Trzydzieści.
Nieproszeni goście
Biegnąc,
usiłowałam cokolwiek sensownego wyciągnąć od Edwarda, ale ten uparcie milczał,
skoncentrowany na myślach Jacoba. Zaczynało mnie to irytować, nie po raz
pierwszy zresztą czułam się tak z powodu niezwykłego daru mojego lubego, ale
powstrzymałam się od komentarza, skoncentrowana wyłącznie na tym, żeby jak
najszybciej dotrzeć na miejsce i w końcu dowiedzieć się, co takiego się dzieje.
Kto to był?
Co takiego zaalarmowało Jake’a i dlaczego mój mąż był aż tak bardzo zdenerwowany?
Być może to była normalna reakcja skoro wszyscy byliśmy przewrażliwieni z
powodu zniknięcia Renesmee i całej tej napiętej sytuacji z Volturi, ale wcale
nie czułam się z tego powodu pewniej. Milczenie Edwarda mi nie pomagało i aż
rwałam się do tego, żeby porządnie nim potrząsnąć, domagając się
natychmiastowych wyjaśnień. Do diabła z tym jego darem i skłonnością do
zapominania o tym, że mimo wszystko na świecie istnieje zdecydowane więcej
zwyczajnych szaraczków, które nie miały zielonego pojęcia, co takiego siedziało
w głowie innych ludzi.
Miałam
pewne problemy z dotrzymaniem Edwardowi kroku, ale nie musiałam się wysilać,
zawsze mając do dyspozycji jego słodki, wampirzy zapach, który bez trudu
poprowadziłby mnie, gdybyśmy się rozdzielili. Skrzywiłam się, gdy powietrze
wypełniła gorycz i gryząca woń dymu, kiedy znaleźliśmy się blisko tego, co
zostało z dotychczasowego domu, który zamieszkiwała nasza rodzina. Coś
przewróciło mi się w żołądku na samą myśl o tym, że mielibyśmy skierować się
bardziej w tamtą stronę, a może nawet przebiec tuż obok, narażając się na widok
tego, co z budynku zostało, ale na całe szczęście Edward skręcił gwałtownie i
poprowadził mnie w zupełnie innym kierunku, wciąż śledząc myśli Jacoba.
Dotarcie na
miejsce zajęło nam kilka zaledwie minut, ale mnie wydawało się to całymi
godzinami. Zauważyłam, że mój mąż zwalnia, ale sama się nie zatrzymywałam, żeby
w krótkim czasie móc się z nim zrównać. Rzucił mi nieco roztargnione
spojrzenie, jakby zdążył już zapomnieć, że mu towarzyszyłam i jednak miał
nadzieję na to, że zostałam przed domem albo wróciłam do reszty. Wydęła usta,
niezadowolona takim tokiem rozumowania, ale nie odezwałam się ani słowem,
zwłaszcza, że wampir szybko się zreflektował i pośpiesznie chwycił mnie za
rękę, ściskając mi lekko, żeby dodać mi otuchy. Nie żebym potrzebowała
czegokolwiek więcej, pomijając wyjaśnienia i jakiegoś celu w życiu, ale to
również było miłe, przynajmniej na początek.
- Do
diabła, co oni tutaj robią? – wymamrotał nerwowo, rzucając mi krótkie, pytające
spojrzenie, jakbym powinna być w stanie odpowiedzieć na jego pytanie.
- Kto? –
westchnęłam rozdrażniona i zaniepokojona jednocześnie. – Edwardzie, mógłbyś mi
w końcu wyjaśnić, co takiego się tutaj dzieje? – zapytałam, przypominając mu,
że przez całą drogę milczał, nie racząc udzielić mi żadnych satysfakcjonujących
wyjaśnień. Jeśli on czuł się zagubiony, co dopiero miałam powiedzieć ja?
