środa, 3 kwietnia 2013

Siedemnaście

Siedemnaście.
Oczekiwanie

W czasie nieobecności mojej i Izadory, Carlisle'owi udało się jakoś załagodzić sytuację, co było sporym postępem. Tanya i Rosalie tymczasowo odpuściły, choć byłam świadoma, że jak na razie trwamy w impasie, a stan ten z pewnością nie będzie trwał wiecznie. Co prawda w jakimś stopniu liczyłam, że ostatecznie wszystko rozejdzie się po kościach, wtedy jednak zawsze przypominałam sobie słowa Dory o tym, że najgorsze dopiero nas czeka, a Oliver jest zagrożony.
Wiedziałam, że moja siostra jest kłębkiem nerwów. Chyba nigdy nie doświadczyłam tak nerwowych świąt i nowego roku. Oczekiwanie i niepewność były dla mnie okropne, co jednak mogłam powiedzieć o Izadorze,której to bezpośrednio dotyczyło? I tak podziwiałam ją za to, że była w stanie jakkolwiek to psychicznie wytrzymać, sama na jej miejscu bowiem już dawno dostałabym jakiejś nerwicy.
Ale kolejne tygodnie mijały i wszystko mimo wszystko wydawało się zmierzać w jak najlepszym kierunku. Oliver się nie pojawiał i więcej nas nie dręczył, co zdecydowanie było nam na rękę - byliśmy bezpieczni,więc Tanya i Rosalie nie miały powodów do niepokoju.
Dora chyba w jakimś stopniu też chciała wierzyć, że będzie dobrze, zauważyłam bowiem, że bardzo się zmieniła, stając się coraz bardziej otwartą na Cullenów i Denalczyków. Oczywiście podobnie jak ja toczyła nieformalną wojnę z gotowymi na wszystko wampirzycami, unikając ich jak ognia i ogólne traktując jak powietrze, z pozostałymi jednak zaczynała mieć coraz lepsze stosunki. Cieszyło to zwłaszcza Esme, która starała się ze wszystkich sił stać się dla Dory prawdziwą matką, kiedy zaś zaczęła i z Carlisle'em rozmawiać na temat swojego daru, niemal uwierzyłam, że może być dobrze.
Prawie.
Nadszedł luty, a co za tym idzie - walentynki. Musiałam przyznać, że nigdy nie przywiązywałam do nich większej wagi, kiedy więc pod drzwiami znalazłam olbrzymi kosz czerwonych róż (żywych, w środku zimy na Alasce!), całkowicie mnie zatkało.
Edward zaśmiał się na widok mojej miny, po czym podszedł do mnie i wziął mnie w ramiona.
- Co prawda to niezbyt oficjalne święto, ale mimo wszystko nie mogłem się powstrzymać - wyznał, nachylając się, by mnie pocałować.Rozochocona, odwzajemniłam pieszczotę. - Wszystkiego najlepszego, bo pytać oto, czy zostaniesz moją walentynką chyba nie muszę - wymruczał.
- Kto wie? - drażniłam się. - Może mam kogoś innego na oku? Ten chłopak, co ostatnio pomagał mi na fizyce, kiedy polowałeś, był całkiem,całkiem… - stwierdziłam, całkiem dobrze udając, że jestem zamyśloną romantyczką.
Edward niemal brutalnie przyciągnął mnie mocniej do siebie,nie zamierzając pozwolić mi odejść od siebie chociażby o krok. Poczułam jego usta tuż przy swojej szyi, kiedy krótko ucałował skórę na moim karku i zadrżałam.
- Skoro tak, lepiej będzie, jeśli dzisiaj nie pójdziemy do szkoły - zaproponował i musiałam przyznać, że była to nader kusząca perspektywa.
Wykręciłam się w jego ramionach, by spojrzeć mu w oczy.
- No proszę, nie dość, że zazdrosny to jeszcze ma na mnie zły wpływ - wymruczałam, rozpraszając się co chwila, bo jego dłonie przesuwały się po moich plecach.
Zaśmiał się i chciał mnie raz jeszcze pocałować, ale tym razem nie było mu to dane, bo z dołu doszedł nas rozbawiony głos Emmetta:
- Ej, Romeo i Julia, pośpieszcie się! Wszyscy są już w samochodzie - ponaglił, a sądząc po minie Edwarda, musiał dodatkowo mocno drażnić go swoimi uwagami w myślach.
Mój ukochany warknął cicho, podirytowany, ale ostatecznie z westchnieniem ujął mnie za rękę i razem zeszliśmy do przedpokoju. Kiedy mijaliśmy wyraźnie zadowolonego z życia Emmetta, usłyszałam ja Edward mruczy coś do niego gniewnie.
