Siedemnaście.
Przebaczenie
Obudziłam
się w środku nocy, ogarnięta dziwnym niepokojem. Przez moment leżałam w
bezruchu, nasłuchując, ale nie usłyszałam niczego, co wydałoby mi się podejrzane.
W pokoju panowała niemal idealna cisza, co powinnam uznać za przyjemne
zrządzenie losu, bo wciąż byłam wykończona i marzyłam tylko o tym, żeby
ponownie zapaść się w ciemność, ale wciąż czułam się… dziwnie. To uczucie nie
dawało mi spokoju, pomagając mi się rozbudzić i skoncentrować na tym, co działo
się wokół mnie.
Ta cisza…
Nie powinno być tak cicho, a przynajmniej tak mi się wydawało. Słyszałam
doskonale bicie własnego serca i przyśpieszony oddech – w zasadzie tylko te
dźwięki mi towarzyszyły, a więc…
Zrozumienie
pojawiło się nagle, a ja poderwałam się tak gwałtownie, że omal nie spadłam z
łóżka. Natychmiast spojrzałam na materac u mojego boku, po czym jęknęłam
głucho, uświadamiając sobie, że prócz mnie, nie ma na nim nikogo. Serce omal
nie wyleciało mi z piersi, poza tym ledwo łapałam oddech, a do głowy przyszła
mi tylko jedna myśl.
Gdzie jest moje dziecko i…?
- Isabel?
Isabel, tylko spokojnie – usłyszałam cichy głos gdzieś z drugiego krańca
pokoju. Spodziewałam się wielu rzeczy, ale nie tego, kogo zastanę w pokoju.
Kiedy to do mnie dotarło, aż otworzyłam z wrażenia usta, po czym błyskawicznie
odwróciłam w głowę we właściwą stronę pokoju. – Ja wiem, że możesz nie chcieć
mnie widzieć, ale nie krzycz. Obudzisz ją…
Potrzebowałam
dłuższej chwili, żeby moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, w końcu jednak
zdołałam rozróżnić poszczególne kształty. Z niedowierzaniem spojrzałam na
Edwarda, który siedział spokojnie na krześle przy biurku, uważnie wpatrując się
we mnie. Blady i nadludzko piękny, przypominał anioła albo zjawę, która nie
należała do realnego świata, a już na pewno nie powinna ingerować w świat
śmiertelników. Na moment czas się zatrzymał, a ja zatonęłam w topazowych
oczach, czując się jak na początku naszej świadomości, kiedy jeszcze wszystko
było w porządku, a moim największym problemem były moje własne uczucia.
Zamrugałam
pośpiesznie, żeby otrząsnąć się z wrażenia, które wywarła na mnie obecność
mojego męża oraz to, że w jego tonie pobrzmiewało tak wiele bólu i troski.
Tęskniłam za nim, tęskniłam za jego miłością, ale mimo najszczerszych pragnień,
nie byłam w stanie przy nim trwać, póki się ode mnie odwracał. Tym większym
szokiem były dla mnie jego ostatnie słowa oraz czułość, która wkradła się do
jego głosu. Z opóźnieniem uświadomiłam sobie, że sytuacja jest bardziej
niezwykła niż mogłabym przypuszczać, kiedy zaś dostrzegłam, kogo takiego Edward
trzyma w ramionach, sama nie byłam pewna czy powinnam panikować, czy może mu
zaufać.
Renesmee
wciąż spała, wtulona w lodowate ramiona swojego ojca. Edward szczelnie owinął
ją kocem, żeby jego temperatura jej nie ciążyła, ale po wyrazie twarzy Nessie
szczerze wątpiłam, żeby cokolwiek było w stanie ją obudzić. Różowe usteczka
miała lekko rozchylone, poza tym dobrze słyszałam jej spokojny oddech oraz trzepotanie
się malutkiego serduszka w piersi. Miedziane logi muskały jej policzki,
odcieniem identyczne jak włosy Edwarda, kiedy zaś zobaczyłam tę dwójkę razem,
dopiero wtedy w pełni uświadomiłam sobie, jak bardzo oboje są do siebie
podobni. Tym bardziej bolesne stało się dla mnie to, że mój mąż mógł traktować
naszą kruszynkę jak potwora, który z rozmysłem próbował mnie zabić.
