Trzydzieści sześć.
Wątpliwości
Nie
rozumiał, dlaczego się zawahał. W normalnym wypadku bez chwili wahania
wszedłby do komnaty, beznamiętny i pewny siebie jak zwykle, jednak tym
razem okazało się to zaskakująco trudnym zadaniem. Alec nie miał pojęcia skąd
biorą się te wszystkie wątpliwości, ale kiedy myślał o tym, że znów miałby
spojrzeć tej małej istocie w oczy – i to tylko po to, żeby dostrzec
te wszystkie zaskakująco dojrzałe jak na jej wiek emocje, od strachu po czystą
niechęć włącznie…
Bez znaczenia, pomyślał stanowczo,
w pośpiechu odrzucając od siebie wszelakie wątpliwości. Wciąż walczył ze
sobą, kiedy w końcu zdecydował się nacisnąć klamkę i – nie dając
sobie czasu na to, żeby jednak się rozmyślić – wszedł do środka. Nie musiał
długo rozglądać się dookoła, żeby zorientować się, gdzie powinien jej szukać,
bo zawsze siadała w tym samym miejscu, kiedy wyczuwała, że nadchodzi.
Tym razem
również tkwiła w bezruchu na brzegu łoża z baldachimem,
nieproporcjonalnie dużego w porównaniu z jej drobnym ciałkiem. Miedziane
włosy falami opadały jej na ramiona i plecy, teraz sięgając już niemal
pasa, chociaż mógłby przysiąc, że jeszcze kilka dni wcześniej były krótsze.
Wiedział o tym, że hybrydy rosną w zaskakująco szybkim tempie, ale
czym innym było słyszeć, a czym innym móc przekonać się na własne oczy
jaka jest prawda. Nie sądzisz, że po wiekach służby w straży przybocznej
i wampirzego życia cokolwiek będzie w stanie go zaskoczyć, ale
najwyraźniej właśnie sprawdzała się zasada „nigdy nie mów nigdy” o której
również słyszał wielokrotnie w ciągu minionych wieków. Najwyraźniej życie
miał to do siebie, że uwielbiało zaskakiwać coraz to nowszymi doświadczeniami,
nawet jeśli już sam bunt Kajusza i przejęcie przez niego władzy wydawało
się Alecowi czymś aż nadto nieprawdopodobnym.
Renesmee
wpatrywała się w niego uważnie, tymi swoimi czekoladowymi oczami – jakże
rozumnymi i niepasującymi do dziecka. Coś zmieniło się w jej
zachowaniu od momentu, kiedy zajrzał do niej po raz pierwszy i teraz
wydawała się bardziej ostrożna i zaciekawiona niż przerażona jego
obecnością. Zupełnie inaczej zachowywała się, kiedy zaglądali do niej inni
członkowie straży, zwłaszcza Jane, co w zasadzie go nie dziwiło. Jego
siostra miała to do siebie, że i bez większego wysiłku potrafiła wzbudzić
w innych strach, a dręczenie dziecka wydawało się wzbudzać niej jakiś
niebezpieczny rodzaj przyjemności, chociaż nawet ona miała na tyle zdrowego
rozsądku, żeby nie stosować na małej swojego daru. Czasami miał wrażenie, że
tylko czeka, żeby dziewczynka dała jej powody do tego, żeby ją ukarać, ale
Nessie (całkiem niedawno pod wpływem impulsu powiedziała mu, że wszyscy ją tak
nazywają) wydawała się być doskonale świadoma tego jak ważnym jest to, by nie
wytrącać Jane z równowagi. Już nawet nie płakała, a przynajmniej on
nie przypominał sobie, żeby w ostatnim czasie widział ją jakkolwiek
rozbitą emocjonalnie.
Nie miał
pojęcia, dlaczego raz po raz przychodził do pokoju, który zajmowała. Nikt nie
zamykał drzwi, bo i wątpliwym było, żeby Renesmee udało się tak po prostu
uciec, nawet gdyby wpadła na tak głupi i ryzykowny pomysł. Cząstka
człowieka, którą już na pierwszy rzut oka dało się w niej dostrzec,
znacznie ograniczała jej możliwości, zresztą mała wydawała się zbyt
wystraszona, żeby próbować sprzeciwiać się któremukolwiek z nich. Przez
większość czasu milczała, ignorując wszystkich wokół, przez co przestali
zwracać na nią większą uwagę, chociaż – był pewien – udało jej się zauroczyć
kilka należących do straży wampirzyc. Alec nie był pewien czyja to zasługa, ale
nawet teraz Nessie wyglądała niezwykle uroczo i czysto w świeżej,
ciemnozielonej sukience i ze lśniącymi, starannie uczesanymi włosami.
