wtorek, 25 lutego 2014

Dwadzieścia cztery

Dwadzieścia cztery.
Intruz

Błyskawicznie odwróciłam się za siebie, zaskoczona. Jeszcze w czasie ruchu, wychwyciłam znajomy zapach i uprzytomniłam sobie, że nie mam się czego obawiać. Chociaż w pierwszej chwili miałam ochotę zacząć warczeć, kiedy już spojrzała na Jacoba, na moich ustach zagościł nieco złośliwy, ale jak najbardziej przyjazny uśmiech. W końcu mogłam się spodziewać, że to właśnie zmiennokształtny będzie za nami podążał, jak zwykle bezbłędnie przewidując, kiedy może spotkać się z moją córką, nie ryzykując przy tym konieczności znoszenia obecności większej liczby wampirów.
Jacob wyszczerzył się w odpowiedzi, rzucając mi przelotne spojrzenie. Już przestał klaskać, w zamian łącząc ręce razem, wzrokiem zaś ponownie uciekł w stronę mojej zadowolonej z siebie córeczki. Renesmee uśmiechnęła się promiennie, po czym zaskakująco pewnie pokonała ostatnie metry. Kiedy znalazła się przy mnie, nawet nie próbowałam jej zatrzymywać, dobrze wiedząc, że jej celem w gruncie rzeczy jest Jacob.
- No cześć, maleńka – ucieszył się, natychmiast kucając przed nią. Był znacznie wyższy ode mnie, Nessie zaś w porównaniu z nim wyglądała jak porcelanowa laleczka, ale mojemu przyjacielowi najwyraźniej nie przeszkadzało to, że musiał trochę się wysilić, zanim zdołał schylić się na tyle nisko, żeby móc zajrzeć wprost w błyszczce, czekoladowe oczy Renesmee. – Jak się ma moja ulubiona pół-wampirzyca? – zapytał, machinalnie rozkładając ręce, kiedy mała wpadła mu w ramiona.
Mimowolnie uśmiechnęłam się, w duchu dziękując, że Edward jednak nie poszedł z nami. Wiedziałam, że nie był zadowolony z tego, że Renesmee tak entuzjastycznie reagowała na Jacoba, chwilami wręcz domagając się jego obecności. Jacob stał się stałym elementem jej życie i sądzę, że w którymś momencie uznała go za kolejnego członka naszej rodziny. Byłam ja, był Edward i pozostali Cullenowie, również moja siostra, Oliver, Mary i Santiego – no i był Jacob. W oczach Renesmee było to oczywiste, a jakiekolwiek podziały rasowe nie wchodziły w grę. Mała zdawała się nie zwracać uwagi na to, że nie wszystkie relacje ze zmiennokształtnym nie są… przyjazne. To, że Rosalie czy Edward mieli cokolwiek przeciwko Jacobowi, w gruncie rzeczy jej nie obchodziło, a żadne z nas nie zamierzało próbować jej wyjaśnić, że Jake tak naprawdę do nas nie pasuje.
Obserwując tę dwójkę, doszłam do wniosku, że właściwie Renesmee ma absolutną rację. To, co poszczególni członkowie rodziny myśleli o Jacobie, nie powinno mieć wpływu na to, czego ona mogła oczekiwać. Obecność Jake’a sprawiała jej przyjemność, zmiennokształtny zaś jak na razie nie zachowywał się wobec mojej córeczki niewłaściwie, dlatego nie istniał żadne powód, dla którego mielibyśmy uniemożliwiać im kontakty ze sobą. W końcu było dokładnie tak, jak powiedział Jacob – chcieliśmy dla niej wszystkiego co najlepsze, prawda?
Co jednak nie znaczyło, że miałam być zachwycona tym, że być może patrzę na przyszłego zięcia. Zdecydowanie nie wyobrażałam sobie tego, że już na tym etapie wszystko mogło być postanowione. Owszem, próbowałam być wyrozumiała – w końcu wpojenie nie było czymś na co Jacob miał wpływ – ale nie znaczyło jeszcze, że Renesmee jest rzeczą, którą właśnie sobie zaklepał. Co prawda Jake zapewniał mnie, że doskonale zdaje sobie z tego sprawę i da Renesmee pełną swobodę, jeśli chodzi o wybór ewentualnego partnera życiowego, ale obawiałam się, że to wcale nie będzie takie proste.
