środa, 3 kwietnia 2013

Dwadzieścia dwa

Dwadzieścia dwa.
Szybka decyzja

Usłyszałam za sobą cichy jęk Dory, ale prawie nie zwróciłam na nią uwagi, skupiona wyłącznie na Aro. Przyszedł sam, a przynajmniej tak pomyślałam w pierwszej chwili, póki nie zobaczyłam skrytej w mroku Meredith - ją miałam rozpoznawać już zawsze, bo w przeciwieństwie do Jamesa jej nikt nie sądził. Podchwyciwszy mój wzrok uśmiechnęła się drapieżnie, po czym rozpłynęła, wykorzystując swój dra, żeby mnie zdezorientować, chociaż efekt raczej był inny - wściekłam się.
Zaklęłam w duchu, po czym ponownie ruszyłam się z miejsca, mimo protestu któregoś z moich bliskich, stając tuż przy Oliverze. Spojrzał na mnie wielkimi szmaragdowymi oczami, wyraźnie nie wiedząc, jak zachować się w zaistniałej sytuacji. Poza tym z pewnością nie miał pojęcia, co powiedzieć mi po tym, jak niemal uciekł od nas z wrzaskiem, kiedy usłyszał prawdę. Jedyne, czego byłam pewna, to to, że dochodziła do niego powaga sytuacji, bo patrzył na mnie tak intensywnie, że niemal słyszałam w głowie jego mentalne przeprosiny.
- Ach, miałem taką cichą nadzieję, że szybko się zobaczymy, Isabel. Ostatnio wszyscy zniknęliście bez słowa - zwrócił się do mnie spokojnie Aro, a ja zapragnęłam porządnie mu przywalić, żeby przestał udawać i zgrywać jakże chętnego do przyjaźni ze mną, skoro znałam jego faktyczne motywy.
- Zamierzałam wysłać pocztówkę - palnęłam w zdenerwowaniu; Oliver zakrztusił się powietrzem i musiałam go szturchnąć, żeby się uspokoił - ale nie znalazłam „dna kłamcy” w kalendarzu, niestety - dokończyłam, zamierzając grać w odkryte karty. Stąpałam po cienkim lodzie, ale przecież i tak mieli nas wszystkich zabić.
Poczułam, że ktoś chwyta mnie za ramię, więc odwróciłam się na moment, napotykając spojrzenie złocistych tęczówek Carlisle'a. Doktor lekko uścisnął moje ramię, co pewnie miało być formą nagany, ale przecież nie zamierzałam przestawać albo przepraszać. Jeśli liczył, że uda mu się nade mną jakoś zapanować, obawiałam się, że traci czas.
Całkiem zgłupiałam, kiedy Aro po prostu się roześmiał.
- Mów dalej, mów dalej - zachęcił mnie. - Wy, młodzi, chyba już macie to do siebie, że wolicie powiedzieć wszystko wprost, kiedy stracicie cierpliwość, zamiast po prostu spokojnie wyznać, co was dręczy. Jak rozumiem, uważasz mnie za kłamcę, moja droga? - zapytał, na pozór tym odkryciem zaskoczony.
- Czego od nas chcecie? - zapytałam zniecierpliwiona, ignorując jego wcześniejsze słowa. - Nie uwierzę, że niczego. Sam już doszedłeś do wniosku, że uważam cię za kłamcę, więc możesz sobie przedstawienie darować - niemalże warknęłam, zaciskając dłonie w pięści.
- To wy tutaj przyszliście, Bello - zauważył rozsądnie, spoglądając na mnie pobłażliwie. - Ale w obecnej sytuacji może i lepiej, bo zaoszczędziliście nam trudu. Wydaje mi się, że wyszły pewne istotne fakty i to nie ja wychodzę tutaj na kłamcę - stwierdził, przenosząc wzrok na spokojnie stojącą koło Esme Izadorę.
W odpowiedzi na jego słowa dziewczyna drgnęła, po czym zrobiła kilka nieśpiesznych kroków w jego stronę.
- Przemilczeć, a okłamać, to dwie różne sprawy - powiedziała spokojnie. - Bella i jej rodzina nic o mnie wcześniej nie wiedziała, więc nie można powiedzieć, że cię okłamali, Aro. - Skinęła mu głową z niejakim szacunkiem. - Jesteśmy tutaj, bo nasz przyjaciel tutaj jest - dodała, ale nawet nie spojrzała na Olivera.
