazi.
Westchnęłam
przeciągle, czując narastające poczucie winy. Nie powinien czuć się w ten
sposób, nie z mojego powodu, ale… Och, czasami miałam wrażenie, że w ogóle
nie zasłużyłam sobie na nic z tego, co miałam. Nie żebym przestała uważać,
że obawy i ciągła troska Edwarda – to, że traktował mnie jak kruchego
człowieka – było jakkolwiek dobre dla nas oboje, ale to w tym momencie
było najmniej istotne.
Pokręciłam
nieznacznie głową, nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów na opisanie tego, co
w tamtej chwili czułam. Co mnie dręczyło? Pytanie powinno wydawać się
proste i oczywiste, jednak dla mnie wcale takie nie było. Nie sądziłam,
żeby istniał odpowiedni sposób na ubranie w słowa tego wszystkiego, co
działo się w mojej głowie, ja zresztą nie czułam się dość silna, żeby
chociaż próbować mówić. W głowie miałam pustkę, a jedynym, czego
pragnęłam, to znów oddać się chwili zapomnienia, nawet jeśli zdawałam sobie
sprawę z tego, że to żadne rozwiązanie i że w ten sposób samej
sobie szkodzę, dodatkowo komplikując coś, co już i tak było dla nas
wszystkich trudne. Potrzebowałam czegoś więcej, ale nawet nie byłam w stanie
tego jednoznacznie określić, jak na razie błądząc i raz po raz popełniając
błędy, które później nieudolnie starałam się naprawić.
Właśnie
dlatego nie odpowiedziałam. W zamian uniosłam się na łokciach, starając
się przytrzymać kołdrę, ale ta i tak częściowo zsunęła się z mojego
ciała, odsłaniając trochę więcej niż mogłabym sobie życzyć. Czułam na sobie
intensywne spojrzenie męża, ale nie byłam tym skrępowana; on poznał mnie całą,
tak jak i sam oddał mi się w pełni.
Nie
zaprotestował, kiedy go pocałowałam. Przymknęłam oczy, w pełni poddając
się pieszczocie i starając się bez słów przekazać mu wszystko to, co
czułam – co mnie „dręczyło”, jak sam ujął to w słowa. Miałam wrażenie, że
proste gest są w stanie wyjaśnić więcej niż jakiekolwiek nawet najbardziej
wyszukane słowa, a sądząc po sposobnie w jaki Edward przygarnął mnie
do siebie, zamykając w silnym uścisku, który przynajmniej po części dał mi
jakże upragnione poczucie bezpieczeństwa, miałam w swoich przypuszczeniach
wiele racji. Chociaż to wciąż nie było stanem, który mogłabym określić mianem
„ukojenia”, poczułam się przynajmniej trochę lepiej; nie dobrze, ale na pewno
lepiej.
–
Powinniśmy wstać – odezwałam się cicho, niemal beztroskim tonem. Przyszło mi to
zaskakująco łatwo, jakby ostatnie wydarzenia nie miały miejsca, a wszystko
było w najzupełniejszym porządku. – Nie wiem na czym ostatecznie wczoraj
stanęło, ale to nieważne. Mamy… gości – dodałam, jedynie przez moment wahając
się przy końcu.
– Nie
jesteś zachwycona tym, że jest tutaj Aro – stwierdził spokojnie.
Wzruszyłam
ramionami, po czym w końcu usiadłam, przygarniając kołdrę do siebie, żeby
móc się zasłonić.
– Dziwi cię
to? – zapytałam cicho.
Pokręcił
głową. Cały czas mi się przypatrywał, jakby będąc w stanie doszukać się
w wyrazie mojej twarzy jakiejś wskazówki, która pomogłaby mu przeniknąć
moje myśli. Zawsze wiedziałam, kiedy udawało mu się znaleźć niedoskonałości
w mojej tarczy i zyskać dostęp do mojego umysłu, dlatego byłam pewna,
że jak na razie nie był w stanie stwierdzić, co takiego chodziło mi po
głowie. Niezależnie od tego, jak w rzeczywistości funkcjonował mój dar, teraz
byłam na tyle spokojna i skoncentrowana, żeby zapanować nad swoimi słabymi
stronami.
– Oczywiście,
że nie. – Cały czas ściskał mnie za rękę, raz po raz muskając kciukiem wierzch
mojej dłoni. Wydał mi się dziwnie ostrożny, jakby spodziewał się, że w każdej
chwili zachowam się w całkowicie nieprzewidywalny sposób i znów na
niego naskoczę albo ucieknę. – Myślałem nad tym, kiedy wczoraj zniknęłaś. Masz
rację, nie jesteśmy w stanie przewidzieć intencji Aro, więc jeśli naprawdę
nie jesteś w stanie znieść jego obecności…
– Nie chcę
o tym teraz rozmawiać – przerwałam mu zdecydowanym tonem. – Teraz tak
naprawdę nie ma znaczenia to, co myślę ja albo którekolwiek z nas. Czy
tego chcemy, czy nie, Aro w jednym ma racje – potrzebujemy go. Wróg mojego
wroga i tak dalej – dodałam i westchnęłam przeciągle. – Więc? Na czym
stanęło?
