Dwadzieścia dwa.
Wpojenie
Wciąż
trzęsłam się ze złości, kiedy już wyszłam na taras przed domem. Demonstracyjnie
zatrzasnęłam za sobą drzwi, a przynajmniej spróbowałam to zrobić, ale nie
usłyszałam oczekiwanego trzaśnięcia. W zamian doszło mnie ciche westchnienie i
uprzytomniłam sobie, że Edward w porę przytrzymał drzwi, amortyzując uderzenie.
Zignorowałam go i przystanęłam na ganku, wdychając chłodne powietrze,
charakterystyczne dla klimatu Alaski. To trochę mnie otrzeźwiło, ale wciąż nie
było wystarczające, żebym poczuła się w pełni uspokojona.
Kiedy
obejrzałam się za siebie, dostrzegła wpatrzonego we mnie Edwarda. Jego złote
tęczówki wyrażały troskę i poczucie winy, co na moment sprawiło, że miałam
wielką ochotę odpuścić, ale szybko wzięłam się w garść. Oczywiście, kochałam
Edwarda, ale to jeszcze nie znaczyło, że miałam pozwolić na to, żeby mną
manipulował. Byłam zła i nawet najpiękniejsze spojrzenie nie miało tego
zmienić, mój mąż musiał zresztą najpierw wysłuchać, co miałam mu do
powiedzenia, jeśli mieliśmy chociaż myśleć o jakimkolwiek porozumieniu.
Wciąż
milcząc, władczym gestem wskazałam na trawnik przed domem. Miedzianowłosy
uniósł brwi, ale posłusznie wyminął mnie i stanął u stóp prowadzących na ganek
stopni. Zacisnęłam obie dłonie na drewnianej barierce i spojrzałam w szare,
zachmurzone niebo. Chyba znów zbierało się na opady śniegu, ale to już dawno
przestało mnie dziwić; mieszkaliśmy tutaj już wystarczająco długo, żebym
zdążyła się przyzwyczaić do ciągłego chłodu i zimna. Tym razem zresztą taka
temperatura mi odpowiadała, tym bardziej, że od nadmiaru emocji w moich żyłach
wciąż krążyła adrenalina, rozgrzewając i pobudzając do działania.
Właściwie
bardziej niż zobaczyłam, kiedy Jacob – wciąż pod postacią wilka – wyślizgnął
się z domu. Usłyszałam pełne niezadowolenia mruknięcie, kiedy przeszedł obok
Edwarda, ale przynajmniej już nie próbowali się na siebie rzucać. Starając się
trzymać nerwy na wodzy, powoli opuściłam wzrok, żeby popatrzeć na swojego męża
i przyjaciela. Stali tuż przede mną, zachowując bezpieczny dystans i uparcie na
siebie nie patrząc.
- Idź się
przemienić – zwróciłam się do rdzawo-brązowego wilka. W moim głosie wciąż
pobrzmiewał gniew, chociaż to było niczym w porównaniu z tym, co w
rzeczywistości czułam.
- Pies nie
ma się w co ubrać – uświadomił mnie Edward, reagując na myśli Jacoba.
Zacisnęłam usta, słysząc kolejne przezwisko pod adresem Jake’a, ale
postanowiłam tego nie komentować. – I może nawet lepiej, bo wolałbym nie musieć
oglądać go nago – dodał; wilk mruknął coś niezrozumiałego, a ja mimochodem
pomyślałam, że jego pogląd na tę sprawę jest wyjątkowo zgodny z tym, co musiał
myśleć mój mąż.
