poniedziałek, 18 listopada 2013

Szesnaście

Szesnaście.
Niezwykła matka, niezwykła córka

Czekoladowe oczy – moje oczy – spojrzały wprost na mnie. Niczym w transie wyciągnęłam ramiona, chcąc jak najszybciej wziąć w objęcia moją małą córeczkę. Ciałko Renesmee zaciążyło mi trochę, ale mimo zmęczenia nie czułam, żebym mogła upuścić dziecko; za nic w świecie zresztą bym sobie na to nie pozwoliła, nawet jeśli utrzymanie Nessie miałoby być ostatnią rzeczą, jaką miałabym zrobić w życiu.
Słodki zapach krwi małej w pierwszej chwili mnie oszołomił, pobudzając pragnienie i sprawiając, że gardło zapiekło mnie żywym ogniem, ale nie zawahałam się ani na moment. Ignorując ból, przyciągnęłam Renesmee bliżej, chcąc jak najdokładniej się jej przyjrzeć. Na sobie wciąż czułam czujne spojrzenia Carlisle’a i Izadory, ale równie dobrze mogłoby ich nie być – pochłonięta dzieckiem, nawet nie zauważyłabym różnicy. W tym momencie liczyła się dla mnie wyłącznie drobna istotka w moich ramionach oraz to, że teraz miałam materialny dowód na to, że wszystko to, co wydarzyło się w ostatnich dnia, było jak najbardziej prawdziwe.
Udało mi się – donosiłam ciążę.
A teraz byłam matką.
Renesmee spojrzała na mnie z zaciekawieniem. Jej wzrok okazał się zaskakująco bystry i zupełnie niepasujący do noworodka, chociaż jednocześnie wyczuwałam w mojej córeczce coś, czym mogło emitować wyłącznie dziecko. Była niewinna pod każdym możliwym względem i nie miałam co do tego najmniejszych wątpliwości. W każdym jej geście i tym, jak musnęła paluszkami mój policzek, wyczuwałam szczęście i beztroskę, która mogłaby należeć wyłącznie do kogoś, kto nie zaznał jeszcze prawdziwego życia i związanego z nim bólu. Nessie od samego początku była przeze mnie kochana i również teraz zdawała się być tego świadoma, chociaż nie wyobrażałam sobie, jak takie maleństwo mogłoby być w stanie rozpoznać, kim naprawdę jestem.
Przełykając z trudem, zmusiłam się do tego, żeby zapanować nad pragnieniem i zanurzyć twarz w miedzianych włosach mojej małej córeczki. Pod tym względem była podobna do Edwarda, chociaż pozostałe cechy jej urody wydawały się być idealną mieszanką nas obojga. Łagodne rysy twarzy i alabastrowa skóra sprawiały, że po prostu nie dało się tą drobną istotką nie zachwycić i naprawdę nie rozumiałam, jak ktokolwiek mógłby jej nienawidzić. Chociaż nie miałam pojęcia, jak moi bliscy zareagowali na widok Renesmee, mogłam się założyć, że mała już na wstępie owinęła sobie wszystkich wokół palca, nie dając im najmniejszych szans na to, żeby chociaż spróbowali się przed jej urokiem bronić. Nie dziwiło mnie to i nagle ogarnął mnie dziwny smutek, że straciłam pierwsze godziny po porodzie, wijąc się z bólu, zamiast zajmować się moim małym skarbem i zapewnić mu wszystko to, co było najlepsze. Z drugiej strony, nie miałam najmniejszych wątpliwości co do tego, że przez czas, kiedy byłam niedyspozycyjna, Nessie miała najlepsza możliwą opiekę – i że była szczęśliwa.
Mimowolnie pomyślałam o Edwardzie i cicho westchnęłam. Mój entuzjazm przygasł, bo nieobecność męża zdawała się rzucać cień na radość, którą powinnam w obecnej sytuacji odczuwać, ale starałam się o tym nie myśleć. Podobno nawet ludzkie dzieci potrafiły wyczuwać emocje swoich rodziców, zwłaszcza te skrajne, a ja nie chciałam w żaden sposób Renesmee niepokoić.
