czwartek, 13 lutego 2014

Dwadzieścia dwa

Dwadzieścia dwa.
Wpojenie

Wciąż trzęsłam się ze złości, kiedy już wyszłam na taras przed domem. Demonstracyjnie zatrzasnęłam za sobą drzwi, a przynajmniej spróbowałam to zrobić, ale nie usłyszałam oczekiwanego trzaśnięcia. W zamian doszło mnie ciche westchnienie i uprzytomniłam sobie, że Edward w porę przytrzymał drzwi, amortyzując uderzenie. Zignorowałam go i przystanęłam na ganku, wdychając chłodne powietrze, charakterystyczne dla klimatu Alaski. To trochę mnie otrzeźwiło, ale wciąż nie było wystarczające, żebym poczuła się w pełni uspokojona.
Kiedy obejrzałam się za siebie, dostrzegła wpatrzonego we mnie Edwarda. Jego złote tęczówki wyrażały troskę i poczucie winy, co na moment sprawiło, że miałam wielką ochotę odpuścić, ale szybko wzięłam się w garść. Oczywiście, kochałam Edwarda, ale to jeszcze nie znaczyło, że miałam pozwolić na to, żeby mną manipulował. Byłam zła i nawet najpiękniejsze spojrzenie nie miało tego zmienić, mój mąż musiał zresztą najpierw wysłuchać, co miałam mu do powiedzenia, jeśli mieliśmy chociaż myśleć o jakimkolwiek porozumieniu.
Wciąż milcząc, władczym gestem wskazałam na trawnik przed domem. Miedzianowłosy uniósł brwi, ale posłusznie wyminął mnie i stanął u stóp prowadzących na ganek stopni. Zacisnęłam obie dłonie na drewnianej barierce i spojrzałam w szare, zachmurzone niebo. Chyba znów zbierało się na opady śniegu, ale to już dawno przestało mnie dziwić; mieszkaliśmy tutaj już wystarczająco długo, żebym zdążyła się przyzwyczaić do ciągłego chłodu i zimna. Tym razem zresztą taka temperatura mi odpowiadała, tym bardziej, że od nadmiaru emocji w moich żyłach wciąż krążyła adrenalina, rozgrzewając i pobudzając do działania.
Właściwie bardziej niż zobaczyłam, kiedy Jacob – wciąż pod postacią wilka – wyślizgnął się z domu. Usłyszałam pełne niezadowolenia mruknięcie, kiedy przeszedł obok Edwarda, ale przynajmniej już nie próbowali się na siebie rzucać. Starając się trzymać nerwy na wodzy, powoli opuściłam wzrok, żeby popatrzeć na swojego męża i przyjaciela. Stali tuż przede mną, zachowując bezpieczny dystans i uparcie na siebie nie patrząc.
- Idź się przemienić – zwróciłam się do rdzawo-brązowego wilka. W moim głosie wciąż pobrzmiewał gniew, chociaż to było niczym w porównaniu z tym, co w rzeczywistości czułam.
- Pies nie ma się w co ubrać – uświadomił mnie Edward, reagując na myśli Jacoba. Zacisnęłam usta, słysząc kolejne przezwisko pod adresem Jake’a, ale postanowiłam tego nie komentować. – I może nawet lepiej, bo wolałbym nie musieć oglądać go nago – dodał; wilk mruknął coś niezrozumiałego, a ja mimochodem pomyślałam, że jego pogląd na tę sprawę jest wyjątkowo zgodny z tym, co musiał myśleć mój mąż.