Czuł na
sobie jej spojrzenie, ale nie od razu dał po sobie poznać, że je zauważył.
Przez kilka sekund z uwagą rozglądał się po komnacie, udając
zainteresowanie wszystkim, począwszy od przysłoniętego okna, na zdobionych
drewnianych meblach kończąc. Z jakiegoś powodu samym tylko spojrzeniem ta
drobna istota potrafiła wzbudzić nim uczucia, których nie zaznał przez całe
wieki spędzone w Volterze, odkąd Aro przemienił jego i Jane, kiedy
tylko zyskał pewność, że będą dysponować niezwykłymi, zdolnymi wzmocnić straż
przyboczną darami. Przez lata zdążył wyuczyć się w jaki sposób postępować,
żeby nie odczuwać wyrzutów sumienia – jak odsunąć od siebie jakiekolwiek
uczucia, kiedy mordował i to zarówno ludzi, jak również swoich pobratymców
– a jednak teraz…
– Dzisiaj
też nie zamierzasz się do mnie odzywać? – zapytał pod wpływem impulsu, w pośpiechu
odsuwając od siebie niechciane myśli.
W końcu
skupił wzrok na dziecku, próbując ocenić w jakim dziewczynka jest
nastroju. Miał wrażenie, że Renesmee ocenia go z równą uwagą, może nawet
będąc w stanie wyciągnąć więcej wniosków niż mógłby oczekiwać i sobie
życzyć.
– Nie wiem.
– Zwykle odpowiadała krótkimi zdaniami albo monosylabami, jeśli oczywiście już
decydowała się zacząć rozmawiać. – Nie lubię mówić. Zwykle nie muszę – dodała.
– Nie
musisz… – powtórzył z powątpieniem, spoglądając na nią z mieszanką
obojętności i skrywanego zaintrygowania. – Nieważne. Zresztą jak sobie
chcesz.
– Jesteś na
mnie zły?
Jej pytanie
zaskoczyło go bardziej niż cokolwiek wcześniej. Tym razem jawnie odwrócił się
w jej stronę, spoglądając na nią z nieskrywanym zdumieniem i nawet
nie próbując ukrywać emocji.
– Zły? –
Bezwiednie zmrużył oczy, w pamięci odtwarzając swoje zachowanie od momentu
w którym wszedł do komnaty. Przecież głównie milczał, więc na pewno nie
mógł powiedzieć niczego, co by ją wystraszyło. – Dlaczego tak uważasz?
– Nie
patrzysz na mnie – odparła po prostu.
Zabrzmiałoby
to niewinnie, gdyby nie ton z jakim wypowiedziała te słowa. Brzmiała na
zaniepokojoną, jakby naprawdę martwiła ją perspektywa tego, że z jakiegokolwiek
powodu mógłby się na nią zdenerwować.
Jezu. To
dziecko od samego początku miało w sobie coś, co raz po raz wprawiało go
w osłupienie, a teraz jeszcze coś takiego.
– Nie –
westchnął, uświadamiając sobie, że Nessie wciąż czeka na jego odpowiedź. – Nie
jestem na ciebie zły.
– Więc na
kogo? – nie dawała za wygraną. Nigdy nie miał do czynienia z dziećmi,
zwłaszcza takimi jak ona, więc tym trudniej było mu stwierdzić, czy zawsze
bywały takie bezpośrednie. – Tata zawsze ma ciemniejsze oczy, kiedy jest smutny
albo zły – dodała po chwili zastanowienia.
Znów go
zaskoczyła, nie tyle spostrzegawczością, co tym, że jednak zdecydowała się
mówić. Nie potrafił określić ile już teraz mogła mieć… tygodni? Och, to
wydawało się abstrakcyjne, bo wyglądała mu na trzy latka, może więcej, chociaż
łatwość z jaką formułowała coraz bardziej złożone zdania wprawiała go
w osłupienie. Dziwiło go również to, że tym rzezem ot tak udało mu się
zachęcić ją do rozmowy, chociaż jeszcze dwa dni temu głównie spoglądała na
niego z obawą, odpowiadając na jego pytania dopiero wtedy, kiedy zaczynała
się niecierpliwić.