- No i jak? – zapytał mnie Carlisle, trochę źle interpretując moją reakcję. Spojrzałam na niego mało przytomnie, niechętnie odrywając wzrok od anielskiej twarzyczki dziecka w moich ramionach. – Wytrzymasz? – upewniał się i chociaż zwracał się do mnie, jego wzrok raz za razem wędrował w stronę wnuczki.
- Sądzę, że tak – stwierdziłam z przekonaniem i najzupełniej naturalnym gestem, jakbym przez większość życia nie robiła nic innego, musnęłam wargami czubek główki Renesmee. – Izadoro, mówiłam ci już, że cię uwielbiam – dodałam, przypominając sobie, że nawet nie podziękowałam siostrze za… Cóż, w zasadzie za wszystko.
Izadora wywróciła oczami, zupełnie jakby odebranie porodu i to na dodatek przy awersji do krwi, było czymś równie normalnym, co robienie zakupów albo zmiany zachodzące w przyrodzie. Nie miałam pewności, jak naprawdę się czuła i czy radziła sobie po wszystkim, czego doświadczyła, ale w tamtym momencie wydawała mi się niemożliwie wręcz opanowana i rozluźniona.
- A niby co innego mogłam zrobić? Pozwolić ci umrzeć? – zapytała retorycznie, krzywiąc się na samą myśl. – Jeśli chodzi o Nessie, to mówiłam już, że nie pozwoliłaby mi nie przyjść. Już widać, że będzie uparta po mamie, tak zawzięcie kłóci się o swoje – stwierdziła pogodnie, uśmiechając się do siostrzenicy.
Pokiwałam głową, zbyt rozproszona zmęczeniem i obecnością domagającej się mojej uwagi Renesmee, żeby w pełni koncentrować się na jej słowach, dlatego nie od razu pojęłam, co Izadora takiego powiedziała. Dopiero kiedy podchwyciłam zaciekawione spojrzenie Carlisle’a, uświadomiłam sobie, że wypowiedź Dory jest dość dwuznaczna i również spojrzałam na siostrę pytająco.
- Co masz na myśli mówiąc, że Renesmee się z tobą kłóciła? – zapytał doktor, wyraźnie zaintrygowany.
- Dokładnie to, co powiedziałam – odparła spokojnie Izadora; w jej oczach pojawił się niezrozumiały błysk, który z jakiegoś powodu napawał mnie niepokojem i fascynacją jednocześnie. – Chociaż najlepiej byłoby, gdybyś zadał to pytanie Belli – dodała, całkiem mnie dezorientując.
- A co ja mam do tego wszystkiego? – zapytałam z powątpieniem, unosząc obie brwi ku górze.
Machinalnie spojrzałam na Renesmee, ale ta beztrosko wierciła się w moich ramionach, raz po raz muskając moją twarz paluszkami i bawiąc się moimi lokami. Ujęła garść włosów i pociągnęła je tak, że te wylądowały na jej twarzyczce, łaskocząc ją po twarzy i sprawiając, że mała roześmiała się melodyjnie, po czym zaczęła kichać niczym małe kocie. Ten widok sprawił, że i ja uśmiechnęłam się promiennie, rozczulona, chociaż jednocześnie nie zapomniałam o pytaniu, które zadałam Izadorze.
- Wiem, że to pewnie zabrzmi dziwnie, ale… Bello, jakie jest twoje pierwsze skojarzenie, kiedy myślisz o ewentualnych zdolnościach Renesmee? – wypaliła Dora.
Spojrzałam na nią tak, jakby właśnie oznajmiła mi, że przybyła z obcej planety.
- Masz rację, to brzmi dziwnie – odparłam, nie mogąc powstrzymać się od odrobiny ironii. Niby dokąd miały zaprowadzić nas moje skojarzenia? – Poza tym… Chwila. Dlaczego mówisz o „ewentualnych zdolnościach Renesmee”? – dodałam, coraz bardziej zdezorientowana.