Brawo, głupku, pomyślałam, kręcąc z niedowierzaniem głową. Jeśli wszyscy wyjdziemy z tego żywi, będziesz miał sporo do naprawienia, Ollie, dodałam, żałując, że warunki nie pozwalają mi tego powiedzieć na głos.
- A nie uważasz... - zaczął Aro i zawahał się na moment; nie odrywał wzroku od Dory. - Jak ci na imię, moje dziecko? - zapytał ją, zaplatając palce dłoni. Wiedziałam, że aż go korci, żeby wykorzystać swój dar, nawet jeśli umysły mój i mojej siostry były dla niego niedostępne.
- Izadora - odpowiedziała spokojnym, pewnym głosem. - I przyznaję rację, to, że Oliver poznał prawdę, jest swoistym problemem, ale przecież nie ma sytuacji bez wyjścia, czyż nie? - dodała i sądząc po minie Aro, właśnie powiedziała coś, co dopiero zamierzał nam wyłożyć.
Jego szkarłatne tęczówki obserwowały ją teraz z pożądaniem i fascynacją - zrozumiał, że i ona ma niezwykłe zdolności. Zaczęłam czuć złość; co też ona, do cholery, wyprawiała?! Jakby mało było, że chciał moich nieukształtowanych darów, teraz ona popisywała się swoimi!
- Jesteśmy tutaj właśnie po to, żeby tę sprawę wyjaśnić - odezwał się Carlisle, próbując rozpaczliwie ratować sytuację. - O ile się orientuję, Meredith mogła nie do końca właściwie przedstawić sytuację i...
- Dobrze, chwileczkę - przerwał Aro. - To chyba nie są najlepsze warunki do tej rozmowy - stwierdził, chyba dochodząc do wniosku, że nie dobrze jest, że mamy przewagę liczebną. - Rozmawiałem już z Oliverem. Chłopak uparcie staje w waszej obronie, twierdząc, że sam się domyślił, chociaż wiem, że to nieprawda. Przyznaję jednak, że ten upór jest godny podziwu i w przypadku waszego... przyjaciela - uśmiechnął się nieco złośliwe, co dało mi do zrozumienia, co sądzi o przyjaźni z ludźmi - można by pójść na pewne ustępstwo. Nie zasłużył sobie na śmierć - nie ktoś, kto z zaangażowaniem jest gotów bronić nam podobnych - sądzę więc, że mógłby żyć dalej, gdyby którekolwiek z was zdecydowało się podarować mu nieśmiertelność.
Tym razem to ja omal nie zakrztusiłam się powietrzem, całkowicie oszołomiona. Oliver wampirem? Przecież nie mogłam na to pozwolić! On się nami brzydził, a teraz miał stać się jednym z nieśmiertelnych i to na dodatek z mojej winy? To było ostatnim, czego mu życzyłam.
Zerknęłam na niego i zauważyłam, że jest bledszy chyba nawet ode mnie. A jednak w odpowiedzi na słowa Aro jedynie powoli skinął głową, ja zaś chyba jedynie cudem powstrzymałam się od głośnego protestu.
- Ja to zrobię - oznajmiła głośno Izadora. - Ale nie teraz - dodała. - Oboje musimy się przygotować, a ja chcę się przekonać, czy on jest takiego daru wart. Jeśli nie, osobiście go zabiję - zapowiedziała tak obojętnym, niemal wzgardliwym tonem, że przez moment pomyślałam, że jakimś cudem śpię i to jakiś wyjątkowo mało wiarygodny, jeśli chodzi o charaktery, koszmar.
Aro również wpatrywał się w moją siostrę, w jego oczach jednak dostrzegłam przede wszystkim uznanie. Skinął głową, nawet nie zastanawiając się nad tym, że przecież ja i Izadora nie mamy jadu, więc dziewczyna nie może zmienić Olivera w wampira. Z drugiej jednak strony... Dora miała wiele zdolności i chyba nie o wszystkich mi powiedziała, skąd więc mogłam mieć pewność, czy nie ma również zdolności, pozwalających na tworzenie wampirów?
Dopiero teraz zaczynałam sobie uświadamiać, że tak naprawdę wcale nie znam swojej siostry.