Usłyszałam
ciche westchnienie i uświadomiłam sobie, że prawie nieświadomie poderwałam się,
nosząc się z zamiarem odebrania mu Renesmee. Natychmiast zawstydziłam się
swojej reakcji i z powrotem opadłam na materac, ale Edward i tak wstał z
beznamiętnym wyrazem twarzy, podszedł do mnie, żeby podać mi dziecko. Z
wahaniem spojrzałam na spokojną twarz córeczki, a później na mojego ukochanego,
po czym pokręciłam głową.
- Potrzymaj
ją jeszcze – poprosiłam cicho; chciałam się tym widokiem nacieszyć, tak bardzo
wydawał się nierealny.
- Jesteś
pewna, Bello? – zapytał mnie cicho, nie kryjąc zwątpienia. Zraniłam go, chociaż
nie miał do mnie o to pretensji. – Nie proś mnie o to, jeśli mi nie ufasz –
powiedział stanowczo, nie dając mi okazji, żebym zdążyła zaprotestować.
Zawahałam
się i skoncentrowałam na sobie. Czy mu nie ufałam? Sama nie byłam pewna, co tak
naprawdę czułam, ale być może swoim zachowaniem dałam mu do zrozumienia, że
między nami wciąż nie jest tak, jak być powinno. Tak czy inaczej, nie chciałam
tego, a już na pewno nie próbowałam zranić go świadomie, chociaż teoretycznie
nie powinnam mieć wyrzutów sumienia, nawet gdyby zdarzyło mi się tak postąpić.
Edward zadał mi większy ból, zemsta jednak zdecydowanie nie była tym, czego
pragnęłam, tym bardziej, że wciąż darzyłam go najgłębszym z możliwych uczuć. Co
więcej, kiedy głębiej się zastanowiłam, doszłam do wniosku, że wcale nie
uważam, żeby w tej chwili wampir był dla naszej córeczki jakkolwiek
niebezpieczny, dlatego stanowczo pokręciłam głową i odsunęłam się, chcąc, żeby
został z dzieckiem. Popatrzył na mnie krótki, uważnie lustrując moją twarz i
koncentrując się na oczach, ale ostatecznie przygarnął mocniej Nessie do
siebie. Nie byłam pewna, ale chyba był mi za to wdzięczny, chociaż po ostatnich
wydarzeniach taki obrót spraw wydawał mi się czymś nieprawdopodobnym.
Przesunęłam
się na łóżku, znacząco zerkając na wolny skrawek materiału. Wampir usiadł,
chociaż był przy tym tak spięty, że chyba jedynie cudem nie drżał przy tym na
całym ciele. Spuściłam wzrok, decydując się patrzeć na spokojną twarzyczkę
Renesmee, ale nawet wtedy byłam świadoma tego, że mój mąż przez cały czas
uważnie mi się przypatruje. Czułam się okropnie niezręcznie, tym bardziej, że
jakaś część mnie chciała wyrwać mu Nessie i uciec, byleby uniknąć tej rozmowy,
podczas gdy druga aż rwała się do tego, żeby rzucić mu się w ramiona. To nie
było takie proste, przyjąć jego obecność z entuzjazmem po tym, jak zachowywał
się, kiedy byłam w ciąży, poza tym wciąż nie miałam pojęcia, co takiego go do
mnie sprowadzało.
