niedziela, 2 listopada 2014

Trzydzieści sześć

Trzydzieści sześć.
Wątpliwości

Nie rozumiał, dlaczego się zawahał. W normalnym wypadku bez chwili wahania wszedłby do komnaty, beznamiętny i pewny siebie jak zwykle, jednak tym razem okazało się to zaskakująco trudnym zadaniem. Alec nie miał pojęcia skąd biorą się te wszystkie wątpliwości, ale kiedy myślał o tym, że znów miałby spojrzeć tej małej istocie w oczy – i to tylko po to, żeby dostrzec te wszystkie zaskakująco dojrzałe jak na jej wiek emocje, od strachu po czystą niechęć włącznie…
Bez znaczenia, pomyślał stanowczo, w pośpiechu odrzucając od siebie wszelakie wątpliwości. Wciąż walczył ze sobą, kiedy w końcu zdecydował się nacisnąć klamkę i – nie dając sobie czasu na to, żeby jednak się rozmyślić – wszedł do środka. Nie musiał długo rozglądać się dookoła, żeby zorientować się, gdzie powinien jej szukać, bo zawsze siadała w tym samym miejscu, kiedy wyczuwała, że nadchodzi.
Tym razem również tkwiła w bezruchu na brzegu łoża z baldachimem, nieproporcjonalnie dużego w porównaniu z jej drobnym ciałkiem. Miedziane włosy falami opadały jej na ramiona i plecy, teraz sięgając już niemal pasa, chociaż mógłby przysiąc, że jeszcze kilka dni wcześniej były krótsze. Wiedział o tym, że hybrydy rosną w zaskakująco szybkim tempie, ale czym innym było słyszeć, a czym innym móc przekonać się na własne oczy jaka jest prawda. Nie sądzisz, że po wiekach służby w straży przybocznej i wampirzego życia cokolwiek będzie w stanie go zaskoczyć, ale najwyraźniej właśnie sprawdzała się zasada „nigdy nie mów nigdy” o której również słyszał wielokrotnie w ciągu minionych wieków. Najwyraźniej życie miał to do siebie, że uwielbiało zaskakiwać coraz to nowszymi doświadczeniami, nawet jeśli już sam bunt Kajusza i przejęcie przez niego władzy wydawało się Alecowi czymś aż nadto nieprawdopodobnym.
Renesmee wpatrywała się w niego uważnie, tymi swoimi czekoladowymi oczami – jakże rozumnymi i niepasującymi do dziecka. Coś zmieniło się w jej zachowaniu od momentu, kiedy zajrzał do niej po raz pierwszy i teraz wydawała się bardziej ostrożna i zaciekawiona niż przerażona jego obecnością. Zupełnie inaczej zachowywała się, kiedy zaglądali do niej inni członkowie straży, zwłaszcza Jane, co w zasadzie go nie dziwiło. Jego siostra miała to do siebie, że i bez większego wysiłku potrafiła wzbudzić w innych strach, a dręczenie dziecka wydawało się wzbudzać niej jakiś niebezpieczny rodzaj przyjemności, chociaż nawet ona miała na tyle zdrowego rozsądku, żeby nie stosować na małej swojego daru. Czasami miał wrażenie, że tylko czeka, żeby dziewczynka dała jej powody do tego, żeby ją ukarać, ale Nessie (całkiem niedawno pod wpływem impulsu powiedziała mu, że wszyscy ją tak nazywają) wydawała się być doskonale świadoma tego jak ważnym jest to, by nie wytrącać Jane z równowagi. Już nawet nie płakała, a przynajmniej on nie przypominał sobie, żeby w ostatnim czasie widział ją jakkolwiek rozbitą emocjonalnie.
Nie miał pojęcia, dlaczego raz po raz przychodził do pokoju, który zajmowała. Nikt nie zamykał drzwi, bo i wątpliwym było, żeby Renesmee udało się tak po prostu uciec, nawet gdyby wpadła na tak głupi i ryzykowny pomysł. Cząstka człowieka, którą już na pierwszy rzut oka dało się w niej dostrzec, znacznie ograniczała jej możliwości, zresztą mała wydawała się zbyt wystraszona, żeby próbować sprzeciwiać się któremukolwiek z nich. Przez większość czasu milczała, ignorując wszystkich wokół, przez co przestali zwracać na nią większą uwagę, chociaż – był pewien – udało jej się zauroczyć kilka należących do straży wampirzyc. Alec nie był pewien czyja to zasługa, ale nawet teraz Nessie wyglądała niezwykle uroczo i czysto w świeżej, ciemnozielonej sukience i ze lśniącymi, starannie uczesanymi włosami.