Westchnęłam ciężko, coraz bardziej poirytowana. Raz jeszcze spojrzałam na stojącą przede mną trójkę, po czym – bez chociażby słowa wyjaśnienia – odwróciłam się na pięcie i zniknęłam w domu. Być może nienajlepszym pomysłem było zostawienie Jacoba i Edwarda samych, ale chciałam przynajmniej wierzyć w to, że ta dwójka jest wystarczająco rozsądna, żeby bardziej mnie nie prowokować. Miałam nadzieję, że po tym, co wydarzyło się w domu, oboje się opamiętali i więcej nie będą zachowywać się jak dzieci. A nawet jeśli… Cóż, tym razem przynajmniej znajdowali się poza domem, a w pobliżu nie był Renesmee ani jakichkolwiek osób bądź przedmiotów, którym mogliby przy okazji zaszkodzić. Oczywiście nie potrafiłam sobie wyobrazić, że mogliby siebie nawzajem skrzywdzić, ale byłam na tyle zagniewana, żeby tak bardzo nie dbać o to, czy przypadkiem znów nie zaczął się na siebie rzucać.
W salonie słyszałam poruszone głosy moich bliskich, ale nie przysłuchiwałam się zbytnio temu, co do siebie mówili. Nie interesowało mnie to, co musieli o całej zaistniałej sytuacji myśleć; sama miałam jeszcze sporo do załatwienia i byłam wystarczająco podminowana, żeby chcieć uniknąć przysłuchiwania się czyichkolwiek opinii. Najbardziej charakterystyczny okazał się zresztą czuły głos Rosalie, która bez wątpienia zwracała się do Nessie. Wampirzyca jedynie wobec mojej córki zachowywała się w tak łagodny, pełen ciepła sposób. Nie miałam wątpliwości, że mała jest pod dobą opieką i to pozwoliło mi się trochę rozluźnić, skoro na razie sama nie miałam możliwości, żeby się nią dalej zajmować.
Machinalnie skierowałam kroki w stronę przylegającego do naszego domu garażu, wykorzystując znajdujące się w przedpokoju drzwi. Szybko zbiegłam po schodach i wymijając okazałe, nowoczesne samochody, którymi mogli pochwalić się Cullenowie, dotarłam do pudeł ze starymi ubraniami, które Esme regularnie oddawała potrzebującym. Szybko przejrzałam zawartość pierwszego z nich, ale karton w większości składał się na najróżniejsze kreacje Alice. Dziewczyna wyznawała niepisaną zasadę i nigdy nie pokazywała się w jednej stylizacji więcej niż raz, próbując narzucić ten sam system reszcie rodziny. Sama stanowczo się sprzeciwiałam, nie mając tak lekkiej ręki do wydawania pieniędzy i wyrzucania ubrań, które przecież były dobre, ale na przekonania chochlicy nie było mocnych. Niestety, kolorowe sukienki i bluzeczki dziewczyny nie miały mi pomóc, chociaż w pierwszym odruchu naszła mnie złośliwa chęć przyniesienia Jacobowi jakiegoś damskiego ciuszka. Ostatecznie zrezygnowałam z tego pomysłu i wzdychając wyszukałam w kolejnym z pudeł parę jeansów, które bez wątpienia musiały należeć kiedyś do Emmett’a. Szybko przerzuciłam spodnie przez ramię i wybiegłam z garażu, chcąc jak najszybciej wrócić na zewnątrz i przekonać się jak prezentuje się sytuacja.
Jacob i Edward znajdowali się dokładnie w tych samych miejscach, w których ich zostawiłam. Każdy z nich spoglądał w inną stronę, demonstracyjnie ignorując swojego przeciwnika i starając się nie okazywać żadnych emocji. Kiedy tylko się pojawiłam, obaj spojrzeli na mnie jak na zawołanie, sprawiając, że poczułam się jeszcze bardziej nieswojo. No cóż, z drugiej strony nawet to było lepsze do możliwości zastanawia ich w pozycjach bojowych, rzucających się sobie do gardeł.