- Tak z gwoli ścisłości, Romeo i Julia raczej nie stworzyli związku na którym chciałabym się wzorować - zastrzegłam, bo nie było mi śpieszno do zabicia się za młodu i to z powodu pomyłki.
Emmett jedynie wzruszył ramionami i pierwszy ruszył do garażu, gdzie w srebrnym Volvo czekała już reszta naszego rodzeństwa. Zajęłam miejsce z przodu, starając się ignorować Rosalie; na szczęście Dora zawsze zabierała się z Alice i Jasperem, więc udawało nam się unikać niezręcznych sytuacji.
Żałowałam, że jednak nie poszliśmy z Edwardem na wagary, bo wciąż miałam trudności z koncentracją z jego powodu i po prostu nie potrafiłam się skupić na zajęciach. Walentynki oczywiście miały swój odzew w liceum, choć niestety nie mieliśmy co liczyć na skrócenie czy odwołanie lekcji - co najwyżej na walentynkową pocztę, choć osobiście nie uważałam tego za coś specjalnego.Prawdziwą królową stała się tego dnia Rosa, bo choć wszyscy wiedzieli, że jest z Emmettem, chyba z tuzin anonimowych osób zdecydowało się zaryzykować i podesłało jej kartki - oczywiście wszystkie bez żalu wyrzuciła, nawet ich nie przeglądając.
Ja na szczęście nie miałam żadnych dylematów, jeśli chodziło o to, czy powinnam przejrzeć jakąkolwiek miłosną korespondencję przy Edwardzie. Jedynym incydentem był moment, kiedy to „pomocnik" z ostatniej fizyki, zdecydował się do mnie podejść przed przedostatnią lekcją - nie byłam pewna, czy chciał się tylko przywitać, czy może coś dla mnie miał, bo na jego widok Edward spojrzał na niego w taki sposób, że biedak po prostu czmychnął w najbliższy korytarz, speszony.
Nie powiem, taka zazdrość była nie tylko zabawna, ale miała w sobie coś, co sprawiało, że czułam się naprawdę kochana.
Wydawało mi się, że nic nie może mi już popsuć tego dnia,kiedy zaczęły się komplikacje. Miałam do załatwienia niespodziankę dla Dory(jedna z nauczycielek była chętna pomóc mi znaleźć dla niej miejsce w jednej z najlepszych Akademii Sztuk Pięknych; już udało mi się przekonać Carlisle'a,byśmy opuścili Alaskę i zamieszkali gdzieś, gdzie Izadora mogłaby znów zacząć robić to, co kochała, jednocześnie rozwiązują problem Olivera) i nakłoniłam Edwarda, by poczekał na mnie w samochodzie, jeśli już tak bardzo chciał, bym z nim wróciła - reszta mogła zabrać się samochodem Alice. Kiedy wyszłam ze szkoły, parking był już opustoszały, śnieżna sceneria zaś przypomniała mi o wypadku, który jednocześnie był czynnikiem dzięki któremu poznałam Izadorę. Uczucie déjà vu zresztą nie było znów takie nieuzasadnione, bo i tym razem miałam doświadczyć czegoś przykrego.
Oliver stał przy swoim samochodzie, zaledwie kilka metrów od wejścia do szkoły. Był to wysłużony Ford Capri, kupiony za grosze, ale trzymał się całkiem nieźle, a Ollie nie dał o nim powiedzieć złego słowa. Kiedy tylko go dostrzegłam, zapragnęłam momentalnie wycofać się do szkoły, wtedy jednak wzrok chłopaka momentalnie spoczął na mnie i nie miałam większego wyboru, jak zachować się tak, jak zwykle.
Bez pośpiechu zbiegłam ze schodków, kierując się w stronę wyjścia z terenu szkoły; miałam zadzwonić do Edwarda, ale z drugiej strony mogłam wrócić na piechotę - gdybym znalazła się wystarczająco blisko lasu,skryta pomiędzy drzewami i niewidoczna dla ludzi, spokojnie mogłam wykorzystać wampirze zdolności.
Do ostatniej chwili miałam nadzieję, że dostrzegłszy moją obojętność Oliver zrezygnuje i zaoszczędzi nam obojgu niezręcznych sytuacji, ale ten wziął kilka głębszych wdechów i biegiem ruszył w moją stronę.