- Doskonale - podjął wątek Aro. - A więc ustalone. Masz miesiąc, Izadoro - zwrócił się do dziewczyny.
Skinęła głową. Teraz już nie tylko unikała spoglądania na Olivera, ale i na nas wszystkich - zwłaszcza mnie.
- Skoro już to ustaliliście, może moglibyśmy się oddalić? - zapytała cicho Esme, ryzykując się powiedzieć cokolwiek pierwszy raz od momentu, w którym odnaleźliśmy Olivera.
- Słucham? - Zamrugał nieco nieprzytomnie. - Ach, tak. Chciałbym jeszcze porozmawiać z Bellą i Izadorą... Carlisle'u - zwrócił się nagle do naszego przybranego ojca - patrzysz na mnie tak nieufnie, więc proponuję, żebyś towarzyszył swoim córkom, zapraszam je bowiem do zamku. Chłopak może się oddalić wraz z twoją uroczą partnerką - zapewnił.
Nikomu nie spodobała się ta propozycja, ale co mogliśmy zrobić? Odmowa nie wchodziła w grę, chcąc nie chcąc więc wszyscy dostosowaliśmy się do tego, co powiedział Aro. Ulżyło mi, że przynajmniej Ollie i mama się oddalili, co jednak nie zmieniało faktu, że wciąż mieliśmy poważny problem, a siedziba Volturi była ostatnim miejscem, w którym chciałam się znaleźć.
Izadora milczała i nawet na mnie nie patrzyła, co było dobijające, Nie rozumiałam tym bardziej, dlaczego trzymała się tak blisko mnie, że omal nie nie dotykałyśmy. Raz po raz zmieniała miejsce, w jednej chwili idąc po mojej lewej stronie, a zaraz po prawej, tak, że powoli zaczynało mi się kręcić od tego w głowie. Carlisle, który starał się być na tyle blisko, żeby nas chronić, tym bardziej nie wiedział o co Izadorze chodzi, a żadne z nas nie zamierzało ją o to pytać.
Kiedy dostrzegłam pierwszych członków straży przybocznej Volturi, wbiłam wzrok w posadzkę, nie zamierzając ich prowokować. Bałam się, trudno żeby nie, bo przecież nie znałam zamiarów Aro. Po prostu szłam, podświadomie wyczuwając, że kierujemy się w stronę sali tronowej i starając się nie wspominać, co ostatnio w tym miejscu przeżyłam. Miałam jedynie nadzieję, że nigdy nie napotkam Santiego, bo chyba bym nie wytrzymała i rzuciła się do wyjścia z panicznym wrzaskiem, byleby nie musieć ryzykować, że wampir znów mnie omami.
Na szczęście w sali tronowej czekali jedynie Kajusz, Marek i milcząca Sulpicia. Ta ostatnia spojrzała na mnie krótko i posłała mi niepewny uśmiech, mający na celu podnieść mnie na duchu. Poczułam się odrobinkę lepiej, przyjemnie bowiem było wiedzieć, że chociaż jedna osoba jest do nas przychylnie nastawiona.
Izadora w końcu przestała krążyć, zatrzymując się po mojej lewej stronie. Drgnęłam, kiedy poczułam jej palce, gdy wzięła mnie za rękę, ale ostatecznie nie wyrwałam dłoni, pozwalając, żeby mnie trzymała. Zastanawiałam się, jak bezgłośnie zapytać ją o to, co planuje, ale w głowie miałam kompletną pustkę i po prostu nie wiedziałam, co powinnam o tym wszystkim myśleć.
- Widzę, że jak zwykle nie wracasz sam, bracie - zagadnął Aro Kajusz, mierząc naszą trójkę zdecydowanie nieprzyjaznym wzrokiem. Na widok mnie i Izadory zamrugał pośpiesznie, jakby zastanawiał się, czy dobrze widzi. - Witaj Carlisle - dodał trochę jakby na odczepnego.
Doktor nie odpowiedział, a jedynie skinął mu krótko głową. Atmosfera była tak napięta, że chyba dałoby się kroić ją nożem, ja zaś powoli zaczynałam mieć tego wszystkiego dość. Od zastanawiania się nad tym, co się dzieje, zaczynała mnie boleć głowa... a może i chodziło o coś innego.