Drgnęłam,
kątem oka widząc, że Edward wyciągnął dłoń w moją stronę. Instynktownie
poderwałam głowę i odchyliłam się do tyłu, tym samym kolejny raz sprawiając,
że w złocistych tęczówkach pojawiło się cierpienie. Dlaczego musiało być
tak, że raniliśmy się na każdym kroku, nawet jeśli tego nie chcieliśmy? Coś
ciągle próbowało nas rozdzielić, chociaż nie potrafiłam sobie wyobrazić, żebyśmy
kiedykolwiek jeszcze stanęli przed tak poważnym kryzysem. Dziecko – owoc
naszego uczucia – w okrutny sposób nas podzieliło, a ja teraz nie potrafiłam
ocenić, czy istniała jakakolwiek szansa na to, żebyśmy zdołali to wszystko
naprawić. Chciałam tego, ale związek nie mógł opierać się wyłącznie na
staraniach jednej strony, a bez przychylności Edwarda prawdopodobnie nie miałam
już o co walczyć.
- O czym
myślisz? – Cichy głos ukochanego wyrwał mnie z zamyślenia. Zamrugałam
nieprzytomnie, po czym skupiłam na nim wzrok, uparcie unikając spoglądania w
złociste tęczówki.
- O
wszystkim – odparłam lakonicznie. Zmarszczył brwi, ale nie odezwał się, chociaż
widać było, że mnie nie zrozumiał. Jeśli miałam być szczera, ja siebie też, ale
to już była inna kwestia, którą sama musiałam rozwiązać. – Jesteś tutaj…
Pokręciłam
głową, wciąż nie do końca w to dowierzając. Obecność męża, jego bliskość i to,
że naprawdę trzymał Nessie w ramionach… Wszystko to wydawało mi się nierealne,
a ja mimo najszczerszych chęci nie potrafiłam w pełni uwierzyć, że to mi się
nie śni. W ostatnim czasie przywykłam do rozczarowań, zwłaszcza tych bolesnych,
a jakiekolwiek odstępstwa od reguły wydawały się czymś nieprawdopodobnych, co
nie powinno mieć miejsca. Cały czas dręczyła mnie myśl, że za chwilę się obudzę
albo kolejny raz coś pójdzie nie tak, a ja będę cierpiała, nie potrafią
uratować tych na których mi zależało.
Z tym, że
mijały kolejne sekundy, a Edward nie zniknął, tylko dalej się we mnie
wpatrywał. Jego oczy błyszczały i przez moment miałam wrażenie, że wampir
najchętniej by mnie pocałował i zapomniał o wszystkim, ale na całe szczęście
tego nie zrobił. Nie byłam pewna, czy potrafiłabym go odepchnąć, a tym bardziej
nie chciałam znaleźć się w sytuacji w której zmuszona byłabym to zrobić. W
zasadzie sama nie miałam pojęcia, czego tak naprawdę chcę i ta niewiedza powoli
doprowadzała mnie do szaleństwa.
Mój mąż
spuścił wzrok, nie mogąc znieść przeciągającej się ciszy. Jego topazowe
tęczówki ponownie spoczęły na twarzyczce Renesmee, a ja pomyślałam, że gdyby
nie napięta sytuacja, może nawet zdołałby się uśmiechnąć.
- Bello… -
Edward starannie wypowiedział moje imię. Zesztywniałam, po czym spojrzałam na
niego z wahaniem, coraz bardziej zaniepokojona. – Isabel, kochanie, czy ty
kiedykolwiek mi wybaczysz? – zapytał ni stąd, ni z owąd, całkowicie mnie
zaskakując.
Spojrzałam
na niego pustym wzrokiem, nie od razu będąc w stanie przyjąć do wiadomości to,
co właśnie powiedział. Dopiero po kilku sekundach pełny sens jego wypowiedzi
dotarł do mnie. Momentalnie wypełniła mnie euforia, skutecznie jednak stłumiona
przez rozczarowanie i gorycz, które wciąż gdzieś tam we mnie były. To nie było
takie proste i miałam nadzieję, że zdawał sobie z tego sprawę, kiedy zadał mi
to pytanie.
Milczałam,
usiłując zebrać myśli. Edward cały czas wpatrywał się we mnie, cierpliwie
czekając aż się odezwę. Jego spojrzenie mnie rozpraszało, tym bardziej, że
jakaś cząstka mnie pragnęła energicznie potaknąć i rzucić mu się w ramiona.