Edward nie
odpowiedział, ale nie dlatego, że nie chciał, ale głównie z powodu tego, iż
jakiekolwiek wyjaśnienia nie były już potrzebne. Moją uwagę natychmiast
przykuła wilcza forma Jacoba, przyczajona pomiędzy drzewami kilka metrów od
nas. Zmiennokształtny warknął ponownie, dlatego instynktownie rozejrzałam się
dookoła, koncentrując się na tym, co podpowiadał mi instynkt – na tym, że nie
byliśmy sami.
Spięłam się
i nawet nie zaprotestowałam, kiedy w pierwszym odruchu Edward pociągnął mnie za
ramię, żeby móc zasłonić mnie własnym ciałem. Nie lubiłam, kiedy mój mąż
traktował mnie w taki sposób, ale to nie była pora na sprzeczanie się o nic
nieznaczące drobiazgi o przypominane wampirowi o tym, że potrafię o siebie
zadbać, kiedy trzeba. Nie zareagowałam w żaden sposób, bo całą swoją uwagę
skupiłam na czymś z goła innym – albo raczej na kimś, tuż przed nami znajdowały
się dwie postaci, których zdecydowanie nie spodziewałam się zobaczyć i to nawet
w tak chorej sytuacji, kiedy wszystko wydawało się sypiać.
- Witajcie.
Bello, Edwardzie… - Sulpicia Volturi dygnęła niczym prawdziwa dama, którą
przecież niezależnie od sytuacji była. – Przykro mi widzieć was w tak
nieprzyjemnych okolicznościach, ale i tak jestem niezwykle szczęśliwa, że
mogliśmy spotkać się ponownie.
Gapiłam się
na nią w milczeniu, całkiem wytrącona z równowagi. Nie wyglądała tak, jak
podczas naszego pierwszego spotkania, odziana w staroświecką suknię z szeroką,
rozłożystą spódnicą, która powiewała za nią, dzięki czemu wampirzyca wyglądała
tak, jakby unosiła się albo płynęła w
powietrzu, co jednak nie znaczyło, że wydawała się jakkolwiek mniej
olśniewająca. Aż nie mogłam uwierzyć, że ta niezwykła, nosząca się iście po
królewsku kobieta mogła stać przede mną w dopasowanych, podkreślających jej
krągłości jeansach (jakby wystarczająco szokujące nie było to, że Sulpicia
włożyła spodnie!) oraz prostym topie z krótkim rękawkiem i nazwą jakiegoś
zespołu, którego nie rozpoznawałam. Długie do pasa blond włosy spięła w
niedbały węzeł z tyłu głowy, pozwalając żeby kilka luźnych kosmyków opadło jej
na twarz i ramiona. Wyglądała niezwykle młodo i tak zwyczajnie, a gdybym nie
wiedziała kim jest, uznałabym ją za dziewczynę niewiele starszą ode mnie, może
zwyczajną studentkę albo nastolatkę, mogącą poszczycić się niezwykłą urodą.
Nawet jej oczy nie przerażały szkarłatną barwą, będąc – co mnie zszokowało –
barwy płynnego złota, dokładnie takie same jak Edwarda czy któregokolwiek z
Cullenów.
A
najbardziej niesamowite wydawało mi się to, że Sulpicia wyglądała dobrze. To
nie byłoby możliwe, gdyby chodziło kogoś innego, a jednak ta niezwykła
wampirzyca nawet w tak zwykłym, codziennym stroju wyglądała olśniewająco i
świeżo, porażając gracją i czymś, czego nie potrafiłam zinterpretować, a co
wzbudzało w innych szacunek i zaufanie, dokładnie tak jak wtedy, kiedy jeszcze
zajmowała pozycję kogoś, kogo można było określić mianem wampirzej królowej.
Z trudem
oderwałam od niej wzrok, w końcu koncentrując się na drugiej postaci.