Czuł na sobie jej spojrzenie, ale nie od razu dał po sobie poznać, że je zauważył. Przez kilka sekund z uwagą rozglądał się po komnacie, udając zainteresowanie wszystkim, począwszy od przysłoniętego okna, na zdobionych drewnianych meblach kończąc. Z jakiegoś powodu samym tylko spojrzeniem ta drobna istota potrafiła wzbudzić nim uczucia, których nie zaznał przez całe wieki spędzone w Volterze, odkąd Aro przemienił jego i Jane, kiedy tylko zyskał pewność, że będą dysponować niezwykłymi, zdolnymi wzmocnić straż przyboczną darami. Przez lata zdążył wyuczyć się w jaki sposób postępować, żeby nie odczuwać wyrzutów sumienia – jak odsunąć od siebie jakiekolwiek uczucia, kiedy mordował i to zarówno ludzi, jak również swoich pobratymców – a jednak teraz…
– Dzisiaj też nie zamierzasz się do mnie odzywać? – zapytał pod wpływem impulsu, w pośpiechu odsuwając od siebie niechciane myśli.
W końcu skupił wzrok na dziecku, próbując ocenić w jakim dziewczynka jest nastroju. Miał wrażenie, że Renesmee ocenia go z równą uwagą, może nawet będąc w stanie wyciągnąć więcej wniosków niż mógłby oczekiwać i sobie życzyć.
– Nie wiem. – Zwykle odpowiadała krótkimi zdaniami albo monosylabami, jeśli oczywiście już decydowała się zacząć rozmawiać. – Nie lubię mówić. Zwykle nie muszę – dodała.
– Nie musisz… – powtórzył z powątpieniem, spoglądając na nią z mieszanką obojętności i skrywanego zaintrygowania. – Nieważne. Zresztą jak sobie chcesz.
– Jesteś na mnie zły?
Jej pytanie zaskoczyło go bardziej niż cokolwiek wcześniej. Tym razem jawnie odwrócił się w jej stronę, spoglądając na nią z nieskrywanym zdumieniem i nawet nie próbując ukrywać emocji.
– Zły? – Bezwiednie zmrużył oczy, w pamięci odtwarzając swoje zachowanie od momentu w którym wszedł do komnaty. Przecież głównie milczał, więc na pewno nie mógł powiedzieć niczego, co by ją wystraszyło. – Dlaczego tak uważasz?
– Nie patrzysz na mnie – odparła po prostu.
Zabrzmiałoby to niewinnie, gdyby nie ton z jakim wypowiedziała te słowa. Brzmiała na zaniepokojoną, jakby naprawdę martwiła ją perspektywa tego, że z jakiegokolwiek powodu mógłby się na nią zdenerwować.
Jezu. To dziecko od samego początku miało w sobie coś, co raz po raz wprawiało go w osłupienie, a teraz jeszcze coś takiego.
– Nie – westchnął, uświadamiając sobie, że Nessie wciąż czeka na jego odpowiedź. – Nie jestem na ciebie zły.
– Więc na kogo? – nie dawała za wygraną. Nigdy nie miał do czynienia z dziećmi, zwłaszcza takimi jak ona, więc tym trudniej było mu stwierdzić, czy zawsze bywały takie bezpośrednie. – Tata zawsze ma ciemniejsze oczy, kiedy jest smutny albo zły – dodała po chwili zastanowienia.
Znów go zaskoczyła, nie tyle spostrzegawczością, co tym, że jednak zdecydowała się mówić. Nie potrafił określić ile już teraz mogła mieć… tygodni? Och, to wydawało się abstrakcyjne, bo wyglądała mu na trzy latka, może więcej, chociaż łatwość z jaką formułowała coraz bardziej złożone zdania wprawiała go w osłupienie. Dziwiło go również to, że tym rzezem ot tak udało mu się zachęcić ją do rozmowy, chociaż jeszcze dwa dni temu głównie spoglądała na niego z obawą, odpowiadając na jego pytania dopiero wtedy, kiedy zaczynała się niecierpliwić.