Oczywiście zmusiłam się do tego, żeby się tak nie zachować; nie potrafiłam tak
po prostu zapomnieć o tych wszystkich dniach, kiedy zamartwiałam się jego
nieobecnością albo cierpiałam z powodu tego, jak mnie traktował. Usiłowałam
rozumieć powody jego zachowania, ale gdzie w takim razie była sprawiedliwość,
skoro on nawet nie próbował zrozumieć mnie?
- To zależy
– odezwałam się w końcu, ostrożnie dobierając słowa. Mój mąż skinął głową,
jakby od samego początku spodziewał się, że może to usłyszeń. Nawet jeśli tak
było, moje słowa i tak go rozczarowały, chociaż za wszelką cenę starał się
ukryć przede mną emocje. – Zraniłeś mnie. Wiesz o tym.
Westchnął,
ale nie odpowiedział. Nie łatwo było mi mówić te wszystkie rzeczy, bo nie
chciałam sprawiać mu bólu i bardziej komplikować naszych relacji, ale przecież
nie mogłam udawać, że wszystko jest w porządku. Musiałam być z nim szczera; w
innym wypadku to wszystko nie miało sensu. Musieliśmy porozmawiać, żeby
wszystko jakoś się ułożyło. Potrzebowałam tego, tym bardziej, że nade wszystko
pragnęłam znowu poczuć się bezpiecznie, a to nie było możliwe, skoro nie miałam
pojęcia, czy mogę m zaufać.
Instynktownie
spuściłam wzrok i spojrzałam na śpiącą Renesmee. Czułam jej spokój, a
spoglądając na jej twarzyczkę, wiedziałam, że moja córeczka czuje się
bezpieczna. Również w sposobie, w jaki Edward ją trzymał i jak ją dotykał,
dostrzegałam uczucie, chociaż zachowanie mojego męża wciąż było ostrożne i
pełne rezerwy. Nie byłam pewna czy mam rację, ale coś podpowiadało mi, że
Edward jest zły na siebie bardziej niż ja mogłabym na niego być.
Uniosłam
wzrok i nasze spojrzenia się spotkały. Na moment zamarłam, porażona płynnym
złotem jego tęczówek – a zwłaszcza wyraźnym poczuciem winy, które omal nie
złamało mi serca.
- Ja wiem. O
wszystkim wiem i wcale nie zdziwiłbym się, gdybyś teraz kazała mi wyjść. Chyba
powinienem się cieszyć, że w ogóle pozwalasz mi tutaj siedzieć i zbliżyć się do
Nessie, ale…
- To także
twoja córka – przerwałam mu machinalnie. – Nie mogłabym zabronić ci się z nią
widywać jeśli być tego chciał, przynajmniej tak długo, jak wiedziałabym, że
mała jest przy tobie bezpieczna.
Edward
spojrzał na mnie lekko rozszerzonymi tęczówkami.
- Nie
skrzywdziłbym jej. Na Boga, ja… - Pokręcił głową i instynktownie wzmógł uścisk
wokół Renesmee, zupełnie jakby podejrzewał, że nagle zdecyduję się mu ją
zabrać. – Ja wiem, jak to brzmi w świetle tego, co mówiłem wcześniej, ale
musisz mi zaufać. Od momentu, kiedy usłyszałem jej myśli… Nawet nie masz
pojęcia, jak się wtedy poczułem. Ona tak bardzo kochała ciebie... No i mnie, i
to jeszcze zanim zdążyła którekolwiek z nas naprawdę poznać. Już wtedy nie
mógłbym jej skrzywdzić, niezależnie od tego, co myślałem, a kiedy później ją
zobaczyłem…
- Widziałeś
ją przede mną – stwierdziłam, bo to wydało się oczywiste. – Ale nie było cię
przy mnie, kiedy się obudziłam. Ach, tak przy okazji… Żyję. Wciąż tutaj jestem,
chociaż dawałeś mi do zrozumienia, że ciąża mnie zabije – przypomniałam z nutą
goryczy.