Potrzebowałam dłuższej chwili, żeby w stojącym w niewielkim oddaleniu od
Sulpicii wampirze rozpoznać Aro. Jeśli do tej pory byłam po prostu zaskoczona,
na widok tego z braci Volturi szczęka musiała opaść mi do słownie do samej
ziemi. Przez moment miałam wręcz wątpliwości co do tego, czy przypadkiem się
nie pomyliłam albo czy właśnie nie zaczynałam tracić zmysłów, ale przecież
doskonale widziałam, poza tym z niczym nie dało się pomylić tego nieco
rozdrażnionego spojrzenia, które Aro rzucił mi, gdy już zbyt długo mu się
przypatrywałam, wciąż milcząc.
-
Zamierzasz jeszcze długo mi się przypatrywać, moja droga? – zapytał spokojnym,
wręcz łagodnym głosem, ale to wystarczyło, żebym wzdrygnęła się jakby rażona
prądem i natychmiast uciekał wzrokiem gdzieś w bok.
-
Przepraszam? – wymamrotałam. Sama nie miałam pojęcia za co i dlaczego
przepraszam, ale to akurat było najmniej istotne.
No dobrze,
ale co mogłam poradzić na to, że czułam się tak bardzo oszołomiona? Po
pierwsze, nie na co dzień widuje się w środku lasu parę wampirów, których –
mimo całej sympatii do Sulpicii – więcej wolałoby się nie oglądać na oczy. A po
drugie, nigdy nie przypuszczałabym, że
ktoś może się aż tak bardzo zmienić, przynajmniej z wyglądu.
Bo Aro się
zmienił.
Sulpicia
była ładna i bez trudu wpasowała się w otaczający ją świat, pozbawiony
znajomych murów twierdzy Volturi i służby, która była gotowa zrobić wszystko,
czego żona władcy mogłaby sobie zażyczyć. Co więcej, w jej przypadku ta zmiana
była jak najbardziej korzystna. Z Aro było podobnie, różnica zaś leżała przede
wszystkim w tym, że wampir dodatkowo szokował, jakbym już i tak nie czuła się
wystarczająco oszołomiona tym, co się wokół mnie działo.
Jasna cholera, kto dokonał tego cudu?,
miałam ochotę wykrzyczeć, ale ostatecznie w porę ugryzłam się w język. Kiedy po
raz pierwszy zobaczyłam braci Volturi, wydali mi się wyjęci z innej epoki. Sam
Aro był stary – widziałam to nie tylko w jego oczach, ale również drobnych szczegółach
wyglądu zewnętrznego. Miał długie, czarne włosy, które w połączeniu z
wyszukanymi strojami, które modne były pewnie z kilka wieków wcześniej, kiedy
jeszcze powszechnym było to, że na tronach zasiadali królowie i królowe, miał w
sobie coś niezwykle onieśmielającego. Blada skóra wydawała się dziwnie krucha i
w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób inna od cery wampirów, które znałam. Co
więcej, Aro i jego bracia zostali przemienieni dość późno i znacznie odbiegali
od wzoru pięknych nieśmiertelnych do których byłam przyzwyczajona. Wcześniej
mogłam o nim powiedzieć co najwyżej to, że jest przystojny, ale i to z trudem
przeszłoby mi przez gardło, dlatego mogłam być wdzięczna losowi za to, że nie
znalazłam się w sytuacji, która by tego ode mnie wymagała. Nawet jeśli
nieśmiertelny miał jakiś urok, a może gdyby tak bardzo mnie nie przerażał i nie
był na dobrej drodze do tego, by zyskać moją nienawiść… Może wtedy byłabym w
stanie jakoś inaczej go ocenić, ale do tej pory miałam go po prostu za starego
dziwaka; kogoś z zupełnie obcej mi rzeczywistości, kogo za żadne skarby nie
byłam w stanie zrozumieć.
Och, jak
bardzo się myliłam! Widziałam to teraz, kiedy musiałam wręcz zmuszać się do
tego, żeby się na niego bezmyślnie nie gapić. Nie miałam pojęcia, czy to zasługa
perswazji Sulpicii, czy instynkt samozachowawczy, nakazujący mu upodobnić się
do ludzi, ale zdecydował się ściąć sięgające do tej pory połowy pleców czarne
włosy. Teraz były ładnie przystrzyżone, co zmieniało jego twarz do tego
stopnia, że z czystym sumieniem można było uznać ją za co najmniej przystojną.