Przyzwyczajała się, czy może w końcu zrozumiała, że przynajmniej on jeden nie miał złych zamiarów – przynajmniej na tę chwilę? Nie miał pojęcia, dlaczego Kajusz zdecydował się na to, żeby sprowadzić dziecko do Volterry, ale to już i tak nie miało znaczenia. Nie sądził co prawda, żeby wchodzenie na ścieżkę wojenną z Cullenami było rozsądne, ale nie sądził, by zwracanie uwagi jedynemu pozostałemu w zamku przedstawicielowi braci Volturi wyszło mu na dobre.
Kajusz mówi, a on i reszta słuchali. Układ był prosty, a przynajmniej do tej pory tak mu się wydawało.
– Nie jestem ani zły, ani smutny – zirytował się, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że okłamuje zarówno ją, jak i siebie. – Nie przejmuj się tym.
Rzuciła mu nieodgadnione spojrzenie, ale przynajmniej pokiwała głową. Najwyraźniej wciąż miała pewne opory przed naturalnym zachowaniem, choć nie miał pewności, skoro nie widywał jej w sytuacjach innych niż w tym pokoju, najczęściej siedzącą na łóżku albo skuloną w kącie pokoju, tak jak za pierwszym razem, kiedy przyszedł ją zobaczyć. Nie miał pojęcia, dlatego zdecydował się znowu do niej zajrzeć i nawet nie próbował o tym myśleć – nogi same przywiodły go tutaj.
Westchnął, po czym w końcu podszedł bliżej. Poruszał się w ludzkim tempie, nie chcąc jej przestraszyć, choć zwykle nie dbał o to w jaki sposób jest odbierany przez innych. Obserwowała go spokojnie i nawet nie drgnęła, kiedy przykucnął naprzeciwko niej, żeby być w stanie bez przeszkód spojrzeć jej w oczy. Nie odsunęła się i nie wyglądała na zaniepokojoną, co samo w sobie wydawało mu się sporym sukcesem, ale i tak wolał zachować bezpieczną odległość. Czuł zapach jej krwi i słyszał bicie trzepocącego się w piersi serduszka, ale bynajmniej nie odczuwał pragnienia, chociaż od ostatniej uczty minęło już kilka dni.
– No, dobrze… Nie jesteś może głodna? – zaryzykował, ostrożnie dobierając słowa.
Nessie spojrzała na niego z zaciekawieniem, lekko przekrzywiając głowę.
Co ja robię?, zapytał samego siebie, ale nie potrafił sobie odpowiedzieć. To do Katherine należał obowiązek zadbania o dziecko, przynajmniej w miarę możliwości, ale odkąd wygonił ją z komnaty po raz pierwszy, ani razu nie udało mu się trafić na moment, kiedy recepcjonistka zajmowałaby się dzieckiem. Z drugiej strony, w takim wypadku mógł chyba uznać, że po prostu wykonuje rozkazy Kajusza, skoro tak bardzo zależało mu na tym, żeby Renesmee nie stała się krzywda, przynajmniej tak długo, jak miał interes w trzymaniu jej. Co złego było w tym, że poprawiał popełniane przez recepcjonistkę błędy, zwłaszcza, że…?
Cholera, nieważne. Robił swoje i już.
– Powiedziała mi, że i tak niczego nie dostanę – usłyszał i aż spojrzał na Nessie, zaskoczony jej wyznaniem.
– Kto? – zapytał tępo, próbując stwierdzić, czy pogrążony w myślach przypadkiem czegoś nie przegapił.
Nie odpowiedziała od razu, a w jej oczach po raz pierwszy od dawna pojawił się znajomy mu już niepokój. Coś ścisnęło go w gardle, kiedy naszła go niepokoją myśl o tym, że ona za moment jednak mu się popłacze. Już raz przez to przechodził i bynajmniej nie zamierzał po raz kolejny doświadczać tego dziwnego poczucia oszołomienia. Bezradność była mu obca, a jednak czuł ją na samą myśl o jakichkolwiek łzach, zwłaszcza, że nie miał pojęcia jak powinien się w podobnej sytuacji zachować.