- Trzymaj, Jake – mruknęłam, bezceremonialnie rzucając w stronę wilka parę znalezionych w garażu spodni. Jeansy wylądowały na pysku Jacoba, sprawiając, że chłopak cofnął się w popłochu, mrucząc coś gniewnie i wzdrygając się tak, jakbym próbowała wylać na niego kwas. – No bez żartów. Nie mam ochoty słuchać o tym, co sądzisz o zapachu wampira. Możesz się przebrać albo nie, jest mi wszystko jedno, bo i tak oczekuję tego, że się przemienisz – oznajmiłam nieznoszącym sprzeciwu tonem, znów opierając się o barierkę i lekko pochylając do przodu. – Więc?
Zmiennokształtny (o ironio!) spojrzał na mnie wilkiem, po czym – raz jeszcze krzywiąc się demonstracyjnie – pochwycił spodnie w pysk i w kilku susach zniknął między drzewami. Natychmiast poczułam na sobie niemal błagalne spojrzenie Edwarda, ale zmusiłam się do tego, żeby go ignorować, przynajmniej do momentu, w którym nie wrócił do nas Jake.
- Jesteś strasznie wredna, wiesz Izzy? – zarzucił mi chłopak, kręcąc z niedowierzaniem głową. Mimochodem zauważyłam, że spodnie mojego przybranego brata, a zarazem szwagra, pasowały na niego idealnie. Punkt dla mnie. – Bycie nieśmiertelną ci nie służy, przynajmniej jeśli chodzi o sposób traktowania przyjaciół.
- Lepiej uważaj jak zwracasz się do mojej żony, kundlu – ostrzegł go Edward, rzucając mu gniewne spojrzenie. – Teraz jesteśmy na zewnątrz. Nie ma tutaj ani mojej córki, ani nikogo z moich bliskich, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żebym…
- Dość! – przerwałam mu, nie zamierzając czekać aż znów się zagalopują i spróbują na siebie rzucać. Doprawdy, faceci bywają czasami gorsi od dzieci. – Przestańcie chociaż na chwilę! Chcecie się pozabijać to proszę bardzo, ale nie przy mnie, a tym bardziej nie przed domem. Esme dostanie szału, jeśli coś przypadkiem uszkodzicie. – Zacisnęłam usta, po czym spojrzałam krótko na każdego z osobna. – Najpierw chcę wiedzieć, co się stało. Co to za akcja w salonie, do cholery? Dlaczego zaatakowałeś Jacoba? – zapytałam, zwracając się z pytaniem przede wszystkim do męża.
Nie uszło mojej uwadze to, że w odpowiedzi na moje pytanie, Jacob drgnął nerwowo i cały zesztywniał. Uniosłam brwi, czując na sobie jego spojrzenie, ale ledwo zerknęłam w jego stronę, chłopak w pośpiechu przeniósł wzrok na dom. Wpatrywał się w okno salonu, gdzie obecnie znajdowała się Nessie, więc sama również obejrzałam się za siebie. Gdzieś w oknie mignęły mi złociste włosy Rosalie, ale samej blondynki nie zauważyłam, bo prawie natychmiast zniknęła w głębi domu, ku ogólnemu niezadowoleniu zmiennokształtnego. To odkrycie mnie zaintrygowało i jednocześnie zaniepokoiło, bo spodziewałam się wielu rzeczy, ale na pewno nie tego, że zachowanie Jake’a mogłoby mieć jakikolwiek związek z szczerze nieznoszącą go Rose. Nie, taka możliwość zdecydowanie nie wchodziła w grę – w końcu nawet mimo istnienia wampirów oraz innych niezwykłych istot, świat nie mógł być aż do tego stopnia szalony… A przynajmniej taką miałam nadzieję.
- Najlepiej będzie, jeśli Jacob sam ci wszystko wytłumaczy – odezwał się przez zaciśnięte zęby Edward. Dawno nie widziałam go aż tak złego, chociaż tym razem przynajmniej próbował nad sobą panować, przede wszystkim przez wzgląd na mnie.
