Dwadzieścia cztery.
Intruz
Błyskawicznie
odwróciłam się za siebie, zaskoczona. Jeszcze w czasie ruchu, wychwyciłam
znajomy zapach i uprzytomniłam sobie, że nie mam się czego obawiać. Chociaż w
pierwszej chwili miałam ochotę zacząć warczeć, kiedy już spojrzała na Jacoba,
na moich ustach zagościł nieco złośliwy, ale jak najbardziej przyjazny uśmiech.
W końcu mogłam się spodziewać, że to właśnie zmiennokształtny będzie za nami
podążał, jak zwykle bezbłędnie przewidując, kiedy może spotkać się z moją
córką, nie ryzykując przy tym konieczności znoszenia obecności większej liczby
wampirów.
Jacob
wyszczerzył się w odpowiedzi, rzucając mi przelotne spojrzenie. Już przestał
klaskać, w zamian łącząc ręce razem, wzrokiem zaś ponownie uciekł w stronę
mojej zadowolonej z siebie córeczki. Renesmee uśmiechnęła się promiennie, po
czym zaskakująco pewnie pokonała ostatnie metry. Kiedy znalazła się przy mnie,
nawet nie próbowałam jej zatrzymywać, dobrze wiedząc, że jej celem w gruncie
rzeczy jest Jacob.
- No cześć,
maleńka – ucieszył się, natychmiast kucając przed nią. Był znacznie wyższy ode
mnie, Nessie zaś w porównaniu z nim wyglądała jak porcelanowa laleczka, ale
mojemu przyjacielowi najwyraźniej nie przeszkadzało to, że musiał trochę się
wysilić, zanim zdołał schylić się na tyle nisko, żeby móc zajrzeć wprost w błyszczce,
czekoladowe oczy Renesmee. – Jak się ma moja ulubiona pół-wampirzyca? –
zapytał, machinalnie rozkładając ręce, kiedy mała wpadła mu w ramiona.
Mimowolnie
uśmiechnęłam się, w duchu dziękując, że Edward jednak nie poszedł z nami.
Wiedziałam, że nie był zadowolony z tego, że Renesmee tak entuzjastycznie
reagowała na Jacoba, chwilami wręcz domagając się jego obecności. Jacob stał
się stałym elementem jej życie i sądzę, że w którymś momencie uznała go za
kolejnego członka naszej rodziny. Byłam ja, był Edward i pozostali Cullenowie,
również moja siostra, Oliver, Mary i Santiego – no i był Jacob. W oczach
Renesmee było to oczywiste, a jakiekolwiek podziały rasowe nie wchodziły w grę.
Mała zdawała się nie zwracać uwagi na to, że nie wszystkie relacje ze
zmiennokształtnym nie są… przyjazne. To, że Rosalie czy Edward mieli cokolwiek
przeciwko Jacobowi, w gruncie rzeczy jej nie obchodziło, a żadne z nas nie
zamierzało próbować jej wyjaśnić, że Jake tak naprawdę do nas nie pasuje.
Obserwując
tę dwójkę, doszłam do wniosku, że właściwie Renesmee ma absolutną rację. To, co
poszczególni członkowie rodziny myśleli o Jacobie, nie powinno mieć wpływu na
to, czego ona mogła oczekiwać. Obecność Jake’a sprawiała jej przyjemność,
zmiennokształtny zaś jak na razie nie zachowywał się wobec mojej córeczki
niewłaściwie, dlatego nie istniał żadne powód, dla którego mielibyśmy
uniemożliwiać im kontakty ze sobą. W końcu było dokładnie tak, jak powiedział
Jacob – chcieliśmy dla niej wszystkiego co najlepsze, prawda?
Co jednak
nie znaczyło, że miałam być zachwycona tym, że być może patrzę na przyszłego
zięcia. Zdecydowanie nie wyobrażałam sobie tego, że już na tym etapie wszystko
mogło być postanowione. Owszem, próbowałam być wyrozumiała – w końcu wpojenie
nie było czymś na co Jacob miał wpływ – ale nie znaczyło jeszcze, że Renesmee
jest rzeczą, którą właśnie sobie zaklepał. Co prawda Jake zapewniał mnie, że
doskonale zdaje sobie z tego sprawę i da Renesmee pełną swobodę, jeśli chodzi o
wybór ewentualnego partnera życiowego, ale obawiałam się, że to wcale nie
będzie takie proste.