Edward
rzucił mi nieodgadnione spojrzenie, ale ostatecznie nawet słowem nie
skomentował mojego stanowiska. Jakby tego było mało, nieoczekiwanie uśmiechnął
się w pozbawiony wesołości, odrobinę cyniczny sposób.
– Pan
i władca przez cały czas się rządzi – wyjaśnił lakonicznie, a ja
prychnęłam, nie mogąc się powstrzymać.
– Powiedz
mi coś, czego nie wiem – zaproponowałam, jednocześnie kręcąc z niedowierzaniem
głową. Zdążyłam już zauważyć, że czeka nas droga przez męki.
–
Próbowaliśmy sugerować kilka rozwiązań, począwszy od obserwacji i szukania
sprzymierzeńców, ale Aro widzi to zupełnie inaczej. Sulpicia starała się go
hamować, tym bardziej, że to my mamy przewagę, a on już kilka miesięcy
temu stracił pozycję, ale pewne przyzwyczajenia… Najwyraźniej sądzi, że tak po
prostu wejdziemy do Volterry i wszystko wróci do normy – przyznał, nie
kryjąc sceptycznego podejścia. – Tak czy inaczej, w jednym się zgadzamy,
więc plany wyjazdu są jak najbardziej aktualne. Aro ma pewną koncepcję, jeśli
chodzi o nie wrzucanie się w oczy i chyba pod tym względem
możemy mu zaufać, skoro jak do tej pory nie naraził się Kajuszowi, ale tutaj
też byłbym ostrożny. Z tego, co się zorientowałem, ma kilku
sprzymierzeńców, a jeśli wierzyć Marissie, nastroje w zamku są różne
i możemy spróbować to wykorzystać. Poza tym sami będziemy musieli szukać
pomocy, niezależnie od tego, co twierdzi o tym wszystkim Aro. Wczoraj
spędziliśmy z Carlisle’m kilka godzin na próbach kontaktu z jego znajomymi,
chociaż i tutaj nie mamy wielkiego pola do popisu… Ach, być może ci się to
nie spodoba, ale w pierwszej kolejności kontaktowaliśmy się z Denalczykami
– wyznał po chwili wahania.
Spojrzałam
na niego spod lekko uniesionych brwi.
– Wydawało
mi się, że omówiliście sobie to i owo z Tanyą – zauważyłam, siląc się
na obojętny ton. – Coś się pod tym względem zmieniło?
– Nie
rozstaliśmy się w zgodnie – przypomniał, przez cały czas nie odrywając ode
mnie wzroku. – Pomyślałem po prostu…
–
Edwardzie, mam ważniejsze problemy niż przejmowanie się Tanyą – przerwałam mu
stanowczo, jednocześnie odrzucając na bok kołdrę i zsuwając się z łóżka.
Czułam, że wodzi wzrokiem po moim nagim ciele, kiedy ludzkim krokiem
przemierzyłam sypialnie, ruszając na poszukiwanie ubrań. – A tym bardziej
nie zamierzam być zazdrosna. Nie warto
– dodałam z naciskiem, nie mogąc się powstrzymać; wciąż pamiętałam wyraz
jego twarzy, kiedy Oliver przypadkiem wspomniał o Jamesie. – A przynajmniej
mam taką nadzieję.
Nie
patrzyłam na niego, ale nie musiałam, żeby zorientować się, że znowu wprawiłam
go w konsternację. Chyba zaczynałam odkrywać w sobie kolejny talent,
chociaż bynajmniej nie byłam z niego zadowolona.
– Masz
rację – zapewnił mnie pośpiesznie. – Tanya… Cóż, nie mogę powiedzieć, żeby
wyjątkowo entuzjastycznie podchodziła do naszej prośby. Była w niemałym
szoku, kiedy wspomnieliśmy jej o Renesmee.
Zaśmiałam
się odrobinę nerwowo. Czułam się przy tym wyjątkowo dziwnie, jakby moje ciało
już zaczynało zapominać jak to się robi.
– Tak… Nic
nie poradzę na to, że odkąd się pojawiłam, raz po raz wyprowadzam Tanyę z równowagi
– stwierdziłam spokojnie, metodycznie przekładając kolejne bluzki i szukając
czegoś, co mogłabym na siebie włożyć. – Ale ostatecznie się zgodziła, tak?
– Nie miała
wyjścia – przyznał zgodnie z prawdą. – Kate, Irina i Carmen nie
darowałyby jej, gdyby spróbowała postąpić inaczej.