- Nie rozumiem – przyznałam, decydując się spuścić z tonu. Powoli zeszłam ze schodów werandy, decydując się podejść bliżej męża. – Edwardzie, nawet jeśli chodziło o wszystkie te komentarze związane z tym, co działo się kiedy byłam w ciąży… - zaczęłam, próbując wszystko zrozumieć, ale wampir zaczął kręcić głową, jeszcze zanim zdołałabym skończyć myśl.
- Tutaj nie chodzi o to, co on mówi – zapewnił mnie, chociaż po jego tonie poznałam, że i to miało jakiś wpływ, nawet jeśli nie chciał się do tego przyznać. – Nie chcesz wiedzieć, co myślał sobie o naszej córce. To jeszcze dziecko, a on…
Jacob drgnął i pośpiesznie ruszył w naszą stronę.
- Przestań gadać głupoty. Przecież to nie tak – zaoponował. Najwyraźniej obaj zmówili się przeciwko mnie, bo żaden z nich nie kwapił się do tego, żeby powiedzieć mi cokolwiek sensownego. – Wpojenie to zupełnie coś innego. To…
- Nikt nie kazał ci się wpajać w moją córkę – przerwał mu Edward, kolejny raz unosząc się gniewem.
Instynktownie przysunęłam się do ukochanego i stanowczo zacisnęłam obie dłonie na jego ramieniu, chcąc powstrzymać go przed zrobieniem czegoś głupiego. Momentalnie rozluźnił się pod moim dotykiem, pewnie wciąż mając w pamięci moment, kiedy omal mnie nie zranił. Być może okrutnym było wykorzystywanie tego, ale nie miałam innego wyboru. Spojrzałam na niego wyczekująco, starając się zachować neutralny wyraz twarzy, nawet jeśli wszystko we mnie aż rwało się do tego, żeby zapewnić go, że wszystko jest już w porządku i nie musi się o mnie martwic.
Wciąż przytrzymując Edwarda, przeniosłam wzrok na Jacoba. Miałam złe przeczucia, chociaż jednocześnie czułam się dziwnie pewna tego, że niepotrzebnie się martwię. Wszystko ostatecznie sprowadzało się do jednej myśli, chociaż sama nie byłam pewna, czy to moja intuicja, czy może nowo odkryty dar.
Spróbuj mu zaufać…
- Bello…
Zamrugałam pośpiesznie, żeby odgonić od siebie wszelakie myśli.
- Czym jest wpojenie? – zapytałam wprost, chociaż po minie przyjaciela poznałam, że chętnie odciągnąłby wyjaśnienia w czasie. – Gdzieś słyszałam ten termin, mogłabym przysiąc, ale nie mogę sobie przypomnieć.
- Ech… To kolejna wilcza legenda. Pamiętasz, jak kazałem ci trochę poczytać, bo nie mogłem ci powiedzieć prawdy o sobie i o Cullenach? – upewnił się.
Powoli skinęłam głową. Ludzkie wspomnienia były zamazane i wydawały mi się strasznie odległe, chociaż w istocie minęło zaledwie kilka miesięcy. W obliczu tego, co wydarzyło się od momentu mojego przyjazdu do Forks, a później przeprowadzki na Alaskę, ten okres, kiedy byłam stale przez wszystkich okłamywana, jawił mi się jako coś nienaturalnego, co może i było częścią mnie, ale bardziej zdawało mi się czymś, co w rzeczywistości należało do przeszłości kogoś innego, kim już dawno nie byłam.