Przyzwyczajała
się, czy może w końcu zrozumiała, że przynajmniej on jeden nie miał złych
zamiarów – przynajmniej na tę chwilę? Nie miał pojęcia, dlaczego Kajusz
zdecydował się na to, żeby sprowadzić dziecko do Volterry, ale to już i tak
nie miało znaczenia. Nie sądził co prawda, żeby wchodzenie na ścieżkę wojenną
z Cullenami było rozsądne, ale nie sądził, by zwracanie uwagi jedynemu
pozostałemu w zamku przedstawicielowi braci Volturi wyszło mu na dobre.
Kajusz
mówi, a on i reszta słuchali. Układ był prosty, a przynajmniej
do tej pory tak mu się wydawało.
– Nie
jestem ani zły, ani smutny – zirytował się, chociaż doskonale zdawał sobie
sprawę z tego, że okłamuje zarówno ją, jak i siebie. – Nie przejmuj
się tym.
Rzuciła mu
nieodgadnione spojrzenie, ale przynajmniej pokiwała głową. Najwyraźniej wciąż
miała pewne opory przed naturalnym zachowaniem, choć nie miał pewności, skoro
nie widywał jej w sytuacjach innych niż w tym pokoju, najczęściej
siedzącą na łóżku albo skuloną w kącie pokoju, tak jak za pierwszym razem,
kiedy przyszedł ją zobaczyć. Nie miał pojęcia, dlatego zdecydował się znowu do
niej zajrzeć i nawet nie próbował o tym myśleć – nogi same przywiodły
go tutaj.
Westchnął,
po czym w końcu podszedł bliżej. Poruszał się w ludzkim tempie, nie
chcąc jej przestraszyć, choć zwykle nie dbał o to w jaki sposób jest
odbierany przez innych. Obserwowała go spokojnie i nawet nie drgnęła,
kiedy przykucnął naprzeciwko niej, żeby być w stanie bez przeszkód
spojrzeć jej w oczy. Nie odsunęła się i nie wyglądała na
zaniepokojoną, co samo w sobie wydawało mu się sporym sukcesem, ale
i tak wolał zachować bezpieczną odległość. Czuł zapach jej krwi i słyszał
bicie trzepocącego się w piersi serduszka, ale bynajmniej nie odczuwał
pragnienia, chociaż od ostatniej uczty minęło już kilka dni.
– No,
dobrze… Nie jesteś może głodna? – zaryzykował, ostrożnie dobierając słowa.
Nessie
spojrzała na niego z zaciekawieniem, lekko przekrzywiając głowę.
Co ja robię?, zapytał samego siebie, ale
nie potrafił sobie odpowiedzieć. To do Katherine należał obowiązek zadbania
o dziecko, przynajmniej w miarę możliwości, ale odkąd wygonił ją
z komnaty po raz pierwszy, ani razu nie udało mu się trafić na moment,
kiedy recepcjonistka zajmowałaby się dzieckiem. Z drugiej strony, w takim
wypadku mógł chyba uznać, że po prostu wykonuje rozkazy Kajusza, skoro tak
bardzo zależało mu na tym, żeby Renesmee nie stała się krzywda, przynajmniej
tak długo, jak miał interes w trzymaniu jej. Co złego było w tym, że
poprawiał popełniane przez recepcjonistkę błędy, zwłaszcza, że…?
Cholera,
nieważne. Robił swoje i już.
–
Powiedziała mi, że i tak niczego nie dostanę – usłyszał i aż spojrzał
na Nessie, zaskoczony jej wyznaniem.
– Kto? –
zapytał tępo, próbując stwierdzić, czy pogrążony w myślach przypadkiem
czegoś nie przegapił.
Nie
odpowiedziała od razu, a w jej oczach po raz pierwszy od dawna pojawił się
znajomy mu już niepokój. Coś ścisnęło go w gardle, kiedy naszła go
niepokoją myśl o tym, że ona za moment jednak mu się popłacze. Już raz
przez to przechodził i bynajmniej nie zamierzał po raz kolejny doświadczać
tego dziwnego poczucia oszołomienia. Bezradność była mu obca, a jednak
czuł ją na samą myśl o jakichkolwiek łzach, zwłaszcza, że nie miał pojęcia
jak powinien się w podobnej sytuacji zachować.