- I chyba
się nie pomyliłem. To nie była wina Renesmee, ale poród omal mi ciebie nie
odebrał. – Zacisnął usta, po czym uciekł wzrokiem gdzieś w bok. – Z tym, że
gdybym był przy tobie, może wszystko potoczyłoby się inaczej. Nie chcę winić
Olivera, ale to nie takie łatwe, skoro skrzywdził cię na moich oczach –
przyznała, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. – Przyszedłem. Co prawda za
późno, bo kiedy się pojawiłem, Nessie już była na świecie, ale przynajmniej
zdążyłem cię uratować, zanim… - Pokręcił głową, nie będąc w stanie dokończyć
tej myśli. – Och, Isabel, nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo się
bałem. Nadal się boję, kiedy o tym myślę, kiedy wspominam twój ból… Musiałem
odreagować. Musiałem wszystko przemyśleć, dlatego wyszedłem, kiedy tylko
znalazłaś się pod dobrą opieką. Nade wszystko pragnąłem być przy tobie, kiedy
się obudzisz, ale nie miałem pojęcia, czy w ogóle będziesz chciała mnie wtedy
widzieć. Carlisle uważał, że nie powinnaś się denerwować, ale kiedy teraz
krążyłem pod twoim oknem… - Chociaż to wydawało się nienaturalne, na jego
ustach pojawił się cień uśmiechu. – Każdej nocy czuwałem pod twoim oknem.
Jakimś
cudem mnie również udało się uśmiechnąć, chociaż miałam wrażenie, że bardziej
przypominało to grymas. Nie mogłam nie zauważyć, że bardzo przypominało to jego
zachowanie na krótko po tym, jak zamieszkałam z Cullenami. Wtedy też zniknął na
kilka dni, ale przez cały czas kręcił się wokół domu, obserwując mnie, chociaż
nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Sama myśl o tym, że jednak nie byłam mu
obojętna, miała w sobie coś kojącego, ale to i tak było zbyt mało, żeby w pełni
mnie pocieszyć.
- Mów dalej
– zachęciłam go cicho, siląc się na neutralny wyraz twarzy. Wiedziałam, że
oczekiwał po mnie czegoś więcej, ale na razie nie byłam pewna, jak powinnam się
zachować w obecnej sytuacji.
- No tak… -
Starał się zachowywać tak, jakbym wcale go nie zraniła. Przynajmniej wiedział,
że dla mnie to jeszcze trudniejsza sytuacja niż dla niego. – Isabel, proszę… Ja
wiem, że moje zachowanie było niedopuszczalne. Wiem również, że po tym
wszystkim nie powinnaś pozwolić mi nawet zbliżyć się do Renesmee… Ale
jednocześnie wiem, że wciąż mnie kochasz. Widzę to po tobie i… Kochanie, nie
wiem jaki to ma teraz sens, ale ja wciąż kocham ciebie. Może to marna wymówka,
nie szukam zresztą usprawiedliwienia, ale wszystkie może obawy były związane z
tym, jak bardzo cię kocham. Jak mógłbym się zachować, skoro czułem się tak,
jakbym cię tracił? Zrozum, patrzyłem na ciebie i czułem się tak, jakbyś na
moich oczach umierała. Nie potrafiłem tego zatrzymać, nie potrafiłem tego
zmienić, chociaż bardzo chciałem. Nie próbuję nakłonić cię do tego, żebyś
postawiła się na moim miejscu, ale gdybyś wzięła pod uwagę to, jak się w tym
wszystkim czułem, może zrozumiałabyś, że nie potrafiłem postąpić inaczej.
- Nie
potrafiłeś mi zaufać – dopowiedziałam, bo jemu te słowa najwyraźniej nie
chciały przejść przez usta. – Edwardzie, ja też się bałam. A to, że nie było
cię przy mnie, jedynie wszystko pogarszał. Bałam się już nawet nie o to, że nie
przeżyję porodu, bo z tym jeszcze mogłabym się pogodzić, ale ja… Ja nie
chciałam, żeby Renesmee została bez obojga rodziców. A ty nawet nie dałeś mi
nadziei na to, że mógłbyś ją pokochać… Nie byłam nawet pewna, czy wciąż kochasz
mnie.