Westchnęłam
ciężko, coraz bardziej poirytowana. Raz jeszcze spojrzałam na stojącą przede
mną trójkę, po czym – bez chociażby słowa wyjaśnienia – odwróciłam się na
pięcie i zniknęłam w domu. Być może nienajlepszym pomysłem było zostawienie
Jacoba i Edwarda samych, ale chciałam przynajmniej wierzyć w to, że ta dwójka
jest wystarczająco rozsądna, żeby bardziej mnie nie prowokować. Miałam
nadzieję, że po tym, co wydarzyło się w domu, oboje się opamiętali i więcej nie
będą zachowywać się jak dzieci. A nawet jeśli… Cóż, tym razem przynajmniej
znajdowali się poza domem, a w pobliżu nie był Renesmee ani jakichkolwiek osób
bądź przedmiotów, którym mogliby przy okazji zaszkodzić. Oczywiście nie
potrafiłam sobie wyobrazić, że mogliby siebie nawzajem skrzywdzić, ale byłam na
tyle zagniewana, żeby tak bardzo nie dbać o to, czy przypadkiem znów nie zaczął
się na siebie rzucać.
W salonie
słyszałam poruszone głosy moich bliskich, ale nie przysłuchiwałam się zbytnio
temu, co do siebie mówili. Nie interesowało mnie to, co musieli o całej
zaistniałej sytuacji myśleć; sama miałam jeszcze sporo do załatwienia i byłam
wystarczająco podminowana, żeby chcieć uniknąć przysłuchiwania się czyichkolwiek
opinii. Najbardziej charakterystyczny okazał się zresztą czuły głos Rosalie,
która bez wątpienia zwracała się do Nessie. Wampirzyca jedynie wobec mojej
córki zachowywała się w tak łagodny, pełen ciepła sposób. Nie miałam
wątpliwości, że mała jest pod dobą opieką i to pozwoliło mi się trochę
rozluźnić, skoro na razie sama nie miałam możliwości, żeby się nią dalej
zajmować.
Machinalnie
skierowałam kroki w stronę przylegającego do naszego domu garażu, wykorzystując
znajdujące się w przedpokoju drzwi. Szybko zbiegłam po schodach i wymijając
okazałe, nowoczesne samochody, którymi mogli pochwalić się Cullenowie, dotarłam
do pudeł ze starymi ubraniami, które Esme regularnie oddawała potrzebującym.
Szybko przejrzałam zawartość pierwszego z nich, ale karton w większości składał
się na najróżniejsze kreacje Alice. Dziewczyna wyznawała niepisaną zasadę i
nigdy nie pokazywała się w jednej stylizacji więcej niż raz, próbując narzucić
ten sam system reszcie rodziny. Sama stanowczo się sprzeciwiałam, nie mając tak
lekkiej ręki do wydawania pieniędzy i wyrzucania ubrań, które przecież były
dobre, ale na przekonania chochlicy nie było mocnych. Niestety, kolorowe
sukienki i bluzeczki dziewczyny nie miały mi pomóc, chociaż w pierwszym odruchu
naszła mnie złośliwa chęć przyniesienia Jacobowi jakiegoś damskiego ciuszka.
Ostatecznie zrezygnowałam z tego pomysłu i wzdychając wyszukałam w kolejnym z
pudeł parę jeansów, które bez wątpienia musiały należeć kiedyś do Emmett’a.
Szybko przerzuciłam spodnie przez ramię i wybiegłam z garażu, chcąc jak
najszybciej wrócić na zewnątrz i przekonać się jak prezentuje się sytuacja.
Jacob i
Edward znajdowali się dokładnie w tych samych miejscach, w których ich
zostawiłam. Każdy z nich spoglądał w inną stronę, demonstracyjnie ignorując
swojego przeciwnika i starając się nie okazywać żadnych emocji. Kiedy tylko się
pojawiłam, obaj spojrzeli na mnie jak na zawołanie, sprawiając, że poczułam się
jeszcze bardziej nieswojo. No cóż, z drugiej strony nawet to było lepsze do
możliwości zastanawia ich w pozycjach bojowych, rzucających się sobie do
gardeł.