Renesmee
zamrugała pośpiesznie. Wyraz jej oczu wydawał się dziwny, ale – dzięki Bogu! –
jakimś cudem zdołała nad sobą zapanować, chociaż Alec i tak miał ochotę
zerwać się na równe nogi i uciec gdzie pieprz rośnie. Cholera, dlaczego za
każdym razem to właśnie on musiał wpakować się w jakieś bagno i to na
dodatek na własne życzenie…?
– Twoja
siostra – wyznała tak cicho, że praktycznie musiał czytać z ruchu jej
warg, żeby cokolwiek zrozumieć. – Powiedziała mi, że nie jest tutaj po to, żeby
mnie karmić i… – Gwałtownie urwała, jakby przypominając sobie o tym kim
jest i jaki miał związek z Jane.
– I co?
– ponaglił, nagle poirytowany. Co ta Jane wyprawiała? – Posłuchaj, ona tylko…
Jedynie
potrząsnęła głową, nagle odsuwając się od niego na bezpieczną odległość. Sam
również przesunął się w tył, chcąc zrobić jej więcej przestrzeni, żeby
poczuła się trochę bezpieczniej, nawet jeśli nie miał pewności skąd ta nagła
zmiana w jej zachowaniu. Chodziło o Jane? Zwykle zgadzał się z siostrą,
ale naprawdę nie rozumiał, dlaczego tak uparcie rwała się do tego, by dręczyć
niezwiązane z sytuacją dziecko.
Renesmee
położyła się na łóżku, oplatając ramionami i zwijając w kłębek, przez
co wydała mu się jeszcze drobniejsza i krucha, zwłaszcza biorąc pod uwagę
rozmiar łoża. Miedziane włosy opadły jej na twarz, jakby w ten sposób
chciała skryć się przed światem, a może tylko przed nim. Teoretycznie nie powinno
go obchodzić to, jaki miała do niego stosunek, a jednak mimowolnie zaczął
się zastanawiać w jaki sposób powinien spróbować do niej dotrzeć, by
jakkolwiek przekonać ją, że wcale nie zamierza złościć się na nią za to, że
w ogóle wspomniała o jego siostrze.
Och, to
było skomplikowane bardziej niż mu się wydawało. Kto by pomyślał, że po tych
wszystkich latach wampirzej egzystencji, to właśnie dziecko będzie w stanie
wytrącić go z równowagi!
Wciąż
szukał odpowiednich słów, ale w głowie miał pustkę i sam nie był
pewien, co chciał i powinien powiedzieć. Przez cały czas wpatrywał się
w Nessie, dopiero teraz zwracając uwagę na jej wygląd. Wcześniej zauważył
wyłącznie to, że mu się przyglądała i że wydawała się zadbana, ale dopiero
teraz zwrócił uwagę na nienaturalną bladość jej skóry, na cienie pod oczami
i ten dziwny wyraz twarzy…
Mocno
zacisnął dłonie w pięści, zaskoczony nagłym pragnieniem, żeby odgarnąć jej
włosy z twarzy albo przynajmniej sprawdzić, czy nie dostała temperatury.
Potrafił rozpoznawać oznaki głosu w przypadku wampirów, ale pół-wampiry
i ich zachowania pozostawały dla niego czystą abstrakcją.
– Co
takiego powiedziała ci Jane? – zapytał z naciskiem, przysuwając się
bliżej. Ta jedna kwestia nie dawała mu spokoju, chociaż jednocześnie czuł się
jak kompletny idiota, ogarnięty emocjami i myślami, które zupełnie do
niego nie pasowały. Chciał przed tym uciec, ale nie potrafił, skoro ona
wydawała się go potrzebować. – Powiedz mi. Nie będę zły, jasne?
Zerknęła na
niego zza kurtyny włosów. Minęła dłuższa chwila zanim podjęła decyzję.
Spojrzał na
nią zaskoczony, kiedy zamiast odpowiedzieć, niepewnie wyciągnęła rączkę w jego
stronę. W pierwszym odruchu pragnął zapytać ją, czego chce, ale coś
podpowiedziało mu, że powinien po prostu się nachylić, dlatego przesunął się
bliżej, niemal układając się obok niej.
Drgnął
nieco nerwowo, kiedy przyłożyła mu swoją nienaturalnie ciepłą rączkę do
policzka, i to w tak naturalny sposób, jakby postępowała tak na co
dzień.