Renesmee zamrugała pośpiesznie. Wyraz jej oczu wydawał się dziwny, ale – dzięki Bogu! – jakimś cudem zdołała nad sobą zapanować, chociaż Alec i tak miał ochotę zerwać się na równe nogi i uciec gdzie pieprz rośnie. Cholera, dlaczego za każdym razem to właśnie on musiał wpakować się w jakieś bagno i to na dodatek na własne życzenie…?
– Twoja siostra – wyznała tak cicho, że praktycznie musiał czytać z ruchu jej warg, żeby cokolwiek zrozumieć. – Powiedziała mi, że nie jest tutaj po to, żeby mnie karmić i… – Gwałtownie urwała, jakby przypominając sobie o tym kim jest i jaki miał związek z Jane.
– I co? – ponaglił, nagle poirytowany. Co ta Jane wyprawiała? – Posłuchaj, ona tylko…
Jedynie potrząsnęła głową, nagle odsuwając się od niego na bezpieczną odległość. Sam również przesunął się w tył, chcąc zrobić jej więcej przestrzeni, żeby poczuła się trochę bezpieczniej, nawet jeśli nie miał pewności skąd ta nagła zmiana w jej zachowaniu. Chodziło o Jane? Zwykle zgadzał się z siostrą, ale naprawdę nie rozumiał, dlaczego tak uparcie rwała się do tego, by dręczyć niezwiązane z sytuacją dziecko.
Renesmee położyła się na łóżku, oplatając ramionami i zwijając w kłębek, przez co wydała mu się jeszcze drobniejsza i krucha, zwłaszcza biorąc pod uwagę rozmiar łoża. Miedziane włosy opadły jej na twarz, jakby w ten sposób chciała skryć się przed światem, a może tylko przed nim. Teoretycznie nie powinno go obchodzić to, jaki miała do niego stosunek, a jednak mimowolnie zaczął się zastanawiać w jaki sposób powinien spróbować do niej dotrzeć, by jakkolwiek przekonać ją, że wcale nie zamierza złościć się na nią za to, że w ogóle wspomniała o jego siostrze.
Och, to było skomplikowane bardziej niż mu się wydawało. Kto by pomyślał, że po tych wszystkich latach wampirzej egzystencji, to właśnie dziecko będzie w stanie wytrącić go z równowagi!
Wciąż szukał odpowiednich słów, ale w głowie miał pustkę i sam nie był pewien, co chciał i powinien powiedzieć. Przez cały czas wpatrywał się w Nessie, dopiero teraz zwracając uwagę na jej wygląd. Wcześniej zauważył wyłącznie to, że mu się przyglądała i że wydawała się zadbana, ale dopiero teraz zwrócił uwagę na nienaturalną bladość jej skóry, na cienie pod oczami i ten dziwny wyraz twarzy…
Mocno zacisnął dłonie w pięści, zaskoczony nagłym pragnieniem, żeby odgarnąć jej włosy z twarzy albo przynajmniej sprawdzić, czy nie dostała temperatury. Potrafił rozpoznawać oznaki głosu w przypadku wampirów, ale pół-wampiry i ich zachowania pozostawały dla niego czystą abstrakcją.
– Co takiego powiedziała ci Jane? – zapytał z naciskiem, przysuwając się bliżej. Ta jedna kwestia nie dawała mu spokoju, chociaż jednocześnie czuł się jak kompletny idiota, ogarnięty emocjami i myślami, które zupełnie do niego nie pasowały. Chciał przed tym uciec, ale nie potrafił, skoro ona wydawała się go potrzebować. – Powiedz mi. Nie będę zły, jasne?
Zerknęła na niego zza kurtyny włosów. Minęła dłuższa chwila zanim podjęła decyzję.
Spojrzał na nią zaskoczony, kiedy zamiast odpowiedzieć, niepewnie wyciągnęła rączkę w jego stronę. W pierwszym odruchu pragnął zapytać ją, czego chce, ale coś podpowiedziało mu, że powinien po prostu się nachylić, dlatego przesunął się bliżej, niemal układając się obok niej.
Drgnął nieco nerwowo, kiedy przyłożyła mu swoją nienaturalnie ciepłą rączkę do policzka, i to w tak naturalny sposób, jakby postępowała tak na co dzień.
Zaraz po tym usłyszał jej głos w głowie i to było bardziej niezwykłe niż cokolwiek, czego doświadczył w przeszłości.