- Izzy! - zatrzymał mnie. Od razu rozpoznałam, że jest zdenerwowany, bo nigdy nie zwracał się do mnie tym skrótem, twierdząc, że jest zbyt agresywny. - Isabel, czekaj... - wydyszał, zastępując mi drogę. -Wszystkiego najlepszego z okazji walentynek - wyrzucił na wstępie, wciskając mi w ręce pluszowego misia; chyba wciąż aż nazbyt dobrze pamiętał, że unikałam jedzenia,momentalnie więc podwoiłam czujność, podejrzewając kontynuację sporu sprzed tygodni.
- Dziękuję - odparłam dość sztywno, nawet zbytnio nie przyglądając się maskotce; od razu wsadziłam ją do przewieszonej przez ramię torby. - Wybacz, ale trochę się śpieszę - wykręciłam się, speszona milczeniem,które zapadło i chciałam go wyminąć, ale powstrzymał mnie, zaciskając palce na moim nadgarstku.
W pierwszym momencie zapragnęłam wyszarpnąć rękę z jego uścisku, byłam bowiem zdecydowanie silniejsza od niego i to nie powinno być problemem, ale powstrzymałam się, nie chcąc dodatkowo go ranić. Poza tym wciąż był na czarnej liście Rosalie i Tanyi, wolałam więc upewnić się, czy przypadkiem znów nie zaczyna robić czegoś, co mogłoby ostatecznie go zgubić;musiałam zorientować się na czym ja i moja rodzina w tym momencie staliśmy.
Niechętnie na niego spojrzałam.
- Bells, to zaczyna być chore - powiedział pośpiesznie. -Unikasz mnie. Nie spotykamy się od tygodni, nawet nie zadzwonisz. Wiem, wiem,może przesadziłem wtedy u ciebie w domu, ale zdawało mi się, że jesteśmy przyjaciółmi, a ci nie mają przed sobą tajemnic - nalegał, nieświadomie wzmacniając uścisk wokół mojego nadgarstka. Gdybym była człowiekiem, jak nic sprawiłby mi tym ból.
Najbardziej ironiczne było w tym to, że przecież miał racje- przyjaciele nic przed sobą nie ukrywają. Z tym tylko, że w normalnych relacjach między ludźmi, zdradzenie tajemnicy może co najwyżej kogoś zranić albo doprowadzić do kłótni, a nie być dla jednej ze stron zabójcze.
- Więc może po prostu zrozum, że my już nie jesteśmy przyjaciółmi - skrzywiłam się, wyszarpując rękę.
Zamarł, wpatrując we mnie z niedowierzaniem; nawet nie zareagował na to, że odsunęłam się od niego i właściwie mogłabym po prostu odejść, zostawiając go na tym parkingu. Chyba nawet by nie zauważył.
- Co oni z tobą zrobili? - zapytał nagle. - Isabel,przecież to nie jest do ciebie podobne, obojętnie jak zła na mnie jesteś. Coś ukrywacie, oni i ty, i podejrzewam, że zmuszają cię do tego, byś nic im nie mówiła.
To było coraz bardziej irytujące i znów musiałam walczyć z pragnieniem, by nie wykrzyczeć mu wszystkiego w twarz. "Oliver, ogarnij się! Moja rodzina to wampiry, a ja jestem jakąś chorą hybrydą, która ma na pieńku z rodziną królewską nieśmiertelnych!" - pragnęłam zawołać, ale oczywiście nie mogłam tego zrobić, byleby tylko chronić go przed wrogiem zdecydowanie gorszym od rozszalałych wampirzyc, pragnących bronić swoich rodzin. Gdybym napędziła mu stracha, z pewnością wyszłoby mu to na dobre, ale jednocześnie wyrządziło szkody, których nie dałoby się tak po prostu naprawić i które miałyby wpływ na wszystkich.
Jakby na zawołanie na parking wjechało srebrne Volvo; nie byłam pewna, która z moich sióstr ostrzegła Edwarda - Alice, która jakoś zdołała ominąć ograniczenia swoich widzeń, czy wiedząca o wszystkim Izadora -ale nie zmieniało to faktu, że widom znajomego samochodu i jego kierowcy przyniosły mi ulgę.
- Muszę lecieć - rzuciłam na odchodne. - Proszę cię, Ollie,nie mieszaj w sprawach, które ciebie nie dotyczą - doradziłam mu, zmuszając się do utrzymania ludzkiego tempa, kiedy biegłam do samochodu. Otworzyłam drzwiczki i pośpiesznie wsunęłam się na miejsce pasażera.
Zanim jeszcze zatrzasnęłam drzwi, zauważyłam wyzywające spojrzenie, które chłopak rzucił mojemu ukochanemu i usłyszałam, jak wyklina pod nosem na czym świat stoi. Nie miałam wątpliwości, że za nic nie weźmie sobie mojej prośby do serca.