Omal nie wpadłam w panikę, kiedy uświadomiłam sobie, że słabość i ból głowy mają swoje wyjaśnienie, zdecydowanie gorsze od tego, które mogłabym przypuszczać. Kiedy wsłuchałam się w swoje ciało, uświadomiłam sobie, że jest mi gorąco i już nie miałam wątpliwości co do tego, co się działo.
Osłabienie, gorączka, przeczucie...
Coś się stanie, coś złego się stanie...
Zachwiałam się nieznacznie, wstrząśnięta tym odkryciem. Carlisle to zauważył, po zaraz mnie podtrzymał; w jego oczach pojawiło się zrozumienie, ja zaś skinęłam głową, twierdząco odpowiadając na pytanie, którego nie wypowiedział, a które zawisło pomiędzy nami.
Coś się stanie.
Izadora znów zaczęła krążyć, zmuszając i mnie do ruchu. Oszołomiona przeczuciem, pozwoliłam jej na to, nie będąc w stanie zadać żadnego sensownego pytania. Może wszyscy już postradaliśmy zmysły, kto wie - zachowanie mojej siostry z pewnością nie było normalne.
Słyszałam, że Aro rozmawia o czymś cicho z braćmi. Udzielał się oczywiście wyłącznie Kajusz; Marek jak zwykle był obojętny, kiedy jednak zdarzało mu się coś powiedzieć, słyszałam, że brzmi najrozsądniej ze swoich braci. Wzięłam kilka głębszych wdechów i spróbowałam wziąć się w garść, nie chciałam bowiem okazywać jakiejkolwiek słabości.
Aro chyba w końcu sobie o nas przypomniał, bo podszedł nieco bliżej, w końcu decydując się cokolwiek wyjaśnić.
- Wraz z braćmi zastanawialiśmy się nad zaistniałą sytuacją - oznajmił. - Pojawienie się Izadory nieco komplikuje sprawę, zwłaszcza, że jest utalentowana równie mocno, co Isabel To trochę niepokojące - wyznał, ostrożnie dobierając głowa; zaczynałam domyślać się do czego może zmierzać.
- Tłumaczyliśmy ci już przy pierwszym spotkaniu, że Bella nie zamierza występować przeciwko tobie i twoim braciom - przypomniał mu Carlisle, chyba nieco trochę zniecierpliwiony tym, że Aro wciąż wraca do tego samego. - Izadora była dla nas wielką niespodzianką, ale i ona nie ma złych zamiarów.
Aro tylko się uśmiechnął.
- Ależ nie twierdzę, że jest inaczej - zapewnił. - Po prostu ich zdolności są fascynujące - wyjaśnił. - Zastanawia mnie, jak wieloma zdolnościami ostatecznie dysponują twoje... córki - wyjaśnił, obserwując kątem oka mnie i Izadorę.
Chyba nie oczekiwał odpowiedzi, więc żadne z nas nie zamierzało mu jej udzielić. Nie zamierzałam pozwolić, żeby ktokolwiek dowiedział się o licznych umiejętnościach Dory, tym bardziej, że dziewczyna nad nimi panowała, więc mogła być dla Volturi bardzo ciekawym okazem.
Być może to panika, ale nagle przypomniałam sobie to, co mówiła mi Izadora w samolocie - zdolność wpływu na cudze decyzje, którą dysponował podobno każdy nieśmiertelny, chociaż nie wszyscy byli jej świadomi. Chociaż nie miało to większego sensu, wbiłam wzrok Aro, bezradnie powtarzając w myślach, żeby nas uwolnić. Wypuść nas, błagam cię, wypuść nas..., myślałam tak intensywnie, gapiąc się na niego, że z boku chyba musiałam wyglądać, jakbym była nienormalna. Na nic ci się nie przydamy. Nie mamy złych zamiarów, dobrze wiesz..., spróbowałam inaczej, chociaż i to miało zejść na niczym.
Wtedy wampir spojrzał w moją stronę.
- Powiedz mi, moja droga... - zaczął i zawahał się, a ja zorientowałam się, że chyba z tego wszystkiego nie jest pewny, czy jestem Bellą i Izadorą. Podpowiedziałam mu machinalnie, co nie wiadomo dlaczego wywołało podirytowanie na twarzy mojej siostry; rzuciła mi niemal mordercze spojrzenie, jakbym właśnie popsuła coś bardzo, ale to bardzo ważnego. - Isabel. - Uśmiechnął się, co chyba znaczyło, że chciał zwrócić się do mnie, więc moja odpowiedź go usatysfakcjonowała. - Powinnaś znać swoją siostrę najlepiej ze wszystkich. Powiedz mi, jak bardzo jesteście do siebie podobne? - zapytał, a ja zesztywniałam.