Jasne, wiedziałam, że było w nim coś, co musiało spowodować, że Sulpicia wciąż
przy nim trwała – Ba! Chyba naprawdę go kochała! – ale to odkrycie i tak było
dla mnie szokiem i nic nie mogłam poradzić na to, że czułam się w ten sposób.
Na sobie miał elegancki, szary polar i czarne spodnie, a całość w jakiś
pokrętny sposób dodawała mu uroku. W zasadzie Aro wyglądał, jakby właśnie urwał
się z jakiegoś ważnego spotkania biznesowego i jedynie jego krwiste tęczówki
(no oczywiście, aż takie cuda się nie zdarzają…) zdradzały, że nie jest
zwyczajnych człowiekiem.
- Ty chyba
nie myślisz poważnie – usłyszałam ostry, wyraźnie oszołomiony głos Edwarda.
Zamrugałam nieco nieprzytomnie, bo emocjonalne zachowanie ukochanego
sprowadziło mnie na ziemię. – Wiem, co chcesz powiedzieć i nie jestem pewien,
czy mi się to podoba – oznajmił mój mąż bez ogródek, zwracając się bezpośrednio
do Sulpicii.
- Nie
jestem zdziwiona tym, że nie pałasz entuzjazmem na nasz widok, Edwardzie –
zapewniła taktownie wampirzyca. – Niemniej tak, moje myśli i intencje są
szczere. Sądzę, że możesz to wyczuć – dodała z przekonaniem.
Spojrzałam
zdezorientowana na Edwarda, ale ten wciąż wpatrywał się w Sulpicię, zaciskając
usta i nawet nie próbując ukryć niechęci. Aro ignorował, chociaż zdawałam sobie
sprawę z tego, że przez cały czas kontroluje każdy ruch wampira, czujny i
gotowy zareagować, gdyby tylko wychwycił cokolwiek podejrzanego. Sam były
władca nie spuszczał nas z oczu, ale w przeciwieństwie do mojego męża, wydawał
się po prostu poirytowany, jakby właśnie znajdował się w miejscu, w którym nie
chciał być.
Miedzianowłosy
westchnął i raz jeszcze pokręcił głową. Usłyszałam ciche, pytające warknięcie
trwającego przy nas w wilczej postaci Jacoba i machinalnie spojrzałam w jego
stronę. Wciąż wyglądał na pobudzonego i gotowego do ataku, ale już nie aż tak
bardzo jak na początku. Już nie jeżył sierści i nie odsłaniał zębów, zaś jego
czarne, ludzkie oczy wyrażały przede wszystkim oszołomienie i rozdrażnienie.
Cóż, w tym ostatnim akurat się z nim zgadzałam, bo również nie byłam zachwycona
tym, że Edward jak zwykle nie zadał sobie trudu, żeby kogokolwiek wtajemniczyć
w co, co jemu dzięki darowi wydawało się oczywiste.
- Problem
nie leży w tobie – wyznał w końcu Edward – ale w twoim mężu. To jemu nie ufam.
Niemniej mamy wobec ciebie wielki dług, Sulpicio – przyznał i wcale nie
wyczułam w jego głosie żalu z tego powodu. Po prostu stwierdzał fakty. – Nie
zapomnieliśmy o tym.
- A ja nie
przyszłam tutaj po zapłatę. Zrobiłam to, co musiałam… I kto jak kto, Edwardzie,
ale ty na pewno wiesz, że wcale nie byłam w tym taka bezinteresowna.
Jeszcze
kiedy mówiła, rzuciła wymowne, ale pełne uczucia spojrzenie w stronę Aro.