Powiedziała mi, że jeśli już, to ja komuś posłużę za posiłek, więc nie ma sensu marnować dla mnie krwi, wyznała. Poczuł jej emocje, zwłaszcza wątpienie, strach i słabość, co uczyniło samo doświadczenie równie poruszającym, co i jej wyznanie.
Gwałtownie zaczerpnął powietrza do płuc. W ostatniej chwili powstrzymał się przed tym, żeby w pośpiechu nie odsunąć się poza zasięg rąk Renesmee, w zamian cierpliwie czekając aż dziewczynka sama zabierze rękę. Obserwując go dyskretnie i ze swego rodzaju obawą, zwinęła się w jeszcze ciaśniejszy kłębek. Oczy same jej się zamykały, ale uparcie zmuszała się do zachowania przytomności, być może zbyt zaniepokojona myślą o tym, że mogłaby zmrużyć oko w obecności kogokolwiek, kto mógłby okazać się jej potencjalnym wrogiem. Alec nie miał pojęcia, co powinien myśleć o jej zachowaniu, ale jednego był pewien – przynajmniej w jednej kwestii mógł jej pomóc.
– Do chol… To znaczy… – zreflektował się, w ostatniej chwili uprzytamniając sobie, że przeklinanie przy dziecku raczej nie jest najlepszym pomysłem. – Nieważne. Mam na myśli, że nie powinnaś słuchać Jane. Ona tylko… żartowała – dodał, wahając się przy końcu, chociaż Renesmee wydawała się zbyt zmęczona, by wychwycić trwającą ułamek sekundy przerwę w jego wypowiedzi. – Przy mojej siostrze trzeba być ostrożnym, poza tym zwykle nie bywa zbyt miła, ale na pewno nikt nie zamierza cię skrzywdzić. Obiecałem ci to już jakiś czas temu, tak?
Spojrzał na nią wyczekująco, czekając na jakąkolwiek formę potwierdzenia, która utwierdziłaby go w przekonaniu, że Nessie wie co miał na myśli, ale mała tylko patrzyła na niego w ten nieodgadniony sposób. Znów westchnął, tym razem w duchu, po czym bardzo ostrożnie wyciągnął rękę, w końcu decydując się jej dotknąć. Spodziewał się, że może się wzdrygnąć albo odsunąć, ale – o dziwo – leżała najzupełniej spokojnie, kiedy dotknął jej miękkich, rozrzuconych na poduszce loczków.
Pod wpływem impulsu nerwowo obejrzał się na wejście, chociaż instynktownie wiedział, że są w pokoju sami, pamiętał zresztą dobrze, że po wejściu zamykał drzwi. Nie miał pojęcia skąd ta myśl, ale miał wrażenie, że gdyby ktoś zobaczył go teraz, tak bardzo skoncentrowanego na dziecku i niemal… łagodnego, byłby w niemałym szoku – a on najpewniej nie miałby już życia w zamku. Gdyby z kolei zobaczyła go siostra, to Nessie mogłaby za to zapłacić, a przecież tego nie chciał.
– Piję – zapewniła i nawet uniosła się lekko na materacu. Jej policzki w końcu nabrał koloru, kiedy zarumieniła się w uroczy sposób. – Smakuje mi bardziej niż ta zwierząt.
Pierwszy raz udało mu się uśmiechnąć.
– Jasne, że jest o wiele lepsza od tej zwierzęcej – żachnął się, całkiem usatysfakcjonowany jej odpowiedzią. Wolał nie zastanawiać się w jaki sposób Jane czy Kajusz mogliby zmuszać ją do jedzenia, gdyby doszli do wniosku, że próbuje zrobić im na złość. Cokolwiek mówiła jego siostra, oboje zdawali sobie sprawę z tego, że Kajusz potrzebował dziewczynki żywej. – W porządku. Wracam raz-dwa.
Poczuł się odrobinę pewniej, kiedy znów znalazł się na korytarzu. Starannie zamknął za sobą drzwi, po czym oparł się o nie plecami, chociaż w zasadzie było mu wszystko jedno czy stoi, opiera się, czy może siedzi. W milczeniu wpatrywał się w jakiś punkt na przeciwległej ścianie, próbując zająć czymś myśli i jakoś nad sobą zapanować, ale rozmowa z Renesmee skutecznie wytrąciła go z równowagi. Nie rozumiał, dlaczego dziecko wyzwała w nim tak sprzeczne z jego dotychczasowym zachowaniem i opiniami emocje, ale to właściwie nie miało znaczenia. Liczyło się wyłącznie to, że nie był w stanie zapanować nad tym, jak zwracał się do Nessie, kiedy już ulegał pokusie, żeby do niej zajrzeć.