- Po prostu powiedz nam, co odkryłaś, Izadoro – zaproponował Carlisle, widząc, że zaczynam tracić humor. Sam również był zaintrygowany, co nawet mnie nie zdziwiło, bo zawsze namiętnie chłoną wszelakie niezwykłe wiadomości na temat nadludzkich istot, nie tylko wampirów.
Izadora uśmiechnęła się tajemniczo, spoglądając przy tym na ojca. Zamyśliła się na moment, po czym raz jeszcze spojrzała na ułożoną w moich ramionach Renesmee.
- Isabel, odpowiedz na moje pytanie, dobrze? – zadecydowała w końcu, nieznoszącym sprzeciwu głosem. Stanowcza i zarazem tajemnicza Izadora to zdecydowanie nie było najlepsze połączenie. – A potem podaj Nessie Carlisle’owi, a wtedy sam przekona się, co takiego mam na myśli.
To dalej nie miało dla mnie sensu, ale doszłam do wniosku, że im szybciej usatysfakcjonuję siostrę, tym szybciej będę miała święty spokój i Nessie tylko dla siebie. Skoncentrowałam się na wcześniejszym pytaniu siostry i – czując się przy tym jak kompletna idiotka – spróbowałam wsłuchać się w siebie, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Może Izadora miała cierpliwość do takich psychologicznych bredni, jak zabawa w skojarzenia, ale dla mnie była to wyłącznie strata czasu, która drażniła mnie tym bardziej, skoro byłam tak bardzo zmęczona.
Westchnęłam zrezygnowana. Mogłam spodziewać się, że po nietypowym porodzie, czeka mnie równie nietypowe przebudzenie.
- W zasadzie nie mam pojęcia, co powinnam ci odpowiedzieć, Izadoro – przyznałam chmurnie, wyciągając ramiona przed siebie, żeby móc podać ojcu dziecko. Carlisle z wprawą przejął ode mnie Nessie, zachowując się przy tym tak ostrożnie, jakby moja córeczka była z porcelany. – Powiedziałaś to tak, jakby Renesmee była w stanie od ciebie siłą wymóc, żebyś zabrała ją do mnie. Kolejne przeczucia, czy jak? – zapytałam z powątpieniem, chociaż jednocześnie miałam niejasne wrażenie, że jestem bliżej prawdy niż mogłabym się tego spodziewać.
- Dokładnie tak! – Oczy Izadory zalśniły, zdradzając narastający entuzjazm. – W zasadzie, mogę nieskromnie powiedzieć, że chyba jestem genialna. Co więcej, chyba nareszcie zrozumiałam, dlaczego za każdym razem, kiedy ty masz przeczucie, dostajesz gorączki i tak dalej, ale to za chwilę. Najpierw… - zaczęła i nie dokończyła, skupiając wzrok na Carlisle’u.
Również spojrzałam na doktora i zawahałam się, widząc jego lekko oszołomione spojrzenie, skierowane na ułożoną w jego ramionach Renesmee. Mała wykręciła główkę, nie chcąc tracić mnie z oczu, kiedy zaś zauważyła, że w ten sposób niczego nie osiągnie, wyciągnęła rączkę, żeby musnąć paluszkami twarz swojego dziadka. Jej skonsternowana mina była niemal zabawne, chociaż jednocześnie poczułam się trochę winna, że wypuściłam ją ze swoich objęć, nie miałam jednak okazji po temu, żeby spróbować się zreflektować i poprosić doktora o oddanie mi córki.
W odpowiedzi na dotyk Renesmee, Carlisle zastygł w bezruchu. Wciąż wyraźnie oszołomiony, delikatnie ujął drobną dłoń Nessie i odsunął ją sobie od twarzy, uważnie ją przy tym obserwując. Mała skrzywiła się, po czym spojrzała na niego tak intensywnie, jakby chciała go o coś poprosić, chociaż nie była w stanie. Nie miałam pojęcia, co powinnam o tym myśleć, a milczenie doktora i mojej siostry powoli zaczynało doprowadzać mnie do białej gorączki.
- Poczułeś to, prawda? – zapytała podekscytowana Izadora, okrążając moje łóżko i stając u boku Carlisle’a, żeby nachylić się nad Renesmee.