Chyba był szalony, jeśli myślał, że jak grzeczna dziewczynka nieświadomie powiem o wszystkim, czego zapragnie! Może w przedszkolu wyskoczyłabym z tekstem, że moja siostra potrafi różne rzeczy, które są poza moim zasięgiem, ale teraz to byłoby jak wydanie na nas wyroku albo popchnięcie Dory wprost w ramiona wielkiej trójcy.
- Z wyglądu jesteśmy identyczne, chyba, że coś pominęłam - odpowiedziałam spokojnie, ledwo powstrzymując uśmiech. - Jeśli zaś chodzi o charakter, Dora ma zdecydowanie lżejsze podejście do życia, no i na pewno jest bardziej cierpliwa, więc w tej kwestii raczej się od siebie różnimy - dodałam, usatysfakcjonowana tym, jak w oczach wampira pojawia się podirytowanie; jeśli miałam tej nocy zginąć, warto było wcześniej wyprowadzić Aro z równowagi.
- Nie o to mi chodziło - westchnął nieśmiertelny, prawdopodobnie wiedząc, że się z niego naśmiewam. - Chodziło mi o zdolności. Czy nasza droga Izadora również dysponuje tak wieloma umiejętnościami, co ty? - powtórzył pytanie, tym razem bardziej konkretnie.
Stał bardzo blisko mnie, nie zorientowałam się więc nawet, kiedy ujął moją rękę w obie dłonie, jednak ryzykując się spróbować zajrzeć do moich myśli. Zesztywniałam na moment, kiedy zaś znów dostrzegłam wściekłość w jego tęczówkach, nie powstrzymałam tryumfalnego uśmiechu, który pojawił się na moich ustach. Nie mógł czytać nam w myślach, ani mnie, ani Izadorze, więc...
Uśmiech zamarł mi na ustach równie raptownie, jak się pojawił, kiedy uświadomiłam sobie jeden istotny szczegół. Umysły mój i mojej siostry były dla niego zamknięte, ale Carlisle'a już nie. A wtedy mógłby się dowiedzieć zdecydowanie więcej, niż gdybym oszczędnie powiedziała mu coś sama.
Pośpiesznie wyrwałam rękę i cofnęłam się o krok, żeby władca nie stracił mną zainteresowanie i przypadkiem nie doszedł do takich samych wniosków, co ja w tym momencie.
- Zdolności również mamy takie same. Z tym, że Dorze nieco lepiej wychodzi przewidywanie pewnych rzeczy. Po prostu czuje, że coś się stanie - ucięłam, próbując zachować neutralny wyraz twarzy. - Mogę wiedzieć, po co to przesłuchanie? Wydawało mi się, że chodzi o Olivera, a to już chyba ustalone? - Mimo wszystko moje ostatnie stwierdzenia ostatecznie zabrzmiało jak pytanie.
Wampir uśmiechnął się pobłażliwie, jakbym była dzieckiem, które nie rozumie spraw dorosłych. Powoli zaczynało mnie to irytować; kiedy tutaj leciałyśmy, brałyśmy z Dorą pod uwagę różne scenariusze, ale sądziłam, że raczej będziemy walczyć, nie dyskutować. Ta rozmowa była niczym cisza przed burzą - jedno źle powiedziane słowo mogło spowodować wybuch i to napięcie powoli zaczynało być nie do zniesienia.
- Owszem, sprawa waszego przyjaciela jest jasna - potwierdził Aro. - Chodzi o coś innego, co intryguje mnie i moich braci - wyjaśnił spokojnie, uśmiechając się do mnie przyjaźnie.
Zaraz zwymiotuję, jęknęłam w myślach, bo naprawdę miałam dość fałszu i masek, które prezentowali mieszkańcy tego miejsca. Przecież wszyscy wiedzą, że z ciebie dupek, Aro, westchnęłam, żałując, że nie mogę powiedzieć tego na głos. Nie byłam jednak samobójczynią, a i ciągnąć do grobu swoich bliskich również nie zamierzałam.