Zaraz po
tym usłyszał jej głos w głowie i to było bardziej niezwykłe niż
cokolwiek, czego doświadczył w przeszłości.
Powiedziała mi, że jeśli już, to ja komuś
posłużę za posiłek, więc nie ma sensu marnować dla mnie krwi, wyznała.
Poczuł jej emocje, zwłaszcza wątpienie, strach i słabość, co uczyniło samo
doświadczenie równie poruszającym, co i jej wyznanie.
Gwałtownie
zaczerpnął powietrza do płuc. W ostatniej chwili powstrzymał się przed
tym, żeby w pośpiechu nie odsunąć się poza zasięg rąk Renesmee, w zamian
cierpliwie czekając aż dziewczynka sama zabierze rękę. Obserwując go dyskretnie
i ze swego rodzaju obawą, zwinęła się w jeszcze ciaśniejszy kłębek.
Oczy same jej się zamykały, ale uparcie zmuszała się do zachowania
przytomności, być może zbyt zaniepokojona myślą o tym, że mogłaby zmrużyć
oko w obecności kogokolwiek, kto mógłby okazać się jej potencjalnym
wrogiem. Alec nie miał pojęcia, co powinien myśleć o jej zachowaniu, ale
jednego był pewien – przynajmniej w jednej kwestii mógł jej pomóc.
– Do chol…
To znaczy… – zreflektował się, w ostatniej chwili uprzytamniając sobie, że
przeklinanie przy dziecku raczej nie jest najlepszym pomysłem. – Nieważne. Mam
na myśli, że nie powinnaś słuchać Jane. Ona tylko… żartowała – dodał, wahając
się przy końcu, chociaż Renesmee wydawała się zbyt zmęczona, by wychwycić trwającą
ułamek sekundy przerwę w jego wypowiedzi. – Przy mojej siostrze trzeba być
ostrożnym, poza tym zwykle nie bywa zbyt miła, ale na pewno nikt nie zamierza
cię skrzywdzić. Obiecałem ci to już jakiś czas temu, tak?
Spojrzał na
nią wyczekująco, czekając na jakąkolwiek formę potwierdzenia, która
utwierdziłaby go w przekonaniu, że Nessie wie co miał na myśli, ale mała
tylko patrzyła na niego w ten nieodgadniony sposób. Znów westchnął, tym
razem w duchu, po czym bardzo ostrożnie wyciągnął rękę, w końcu
decydując się jej dotknąć. Spodziewał się, że może się wzdrygnąć albo odsunąć,
ale – o dziwo – leżała najzupełniej spokojnie, kiedy dotknął jej miękkich,
rozrzuconych na poduszce loczków.
Pod wpływem
impulsu nerwowo obejrzał się na wejście, chociaż instynktownie wiedział, że są
w pokoju sami, pamiętał zresztą dobrze, że po wejściu zamykał drzwi. Nie
miał pojęcia skąd ta myśl, ale miał wrażenie, że gdyby ktoś zobaczył go teraz,
tak bardzo skoncentrowanego na dziecku i niemal… łagodnego, byłby w niemałym
szoku – a on najpewniej nie miałby już życia w zamku. Gdyby z kolei
zobaczyła go siostra, to Nessie mogłaby za to zapłacić, a przecież tego
nie chciał.
– Piję –
zapewniła i nawet uniosła się lekko na materacu. Jej policzki w końcu
nabrał koloru, kiedy zarumieniła się w uroczy sposób. – Smakuje mi
bardziej niż ta zwierząt.
Pierwszy
raz udało mu się uśmiechnąć.
– Jasne, że
jest o wiele lepsza od tej zwierzęcej – żachnął się, całkiem
usatysfakcjonowany jej odpowiedzią. Wolał nie zastanawiać się w jaki
sposób Jane czy Kajusz mogliby zmuszać ją do jedzenia, gdyby doszli do wniosku,
że próbuje zrobić im na złość. Cokolwiek mówiła jego siostra, oboje zdawali
sobie sprawę z tego, że Kajusz potrzebował dziewczynki żywej. – W porządku.
Wracam raz-dwa.