Przez myśl przeszło mu, że bardzo łatwo byłoby wrócić do normy, gdyby tylko zaczął omijać jej pokój szerokim łukiem, pozostawiając opiekę nad dzieckiem recepcjonistce. Cholera, to nie był jego problem – przecież nawet nie brał udziału w samej akcji zabrania dziecka z Forks, więc tym bardziej nie powinien był przejmować się tym, co później ją spotka. Wszystko i tak sprowadzało się do Kajusza i jego kaprysów, więc to dziwne poczucie odpowiedzialności, zwłaszcza kiedy był świadom jak bardzo niebezpieczna dla Nessie mogłaby być Jane, wydawało się czymś nieprawdopodobnym, czego zdecydowanie nie powinien był odczuwać.
Przynajmniej teoretycznie powinno tak być, ale w praktyce wszystko okazywało się inne. Jak mógłby odmówić jej teraz, kiedy już obiecał, że do niej wróci? Nawet nie zaprotestowała, a może nawet była usatysfakcjonowana myślą o tym, że chciał do niej ponownie zajrzeć. Już nie siedziała w kącie, rozmawiała z nim i chyba nawet zaczynała mu ufać, co w równym stopniu go oszałamiało, co i zaskakiwało. Coś się zmieniło, ale chociaż był tego coraz pewniejszy – tego, że w którymś momencie zaczął darzyć dziecko jakimś szczególnym rodzajem uczucia, zwłaszcza, że pobudzała jego instynkty opiekuńcze, a więc coś, czego istnienia do tej pory nie był świadom – jednocześnie nie potrafił stwierdzić czy to dobrze, czy też źle. Tak nie powinno być i powtarzał to sobie nie raz, ale mimo wszystko…
Dość!, zadecydował, nagle ruszając się z miejsca. Niemal biegiem pokonał fragment korytarza, w pośpiechu oddalając się od komnaty Ness… Dziecka. Nieważne…
W porządku. Przyniesie jej krew i dopilnuje, żeby ją wypiła. Poza tym nie zrobi niczego, oczywiście pod warunkiem, że Jane w końcu da sobie spokój z dręczeniem Renesmee. Nie miał pojęcia, dlaczego to robiła, ale to w zasadzie było najmniej istotne i nie powinno go obchodzić. Przecież tak naprawdę nigdy nie miał na Jane wpływu, nie wspominając o jakichkolwiek zobowiązaniach czy odpowiedzialności.
Nic poza tym…
Ale chociaż powtarzał sobie raz po raz, że to nie jego sprawa, cały czas towarzyszyły mu poczucie, że niezależnie od tego czy mu się to podoba, czy też nie, właśnie oszukuje samego siebie.

2 komentarze:

  1. Ach, w końcu udało mi się znaleźć chwilę, aby skomentować. Dobra, przechodzę od razu do rzeczy.
    W bardzo interesujący sposób opisałaś zachowanie Aleca wobec Renesmee. Niby ona nic dla niego nie znaczy, a przychodzi do niej co jakiś czas, rozmawia z nią, dowiaduje się czegoś o jej osobie, przejmuje się jej stanem ducha czy potrzebami. I wcale się nie dziwię, że nie chce, aby się rozpłakała- każdy facet tak reaguje, na płacz małego dziecka. Daj jakiemuś małe dziecko, a kiedy to się rozpłacze, to ci biedacy nigdy nie wiedzą, co mają zrobić, aby dziecko się uspokoiło -.-
    Ale w zachowaniu Aleca coś jest, nie ma co. Nie zachowywałby się akurat w ten sposób, gdyby los Nessie był mu obojętny. Można nawet powiedzieć, że obserwuje. W końcu tyle słyszał o tym jakże niezwykłym dziecku i chciał się przekonać, jak te wszystkie opowieści mają się do rzeczywistości. Renesmee jest już w Volterze od jakiegoś czasu i może zobaczyć, co jest z tych rzeczy przez niego usłyszanych prawdziwe, a co nie. Aczkolwiek uważam, że w tym wszystkim jest jakieś głębsze dno. Bo można tutaj dostrzec wyraźną fascynację między Nessie i Aleciem. Mała najwidoczniej go polubiła, skoro się do niego odzywa. W końcu małe dzieci nie odzywają się do osób, których nie znają. Albo się boją. A Nessie ani się wampira nie boi, ani go nie lubi. Bo go lubi i rozmawia z nim z własnej, niewymuszonej woli. A to już o czymś świadczy, skoro przy jego siostrze nie odzywa się nawet słowem. Ale Jane to boją się wszyscy, więc w tym akurat to nic dziwnego... Ale Aleca zazwyczaj także się wszyscy bali, a Renesmee nie. Może to wzięło się stąd, że ten jakoś przejmuje się jej losem? I dba o nią? No nie wiem.