Szybko przestałam o tym myśleć, stanowczo karcąc się w duchu za to, że przejmuję się aż tak daleką przyszłością. Renesmee może i rozwijała się szybciej niż zwykłe dzieci, ale jak na razie wciąż była maleństwem, któremu jeszcze długo w głowie nie miały być miłość i szukanie partnera… A przynajmniej miałam taką nadzieję.
- Jake – odezwała się pogodnie Renesmee. Zawsze skracała jego imię, bo tak po prostu było jej łatwiej, odniosłam zresztą wrażenie, że skrót bardziej przypadł jej go gustu.
Jacob jedynie uśmiechnął się i bezceremonialnie porwał dziewczynkę na ręce. Renesmee pisnęła, po czym roześmiała radośnie, kiedy zmiennokształtny podrzucił ją na kilka dobrych metrów. Często tak robił, więc zdążyłam się już przyzwyczaić, ale i tak czułam się niespokojnie, póki nie widziałam, jak Renesmee pewnie i bezpiecznie ląduje w jego ramionach.
- Jestem, jestem – zapewnił, nie wiedząc, co innego mógłby odpowiedzieć mojej córce. Przygarnął ją do piersi, wygodnie sadzając w swoich ramionach i pozwalając, żeby rączkami objęła go za szyję. Nawet jeśli jakkolwiek mu ciążyła, nie dawał niczego po sobie poznać, dla nas zresztą Renesmee była lekka jak piórko. – Już chodzi – zauważył, zwracając się do mnie. Machinalnie skinęłam głową, uśmiechając się na samo wspomnienie. – Od kiedy? – dodał z lekkim wyrzutem.
- Od teraz – odpowiedziałam natychmiast. – Swoją drogą, co to za przesłuchanie? Nie, nie musisz mi mówić „dzień dobry”. I ciebie też bardzo miło widzieć, Jacobie – dodałam z przekąsem, zakładając obie ręce na piersi.
Chłopak wywrócił oczami, ale widziałam, że się speszył.
- Cześć, Bella – zreflektował się. – Ach… Więc nasza mała księżniczka właśnie zrobiła swoje pierwsze kroczki, tak? – upewnił się, zerkając na dziewczynkę w jego ramionach.
- Moja mała księżniczka lubi wszystkich zaskakiwać – poprawiłam, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie. No cóż, wyrozumiałość wyrozumiałością, ale chyba istniały pewne granice, prawda? – A ty jak zwykle musiałeś nas śledzić – zarzuciłam mu, podchodząc bliżej i wyciągając obie ręce przed siebie.
Jacob westchnął teatralnie, ale nie próbował protestować i natychmiast podał mi Renesmee. Musnęłam wargami czółko córki, mimochodem zauważając, że Edward znów nie będzie zadowolony, że Nessie przesiąknięta jest zapachem zmiennokształtnego. Nie potrafiłam już zliczyć, jak wiele było ubranek, które Alice wyrzuciła z tego powodu. No i jakby nie patrzeć, to właśnie przez Jacoba każdego wieczoru Renesmee i tak lądowała w wannie – ku jej uciesze, bo jak każde dziecko uwielbiała kąpiel i zabawę pianą.
- Chyba powinienem poczuć się teraz urażony – stwierdził półżartem Jake. – Wcale was nie śledzę. Po prostu wyczułem, że tutaj jesteście… - Wydął usta, dobrze zgadując, że mu nie wierzę. – Hej, mówię poważnie. Od rana szukałem chwili, żeby się spotkać nie tylko z Renesmee, ale wyjątkowo również z wami, najlepiej z Carlisle’m – oznajmił, raptownie poważniejąc.
- A po co chcesz się widzieć z Carlisle’m? – zdziwiłam się, jednocześnie zaniepokojona. Nie byłam pewna dlaczego, ale miałam pewne obawy, których za żadne skarby nie byłam w stanie się pobyć.
- Możemy pogadać już  w domu? – zapytał mnie, wymownie zerkając na przysłuchującą nam się Nessie. – Wolałbym nie musieć się powtarzać – wyjaśnił, ale wiedziałam, że to jedynie wymówka, mająca na celu uśpić czujność mojej córeczki. Dziecko czy nie, bywała aż nadto bystra.
- Jasne – zgodziłam się natychmiast, machinalnie mocniej przygarniając do siebie córkę. Wiedziałabym, gdyby coś jej groziło, ale instynkt macierzyński bywał czasami silniejszy niż zdrowy rozsądek.