Poczuł się
odrobinę pewniej, kiedy znów znalazł się na korytarzu. Starannie zamknął za
sobą drzwi, po czym oparł się o nie plecami, chociaż w zasadzie było
mu wszystko jedno czy stoi, opiera się, czy może siedzi. W milczeniu
wpatrywał się w jakiś punkt na przeciwległej ścianie, próbując zająć czymś
myśli i jakoś nad sobą zapanować, ale rozmowa z Renesmee skutecznie
wytrąciła go z równowagi. Nie rozumiał, dlaczego dziecko wyzwała w nim
tak sprzeczne z jego dotychczasowym zachowaniem i opiniami emocje,
ale to właściwie nie miało znaczenia. Liczyło się wyłącznie to, że nie był
w stanie zapanować nad tym, jak zwracał się do Nessie, kiedy już ulegał
pokusie, żeby do niej zajrzeć.
Przez myśl
przeszło mu, że bardzo łatwo byłoby wrócić do normy, gdyby tylko zaczął omijać
jej pokój szerokim łukiem, pozostawiając opiekę nad dzieckiem recepcjonistce.
Cholera, to nie był jego problem – przecież nawet nie brał udziału w samej
akcji zabrania dziecka z Forks, więc tym bardziej nie powinien był
przejmować się tym, co później ją spotka. Wszystko i tak sprowadzało się
do Kajusza i jego kaprysów, więc to dziwne poczucie odpowiedzialności,
zwłaszcza kiedy był świadom jak bardzo niebezpieczna dla Nessie mogłaby być
Jane, wydawało się czymś nieprawdopodobnym, czego zdecydowanie nie powinien był
odczuwać.
Przynajmniej
teoretycznie powinno tak być, ale w praktyce wszystko okazywało się inne.
Jak mógłby odmówić jej teraz, kiedy już obiecał, że do niej wróci? Nawet nie
zaprotestowała, a może nawet była usatysfakcjonowana myślą o tym, że
chciał do niej ponownie zajrzeć. Już nie siedziała w kącie, rozmawiała
z nim i chyba nawet zaczynała mu ufać, co w równym stopniu go
oszałamiało, co i zaskakiwało. Coś się zmieniło, ale chociaż był tego
coraz pewniejszy – tego, że w którymś momencie zaczął darzyć dziecko
jakimś szczególnym rodzajem uczucia, zwłaszcza, że pobudzała jego instynkty
opiekuńcze, a więc coś, czego istnienia do tej pory nie był świadom –
jednocześnie nie potrafił stwierdzić czy to dobrze, czy też źle. Tak nie
powinno być i powtarzał to sobie nie raz, ale mimo wszystko…
Dość!, zadecydował, nagle ruszając się
z miejsca. Niemal biegiem pokonał fragment korytarza, w pośpiechu
oddalając się od komnaty Ness… Dziecka. Nieważne…
W porządku.
Przyniesie jej krew i dopilnuje, żeby ją wypiła. Poza tym nie zrobi
niczego, oczywiście pod warunkiem, że Jane w końcu da sobie spokój
z dręczeniem Renesmee. Nie miał pojęcia, dlaczego to robiła, ale to
w zasadzie było najmniej istotne i nie powinno go obchodzić. Przecież
tak naprawdę nigdy nie miał na Jane wpływu, nie wspominając
o jakichkolwiek zobowiązaniach czy odpowiedzialności.
Nic poza tym…
Ale chociaż
powtarzał sobie raz po raz, że to nie jego sprawa, cały czas towarzyszyły mu
poczucie, że niezależnie od tego czy mu się to podoba, czy też nie, właśnie
oszukuje samego siebie.
Ach, w końcu udało mi się znaleźć chwilę, aby skomentować. Dobra, przechodzę od razu do rzeczy.