Edward długo krążył samochodem po mieście, chcąc pomóc mi się uspokoić. Niewiele to dało, nawet kiedy włączył odtwarzacz muzyki, zawierający jego własne kompozycje; melodie w jakimś stopniu pomagały, ale to nie zmieniało faktu, że wciąż byłam wzburzona i zdenerwowana.
- Cholerny uparciuch - zaklęłam, nie mogąc się powstrzymać.- Gdzie jego instynkt samozachowawczy? Musi zobaczyć kły, czy krew w lodówce,żeby zorientował się, że wszystko jest dla jego dobra i powinien trzymać się z daleka od nas wszystkich? - zapytałam.
- Nie mamy kłów, jeśli zaś chodzi o krew... - Edward chciał mnie rozbawić, ale zamilkł, kiedy rzuciłam mu mordercze spojrzenie. - Kochanie,zauważ, że on jest równie uparty, co ty. Też robiłaś wszystko, byleby poznać prawdę o nas i podejrzewam, że gdybyście teraz zamienili się rolami, stanęłabyś na głowie, byleby zorientować się, co się dzieje, zwłaszcza gdybyś podejrzewała to, co Oliver.
Przemilczałam pierwszą część jego wypowiedzi, bo niestety miał rację, a protestując i nieudolnie się tłumacząc nie tylko wyszłabym na hipokrytkę, ale i dodatkowo się pogrążyła. Zareagowałam dopiero na ostatnią wzmiankę.
- A co takiego podejrzewa? - zapytałam, choć nie byłam wcale pewna, czy chcę usłyszeć odpowiedź.
- Jak na razie stanęło nawet na tym, że mamy jakieś powiązanie z mafią, a ty jesteś w to wszystko wplątana wbrew własnej woli -wyjaśnił. Zaśmiałam się nieco histerycznie. - No i niestety wciąż dostrzega naszą inność, choć jeszcze nie znalazł na nią wyjaśnienia. Wie jednak, że coś jest na rzeczy, a to raczej nie jest dla nas dobą informacją - westchnął,ujmując moją dłoń.
Westchnęłam i oparłam głowę na ramieniu miedzianowłosego.Kciukiem jednej ręki pogłaskał mnie po policzku, po czym zawrócił, kierując się w stronę domu. Uznałam, że właściwie wszystko mi jedno, gdzie się znajdziemy -ja pragnęłam jedynie paść na łóżko i przez chwilę mieć święty spokój. Liczyłam nawet, że ukochany pozwoli mi oderwać myśli od Olivera i problemów z nim związanych.
Pierwsza fala ciepła przeszła mnie, kiedy od domu dzieliły nas minuty jazdy. Zaalarmowana skokami temperatury, momentalnie wyprostowałam się w swoim fotelu niczym struna i choć nie miałam pewności, co się dzieje,zwróciłam się do Edwarda:
- Przyśpiesz - poprosiłam spiętym głosem, coraz bardziej poddenerwowana; chyba nawet byłabym gotowa wyskoczyć z auta i pokonać ostatni fragment biegiem, co bez wątpienia można było określić mianem desperacji.
Edward bez zbędnych pytań zrobił to o co się prosiłam.Gwałtownie zaparkował tuż przed domem, a ja wyskoczyłam na zewnątrz zanim samochód zdążyłby się na dobre zatrzymać i zaraz wbiegłam na werandę, jednym susem pokonując schodki.
Krzyki Rosalie dobiegły do mnie jeszcze zanim wbiegłam do salonu. Chyba wszyscy byli obecni, ale to trzy konkretne osoby znajdowały się w całym centrum zamieszania - Rosalie, moja bliźniaczka i... zdezorientowany Oliver.
- Tyle razy już ci mówiliśmy, żebyś trzymał się z daleka! -piekliła się wampirzyca, bez wątpienia ogarnięta furią. Słyszałam, że Esme i Carlisle jakoś próbują na nią wpłynąć, ale niewiele to pomagało. - Wiedziałam,że Bella w końcu nas zgubi, ale nie sądziłam, że w ten sposób! Wiedziałam...
- Rosalie! - jęknęła Izadora; chyba była bliska paniki.
Słowa mojej siostry i fakt, że dziewczyna chyba zdała sobie sprawę z mojej obecności, jeszcze bardziej rozjuszyły Rosalie. Wampirzyc a momentalnie straciła kontrolę i zupełnie nie zastanawiając się nad tym, że może tym zgubić nas wszystkich, rzuciła się Oliverowi do gardła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz



After We Fall
stories by Nessa