Tak czy inaczej, gdzieś w pamięci kołatało mi się wspomnienie zapisanych kartek, które ostatecznie pozwoliły mi zrozumieć wszystko, co działo się wokół mnie. Oczywiście najlepiej pamiętałam tą o Zimnych Ludziach, bo dotyczyła przymiesza między przodkiem Jacoba, a moją wampirzą rodziną. Co więcej, była prawdziwa i kluczowa dla mnie, więc ciężko byłoby mi ją zapomnieć, nawet gdybym w istocie tego chciała. Kiedy głębiej się zastanowiłam, mogłam z czystym sumieniem stwierdzić, że pamiętam ją zaskakując dobrze, ale to i tak niczego nie wyjaśniało, bo byłam absolutnie pewna, że ani razu nie natknęłam się tam na wzmiankę o czymś takim jak wpojenie. Jacobowi musiało chodzić o którąś iż innych historii, które wtedy czytałam, a które teraz pamiętałam jak przez mgłę. Z tym, że pamięć mnie zawodziła, a ja zaczynałam tracić nadzieję na to, że cokolwiek zdołam sobie przypomnieć, zwłaszcza w tej chwili.
- Pamiętam, że było tam coś o wojownikach-duchach, trzeciej żonie i… - Westchnęłam ciężko, coraz bardziej zrezygnowana. – Przestań mi dręczyć i po prostu powiedz mi, Jake.
- No właśnie, Jake – podchwycił Edward. Wciąż był zdenerwowany, ale nie miałam mu już tego za złe, zbyt skoncentrowana na próbach przypomnienia sobie czegokolwiek, co okazałoby się przydatne. – Powiedz jej wszystko, skoro jesteś tak przekonany, że to normalne i że powinniśmy taki stan rzeczy zaakceptować – zadrwił.
Po minie Jacoba poznałam, że najchętniej by się ewakuował albo na Edwarda rzucił. Dyskretnie spróbowałam się przesunąć tak, żeby znów znaleźć się pomiędzy mężem a przyjacielem, ale miedzianowłosy zorientował się, co takiego robię i stanowczo dał mi do zrozumienia, żebym została u jego boku.
- Moglibyście przynajmniej przez pięć minut sobie darować i w końcu mnie wtajemniczyć? – westchnęłam, decydując się dać za wygraną, przynajmniej jeśli chodziło o starania Edwarda. Pozwoliłam żeby ukochany mnie obejmował, jednocześnie wpatrując się w coraz bardziej zmieszanego Jacoba. – Nie wiem, co moja córka ma wspólnego z waszymi legendami, ale nie podoba mi się to – przyznałam.
- W naszych legendach nie ma niczego złego, zwłaszcza w samym wpojeniu – zapewnił mnie pośpiesznie Jacob, robiąc taki ruch, jakby chciał chwycić mnie za rękę. Edward warknął ostrzegawczo, więc chłopak zastygł w miejscu, po prostu kurczowo się we mnie wpatrując. – Jakbyś mnie posłuchała, Bells, to pewnie nawet uznałabyś, że to piękne. Wpojenie jest jak miłość i…
Poczułam się tak, jakby poraził mnie prąd.
- Co?! – Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. – O czym ty do mnie mówisz?! Mam przez to rozumieć, że ty zakochałeś się…
- Nie. Nie tak – przerwał mi, unosząc obie ręce ku górze w obronnym geście. Gwałtownie nabrałam powietrza do płuc, jednocześnie kurczowo zaciskając dłonie w pięści i próbując jakoś zapanować nad wzburzeniem, które wywołały u mnie jego słowa. – No i się zdenerwowałaś. Izzy, gdybyś przynajmniej zdecydowała się mnie wysłuchać zamiast wyciągać pochopne wnioski…
- Cały czas cię słucham – zapewniłam go. W moim głosie pobrzmiewał gniew, chociaż naprawdę starałam się nad nim zapanować. – Ale sam siebie posłuchaj. Jak mam być spokojna, kiedy mówisz mi takie rzeczy? Renesmee ma zaledwie kilka dni, a ty…
Oczy Jacoba rozszerzyły się, kiedy nagle coś do niego dotarło. Wyraz jego twarzy na moment mnie zdezorientował, sprawiając, że machinalnie zamilkłam.