Nic więcej nie dodając, ruszyłam ścieżką w drogę powrotną. Renesmee z ciekawością rozglądała się dookoła, beztroska i rozkosznie niewinna. Jej spojrzenie raz po raz uciekało w stronę Jacoba, co mojego przyjaciela wyraźnie cieszyło, ale nawet to nie przekonało mnie do tego, żeby pozwolić chłopakowi na to, żeby wziął ją na ręce. Z córką w ramionach czułam się pewniej, zwłaszcza, że Jacob nieświadomie mnie wystarczył.
W którymś momencie Renesmee zaczęła się niespokojnie wiercić i znów dawać mi do zrozumienia, że chciałaby pójść o własnych siłach. Tym razem bez trudu zrozumiałam, czego ode mnie oczekiwała, ale uparcie udawałam, że nie wiem czego chciała. Wiedziałam, że trochę ją tym denerwowałam, ale niepewność i to, że chciałam jak najszybciej dowiedzieć się, co miał nam do powiedzenia Jacob sprawiały, że zupełnie nie miałam cierpliwości do tego, żeby dostosowywać się do tempa Nessie. Szybciej było, kiedy ją niosłam i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.
Jacob rzucił mi krótkie spojrzenie, ale nie zareagowałam, dochodząc do wniosku, że nie mam obowiązku mu się tłumaczyć. W zamian przyśpieszyłam, zmuszając chłopaka do tego, żeby zaczął biec. Renesmee natychmiast objęła mnie za szyję, mocniej się we mnie wtulając. Jej bliskość działała na mnie kojąco, pomogła mi zresztą trochę się rozluźnić. Zwolniłam dopiero, kiedy dotarliśmy na miejsce, spokojnym krokiem wychodząc spomiędzy drzew na trawnik przed domem. Wiedziałam, że wszyscy nas wyczuli – a przynajmniej Jacoba, bo jego po prostu nie dało się  nie zauważyć – i ta świadomość trochę mnie uspokoiła. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu i w końcu przekonać, co właściwie się dzieje. Milczenie Jacoba mnie denerwowało, dlatego miałam nadzieję, że Edwardowi udało się coś zmyśli chłopaka wyczytać.
Byliśmy kilka metrów od werandy, kiedy zdecydowałam się w końcu Nessie ulec. Mała pisnęła radośnie, kiedy w końcu postawiłam ją na ziemię i natychmiast ruszyła w stronę drzwi, chcąc popisać się przed resztą. Pomogłam jej wejść po schodach, ale do klamki już nie pozwoliła mi się zbliżyć. Mimowolnie uśmiechnęłam się, widząc jak z uporem podchodzi tak blisko drzwi, jak to tylko jest możliwe i staje na palcach, w skupieniu usiłując sięgnąć kawałka metalu. Kiedy w końcu jej się to udało, niemal z entuzjazmem zawisła na klamce, ciałkiem popychając drzwi, żeby móc dostać się do środka.
W salonie zostałam nie tylko Edwarda i moje rodzeństwo, ale również Esme, Mary i Santiego. Chwilę później ze schodów zbiegli Izadora i Oliver, chociaż nie byłam pewna, kiedy zdążyli wrócić do domu. Wiedziałam jedno – ta dwójka na pewno nie szła tą samą drogą co my, a już na pewno nie skorzystała z drzwi, nie pierwszy raz zresztą. Co więcej, mogłam się założyć, że niekonwencjonalne wejście było kolejnym pomysłem Izadory, ale zdecydowałam się w to nie wnikać. W końcu sama nie byłam w stanie zliczyć, jak wiele razy ja i Edward cichaczem wymykaliśmy się z jego pokoju, mając naiwną nadzieję na to, że nikt się nie zorientuje.
- Carlisle’a nie ma – odezwał się natychmiast mój mąż, utwierdzając mnie w przekonaniu, że już o wszystkim wie – ale już po niego dzwoniliśmy.
- Świetnie. – Odniosłam wrażenie, że Jacob faktycznie jest z takiego stanu rzeczy zadowolony – W takim razie na niego poczekam – zaproponował, a jego wzrok natychmiast powędrował w stronę Renesmee.