    I coś tak czuję, że ta więź, która się między Nessie i Aleciem wykrztałciła, a napewno się wykształciła, okaże się bardzo istotna, ale może i też problemowa. Może nie w najbliższej przyszłości, ale może i w tej także, jednak ja jednak jestem za tą dalszą przyszłością...
    Cóż, to się okaże.
    Pozdrawiam :*
    lilka24

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam ^.^
    Mój leń ostatnio osiągnął chyba szczyt :D Ale! Wzięłam się ostatnio w garść. I jedną z przyczyn jest to, że przeczytałam tą księgę od deski do deski. Wybaczysz mi, że zrobiłam to tak późno? :) Obiecuję poprawę i jednocześnie chciałabym cię prosić, abyś mnie informowała, kiedy dodasz nowy rozdział na którymś ze swoich blogów - mam nadzieję, że to nie będzie problemem :)
    Zaczęłam czytać od księgi IV, ale gdy znajdę więcej wolnego czasu, postaram się też przeczytać wcześniejsze :)
    Co do prologu: Jest krótki, ale mi się bardzo podoba :) Ah ten Kajusz... Zastanawiam się czy nie jest jeszcze gorszy od Aro. On chyba nie da nigdy spokoju Cullenom.
    Przyznam szczerze, że czytając prolog myślałam, że akcja będzie się toczyła już po spotkaniu Volturi z Cullenami i ich przyjaciółmi na wielkiej polanie, ale przeżyłam miłe zaskoczenie czytając o ślubie :) Ta Alice... wszyscy wiemy jaka potrafi być denerwująca :D Ale Bella się nie daje - i dobrze. Początkowo zastanawiałam się kto to jest Izadora, ale na szczęście chwilę później znalazłam odpowiedź na to pytanie :) Pewnie wiedziałabym więcej, gdybym przeczytała poprzednie księgi :)
    Miałam w planach poopisywać wszystkie rozdziały po kolei, ale co to by mi wyszła za rozprawka? :) A z tego blogspot ma jakieś ograniczenia w komentarzach, więc musiałabym ich dać bardzo, bardzo dużo i wątpię, aby chciało ci się to wszystko czytać :)
    Jedyne co mogę powiedzieć to to, że zazdroszczę ci ogromnego talentu, bo na pewno go posiadasz. Podoba mi się twój styl pisania i ogólnie to jak opisujesz wszystko. Treść jest płynna i zrozumiała :) Niektórzy piszą bez składu i ładu, przez co się zastanawiam o co w tym chodzi. Błędów u ciebie też nie zauważyłam :)
    Jestem też ciekawa o co chodzi z Aleciem. Znaczy, ja podejrzewam czemu on chce do niej przychodzić :) No i wcale się nie dziwię, że Nessie nie chce z nikim rozmawiać. Na jej miejscu też bym nie chciała. Ja też nie sądzę, że Kajusz postąpił mądrze sprowadzając ją do Voltery, bo przecież wszyscy wiedzą jaki jest Edward i Bella :D Będzie wojna? ^.^

    Oh, no troszkę się rozpisałam, dlatego już kończę, bo co za dużo to niezdrowo. Obiecuję, że będę komentowała regularnie :3

    Pozdrawiam,
    s.w.e.e.t.n.e.s.s

    OdpowiedzUsuń



After We Fall
stories by Nessa