Szybko
przestałam o tym myśleć, stanowczo karcąc się w duchu za to, że przejmuję się aż
tak daleką przyszłością. Renesmee może i rozwijała się szybciej niż zwykłe
dzieci, ale jak na razie wciąż była maleństwem, któremu jeszcze długo w głowie
nie miały być miłość i szukanie partnera… A przynajmniej miałam taką nadzieję.
- Jake –
odezwała się pogodnie Renesmee. Zawsze skracała jego imię, bo tak po prostu
było jej łatwiej, odniosłam zresztą wrażenie, że skrót bardziej przypadł jej go
gustu.
Jacob
jedynie uśmiechnął się i bezceremonialnie porwał dziewczynkę na ręce. Renesmee
pisnęła, po czym roześmiała radośnie, kiedy zmiennokształtny podrzucił ją na
kilka dobrych metrów. Często tak robił, więc zdążyłam się już przyzwyczaić, ale
i tak czułam się niespokojnie, póki nie widziałam, jak Renesmee pewnie i
bezpiecznie ląduje w jego ramionach.
- Jestem,
jestem – zapewnił, nie wiedząc, co innego mógłby odpowiedzieć mojej córce.
Przygarnął ją do piersi, wygodnie sadzając w swoich ramionach i pozwalając, żeby
rączkami objęła go za szyję. Nawet jeśli jakkolwiek mu ciążyła, nie dawał
niczego po sobie poznać, dla nas zresztą Renesmee była lekka jak piórko. – Już chodzi
– zauważył, zwracając się do mnie. Machinalnie skinęłam głową, uśmiechając się
na samo wspomnienie. – Od kiedy? – dodał z lekkim wyrzutem.
- Od teraz –
odpowiedziałam natychmiast. – Swoją drogą, co to za przesłuchanie? Nie, nie
musisz mi mówić „dzień dobry”. I ciebie też bardzo miło widzieć, Jacobie –
dodałam z przekąsem, zakładając obie ręce na piersi.
Chłopak
wywrócił oczami, ale widziałam, że się speszył.
- Cześć,
Bella – zreflektował się. – Ach… Więc nasza mała księżniczka właśnie zrobiła
swoje pierwsze kroczki, tak? – upewnił się, zerkając na dziewczynkę w jego ramionach.
- Moja mała księżniczka lubi wszystkich
zaskakiwać – poprawiłam, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie. No cóż, wyrozumiałość
wyrozumiałością, ale chyba istniały pewne granice, prawda? – A ty jak zwykle
musiałeś nas śledzić – zarzuciłam mu, podchodząc bliżej i wyciągając obie ręce
przed siebie.
Jacob
westchnął teatralnie, ale nie próbował protestować i natychmiast podał mi
Renesmee. Musnęłam wargami czółko córki, mimochodem zauważając, że Edward znów
nie będzie zadowolony, że Nessie przesiąknięta jest zapachem
zmiennokształtnego. Nie potrafiłam już zliczyć, jak wiele było ubranek, które
Alice wyrzuciła z tego powodu. No i jakby nie patrzeć, to właśnie przez Jacoba
każdego wieczoru Renesmee i tak lądowała w wannie – ku jej uciesze, bo jak
każde dziecko uwielbiała kąpiel i zabawę pianą.
- Chyba
powinienem poczuć się teraz urażony – stwierdził półżartem Jake. – Wcale was
nie śledzę. Po prostu wyczułem, że tutaj jesteście… - Wydął usta, dobrze
zgadując, że mu nie wierzę. – Hej, mówię poważnie. Od rana szukałem chwili,
żeby się spotkać nie tylko z Renesmee, ale wyjątkowo również z wami, najlepiej
z Carlisle’m – oznajmił, raptownie poważniejąc.
- A po co
chcesz się widzieć z Carlisle’m? – zdziwiłam się, jednocześnie zaniepokojona.
Nie byłam pewna dlaczego, ale miałam pewne obawy, których za żadne skarby nie
byłam w stanie się pobyć.
- Możemy
pogadać już w domu? – zapytał mnie,
wymownie zerkając na przysłuchującą nam się Nessie. – Wolałbym nie musieć się
powtarzać – wyjaśnił, ale wiedziałam, że to jedynie wymówka, mająca na celu
uśpić czujność mojej córeczki. Dziecko czy nie, bywała aż nadto bystra.
- Jasne –
zgodziłam się natychmiast, machinalnie mocniej przygarniając do siebie córkę.