- Trzymaj,
Jake – mruknęłam, bezceremonialnie rzucając w stronę wilka parę znalezionych w
garażu spodni. Jeansy wylądowały na pysku Jacoba, sprawiając, że chłopak cofnął
się w popłochu, mrucząc coś gniewnie i wzdrygając się tak, jakbym próbowała
wylać na niego kwas. – No bez żartów. Nie mam ochoty słuchać o tym, co sądzisz
o zapachu wampira. Możesz się przebrać albo nie, jest mi wszystko jedno, bo i
tak oczekuję tego, że się przemienisz – oznajmiłam nieznoszącym sprzeciwu
tonem, znów opierając się o barierkę i lekko pochylając do przodu. – Więc?
Zmiennokształtny
(o ironio!) spojrzał na mnie wilkiem, po czym – raz jeszcze krzywiąc się demonstracyjnie
– pochwycił spodnie w pysk i w kilku susach zniknął między drzewami.
Natychmiast poczułam na sobie niemal błagalne spojrzenie Edwarda, ale zmusiłam się
do tego, żeby go ignorować, przynajmniej do momentu, w którym nie wrócił do nas
Jake.
- Jesteś
strasznie wredna, wiesz Izzy? – zarzucił mi chłopak, kręcąc z niedowierzaniem głową.
Mimochodem zauważyłam, że spodnie mojego przybranego brata, a zarazem szwagra,
pasowały na niego idealnie. Punkt dla mnie. – Bycie nieśmiertelną ci nie służy,
przynajmniej jeśli chodzi o sposób traktowania przyjaciół.
- Lepiej
uważaj jak zwracasz się do mojej żony, kundlu – ostrzegł go Edward, rzucając mu
gniewne spojrzenie. – Teraz jesteśmy na zewnątrz. Nie ma tutaj ani mojej córki,
ani nikogo z moich bliskich, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żebym…
- Dość! –
przerwałam mu, nie zamierzając czekać aż znów się zagalopują i spróbują na
siebie rzucać. Doprawdy, faceci bywają czasami gorsi od dzieci. – Przestańcie chociaż
na chwilę! Chcecie się pozabijać to proszę bardzo, ale nie przy mnie, a tym
bardziej nie przed domem. Esme dostanie szału, jeśli coś przypadkiem
uszkodzicie. – Zacisnęłam usta, po czym spojrzałam krótko na każdego z osobna. –
Najpierw chcę wiedzieć, co się stało. Co to za akcja w salonie, do cholery?
Dlaczego zaatakowałeś Jacoba? – zapytałam, zwracając się z pytaniem przede
wszystkim do męża.
Nie uszło
mojej uwadze to, że w odpowiedzi na moje pytanie, Jacob drgnął nerwowo i cały
zesztywniał. Uniosłam brwi, czując na sobie jego spojrzenie, ale ledwo zerknęłam
w jego stronę, chłopak w pośpiechu przeniósł wzrok na dom. Wpatrywał się w okno
salonu, gdzie obecnie znajdowała się Nessie, więc sama również obejrzałam się
za siebie. Gdzieś w oknie mignęły mi złociste włosy Rosalie, ale samej
blondynki nie zauważyłam, bo prawie natychmiast zniknęła w głębi domu, ku
ogólnemu niezadowoleniu zmiennokształtnego. To odkrycie mnie zaintrygowało i
jednocześnie zaniepokoiło, bo spodziewałam się wielu rzeczy, ale na pewno nie
tego, że zachowanie Jake’a mogłoby mieć jakikolwiek związek z szczerze
nieznoszącą go Rose. Nie, taka możliwość zdecydowanie nie wchodziła w grę – w końcu
nawet mimo istnienia wampirów oraz innych niezwykłych istot, świat nie mógł być
aż do tego stopnia szalony… A przynajmniej taką miałam nadzieję.
- Najlepiej
będzie, jeśli Jacob sam ci wszystko wytłumaczy – odezwał się przez zaciśnięte
zęby Edward. Dawno nie widziałam go aż tak złego, chociaż tym razem
przynajmniej próbował nad sobą panować, przede wszystkim przez wzgląd na mnie.