Poczułam się niezręcznie, jak intruz, poza tym wciąż nie byłam w stanie ot tak
przyjąć do wiadomości tego, że Volturi mógł być dla niej ważny, że był jej
mężem. Zdążyłam poznać go na tyle dobrze, by wiedzieć, iż nie zasłużył nawet na
cień tego gorącego uczucia, którym darzyła go jego żona, a jednak Sulpicia
wciąż uparcie próbowała o niego walczyć. To miała na myśli – bo kiedy nam
pomagała, wierzyła w to, że być może znajdzie szansę na to, żeby ponownie
zwrócić na siebie uwagę wampira i być może przypomnieć mu o uczuciu, które ich
łączyło.
Czy jej się
to udało? Nie miałam pewności, ale widok tej dwójki razem, tak bardzo ludzkich
i odmiennych za razem, zmusił mnie do zastanowienia, czego oboje doświadczyli
przez ostatnie miesiące. Mogłam sobie wyobrazić, że tak wielkie zmiany w życiu
są trudne nawet dla kogoś, kto miał za sobą setki, wręcz tysiące lat wampirzej
egzystencji. Oczywiście, zmiany były czymś w pełni naturalnym, ale nawet
nieśmiertelny mógł poczuć się przytłoczony, kiedy z dnia na dzień stracił
wysoką pozycję, nagle znajdując się na dnie.
Kiedy pomyślałam
o tym w ten sposób, niemal byłam w stanie spojrzeć na Aro jak na czującą istotę
– i może byłoby mi go wtedy żal. Może.
- Nie chcę
być nieuprzejma i wtrącać się w tę waszą dyplomatyczną wymianę zdań… Ach, w
zasadzie, co ja plotę? Jestem już zmęczona i wręcz szaleję z rozpaczy, więc
chyba mam prawo do odrobiny nietaktu – stwierdziłam, nie kryjąc rozdrażnienia.
Może i zaczynałam być sarkastyczna i zgorzkniała, ale w obecnej sytuacji
naprawdę nie było mnie stać na nic więcej. – Mógłby mnie ktoś, do diabła,
wtajemniczyć?
Cała
czwórka – również Jacob – spojrzała na mnie w wyjątkowo zgodny, niezbyt
przyjemny sposób. Wydęłam usta i bez wahania przeszłam kilka kroków, stając tuż
naprzeciwko Aro.
- Ty –
warknęłam, mierząc w niego palcem. Nie pokusiłam się o dotknięcie jego torsu
albo jakikolwiek kontakt fizyczny, ale i tak znalazłam się dostatecznie blisko,
żeby to mogło wydawać się niebezpieczne. Nie mogłam zapomnieć, że to ten sam
wampir, który już kilkukrotnie omal nie zniszczył mi życia, a raz nawet mnie spoliczkował.
A jednak wcale nie czułam strachu, nawet oporu, jakby widok upokorzonego i
pokonanego Aro Volturi sprzed miesięcy, zmieniał wszystko, łącznie z moich
sposobem postrzegania tego mężczyzny. – Nie mam już cierpliwości do niczego, co
ma jakikolwiek związek z tobą i twoimi braćmi. Dlaczego tutaj jesteś?
Nie mogłam
nie zauważyć, że on i Sulpicia pojawili się akurat wtedy, kiedy drżałam ze
strachu o moją córkę, a wszystko po raz kolejny wydawało sypać się na moich
oczach. Nie zamierzałam udawać, że jestem z tego zadowolona, a tym bardziej
przebierać w półśrodkach, kiedy miałam przed sobą jedną z najbardziej
znienawidzonych przeze mnie osób. Strach, gniew i zmęczenie robiły swoje,
spychając mój zdrowy rozsądek na dalszy plan i pozostawiając mi do dyspozycji
wyłącznie instynkt, któremu z rozkoszą się poddawałam.