Edward również spojrzał na naszą córeczkę, a jego oczy rozszerzyły się nieznacznie. Renesmee uśmiechnęła się pogodnie i natychmiast ruszyła w jego stronę. Zauważyłam, że niechęć, którą darzył Jacoba, natychmiast wyparowała z jego twarzy, wyparta przez czułość. Natychmiast nachylił się, żeby móc przytulić Nessie, mała zaś bez wahania wpadła mu w ramiona. Wampir uśmiechnął się z dzieckiem na rękach, wyprostował, pozwalając żeby dziewczynka przyłożyła mu rączkę do policzka, żeby w zwyczajny dla siebie sposób streścić cały nasz spacer, z uwzględnieniem tych elementów, które spodobały jej się najbardziej. Co prawda Edward był w stanie czytać jej w myślach, ale zawsze pozwalał małej komunikować się w taki sposób, jaki jej odpowiadał.
Wyminęłam Jacoba i podeszłam do ukochanego i córeczki. Wciąż czułam się zaniepokojona, chociaż wciąż nie rozumiałam dlaczego. Nie byłam pewna, czy miało to związek ze słowami Jacoba, ale z jakiegoś powodu pomyślałam o swoim pierwszym polowaniu po porodzie i o tym, jak miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Zaraz po tym wpadłam na Jake’a i myśl o obecności kogokolwiek natychmiast uleciała mi z głowy, ale teraz…
Cholera, gdzie były te wszystkie przeczucia, kiedy były potrzebne?
Edward – pozornie w pełni skoncentrowany na Renesmee i tym, co miała mu do przekazania – rzucił mi krótkie, znaczące spojrzenie. Zacisnęłam usta, odnosząc wrażenie, że w miedzianych oczach ukochanego dostrzegam niepokój. Chciałam jak najszybciej porozmawiać z Jacobem i dowiedzieć się o co chodzi, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że jak na razie jest to niemożliwe.
- Może wezmę Nessie na górę, co w na to? – odezwała się Esme, szybko pojmując, że coś jest nie tak. Zauważyłam, że Jacob był chętny zaprotestować, ale wystarczyło jedno moje spojrzenie, żeby jednak zdecydował się milczeć. – Chodź, kochanie. Coś ci pokażę – zaproponowała, podchodząc do wnuczki i z wprawą wyjmując ją z objęć przybranego syna.
Renesmee nie zaprotestowała, jak zwykle z entuzjazmem podchodząc do kogoś, kto okazywał jej zainteresowanie. Natychmiast skoncentrowała się na Esme, teraz to jej zamierzając pokazać swoje wspomnienia. Wampirzyca przyjęła to z entuzjazmem, kiedy zaś uległa Renesmee i na jej prośbę postawiła ją na ziemi, wiedziałam już, że Esme w pełni zdobyła jej sympatię… Przynajmniej do powrotu Carlisle’a albo momentu, w którym mała miała znaleźć jeszcze kogoś, komu mogłaby coś pokazać.
Jacob w milczeniu odprowadził Renesmee wzrokiem, promiennie uśmiechając się tylko wtedy, kiedy mała obróciła się, żeby do niego pomachać. Kiedy chwilę później zniknęły wraz z Esme na schodach, na powrót spoważniał i bardzo niechętnie skoncentrował się na mnie i pozostałych członkach mojej rodziny, którzy akurat byli obecni w salonie.
- No dobrze, więc do rzeczy – odezwał się natychmiast Edward. – Kogo wyczuliście? – zapytał, reagując bezpośrednio na informacje, które zdążył wydobyć z umysłu Jacoba.
- Chwila, o co znowu chodzi? – wtrąciła Rosalie, nie dając mojemu przyjacielowi nawet okazji na to, żeby się odezwał. Swoją drogą, dziewczyna dosłownie wyjęła mi to pytanie z ust. Mnie również czasami irytowało to, że mój mąż zapominał o tym, że nie wszyscy potrafią czytać w myślach. – Może zacznijmy od tego, że nie podoba mi się obecność psa w salonie – zaczęła, jak zwykle nie mogąc powstrzymać się przed chłodnym potraktowaniem mojego przyjaciela.
Jacob zacisnął usta, po czym niechętnie spojrzał na jasnowłosą siostrę Edwarda. Rosalie obrzuciła go lodowatym spojrzeniem i dumnie odrzuciła głowę. Podejrzewałam, że gdyby wzrok był w stanie zabijać, któreś z tej dwójki już dawno byłoby martwe.