Jego oczy
rozszerzyły się do granic możliwości.
- Jak
mogłaś… - Pokręcił z niedowierzaniem głową. – Bello, kochana, jak mogłaś w
ogóle tak pomyśleć?
- Nie wiem!
Sęk w tym, że sama już nie wiem, co działo się z nami w ostatnim czasie.
Odsunąłeś mnie od siebie i nawet jeśli tak było lepiej, wciąż mam do ciebie o
to żal. Nie mam pojęcia, co powinnam ci powiedzieć, bo… Och, to takie trudne. Nie
mogę ci teraz nawet zarzucić tego, że mnie zostawiłeś, bo w jakiś sposób cały
czas przy mnie byłeś, chociaż nie zdawałam sobie z tego sprawy. W głowie mam
mętlik i sama już nie jestem pewna, co powinnam zrobić, żeby było dobrze, ale…
- Zawahałam się i spuściłam wzrok. Dlaczego to wszystko musiało być takie
trudne. – Powiedz mi tylko jedną rzecz: czy potrafisz ją pokochać? Widzę, że
jej dotykasz i ją przytulasz, ale wciąż nie mam pewności, co tak naprawdę
myśli. W tej kwestii czuję się podobnie do ciebie, bo nie potrafię czytać w
myślach – przypomniałam cicho.
Edward nie
odpowiedział od razu, tylko przysunął się jeszcze bliżej mnie. Odsunęłam się i
straciwszy równowagę, wylądowałam na plecach. Materac lekko ugiął się pod
ciężarem mojego męża, który delikatnie ułożył na łóżku Renesmee, po czym –
uważając na małą – ostrożnie nachylił się nade mną, nagle znajdując się tak
blisko, że serce omal nie wyskoczyło mi z piersi. Jego lodowaty, słodki oddech
musnął mój policzek, ale przynajmniej wampir nie posunął się na tyle daleko,
żeby próbować mnie pocałować.
Jęknęłam
cicho i położyłam mu obie dłonie na torsie, starając się utrzymać bezpieczną
odległość między nami. To nie było łatwe, tym bardziej, że moja silna wola
topniała jak lód i byłam coraz bliższa tego, żeby po prostu się poddać i
pozwolić na to, żeby ukochany wziął mnie w ramiona.
- Bello –
wyszeptał cicho. – Przecież dobrze mnie znasz. Wiesz, że popełniam błędy a dla
ciebie gotów jestem zrobić wszystko. Wiesz, że kocham cię do tego stopnia, że
czasami zachowuję się irracjonalnie, ale… Powiedz mi, moja kochana, od kiedy
strach wyklucza miłość i to na dodatek do istoty, która jest częścią nas oboje
i darzy cię tak czystym, niewinnym uczuciem? Co więcej, darzy miłością mnie,
chociaż zupełnie sobie na to nie zasłużyłem, a na dodatek…
Mówił coś
jeszcze, ale ja już nie słuchałam. Moje dłonie wciąż znajdowały się na jego
torsie, lekko przesunęły się, kiedy zdecydowałam się zacisnąć palce na kołnierzyku
jego koszuli. Dopiero wtedy wyczułam niewielkie zgrubienie pod ubraniem, które
zaintrygowało mnie do tego stopnia, że niewiele myśląc skoncentrowałam się
wyłącznie na tym, żeby dowiedzieć się, co to takiego. Niczym w transie zaczęłam
badać niewielki, okrągły kształt, mając wrażenie, że zrozumienie przyniesie mi
więcej niż jakiekolwiek zapewnienia i słowa, których słuchałam.
Nie
pomyliłam się.