- Dobry Boże, przecież ja nie miałem na myśli tego, że zakochałem się w niej… No wiesz. – Popatrzył na mnie znacząco. Nie, nie wiem, przeszło mi przez myśl, ale powstrzymałam się od wypowiedzenia tych słów na głos. Już i tak wszyscy byliśmy spięci, więc raczej nie miałam nam tego ułatwić, cały czas przerywając Jacobowi. – Wpojenie jest niczym magia. To coś więcej niż miłość, tym bardziej, że nie ma nic wspólnego z fizycznym zauroczeniem. Jeszcze nie jestem na tyle szalony, żeby w ten sposób patrzeć na dziecko – zapewnił mnie. W pewnym sensie poczułam ulgę, bo przecież nie miałam powodów, żeby mu nie uwierzyć. – Isabel, zrozum. Wpojenie jest niczym magia, nasza magia… Według legend zdarza się bardzo rzadko, ale to w tym momencie najmniej istotne. Można to porównać do miłości od pierwszego wejrzenia, jasne, ale to jedynie uproszczone. Miłość sama w sobie jest niedoskonała, poza tym niejednokrotnie rani, a w przypadku wpojenia nie ma mowy o niesieniu cierpienia, zwłaszcza tej drugiej osobie. Ja po prostu… No tak, powiedzmy, że kocham Nessie, jeśli to coś ułatwi. Ale nie doszukuj się w tym niczego niewłaściwego, bo to nie jest tak, jak sądzi twój mąż. – Chłopak rzucił krótkie spojrzenie w stronę Edwarda. Również zerknęłam na zastygłego w bezruchu męża, jednak twarz miedzianowłosego nie wyrażała żadnych emocji. Poznałam po jego oczach i po tym, jak patrzył na Jacoba, że analizuje każdą myśl zmiennokształtnego, ale nie byłam w stanie stwierdzić jakie wyciągnął wnioski. – Ja po prostu chcę, żeby twoja córka była szczęśliwa. Czy nie o to chodzi nam wszystkim? Kocham ją w najlepszy z możliwych sposobów. Chcę być jej opiekunem, przyjacielem, pocieszycielem… Pragnę dla niej wszystkiego, co najlepsze, bo jest całym moim światem. Uznaj, że oszalałem jeśli tak będzie ci wygodniej, wszystko mi jedno. Prawda jest taka, że właśnie znalazłem sens swojej egzystencji i teraz zamierzam zrobić wszystko, byleby być blisko niej.
Nawet jeśli mówił coś jeszcze, ja już go nie słuchałam. Od nadmiaru informacji i emocji zakręciło mi się w głowie, chociaż nie na tyle mocno, żebym miała trudność z utrzymaniem równowagi. Dyskretnie oparłam się o Edwarda, poniekąd pod pretekstem tego, że chcę dla pewności go przytrzymać, żeby nie ryzykować, że da się porwać emocjom i znów mojego przyjaciela zaatakuje. W rzeczywistości nie dbałam o to, co mogłoby się nagle wydarzyć, zbyt oszołomiona i skoncentrowana na analizowaniu wszystkiego, co właśnie usłyszałam. W pamięci w końcu odszukałam odpowiednią legendę, chociaż żaden papierowy opis albo historia nie były w stanie wyjaśnić wszystkiego tak dobrze, jak Jacob. W każdym jego słowie czułam i słyszałam coś, czego nie potrafiłam opisać, ale co przyprawiało mnie o ciarki, sprawiając, że nie miałam najmniejszych wątpliwości co do tego, iż chłopak w istocie zna opisywane uczucie.
Wpojenie.