Skinęłam
głową, choć w gruncie rzeczy udział Denalczyków był mi całkowicie
obojętny. W zasadzie byłam na tyle zdesperowany, że mogłabym wejść w układy
z samym diabłem, gdybym tylko zyskała w ten sposób cień szansy, że
cokolwiek się ułoży.
– W takim
razie w porządku. Tanya i tak odpowiada mi bardzie od Aro. –
Chwyciłam czerwony szlafrok, zarzucając go na ramiona, żeby chociaż trochę się
zakryć. Gdybyśmy byli sami, nie przejmowałabym się strojem, ale w obecnej
sytuacji droga do łazienki wcale nie musiała być taka prosta. – Później się
spakuję. Zobaczymy się na dole? – zaproponowałam, przystając w połowie drogi do drzwi i odwracając
się w jego stronę.
Już nie leżał
na łóżku, chociaż nie zauważyłam, żeby się poruszył. Kiedy nagle
zmaterializował się tuż przede mną, wzdrygnęłam się mimowolnie i mocniej
przycisnęłam do piersi komplet ubrań, który chwilę wcześniej wyjęłam z szafy.
Czułam bijący od jego ciała chłód, ale byłam już do tego przyzwyczajona,
zresztą największe znaczenie miał dla mnie jego słodki zapach – znajomy i równie
odurzający, co i każdy z jego pocałunków.
Nie
zaprotestowałam, kiedy bez słowa otoczył mnie ramionami. Wtuliłam się w niego,
odrobinę tylko zesztywniała, kryjąc twarz w jego torsie. Cały czas
oddychałam głęboko, pozwalając, żeby słodycz jego ciała owinęła się wokół mnie,
przynosząc jakże upragnione rozluźnienie, przynajmniej w miarę możliwości.
– Wiesz, że
cię kocham, prawda? – zapytał nieoczekiwanie, a ja wyczułam po jego tonie,
że moja odpowiedź znaczy dla mnie więcej niż mogłabym przypuszczać.
Moje
wcześniejsze wątpliwości, rozżalenie, ten gniew i dystans, który zrodził
się pomiędzy nami… Wszystko to zniknęło, a ja poczułam się niemal jak
minionej nocy, kiedy staliśmy się jednością, w pełni oddając łączącemu nas
uczuciu. Znów poczułam pożądanie i niewiele brakowało, żebym zrezygnowała
z ruszania się gdziekolwiek i zaczęła dążyć do tego, żebyśmy po raz
kolejny wylądowali w łóżku – tylko ja i on, zdolni w tak prosty
sposób zapomnieć o wszystkim tym, co…
– Też cię
kocham – wyszeptałam, po czym raz jeszcze uniosłam głowę, żeby złożyć na jego
wargach krótki, niewinny pocałunek. – Wracam za chwilę – dodałam, pośpiesznie
cofając się o krok, żeby nie kusić losu.
Skrzywił
się prawie niezauważalnie, ale nie próbował mnie powstrzymać, najwyraźniej
doskonale zdając sobie sprawę z tego, co takiego chodziło mi po głowie.
Kiedy
znalazłam się na korytarzu, rozpamiętując to, co w ostatnim czasie zaszło
między nami, mimo wszystko poczułam ulgę.
Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam widząc powiadomienie! :) Bardzo dziękuję! :) I nic nie szkodzi, że masz u mnie zaległości, przecież każdemu może się zdarzyć :3
OdpowiedzUsuńPozostałe blogi muszę nadrobić, więc wiesz... troszeczkę czasu mi to zajmie, ale jak to zrobię, postaram się skomentować :3 Mam trochu nauki, no i kilka książek mnie ciągnie żebym je przeczytała. Po prostu ze mnie taka osóbka, że muszę ciągle coś czytać, bo jak nic nie mam, to wariuję ;-; Po raz 3 czytam Greya xD Potem na każde jego żądanie... No, trochę tego mam :D
Dobra, nie marudzę już o tym :) Zabieram się za komentowanie rozdziału!
To tak... Co ja tu mogę powiedzieć? Jak zwykle powalasz na kolana. Lubię momenty z Edwardem i Bellą :) Bell niepotrzebnie się obwinia. Ma prawo do chwili relaksu :) W ogóle, cudownie opisałaś jej uczucia.
Jejku, uwielbiam kiedy Edward jest taki troskliwy *.*
Zdarza się tak, że są czytelnicy, którzy narzekają na same opisy, a małą ilość dialogów. Ja tam nie mam co narzekać :) Rozdział czyta się lekko i płynnie :3 Zazdroszczę ci takiego pisania ;c Może kiedyś mi też się to uda :c
Na pewno Renesmee do nich wróci :3 Ja tam w to wierzę :D I nie ufałabym Aro... Takim wampirom jak on się nie ufa. Ale może się zmienia? ;) Zobaczymy.
Miałam napisać coś jeszcze, ale przez mojego marudnego przyjaciela zapomniałam ;c
Pozdrawiam
i życzę mnóstwo weny :3
s.w.e.e.t.n.e.s.s