Wiedziałabym, gdyby coś jej groziło, ale instynkt macierzyński bywał czasami silniejszy
niż zdrowy rozsądek.
Nic więcej
nie dodając, ruszyłam ścieżką w drogę powrotną. Renesmee z ciekawością
rozglądała się dookoła, beztroska i rozkosznie niewinna. Jej spojrzenie raz po
raz uciekało w stronę Jacoba, co mojego przyjaciela wyraźnie cieszyło, ale
nawet to nie przekonało mnie do tego, żeby pozwolić chłopakowi na to, żeby
wziął ją na ręce. Z córką w ramionach czułam się pewniej, zwłaszcza, że Jacob
nieświadomie mnie wystarczył.
W którymś
momencie Renesmee zaczęła się niespokojnie wiercić i znów dawać mi do
zrozumienia, że chciałaby pójść o własnych siłach. Tym razem bez trudu
zrozumiałam, czego ode mnie oczekiwała, ale uparcie udawałam, że nie wiem czego
chciała. Wiedziałam, że trochę ją tym denerwowałam, ale niepewność i to, że
chciałam jak najszybciej dowiedzieć się, co miał nam do powiedzenia Jacob
sprawiały, że zupełnie nie miałam cierpliwości do tego, żeby dostosowywać się
do tempa Nessie. Szybciej było, kiedy ją niosłam i doskonale zdawałam sobie z
tego sprawę.
Jacob
rzucił mi krótkie spojrzenie, ale nie zareagowałam, dochodząc do wniosku, że
nie mam obowiązku mu się tłumaczyć. W zamian przyśpieszyłam, zmuszając chłopaka
do tego, żeby zaczął biec. Renesmee natychmiast objęła mnie za szyję, mocniej
się we mnie wtulając. Jej bliskość działała na mnie kojąco, pomogła mi zresztą
trochę się rozluźnić. Zwolniłam dopiero, kiedy dotarliśmy na miejsce, spokojnym
krokiem wychodząc spomiędzy drzew na trawnik przed domem. Wiedziałam, że
wszyscy nas wyczuli – a przynajmniej Jacoba, bo jego po prostu nie dało
się nie zauważyć – i ta świadomość trochę
mnie uspokoiła. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu i w końcu przekonać,
co właściwie się dzieje. Milczenie Jacoba mnie denerwowało, dlatego miałam
nadzieję, że Edwardowi udało się coś zmyśli chłopaka wyczytać.
Byliśmy
kilka metrów od werandy, kiedy zdecydowałam się w końcu Nessie ulec. Mała
pisnęła radośnie, kiedy w końcu postawiłam ją na ziemię i natychmiast ruszyła w
stronę drzwi, chcąc popisać się przed resztą. Pomogłam jej wejść po schodach,
ale do klamki już nie pozwoliła mi się zbliżyć. Mimowolnie uśmiechnęłam się,
widząc jak z uporem podchodzi tak blisko drzwi, jak to tylko jest możliwe i
staje na palcach, w skupieniu usiłując sięgnąć kawałka metalu. Kiedy w końcu
jej się to udało, niemal z entuzjazmem zawisła na klamce, ciałkiem popychając
drzwi, żeby móc dostać się do środka.
W salonie
zostałam nie tylko Edwarda i moje rodzeństwo, ale również Esme, Mary i Santiego.
Chwilę później ze schodów zbiegli Izadora i Oliver, chociaż nie byłam pewna,
kiedy zdążyli wrócić do domu. Wiedziałam jedno – ta dwójka na pewno nie szła tą
samą drogą co my, a już na pewno nie skorzystała z drzwi, nie pierwszy raz
zresztą. Co więcej, mogłam się założyć, że niekonwencjonalne wejście było
kolejnym pomysłem Izadory, ale zdecydowałam się w to nie wnikać. W końcu sama
nie byłam w stanie zliczyć, jak wiele razy ja i Edward cichaczem wymykaliśmy
się z jego pokoju, mając naiwną nadzieję na to, że nikt się nie zorientuje.
- Carlisle’a
nie ma – odezwał się natychmiast mój mąż, utwierdzając mnie w przekonaniu, że
już o wszystkim wie – ale już po niego dzwoniliśmy.
- Świetnie.
– Odniosłam wrażenie, że Jacob faktycznie jest z takiego stanu rzeczy
zadowolony – W takim razie na niego poczekam – zaproponował, a jego wzrok
natychmiast powędrował w stronę Renesmee.