- Nie
rozumiem – przyznałam, decydując się spuścić z tonu. Powoli zeszłam ze schodów
werandy, decydując się podejść bliżej męża. – Edwardzie, nawet jeśli chodziło o
wszystkie te komentarze związane z tym, co działo się kiedy byłam w ciąży… -
zaczęłam, próbując wszystko zrozumieć, ale wampir zaczął kręcić głową, jeszcze
zanim zdołałabym skończyć myśl.
- Tutaj nie
chodzi o to, co on mówi – zapewnił mnie, chociaż po jego tonie poznałam, że i
to miało jakiś wpływ, nawet jeśli nie chciał się do tego przyznać. – Nie chcesz
wiedzieć, co myślał sobie o naszej córce. To jeszcze dziecko, a on…
Jacob
drgnął i pośpiesznie ruszył w naszą stronę.
- Przestań
gadać głupoty. Przecież to nie tak – zaoponował. Najwyraźniej obaj zmówili się
przeciwko mnie, bo żaden z nich nie kwapił się do tego, żeby powiedzieć mi
cokolwiek sensownego. – Wpojenie to zupełnie coś innego. To…
- Nikt nie
kazał ci się wpajać w moją córkę – przerwał mu Edward, kolejny raz unosząc się
gniewem.
Instynktownie
przysunęłam się do ukochanego i stanowczo zacisnęłam obie dłonie na jego ramieniu,
chcąc powstrzymać go przed zrobieniem czegoś głupiego. Momentalnie rozluźnił się
pod moim dotykiem, pewnie wciąż mając w pamięci moment, kiedy omal mnie nie
zranił. Być może okrutnym było wykorzystywanie tego, ale nie miałam innego
wyboru. Spojrzałam na niego wyczekująco, starając się zachować neutralny wyraz
twarzy, nawet jeśli wszystko we mnie aż rwało się do tego, żeby zapewnić go, że
wszystko jest już w porządku i nie musi się o mnie martwic.
Wciąż
przytrzymując Edwarda, przeniosłam wzrok na Jacoba. Miałam złe przeczucia,
chociaż jednocześnie czułam się dziwnie pewna tego, że niepotrzebnie się
martwię. Wszystko ostatecznie sprowadzało się do jednej myśli, chociaż sama nie
byłam pewna, czy to moja intuicja, czy może nowo odkryty dar.
Spróbuj mu zaufać…
- Bello…
Zamrugałam
pośpiesznie, żeby odgonić od siebie wszelakie myśli.
- Czym jest
wpojenie? – zapytałam wprost, chociaż po minie przyjaciela poznałam, że chętnie
odciągnąłby wyjaśnienia w czasie. – Gdzieś słyszałam ten termin, mogłabym
przysiąc, ale nie mogę sobie przypomnieć.
- Ech… To
kolejna wilcza legenda. Pamiętasz, jak kazałem ci trochę poczytać, bo nie
mogłem ci powiedzieć prawdy o sobie i o Cullenach? – upewnił się.
Powoli
skinęłam głową. Ludzkie wspomnienia były zamazane i wydawały mi się strasznie
odległe, chociaż w istocie minęło zaledwie kilka miesięcy. W obliczu tego, co wydarzyło
się od momentu mojego przyjazdu do Forks, a później przeprowadzki na Alaskę,
ten okres, kiedy byłam stale przez wszystkich okłamywana, jawił mi się jako coś
nienaturalnego, co może i było częścią mnie, ale bardziej zdawało mi się czymś,
co w rzeczywistości należało do przeszłości kogoś innego, kim już dawno nie
byłam.
Tak czy
inaczej, gdzieś w pamięci kołatało mi się wspomnienie zapisanych kartek, które
ostatecznie pozwoliły mi zrozumieć wszystko, co działo się wokół mnie.