OdpowiedzUsuńW bardzo interesujący sposób opisałaś zachowanie Aleca wobec Renesmee. Niby ona nic dla niego nie znaczy, a przychodzi do niej co jakiś czas, rozmawia z nią, dowiaduje się czegoś o jej osobie, przejmuje się jej stanem ducha czy potrzebami. I wcale się nie dziwię, że nie chce, aby się rozpłakała- każdy facet tak reaguje, na płacz małego dziecka. Daj jakiemuś małe dziecko, a kiedy to się rozpłacze, to ci biedacy nigdy nie wiedzą, co mają zrobić, aby dziecko się uspokoiło -.-
Ale w zachowaniu Aleca coś jest, nie ma co. Nie zachowywałby się akurat w ten sposób, gdyby los Nessie był mu obojętny. Można nawet powiedzieć, że obserwuje. W końcu tyle słyszał o tym jakże niezwykłym dziecku i chciał się przekonać, jak te wszystkie opowieści mają się do rzeczywistości. Renesmee jest już w Volterze od jakiegoś czasu i może zobaczyć, co jest z tych rzeczy przez niego usłyszanych prawdziwe, a co nie. Aczkolwiek uważam, że w tym wszystkim jest jakieś głębsze dno. Bo można tutaj dostrzec wyraźną fascynację między Nessie i Aleciem. Mała najwidoczniej go polubiła, skoro się do niego odzywa. W końcu małe dzieci nie odzywają się do osób, których nie znają. Albo się boją. A Nessie ani się wampira nie boi, ani go nie lubi. Bo go lubi i rozmawia z nim z własnej, niewymuszonej woli. A to już o czymś świadczy, skoro przy jego siostrze nie odzywa się nawet słowem. Ale Jane to boją się wszyscy, więc w tym akurat to nic dziwnego... Ale Aleca zazwyczaj także się wszyscy bali, a Renesmee nie. Może to wzięło się stąd, że ten jakoś przejmuje się jej losem? I dba o nią? No nie wiem.
I coś tak czuję, że ta więź, która się między Nessie i Aleciem wykrztałciła, a napewno się wykształciła, okaże się bardzo istotna, ale może i też problemowa. Może nie w najbliższej przyszłości, ale może i w tej także, jednak ja jednak jestem za tą dalszą przyszłością...
Cóż, to się okaże.
Pozdrawiam :*
lilka24
Witam ^.^
OdpowiedzUsuńMój leń ostatnio osiągnął chyba szczyt :D Ale! Wzięłam się ostatnio w garść. I jedną z przyczyn jest to, że przeczytałam tą księgę od deski do deski. Wybaczysz mi, że zrobiłam to tak późno? :) Obiecuję poprawę i jednocześnie chciałabym cię prosić, abyś mnie informowała, kiedy dodasz nowy rozdział na którymś ze swoich blogów - mam nadzieję, że to nie będzie problemem :)
Zaczęłam czytać od księgi IV, ale gdy znajdę więcej wolnego czasu, postaram się też przeczytać wcześniejsze :)
Co do prologu: Jest krótki, ale mi się bardzo podoba :) Ah ten Kajusz... Zastanawiam się czy nie jest jeszcze gorszy od Aro. On chyba nie da nigdy spokoju Cullenom.
Przyznam szczerze, że czytając prolog myślałam, że akcja będzie się toczyła już po spotkaniu Volturi z Cullenami i ich przyjaciółmi na wielkiej polanie, ale przeżyłam miłe zaskoczenie czytając o ślubie :) Ta Alice... wszyscy wiemy jaka potrafi być denerwująca :D Ale Bella się nie daje - i dobrze. Początkowo zastanawiałam się kto to jest Izadora, ale na szczęście chwilę później znalazłam odpowiedź na to pytanie :) Pewnie wiedziałabym więcej, gdybym przeczytała poprzednie księgi :)
Miałam w planach poopisywać wszystkie rozdziały po kolei, ale co to by mi wyszła za rozprawka? :) A z tego blogspot ma jakieś ograniczenia w komentarzach, więc musiałabym ich dać bardzo, bardzo dużo i wątpię, aby chciało ci się to wszystko czytać :)
Jedyne co mogę powiedzieć to to, że zazdroszczę ci ogromnego talentu, bo na pewno go posiadasz. Podoba mi się twój styl pisania i ogólnie to jak opisujesz wszystko. Treść jest płynna i zrozumiała :) Niektórzy piszą bez składu i ładu, przez co się zastanawiam o co w tym chodzi. Błędów u ciebie też nie zauważyłam :)
Jestem też ciekawa o co chodzi z Aleciem. Znaczy, ja podejrzewam czemu on chce do niej przychodzić :) No i wcale się nie dziwię, że Nessie nie chce z nikim rozmawiać. Na jej miejscu też bym nie chciała. Ja też nie sądzę, że Kajusz postąpił mądrze sprowadzając ją do Voltery, bo przecież wszyscy wiedzą jaki jest Edward i Bella :D Będzie wojna? ^.^
Oh, no troszkę się rozpisałam, dlatego już kończę, bo co za dużo to niezdrowo. Obiecuję, że będę komentowała regularnie :3
Pozdrawiam,
s.w.e.e.t.n.e.s.s