- Tak, ale… - Doktor zawahał się i raz jeszcze spojrzał na wnuczkę. Jego twarzy rozjaśnił pełen zrozumienia uśmiech, który jeszcze bardziej mnie zirytował, bo najwyraźniej jako jedyna w tym towarzystwie nie miałam o niczym pojęcia. – W zasadzie nie powinno mnie to dziwić. Przecież to oczywiste, że przy takich rodzicach…
- Przy takich rodzicach co…? – przerwałam mu, niezbyt zastanawiając się nad tym, czy jestem uprzejma, czy też nie. – Powiecie mi w końcu, co takiego się dzieje? – zapytałam poirytowana.
Z tym, że ta naprawdę nie potrzebowałam odpowiedzi. Uświadomiłam to sobie nagle, chociaż paradoksalnie nie rozumiałam, skąd brała się ta świadomość. Doświadczenie było dziwnie znajome, chociaż nigdy nie doznałam go w tak łagodny, naturalny sposób, który równie dobrze mógłby być tylko wrażeniem. W tamtym momencie jeszcze lepiej zrozumiałam, co takiego miała na myśli Izadora, kiedy wspominała na obcej myśli, która jednocześnie jest jej własną i pozwala jej przewidzieć, co takiego miała wkrótce usłyszeć albo przynosiła wiedzę na temat sytuacji.
Ja bardzo rzadko doświadczałam czegoś takiego, poza tym moje przeczucia nigdy nie były aż tak precyzyjne. Jedynym wyjątkiem było kilka tych myśli z okresu ciąży, w tym ta dotycząca płci dziecka, ale później byłam skłonna stwierdzić, że to jedynie odrobina szczęścia. Tym razem jednak nie mogłam uwierzyć, że mogłoby tak być i jednocześnie bałam się wypowiedzieć na głos myśl, która mnie naszła.
- Tak, Isabel? – Izadora jak zwykle widziała i wiedziała więcej niż mogłabym sobie tego życzyć. – Powiedz to. Powiedz mi, że się nie pomyliłam i…
- Ona coś wam pokazała – wypaliłam, niezbyt zastanawiając się nad kolejnymi słowami. – Kiedy dotknęła Carlisle’a… - Pokręciłam głową, zmęczona i zdezorientowana; nie miałam pojęcia, co powinnam o tym wszystkim myśleć.
- Nie tyle pokazała, co dała mi do zrozumienia, że wolałaby wrócić do ciebie. Najwyraźniej się jeszcze tobą nie nacieszyła – podpowiedział mi spokojnie Carlisle; w jego głosie pobrzmiewała znajoma mi fascynacja, chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, że to stara się nad sobą panować, świadom tego, że zarówno ja, jak i Renesmee jesteśmy wykończone. – Nie mam pojęcia, jak inaczej powinienem ci to opisać, ale muszę przyznać, ze nigdy się z czymś takim nie spotkałem – przyznał, po czym – ku uciesze mojej córeczki – podał mi Nessie, żeby dłużej nie musiała się niecierpliwić.
Przyjęłam od niego Nessie niemal bezwiednie i zaczęłam ją kołysać, próbując ułożyć ją w moich ramionach tak, żeby było jej najwygodniej. Renesmee przeciągnęła się, po czym bez ostrzeżenia ziewnęła, spoglądając na mnie bystrym, ale wyraźnie zmęczonym wzrokiem. Wysiliłam się na blady uśmiech i mocniej przygarnęłam córeczkę do siebie, zdając sobie sprawę z tego, że moment, kiedy miała zasnąć, jest tak naprawdę kwestią czasu. Nie zdziwiło mnie nawet to, że Renesmee potrzebuje snu, zupełnie jakbym od samego początku spodziewała się tego, że mojej córeczce będzie bliżej do człowieka niż do wampira; Nessie była normalna – dokładnie taka, jaka powinna być hybryda. To ze mną i Dorą od samego początku coś było nie tak, ale starałam się o tym nie myśleć, zbyt skoncentrowana na innych kwestiach, chociażby tym, co podpowiadała mi intuicja.