Oczywiście najlepiej pamiętałam tą o Zimnych Ludziach, bo dotyczyła przymiesza
między przodkiem Jacoba, a moją wampirzą rodziną. Co więcej, była prawdziwa i
kluczowa dla mnie, więc ciężko byłoby mi ją zapomnieć, nawet gdybym w istocie
tego chciała. Kiedy głębiej się zastanowiłam, mogłam z czystym sumieniem
stwierdzić, że pamiętam ją zaskakując dobrze, ale to i tak niczego nie
wyjaśniało, bo byłam absolutnie pewna, że ani razu nie natknęłam się tam na
wzmiankę o czymś takim jak wpojenie. Jacobowi musiało chodzić o którąś iż innych
historii, które wtedy czytałam, a które teraz pamiętałam jak przez mgłę. Z tym,
że pamięć mnie zawodziła, a ja zaczynałam tracić nadzieję na to, że cokolwiek
zdołam sobie przypomnieć, zwłaszcza w tej chwili.
- Pamiętam,
że było tam coś o wojownikach-duchach, trzeciej żonie i… - Westchnęłam ciężko,
coraz bardziej zrezygnowana. – Przestań mi dręczyć i po prostu powiedz mi,
Jake.
- No
właśnie, Jake – podchwycił Edward. Wciąż
był zdenerwowany, ale nie miałam mu już tego za złe, zbyt skoncentrowana na
próbach przypomnienia sobie czegokolwiek, co okazałoby się przydatne. – Powiedz
jej wszystko, skoro jesteś tak przekonany, że to normalne i że powinniśmy taki
stan rzeczy zaakceptować – zadrwił.
Po minie Jacoba
poznałam, że najchętniej by się ewakuował albo na Edwarda rzucił. Dyskretnie
spróbowałam się przesunąć tak, żeby znów znaleźć się pomiędzy mężem a przyjacielem,
ale miedzianowłosy zorientował się, co takiego robię i stanowczo dał mi do
zrozumienia, żebym została u jego boku.
-
Moglibyście przynajmniej przez pięć minut sobie darować i w końcu mnie
wtajemniczyć? – westchnęłam, decydując się dać za wygraną, przynajmniej jeśli
chodziło o starania Edwarda. Pozwoliłam żeby ukochany mnie obejmował,
jednocześnie wpatrując się w coraz bardziej zmieszanego Jacoba. – Nie wiem, co
moja córka ma wspólnego z waszymi legendami, ale nie podoba mi się to –
przyznałam.
- W naszych
legendach nie ma niczego złego, zwłaszcza w samym wpojeniu – zapewnił mnie
pośpiesznie Jacob, robiąc taki ruch, jakby chciał chwycić mnie za rękę. Edward
warknął ostrzegawczo, więc chłopak zastygł w miejscu, po prostu kurczowo się we
mnie wpatrując. – Jakbyś mnie posłuchała, Bells, to pewnie nawet uznałabyś, że
to piękne. Wpojenie jest jak miłość i…
Poczułam
się tak, jakby poraził mnie prąd.
- Co?! –
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. – O czym ty do mnie mówisz?! Mam przez
to rozumieć, że ty zakochałeś się…
- Nie. Nie
tak – przerwał mi, unosząc obie ręce ku górze w obronnym geście. Gwałtownie
nabrałam powietrza do płuc, jednocześnie kurczowo zaciskając dłonie w pięści i
próbując jakoś zapanować nad wzburzeniem, które wywołały u mnie jego słowa. –
No i się zdenerwowałaś. Izzy, gdybyś przynajmniej zdecydowała się mnie
wysłuchać zamiast wyciągać pochopne wnioski…
- Cały czas
cię słucham – zapewniłam go. W moim głosie pobrzmiewał gniew, chociaż naprawdę
starałam się nad nim zapanować. – Ale sam siebie posłuchaj. Jak mam być
spokojna, kiedy mówisz mi takie rzeczy? Renesmee ma zaledwie kilka dni, a ty…
Oczy Jacoba
rozszerzyły się, kiedy nagle coś do niego dotarło. Wyraz jego twarzy na moment
mnie zdezorientował, sprawiając, że machinalnie zamilkłam.