- Czegoś
więcej spodziewałem się po twoim zachowaniu, moja droga Isabel. Sądzę,
Edwardzie, że powinieneś nauczyć swoją żonę odrobiny pokory – oznajmił chłodno
Aro i w tym momencie przekonałam się, że wcale nie zmienił się aż tak bardzo,
jak mogłoby mi się wydawać. – To, że rozumiem waszą stratę, nie znaczy, że będę
tolerował takie traktowanie. Umiejętność panowania nad emocjami się ceni, poza
tym musisz przyznać, że w taki sposób raczej nie pomożesz swojej córce.
- Czy ty
właśnie zagroziłeś mojemu dziecku? – warknęłam zaalarmowana, w jednej chwili
tracąc nad sobą kontrolę. Czułam, że coś we mnie pęka i chyba jedynie cudem nie
dałam się podnieść odczuwanego gniewowi, i nie rzuciłam się na strojącego
przede mną wampira z pazurami, niezależnie od możliwych konsekwencji. Do
diabła, byłam przerażona, rozdrażniona i zła; zważywszy na sytuacji,
zdecydowanie miałam prawo czuć się w ten sposób. – Przestań zachowywać się tak,
jakbyś był pępkiem świata, Aro! Może to jeszcze do ciebie nie dotarło, ale
właśnie zostałeś oszukany i zdetronizowany przez własnego brata! I wiesz co?
Wybacz, że cię rozczaruję, ale ja nie zamierzam się przed tobą kłaniać, zwłaszcza,
że w mojej opinii jesteś nikim więcej, a jedynie cholernym egoistą, któremu
wydaje się, że jest w czymkolwiek lepszy od nas. Jeśli oczekujesz ode mnie
szacunku i uległości, to chyba jedynie dowód na to, że całkiem poprzewracało ci
się w głowie. Twoje rządy się skończyły! – warknęłam, wręcz trzęsąc się od
nadmiaru emocji. – Do cholery, nie wiem po co tutaj przyszedłeś i czego ode
mnie chcesz, ale ja zdecydowanie nie mam do tego cierpliwości. Nie chcę nawet
wiedzieć, czy miałeś jakikolwiek związek z tym, co spotkało moją córkę, bo to w
zasadzie nie ma już żadnego znaczenia. Wiedz jedynie, że jeśli spróbujesz wejść
mi w drogę, zabiję cię, nawet gdyby to miało się okazać ostatnią rzeczą, którą
spróbuje zrobić w życiu!
Mówiłam
poważnie, mimo złości świadoma każdego wypowiedzianego przeze mnie słowa.
Czułam na sobie oszołomione spojrzenia nie tylko Aro i Sulpicii, ale również
mojego męża i wciąż przemienionego w wilka Jacoba. Zdawałam sobie sprawę z
tego, że właśnie igram z ogniem i być może byłam na dobrej drodze do tego, żeby
wpakować się w poważne kłopoty, ale nie obchodziło mnie to. Volturi byli moją
udręką odkąd tylko weszłam w świat nieśmiertelnych, a ja nie czułam się winna z
powodu tego, że teraz miałam wszystkiego dość.
Zamarłam w
oczekiwaniu, dysząc ciężko i wciąż wpatrując się w stojącego przede mną wampira
wyzywająco. Wyczułam, że gdzieś za moimi plecami poruszył się Edward, dlatego
machnęłam ręką, dając mu do zrozumienia, że ma się nie wytrącać. Aż nazbyt
dobrze pamiętałam, że w starciu z wampirem nie mam żadnych szans – Aro już raz
mnie spoliczkował, a wiedziałam przecież, że był zdolny do robienia gorszych
rzecz – ale nie czułam strachu. Doświadczając tego, co wydarzyło się w Volterze
kilka miesięcy wcześniej, przekonałam się, że w gruncie rzeczy Aro Volturi jest
słaby, a jego rzekoma potęga brała się wyłącznie z tego, jacy nieśmiertelni go
otaczali.