- Ja też nie jestem zachwycony twoim widokiem, możesz mi wierzyć – mruknął Jacob. W głowie zapaliła mi się ostrzegawcza lampka.
- Przestańcie oboje – wtrąciłam, nie zamierzając czekać, aż któreś z nich powie coś, co ostatecznie doprowadzi do kłótni. – Po pierwsze, darujcie sobie, skoro w pobliżu jest Renesmee. A po drugie, może w końcu zacznijmy od początku, dobra? – zaproponowałam, zwracając się bezpośrednio do przyjaciela. – Mów, co takiego się dzieje. I dobrze ci radzę, żebyś nie próbował ściemniać – dodałam, woląc nie ryzykować, że cokolwiek przemilczy albo zbagatelizuje.
- Nie zaczekamy na… - zaczął, ale stanowczo pokręciłam głową. Carlisle’owi mogliśmy wszystko przekazać, kiedy już wróci, ja zaś nie zamierzałam przez cały ten czas żyć w niepewności. Co więcej, czułam, że lepiej dla Jacoba było, żeby jak najszybciej się ulotnił, nawet kosztem tego, że jednak nie spędzi więcej czasu z Renesmee. – Jak sobie chcesz. Mówiłem już, że właściwie od rana nie miałem czasu na to, żeby do was zajrzeć, prawda? Najkrócej mówiąc, ostatnich kilka godzin spędziłem jako wilk, patrolując okolicę – oznajmił bez ogródek.
Uniosłam brwi, nie pewna, co powinnam o tym sądzić. Jacob musiał mieć jakiś powód, żeby do nas przyjść i to po tym, jak wcześniej pół dnia spędził biegając na czterech łapach, uważnie przeczesując cały las. W myślach znów zamajaczyło mi wspomnienie tego, co doświadczyłam dwa tygodnie wcześniej i coś przewróciło mi się w żołądku. Nie mogłam mieć pewności, czy to przeczucie, ale wszystko we mnie aż krzyczało, że to, czego doświadczyłam i wizyta Jacoba jakąś się ze sobą łączką.
Spojrzałam wyczekująco na Jacoba, chcąc zachęcić go do tego, żeby mówił dalej. Czułam się coraz bardziej zaniepokojona, dlatego chciałam przekonać się, że martwię się na zapas albo… Sama nie wiedziałam, ale niepewność na pewno nie miała mi pomóc w tym, żeby normalnie funkcjonować.
- Nie chcę was dręczyć ani z nic z tych rzeczy – zapewnił natychmiast Jacob, ignorując pełne niedowierzania prychnięcie Rosalie – ale od jakiegoś czasu coraz częściej natykam się w lesie na zapachy wampirów. Na początku sądziłem, że to wy, ale później…
- Też to czuję – wtrąciła Izadora, nagle decydując się odezwać. – Chyba nawet teraz kogoś widzieliśmy, prawda Ollie? – dodała, oglądając się na chłopaka.
Oliver skinął głową, ale postanowił się nie odzywać – zwłaszcza, że instynktownie spojrzałam najpierw na niego, a później na Izadorę i Jacoba.
- I mówicie nam o tym dopiero teraz? – zapytał z niedowierzaniem Jasper. Nie sądziłam, że akurat on zdecyduje się odezwać, ale zdążyłam już zauważyć, że kiedy w grę wchodziło bezpieczeństwo jego rodziny, robił się zdecydowanie śmielszy niż zazwyczaj. – Co macie na myśli, mówiąc o tropach? Mamy przez to rozumieć…
- Że chodzi o więcej niż jednego wampira? Bardzo możliwe – zgodził się Jacob. – Wiem jedynie, że wyczułem przynajmniej dwa różne tropy. Nic więcej, bo nie mam najmniejszej ochoty na to, żeby analizować smrody wampirów – dodał, krzywiąc się demonstracyjnie.
- A wy? – ciągnął mój brat, spoglądając na moją siostrę.
Izadora wzruszyła ramionami.
- Nie wiem – przyznała – ale miałam wrażenie, że ktoś przez cały na obserwuje. Oliver nawet to dla mnie sprawdził, ale kiedy zaczęliśmy się rozglądać, uczucie zniknęło, a my nie znaleźliśmy śladu czyjejkolwiek obecności. Zaraz po tym wyczułam, że powinniśmy wracać do domu, więc wróciliśmy – zakończyła, rozkładając ręce, jakby na podkreślenie swoich słów.