- Dobry
Boże, przecież ja nie miałem na myśli tego, że zakochałem się w niej… No wiesz.
– Popatrzył na mnie znacząco. Nie, nie
wiem, przeszło mi przez myśl, ale powstrzymałam się od wypowiedzenia tych
słów na głos. Już i tak wszyscy byliśmy spięci, więc raczej nie miałam nam tego
ułatwić, cały czas przerywając Jacobowi. – Wpojenie jest niczym magia. To coś
więcej niż miłość, tym bardziej, że nie ma nic wspólnego z fizycznym zauroczeniem.
Jeszcze nie jestem na tyle szalony, żeby w ten sposób patrzeć na dziecko –
zapewnił mnie. W pewnym sensie poczułam ulgę, bo przecież nie miałam powodów,
żeby mu nie uwierzyć. – Isabel, zrozum. Wpojenie jest niczym magia, nasza magia…
Według legend zdarza się bardzo rzadko, ale to w tym momencie najmniej istotne.
Można to porównać do miłości od pierwszego wejrzenia, jasne, ale to jedynie
uproszczone. Miłość sama w sobie jest niedoskonała, poza tym niejednokrotnie
rani, a w przypadku wpojenia nie ma mowy o niesieniu cierpienia, zwłaszcza tej
drugiej osobie. Ja po prostu… No tak, powiedzmy, że kocham Nessie, jeśli to coś
ułatwi. Ale nie doszukuj się w tym niczego niewłaściwego, bo to nie jest tak,
jak sądzi twój mąż. – Chłopak rzucił krótkie spojrzenie w stronę Edwarda.
Również zerknęłam na zastygłego w bezruchu męża, jednak twarz miedzianowłosego
nie wyrażała żadnych emocji. Poznałam po jego oczach i po tym, jak patrzył na
Jacoba, że analizuje każdą myśl zmiennokształtnego, ale nie byłam w stanie
stwierdzić jakie wyciągnął wnioski. – Ja po prostu chcę, żeby twoja córka była
szczęśliwa. Czy nie o to chodzi nam wszystkim? Kocham ją w najlepszy z
możliwych sposobów. Chcę być jej opiekunem, przyjacielem, pocieszycielem…
Pragnę dla niej wszystkiego, co najlepsze, bo jest całym moim światem. Uznaj,
że oszalałem jeśli tak będzie ci wygodniej, wszystko mi jedno. Prawda jest
taka, że właśnie znalazłem sens swojej egzystencji i teraz zamierzam zrobić
wszystko, byleby być blisko niej.
Nawet jeśli
mówił coś jeszcze, ja już go nie słuchałam. Od nadmiaru informacji i emocji
zakręciło mi się w głowie, chociaż nie na tyle mocno, żebym miała trudność z
utrzymaniem równowagi. Dyskretnie oparłam się o Edwarda, poniekąd pod
pretekstem tego, że chcę dla pewności go przytrzymać, żeby nie ryzykować, że da
się porwać emocjom i znów mojego przyjaciela zaatakuje. W rzeczywistości nie
dbałam o to, co mogłoby się nagle wydarzyć, zbyt oszołomiona i skoncentrowana
na analizowaniu wszystkiego, co właśnie usłyszałam. W pamięci w końcu
odszukałam odpowiednią legendę, chociaż żaden papierowy opis albo historia nie
były w stanie wyjaśnić wszystkiego tak dobrze, jak Jacob. W każdym jego słowie
czułam i słyszałam coś, czego nie potrafiłam opisać, ale co przyprawiało mnie o
ciarki, sprawiając, że nie miałam najmniejszych wątpliwości co do tego, iż
chłopak w istocie zna opisywane uczucie.
Wpojenie.
Co takiego
tak naprawdę powinnam czuć, kiedy myślałam o tym uczuciu – zwłaszcza, że
dotyczyło ono mojej córki? Renesmee była niewinną istotą, którą kochałam nade
wszystko i dla której oddałabym życie, gdyby ktoś tego ode mnie wymagał.