Co takiego tak naprawdę powinnam czuć, kiedy myślałam o tym uczuciu – zwłaszcza, że dotyczyło ono mojej córki? Renesmee była niewinną istotą, którą kochałam nade wszystko i dla której oddałabym życie, gdyby ktoś tego ode mnie wymagał. Oczywiste było, że chciałam dla niej jak najlepiej, niezależnie od konsekwencji, które sama mogłam ponieść. Dokładnie jak powiedział Jacob: tego, żeby była szczęśliwa. Nie jestem pewna, ale chyba właśnie te słowa zmusiły mnie do tego, żebym poważnie się zastanowiła nad intencjami chłopaka, nawet mimo wszystkich wątpliwości, które miałam.
Chodziło o Renesmee… I co teraz?, zapytałam samą siebie, a w zasadzie tego wewnętrznego głosu, który od jakiegoś czasu mówił mi, jak powinnam postępować, zwłaszcza jeśli chodziło o moje maleństwo. Skoro taki był mój dar, chyba w tej sytuacji tym bardziej powinien okazać mi się pomocny, prawda?
Spróbuj mu zaufać, usłyszałam raz jeszcze; i tym razem nie byłam pewna czy to odpowiedź na którą czekałam, czy może w zniecierpliwieniu sama jej sobie udzieliłam, ale to już nie miało znaczenia. Wolałam wierzyć, że to jedyne rozsądne wyjście, zwłaszcza jeśli nie chciałam doprowadzić się do szaleństwa.
Wzdychając, spojrzałam wprost w ciemne, błyszczące oczy Jacoba. I bez jego słów wiedziałam, że nie odpuści, a nie chciałam, żeby moja córka znalazła się w samym centrum konfliktu i to na dodatek z kimś, kto wciąż pozostawał moim przyjacielem.
Zresztą… Komu miałam ufać, jeśli nie przyjacielowi i rodzinie?
- No dobrze – odezwałam się, ostrożnie dobierając słowa. Nie wiedziałam, czy postępuje słusznie, ale pal to licho.  Jake spojrzał na mnie z nadzieją, ale i pewną obawą. – Dobrze, spróbuję ci zaufać… Ale pod jednym warunkiem – dodałam, decydując się nieco przygasić jego entuzjazm. – To moja córka i kocham ją nade wszystko. A jeśli spróbujesz ją skrzywdzić… Cóż, wtedy będę pierwszą, która cię zabije.

6 komentarzy:

  1. Gabriela Somerhalder13 lutego 2014 13:20

    Pierwsza? O.o skomentuje jak bede w domu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i dobrze, że Bella się tak zachowała^^ nie mogę się przyzwyczaić do tego, że oni omal się tam nie pozabijali O.o ale ważne, że jest już okey. Tak jakby jest okey. Myślałam, że Bella też wpadnie w szał i będzie się na niego drzeć, a ona po prostu mu zaufała. Wielki plus dla niej za to! Hue, hue, hue - Edward za bardzo się zdenerwował x.x hehe, serio to było śmieszne xd
      Rozdział był niesamowity, ^^
      Weny na dalsze części <3

      Usuń
  2. Wow. Kochana jak ty tak dobrze potrafisz opisywać emocje? Rozdział wspaniały ; ) Masz tak ogromny zasób słów, a dzięki temu twoje rozdziały są takie dobre. Nie zmarnuj swojego talentu i pisz! Obiecuje że będę czytała : p

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu wspaniałe tylko tyle mogę powiedzieć po przeczytaniu tego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  4. piszesz genialnie :):) a rozdział nic dodać nic ując :) czekam na kolejny:) i zapraszam do siebie http://kristenstweart.bloog.pl/
    ~kula13

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana co ja mam ci pisać, Rozdział megaaaa zarąbisty !!!!!! Bardzo mi się spodobał <3 Tak szczerze to nie spodziewałam się iż Bella tak łatwo odpuści to wpojenie. Ale jestem ciekawa czym dalej nas zaskoczysz:)
    Rozdział po prostu jest świetny! Prześwietny! Nic dodać nic ująć :D
    Czekam na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! :D
    Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!

    OdpowiedzUsuń



After We Fall
stories by Nessa