Edward również
spojrzał na naszą córeczkę, a jego oczy rozszerzyły się nieznacznie. Renesmee
uśmiechnęła się pogodnie i natychmiast ruszyła w jego stronę. Zauważyłam, że niechęć,
którą darzył Jacoba, natychmiast wyparowała z jego twarzy, wyparta przez
czułość. Natychmiast nachylił się, żeby móc przytulić Nessie, mała zaś bez
wahania wpadła mu w ramiona. Wampir uśmiechnął się z dzieckiem na rękach,
wyprostował, pozwalając żeby dziewczynka przyłożyła mu rączkę do policzka, żeby
w zwyczajny dla siebie sposób streścić cały nasz spacer, z uwzględnieniem tych
elementów, które spodobały jej się najbardziej. Co prawda Edward był w stanie
czytać jej w myślach, ale zawsze pozwalał małej komunikować się w taki sposób,
jaki jej odpowiadał.
Wyminęłam
Jacoba i podeszłam do ukochanego i córeczki. Wciąż czułam się zaniepokojona,
chociaż wciąż nie rozumiałam dlaczego. Nie byłam pewna, czy miało to związek ze
słowami Jacoba, ale z jakiegoś powodu pomyślałam o swoim pierwszym polowaniu po
porodzie i o tym, jak miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Zaraz po tym
wpadłam na Jake’a i myśl o obecności kogokolwiek natychmiast uleciała mi z
głowy, ale teraz…
Cholera,
gdzie były te wszystkie przeczucia, kiedy były potrzebne?
Edward –
pozornie w pełni skoncentrowany na Renesmee i tym, co miała mu do przekazania –
rzucił mi krótkie, znaczące spojrzenie. Zacisnęłam usta, odnosząc wrażenie, że
w miedzianych oczach ukochanego dostrzegam niepokój. Chciałam jak najszybciej
porozmawiać z Jacobem i dowiedzieć się o co chodzi, ale zdawałam sobie sprawę z
tego, że jak na razie jest to niemożliwe.
- Może
wezmę Nessie na górę, co w na to? – odezwała się Esme, szybko pojmując, że coś
jest nie tak. Zauważyłam, że Jacob był chętny zaprotestować, ale wystarczyło jedno
moje spojrzenie, żeby jednak zdecydował się milczeć. – Chodź, kochanie. Coś ci
pokażę – zaproponowała, podchodząc do wnuczki i z wprawą wyjmując ją z objęć
przybranego syna.
Renesmee
nie zaprotestowała, jak zwykle z entuzjazmem podchodząc do kogoś, kto okazywał
jej zainteresowanie. Natychmiast skoncentrowała się na Esme, teraz to jej zamierzając
pokazać swoje wspomnienia. Wampirzyca przyjęła to z entuzjazmem, kiedy zaś
uległa Renesmee i na jej prośbę postawiła ją na ziemi, wiedziałam już, że Esme
w pełni zdobyła jej sympatię… Przynajmniej do powrotu Carlisle’a albo momentu,
w którym mała miała znaleźć jeszcze kogoś, komu mogłaby coś pokazać.
Jacob w
milczeniu odprowadził Renesmee wzrokiem, promiennie uśmiechając się tylko
wtedy, kiedy mała obróciła się, żeby do niego pomachać. Kiedy chwilę później
zniknęły wraz z Esme na schodach, na powrót spoważniał i bardzo niechętnie
skoncentrował się na mnie i pozostałych członkach mojej rodziny, którzy akurat
byli obecni w salonie.
- No
dobrze, więc do rzeczy – odezwał się natychmiast Edward. – Kogo wyczuliście? –
zapytał, reagując bezpośrednio na informacje, które zdążył wydobyć z umysłu
Jacoba.
- Chwila, o
co znowu chodzi? – wtrąciła Rosalie, nie dając mojemu przyjacielowi nawet
okazji na to, żeby się odezwał. Swoją drogą, dziewczyna dosłownie wyjęła mi to
pytanie z ust. Mnie również czasami irytowało to, że mój mąż zapominał o tym,
że nie wszyscy potrafią czytać w myślach. – Może zacznijmy od tego, że nie
podoba mi się obecność psa w salonie – zaczęła, jak zwykle nie mogąc
powstrzymać się przed chłodnym potraktowaniem mojego przyjaciela.
Jacob
zacisnął usta, po czym niechętnie spojrzał na jasnowłosą siostrę Edwarda.
Rosalie obrzuciła go lodowatym spojrzeniem i dumnie odrzuciła głowę.