Oczywiste było, że chciałam dla niej jak najlepiej, niezależnie od
konsekwencji, które sama mogłam ponieść. Dokładnie jak powiedział Jacob: tego,
żeby była szczęśliwa. Nie jestem pewna, ale chyba właśnie te słowa zmusiły mnie
do tego, żebym poważnie się zastanowiła nad intencjami chłopaka, nawet mimo
wszystkich wątpliwości, które miałam.
Chodziło o
Renesmee… I co teraz?, zapytałam samą
siebie, a w zasadzie tego wewnętrznego głosu, który od jakiegoś czasu mówił mi,
jak powinnam postępować, zwłaszcza jeśli chodziło o moje maleństwo. Skoro taki był
mój dar, chyba w tej sytuacji tym bardziej powinien okazać mi się pomocny,
prawda?
Spróbuj mu zaufać, usłyszałam raz
jeszcze; i tym razem nie byłam pewna czy to odpowiedź na którą czekałam, czy może
w zniecierpliwieniu sama jej sobie udzieliłam, ale to już nie miało znaczenia.
Wolałam wierzyć, że to jedyne rozsądne wyjście, zwłaszcza jeśli nie chciałam
doprowadzić się do szaleństwa.
Wzdychając,
spojrzałam wprost w ciemne, błyszczące oczy Jacoba. I bez jego słów wiedziałam,
że nie odpuści, a nie chciałam, żeby moja córka znalazła się w samym centrum
konfliktu i to na dodatek z kimś, kto wciąż pozostawał moim przyjacielem.
Zresztą…
Komu miałam ufać, jeśli nie przyjacielowi i rodzinie?
- No dobrze
– odezwałam się, ostrożnie dobierając słowa. Nie wiedziałam, czy postępuje
słusznie, ale pal to licho. Jake spojrzał
na mnie z nadzieją, ale i pewną obawą. – Dobrze, spróbuję ci zaufać… Ale pod
jednym warunkiem – dodałam, decydując się nieco przygasić jego entuzjazm. – To moja
córka i kocham ją nade wszystko. A jeśli spróbujesz ją skrzywdzić… Cóż, wtedy
będę pierwszą, która cię zabije.
Pierwsza? O.o skomentuje jak bede w domu :D
OdpowiedzUsuńNo i dobrze, że Bella się tak zachowała^^ nie mogę się przyzwyczaić do tego, że oni omal się tam nie pozabijali O.o ale ważne, że jest już okey. Tak jakby jest okey. Myślałam, że Bella też wpadnie w szał i będzie się na niego drzeć, a ona po prostu mu zaufała. Wielki plus dla niej za to! Hue, hue, hue - Edward za bardzo się zdenerwował x.x hehe, serio to było śmieszne xd
UsuńRozdział był niesamowity, ^^
Weny na dalsze części <3
Wow. Kochana jak ty tak dobrze potrafisz opisywać emocje? Rozdział wspaniały ; ) Masz tak ogromny zasób słów, a dzięki temu twoje rozdziały są takie dobre. Nie zmarnuj swojego talentu i pisz! Obiecuje że będę czytała : p
OdpowiedzUsuńJezu wspaniałe tylko tyle mogę powiedzieć po przeczytaniu tego rozdziału
OdpowiedzUsuńpiszesz genialnie :):) a rozdział nic dodać nic ując :) czekam na kolejny:) i zapraszam do siebie http://kristenstweart.bloog.pl/
OdpowiedzUsuń~kula13
Kochana co ja mam ci pisać, Rozdział megaaaa zarąbisty !!!!!! Bardzo mi się spodobał <3 Tak szczerze to nie spodziewałam się iż Bella tak łatwo odpuści to wpojenie. Ale jestem ciekawa czym dalej nas zaskoczysz:)
OdpowiedzUsuńRozdział po prostu jest świetny! Prześwietny! Nic dodać nic ująć :D
Czekam na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! :D
Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!