Na szyi
Edwarda, zawieszone na cienkim łańcuszku, znajdowało się coś, co zmieniło
wszystko i sprawiło, że momentalnie uwierzyłam we wszystko, co mówił i
poczułam, że jestem zdolna do tego, żeby mu wybaczyć. Pragnęłam tego nade
wszystko, bo niezależnie od wszystkiego, co się wydarzyło, Edward był jedynym
mężczyzną, którego kochałam – a na dodatek mieliśmy córkę, którą oboje
darzyliśmy równie silnym uczuciem. Ten sam przedmiot sprawił, że niewiele
myśląc zarzuciłam mu obie ręce na szyję i skutecznie uciszyłam go, składając na
jego idealnych wargach długi, stęskniony pocałunek. Zamilkł, jeszcze bardzie
oszołomiony ode mnie, po czym przygarnął mnie do siebie, żeby w najlepszy
możliwy sposób okazać mu swoją wdzięczność i uczucie.
Okrągła
zawieszka zmieniała wszystko, bo i do tego została stworzona, chociaż ja nie
czułam tego, kiedy mu ją oddawałam przy naszej ostatniej tak poważnej rozmowie.
To była
moja obrączka.
Wszystko, cudnie i tak jak chciałam, ale ten tytuł mnie dobija. Nie mam wyjaśnienia dlaczego - po prostu nie mogę go przełknąć. Jakoś mi nie pasuje, ale to tylko moje zdanie =D
OdpowiedzUsuńJejku, widok Edwarda z małą Renesmee na rękach musiał być uroczy i taki słodki. Wiem coś o tym, jak to wygląda :3 kurde, ta jego szczerość była za szczera, ale cieszę się z tego, że wreszcie się pogodzili. Dręczyła mnie ta rozłąka i to jaki im sprawiało to ból. To musiało być po prostu okropne. Teraz mam nadzieję,że będzie przez kilka rozdziałów tylko happy =) Zastanawiam się czy i Izadora nie zostanie... Mamusią? :D no im więcej dzieci tym weselej. Ale nie zapeszajmy dla niektórych XD
Oprócz tego tytułu, który dziwnym trafem nie przypadł mi do gustu wszystko mi się podoba. Zastanawiam się czy ominęłam jakiś rozdział o tym, że Bella 'zgubiła' obrączkę, bo nie potrafię sobie tego przypomnieć ;p ale to jest moja skleroza^^
Bez pozdrowień i weny się nie obejdzie, więc Ci tego życzę oraz czasu, którego ciągle brak.
Dobranoc, Gabrysia ;*
To może od początku...
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać i tak zastanawiałam się o co jej chodzi, skoro jest sama w pokoju... a za chwilę taki dreszcz, bo przecież właśnie doskonale opisałaś uczucie, gdy ktoś cię obserwuje! Takie przeczucie się ma, więc fajnie ci to wyszło.
Edward, Edward, Edward... muszę przyznać, że pojawienie się go nie przywołało do mojej głowy żadnych miłych uczuć. Bardzo mnie zawiódł w ostatnich rozdziałach i ciężko mi było przekonać się co do jego szczerych zamiarów. Choć wiadomo, że sentyment został i przecież każdemu należy się druga szansa.
Już nie mogłam znieść tego, jak Edward olewa sobie własną rodzinę - cieszę się, że postanowił coś z tym zrobić. Dobrze, że Bella rozumie, iż Nessie jest także i jego córką. Wydaje mi się, że kiedy miał ją na rękach, to zrozumiał swoje błedy jeszcze lepiej.
Edward był w tym rozdziale bardzo szczery, ale nie za słodki, co mi się podoba ^^ jesteś mistrzem w opisach scen i uczuć, więc nawet o tym nie wspominam, żeby się nie powtarzać.
Ostatnia scena mnie rozczuliła, widać, że poświęciłaś jej mnóstwo uwagi. Od teraz to jedna z moich ulubionych! Bardzo się cieszę, że się pogodzili i mam nadzieję, że chociaż przez kilka następnych rozdziałów wszystko będzie w porządku!
Życzę ci dużo weny i dziękuje za umilenie wieczoru :*