- I nie macie pojęcia, kto to mógł być? – zapytała Rosalie. Przynajmniej przestała toczyć z Jacobem walkę na spojrzenia.
Izadora zaprzeczyła, ale odniosłam wrażenie, że nie mówi wszystkiego. Rzuciłam jej przenikliwe spojrzenie, ale udała, że go nie widzi, chwilę później zaś odeszła o kilka kroków, stając do nas plecami. Wzrok utkwiła w oknie, zupełnie jakby była zobaczyć w nim cokolwiek ciekawego. Nie wiedziałam, co o tym sądzić, ale zdecydowałam się udawać, że nie zauważam w jej zachowaniu niczego dziwnego – w końcu gdyby istniało coś, czym powinniśmy się martwić, na pewno by nam powiedziała.
Usłyszałam, jak Jasper usiłuje dowiedzieć się od Alice, czy czasem nie miała jakichś niepokojących wizji, ale dziewczyna stanowczo zaprzeczyła. Próbowała nawet dla pewności sprawdzić, czy w przyszłości czeka na nas coś, co powinno wzbudzać nasze obawy, ale ostatecznie stwierdziła, że przeze mnie i Izadorę wizje są zamazane i bezsensowne. Poczułam się trochę winna, ale jednocześnie pomyślałam, że to tak naprawdę nie ma znaczenia. W końcu gdyby Alice miała coś zobaczyć, zobaczyłaby nawet mimo nas.
- W takim razie co robimy? – wtrącił się Jacob. Wiedziałam, że czuł się coraz bardziej nieswojo w obecności wampirów, zwłaszcza, że zdążył już pojąc, że na spotkanie z Renesmee nie ma jak na razie co liczyć. – Mam iść dalej szukać, czy…
- Powodzenia – stwierdził Edward, wzdychając cicho. – Skoro żadne z nas ich nie wyczuło, to masz marne szanse na to, że tobie się uda. Jak na razie wydaje mi się, że powinniśmy po prostu zachować ostrożność. Dziękujemy, Jacobie – dodał z naciskiem; wiedziałam, że musiało go to sporo kosztować – ale sądzę, że teraz już zajmiemy się tym sami. Porozmawiam o tym jeszcze z Carlisle’m, ale nie jestem pewien, czy mamy się czym martwić. Czy tylko mnie wydaje się, że ktoś po prostu jest nas ciekaw? – zapytał rzeczowym tonem.
Jacob przyjął jego wyjaśnienia bez słowa protestu, czułam, że nie jest przekonany… A może po prostu był rozczarowany, ale to akurat było najmniej istotne. W krótkim czasie zresztą wyszedł, korzystając z okazji, żeby w końcu opuścić dom.
Niepewna, pozwoliłam Edwardowi wziąć się w ramiona, kiedy tylko zaczął do tego dążyć. Wtuliłam się w niego ufnie, chcąc uwierzyć, że w istocie miał rację, ale przecież doskonale wiedziałam, że to naciągana teoria…
A przynajmniej byłaby taka, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że być może ktoś zaczął nas obserwować niemal dwa tygodnie temu, a teraz na dodatek poczynał sobie coraz śmielej. Nie wiem dlaczego coś wtedy powstrzymało mnie od powiedzeniem bliskim o swoich podejrzeniach, ale tak czy inaczej, nie zrobiłam tego.
Później miałam tego żałować, ale przeszłości przecież nie da się zmienić.

2 komentarze:

  1. Pierwsza? O.o no nie wierzę, ale okej.
    Nie spodziewałam się, że to będzie akurat Jacob. Myślałam, że znajdziemy tam no na przykład zazdrosną blond wampirzycę, ale jak się okazuje to tylko zakochany wilczek. Kocham słowne pojedynki Rose-Jacob. Zawsze wiadomo kto wygra^.^ Mam nadzieję, że nie spotka ich nic złego, bo jakoś tak mam dość złych chwil, ale Cullenowie bez kłopotów to Cullenowie :)
    Pozdrawiam^^
    Gabrysia =P

    OdpowiedzUsuń
  2. Cud miód i maliny XD Cudowny rozdział!!Nic dodać nic ująć :D Jestem strasznie ciekawa jak to wszystko się dalej potoczy ??; Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!

    OdpowiedzUsuń



After We Fall
stories by Nessa