- Do rzeczy, bracie - usłyszałam głos Kajusza. Wampir dołączył do Aro, stając u jego boku i muskając dłonią jego ramię, żeby przekazać mu jakąś myśl. - Mieliśmy załatwić to szybko - przypomniał, a ja wyjątkowo zamierzałam mu podziękować; przynajmniej on nie udawał - po jego minie jasno było widać, że najchętniej albo by nas wymordował, albo wygonił, byleby mieć sprawę z głowy.
- Spokojnie, Kajuszu, już wszystko wyjaśniam - zapewnił, chociaż nie byłam pewna do kogo w końcu się zwraca, bo cały czas patrzył na mnie. - W świetle pojawienia się twojej bliźniaczki, mamy pewne wątpliwości, jeśli chodzi o wasze zdolności, Isabel. Ale widzę jeden sposób, w jaki możemy je rozwiać.
Chociaż pełna wątpliwości, z wyższością spojrzałam mu w oczy, nie zamierzając okazać lęku.
- Jaki?
Uśmiechnął się.
- Jedna z was z nami zostanie - oświadczył. - Jesteś taka porywcza, poza tym zdążyłaś już poznać... niektórych członków - ciągnął coraz bardziej zadowolony, ja zaś skrzywiłam się na wspomnienie Santiego i jego manipulacji - więc to ciebie obejmuje ta propozycja.
Izadora z sykiem wypuściła powietrze z płuc - wiedziała! - Carlisle za to natychmiast zaczął protestować. Jako że byłam świadoma, że to propozycja nie do odrzucenia i jedyny sposób, żeby on i Dora odeszli bezpiecznie z tego miejsca, pośpiesznie przerwałam ojcu, zwracając się bezpośrednio do Aro:
- Zgoda.
To jedno słowo przesądziło wszystko.


Tak szybko, jak to możliwe biegłam przed siebie korytarzem, chcąc znaleźć się jak najdalej od sali tronowej. Wyszłam, kiedy tylko wszystko zostało ustalone, chcąc tym samym dać Izadorze i Carlisle’owi do zrozumienia, że mają nie ryzykować i nie próbować kłócić się w Volturi, bo już podjęłam decyzję. Byli bezpieczni i jedynie to się dla mnie liczyło.
Skręciłam w kolejną odnogę i zatrzymałam się, opierając się plecami o ścianę i ciężko dysząc. Chciało mi się płakać ze złości, zaś myśl o tym, że nawet nie pożegnałam się z Edwardem dodatkowo pogarszała sytuację, ale nie mogłam pozwolić sobie na chwilę słabości; nie w tym miejscu, nie tutaj, gdzie bezradność była największym wrogiem i niejako gwoździem do trumny.
Zamierzałam coś wymyślić, ale jeszcze nie wiedziałam, co. Nie mogłam zostać w tym miejscu, wcześniej jednak musiałam mieć pewność, że jakakolwiek moja decyzja nie odbije się na Cullenach i Oliverze. Niestety, rodzina w tym momencie była niczym przekleństwo, miłość mnie zniewalała i Volturi byli doskonale tego świadomi. Byłam w potrzasku, musiałam to przyznać przed samą sobą.
Teraz najważniejsze było, żeby zapewnić bliskim bezpieczeństwo. Miałam nadzieję, że Carlisle jakoś wpłynie na Edwarda i chłopak nie wpadnie tutaj, zamierzając rozpętać wojnę, bo wtedy wszyscy bylibyśmy zgubieni. Musiałam rozegrać to mądrze, być cierpliwą, co nigdy nie było moją mocną stroną – byłam porywcza, jak zauważył Aro, dlatego musiałam bardzo nad sobą panować z rozmysłem planować każdy kolejny krok. Do czasu wymyślenia czegoś sensownego – niestety – musiałam po prostu być trójcy posłuszna.
I nie dać opętać się Santiego. Teraz, kiedy byłam świadoma jego zdolności, miało mi to przyjść zdecydowanie łatwiej, chociaż nie mogłam pozwolić sobie na pewność siebie. W końcu nie wiedziałam, co mnie czekało i nie mogłam niczego zakładać z góry – nic już nie było pewne.
Rozważałam właśnie kolejne aspekty swojego położenia, przerażona przewagą tych negatywnych kiedy usłyszałam szybkie kroki, zmierzające w moją stronę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz



After We Fall
stories by Nessa