Podejrzewałam, że gdyby wzrok był w stanie zabijać, któreś z tej dwójki już
dawno byłoby martwe.
- Ja też
nie jestem zachwycony twoim widokiem, możesz mi wierzyć – mruknął Jacob. W
głowie zapaliła mi się ostrzegawcza lampka.
-
Przestańcie oboje – wtrąciłam, nie zamierzając czekać, aż któreś z nich powie
coś, co ostatecznie doprowadzi do kłótni. – Po pierwsze, darujcie sobie, skoro
w pobliżu jest Renesmee. A po drugie, może w końcu zacznijmy od początku,
dobra? – zaproponowałam, zwracając się bezpośrednio do przyjaciela. – Mów, co
takiego się dzieje. I dobrze ci radzę, żebyś nie próbował ściemniać – dodałam,
woląc nie ryzykować, że cokolwiek przemilczy albo zbagatelizuje.
- Nie
zaczekamy na… - zaczął, ale stanowczo pokręciłam głową. Carlisle’owi mogliśmy wszystko
przekazać, kiedy już wróci, ja zaś nie zamierzałam przez cały ten czas żyć w
niepewności. Co więcej, czułam, że lepiej dla Jacoba było, żeby jak najszybciej
się ulotnił, nawet kosztem tego, że jednak nie spędzi więcej czasu z Renesmee. –
Jak sobie chcesz. Mówiłem już, że właściwie od rana nie miałem czasu na to,
żeby do was zajrzeć, prawda? Najkrócej mówiąc, ostatnich kilka godzin spędziłem
jako wilk, patrolując okolicę – oznajmił bez ogródek.
Uniosłam
brwi, nie pewna, co powinnam o tym sądzić. Jacob musiał mieć jakiś powód, żeby
do nas przyjść i to po tym, jak wcześniej pół dnia spędził biegając na czterech
łapach, uważnie przeczesując cały las. W myślach znów zamajaczyło mi
wspomnienie tego, co doświadczyłam dwa tygodnie wcześniej i coś przewróciło mi
się w żołądku. Nie mogłam mieć pewności, czy to przeczucie, ale wszystko we
mnie aż krzyczało, że to, czego doświadczyłam i wizyta Jacoba jakąś się ze sobą
łączką.
Spojrzałam
wyczekująco na Jacoba, chcąc zachęcić go do tego, żeby mówił dalej. Czułam się coraz
bardziej zaniepokojona, dlatego chciałam przekonać się, że martwię się na zapas
albo… Sama nie wiedziałam, ale niepewność na pewno nie miała mi pomóc w tym,
żeby normalnie funkcjonować.
- Nie chcę
was dręczyć ani z nic z tych rzeczy – zapewnił natychmiast Jacob, ignorując
pełne niedowierzania prychnięcie Rosalie – ale od jakiegoś czasu coraz częściej
natykam się w lesie na zapachy wampirów. Na początku sądziłem, że to wy, ale
później…
- Też to
czuję – wtrąciła Izadora, nagle decydując się odezwać. – Chyba nawet teraz
kogoś widzieliśmy, prawda Ollie? – dodała, oglądając się na chłopaka.
Oliver
skinął głową, ale postanowił się nie odzywać – zwłaszcza, że instynktownie
spojrzałam najpierw na niego, a później na Izadorę i Jacoba.
- I mówicie
nam o tym dopiero teraz? – zapytał z niedowierzaniem Jasper. Nie sądziłam, że
akurat on zdecyduje się odezwać, ale zdążyłam już zauważyć, że kiedy w grę
wchodziło bezpieczeństwo jego rodziny, robił się zdecydowanie śmielszy niż
zazwyczaj. – Co macie na myśli, mówiąc o tropach? Mamy przez to rozumieć…
- Że chodzi
o więcej niż jednego wampira? Bardzo możliwe – zgodził się Jacob. – Wiem
jedynie, że wyczułem przynajmniej dwa różne tropy. Nic więcej, bo nie mam
najmniejszej ochoty na to, żeby analizować smrody wampirów – dodał, krzywiąc
się demonstracyjnie.
- A wy? –
ciągnął mój brat, spoglądając na moją siostrę.
Izadora
wzruszyła ramionami.
- Nie wiem –
przyznała – ale miałam wrażenie, że ktoś przez cały na obserwuje. Oliver nawet
to dla mnie sprawdził, ale kiedy zaczęliśmy się rozglądać, uczucie zniknęło, a
my nie znaleźliśmy śladu czyjejkolwiek obecności. Zaraz po tym wyczułam, że
powinniśmy wracać do domu, więc wróciliśmy – zakończyła, rozkładając ręce,
jakby na podkreślenie swoich słów.