Ja nie
zamierzałam się dłużej bać. Ktoś mógłby powiedzieć, że to głupie i lekkomyślne,
ale mnie to nie obchodziło. Pozwalanie sobie na słowne ataki wobec kogoś tak
dumnego jak Aro nie mogło być rozsądne, zwłaszcza, że wampir mógł zabić mnie
jednym ruchem, ale…
Cóż, było
mi wszystko jedno. Dusiłam w sobie pewne uczucia zbyt długo, żeby tak po prostu
odpuścić – i to zwłaszcza teraz, kiedy byłam gotowa zacisnąć dłonie na gardle
pierwszej lepszej osoby, która stanęłaby na mojej drodze i dała po temu powody.
Obserwowałam
Aro w napięciu, wciąż rozeźlona. Czekałam na jego wybuch, napinając mięśnie i
przybierając niemal obronną pozycję, gotowa natychmiast uskoczyć, gdyby wampir
spróbował zaatakować i, powiedzmy, raz jeszcze spróbować uderzyć w twarz. Och, już nigdy więcej, obiecałam sobie
stanowczo. Niewiele brakowało, a z mojego gardła wydobyłby się ostrzegawczy
charkot, powstrzymałam się jednak, w pierwszej kolejności czekając na reakcję
swojego potencjalnego przeciwnika.
Z tym, że
ona nie następowała. Aro wciąż stał przede mną, wpatrując się we mnie w takim
zadumaniu, jakby zobaczył mnie po raz pierwszy w życiu. Straciłam całą pewność
siebie, podejrzewając wiele możliwych reakcji – ale nawet nie biorąc pod uwagę
tego, co ostatecznie nastąpiło.
Aro patrzył
na mnie, a jego twarz nie wyrażała niczego – do momentu, w którym gwałtownie
nie nabrał powietrza do płuc.
A potem
zaczął się śmiać.
Hej :) Rozdział jest genialny, jak
OdpowiedzUsuńzawsze ;) Jak przeczytałam niecodzienny opis wyglądu Suplicii, to
jakiegoś szoku nie przeżyłam, ale Aro...Nie mogę po prostu go sobie
wyobrazić w przystrzyżowych włosach, swetrze i spodniach... No nie mogę
po prostu... Ale to nie znaczy, że mi się nie podoba takie jego oblicze!
Jest ono po prostu takie inne i... Nietuzinkowe (chciałam użyć fajne,
ale to słowo nie oddałoby nawet w najmniejszym sensie moich emocji)...
Bella ma u mnie dużego plusa- bardzo spodobało mi się to, że
przeciwstawiła się Aro... Wcale nie dziwę się jej, że tak zareagowała-
jest na skraju załamania nerwowego i panicznie boi się o życie córki, co
jest całkowicie naturalne i zrozumiałe... W sumie do rozdziału mam
tylko jedno zastrzeżenie... Dlaczego przerwałaś w takim momencie? Teraz
nie będę po nocach spała, czekając na ciąg dalszy! Ty to umiesz budować
napięcie, naprawdę...
No nic, czekam już na ciąg dalszy. Pozdrawiam i weny życzę ;*
lilka24
Witaj kochana :)Rozdział megaaaa zarąbisty !!!!!! <3 Tak szczerze to nie mogłam się doczekać kiedy będzie nowy <3Rozdział po prostu mnie powalił. Opis Suplicy i Aro powala na kolana, jednak największym szokiem okazała się dla mnie detronizacja Aro- szok!Bella też mnie zaskoczyła sprzeciwienienm się Aro :)A edzio i te jego mentalne rozmowy zaczynają mnie irytować jest ich tam pięcioro a rozmawiają w trójkę pomijając Belle i jacoba. Tak się nie robi!!! Poza tym Nic dodać nic ująć :D
OdpowiedzUsuńPozostaje mi Czekać na kolejny rozdział i BŁAGAM dodaj go szybko! :D Bo skończyć na takim momencie to aż grzech -bo to napięcie i oczekiwanie dobije nas:)
Pozdrawiam :**Niech wena będzie z TOBĄ!