- I nie
macie pojęcia, kto to mógł być? – zapytała Rosalie. Przynajmniej przestała
toczyć z Jacobem walkę na spojrzenia.
Izadora zaprzeczyła,
ale odniosłam wrażenie, że nie mówi wszystkiego. Rzuciłam jej przenikliwe
spojrzenie, ale udała, że go nie widzi, chwilę później zaś odeszła o kilka
kroków, stając do nas plecami. Wzrok utkwiła w oknie, zupełnie jakby była
zobaczyć w nim cokolwiek ciekawego. Nie wiedziałam, co o tym sądzić, ale
zdecydowałam się udawać, że nie zauważam w jej zachowaniu niczego dziwnego – w końcu
gdyby istniało coś, czym powinniśmy się martwić, na pewno by nam powiedziała.
Usłyszałam,
jak Jasper usiłuje dowiedzieć się od Alice, czy czasem nie miała jakichś
niepokojących wizji, ale dziewczyna stanowczo zaprzeczyła. Próbowała nawet dla
pewności sprawdzić, czy w przyszłości czeka na nas coś, co powinno wzbudzać
nasze obawy, ale ostatecznie stwierdziła, że przeze mnie i Izadorę wizje są
zamazane i bezsensowne. Poczułam się trochę winna, ale jednocześnie pomyślałam,
że to tak naprawdę nie ma znaczenia. W końcu gdyby Alice miała coś zobaczyć,
zobaczyłaby nawet mimo nas.
- W takim
razie co robimy? – wtrącił się Jacob. Wiedziałam, że czuł się coraz bardziej
nieswojo w obecności wampirów, zwłaszcza, że zdążył już pojąc, że na spotkanie
z Renesmee nie ma jak na razie co liczyć. – Mam iść dalej szukać, czy…
-
Powodzenia – stwierdził Edward, wzdychając cicho. – Skoro żadne z nas ich nie
wyczuło, to masz marne szanse na to, że tobie się uda. Jak na razie wydaje mi
się, że powinniśmy po prostu zachować ostrożność. Dziękujemy, Jacobie – dodał z
naciskiem; wiedziałam, że musiało go to sporo kosztować – ale sądzę, że teraz
już zajmiemy się tym sami. Porozmawiam o tym jeszcze z Carlisle’m, ale nie
jestem pewien, czy mamy się czym martwić. Czy tylko mnie wydaje się, że ktoś po
prostu jest nas ciekaw? – zapytał rzeczowym tonem.
Jacob przyjął
jego wyjaśnienia bez słowa protestu, czułam, że nie jest przekonany… A może po
prostu był rozczarowany, ale to akurat było najmniej istotne. W krótkim czasie
zresztą wyszedł, korzystając z okazji, żeby w końcu opuścić dom.
Niepewna,
pozwoliłam Edwardowi wziąć się w ramiona, kiedy tylko zaczął do tego dążyć.
Wtuliłam się w niego ufnie, chcąc uwierzyć, że w istocie miał rację, ale
przecież doskonale wiedziałam, że to naciągana teoria…
A
przynajmniej byłaby taka, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że być może ktoś zaczął
nas obserwować niemal dwa tygodnie temu, a teraz na dodatek poczynał sobie
coraz śmielej. Nie wiem dlaczego coś wtedy powstrzymało mnie od powiedzeniem
bliskim o swoich podejrzeniach, ale tak czy inaczej, nie zrobiłam tego.
Później
miałam tego żałować, ale przeszłości przecież nie da się zmienić.
Pierwsza? O.o no nie wierzę, ale okej.
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że to będzie akurat Jacob. Myślałam, że znajdziemy tam no na przykład zazdrosną blond wampirzycę, ale jak się okazuje to tylko zakochany wilczek. Kocham słowne pojedynki Rose-Jacob. Zawsze wiadomo kto wygra^.^ Mam nadzieję, że nie spotka ich nic złego, bo jakoś tak mam dość złych chwil, ale Cullenowie bez kłopotów to Cullenowie :)
Pozdrawiam^^
Gabrysia =P
Cud miód i maliny XD Cudowny rozdział!!Nic dodać nic ująć :D Jestem strasznie ciekawa jak to wszystko się dalej potoczy ??; Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!
OdpowiedzUsuń