- Kiedy Renesmee dotknęła mnie po raz pierwszy, poczułam, że jest głodna – odezwała się cicho Izadora, siadając na skraju mojego łóżka. – Nie potrafię ci tego opisać… Po prostu wiedziałam, że to nie jest moje pragnienie. To były jej uczucia, które jakimś cudem była zdolna mi przekazać. Zaraz po tym zaczęła domagać się ode mnie czegoś innego i wtedy już byłam pewna, że to jej niezwykłe zdolności. – Przerwała, a ja spojrzałam jej w oczy. Nie musiałam pytać, żeby domyśleć się, co takiego przekazała jej Renesmee. – Prosiła mnie o ciebie. Nessie nie zna słów, ale nie potrzebowała ich, żeby wyjaśnić mi, czego oczekiwała. Czułam jej dezorientację i tęsknotę, i to, że wiedziała, że nie jestem tobą. Ona czuje, że jesteś jej matką, a ja nie mogłabym dłużej jej odmawiać, skoro już się obudziłaś. Długo na ciebie czekała.
- Byłaś nieprzytomna kilka godzin – dodał Carlisle, widząc moją zdezorientowaną minę. – I tak jestem wdzięczny, że los oszczędził ci trzydniowej przemiany, ale dla Renesmee to musiało być dość trudne – stwierdził w zamyśleniu. – Hm, w zasadzie to wygląda tak…
- … jakby przekazywała swoje myśli poprzez dotyk – dopowiedziałam, praktycznie nie zastanawiając się nad słowami. Kolejny raz doświadczyłam tego, co Izadora określiła mianem przeczucia, chociaż wciąż nie potrafiłam stwierdzić, dlaczego nagle byłam do tego zdolna. – Przepraszam – zreflektowałam się, nieco speszona tym, że kolejny raz mu przerwałam, ale po prostu nie mogłam się powstrzymać. – Chyba jestem zmęczona. Sama już nie wiem, co takiego się ze mną dzieje – przyznałam z westchnieniem, zazdrośnie spoglądając na śpiącą w moich ramionach Renesmee; zasnęła w kilka zaledwie minut, a ja przez moment obserwowałam, jak jej pierś miarowo unosi się i opada, w rytm spokojnego oddechu.
Carlisle pokiwał ze zrozumieniem głową, po czym nachylił się, żeby pogłaskać Renesmee po policzku. Przyglądając jej się czule, ucałował płomienne włosy wnuczki i wyprostował się, żeby spojrzeć na mnie.
- Sądzę, że obie powinniście odpocząć – stwierdził z przekonaniem, mierząc mnie krytycznym wzrokiem. – Wiem, że Rosalie i Esme aż rwą się do tego, żeby zaopiekować się Nessie, ale postaram się zapewnić wam trochę spokoju – obiecał, a ja uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
- Tak… A nie zamierzacie mnie przed tym o coś zapytać? – wtrąciła zniecierpliwiona Izadora, wyraźnie urażona tym, że nie zwracamy na nią uwagi.
Zmarszczyłam brwi.
- Niby o co? – zapytałam, decydując się wprost przyznać do tego, że nie mam zielonego pojęcia, czego mogła ode mnie oczekiwać.
- A chociażby o twoje przeczucia – zasugerowała, wywracając oczami. – Isabel, zapominasz, że zdarza mi się wiedzieć więcej od was. Teraz zresztą nie potrzebuję daru, żeby zauważyć twoją dekoncentrację – dodała z przekonaniem. – No i nie mogłabym nie zauważyć, że jedna osoba wciąż pozostaje dla mnie zagadką. Nie mam żadnych przeczuć dotyczących Renesmee i to już wcześniej mnie dezorientowało, ale teraz chyba nareszcie wszystko rozumiem – wyznała.
Wymieniliśmy z Carlisle’m krótkie spojrzenia, po czym oboje skoncentrowaliśmy się na Izadorze. Zawahałam się, niepewna, czy mam dość siły, żeby mierzyć się z kolejną rewelacją, ale zmusiłam się do tego, żeby siedzieć spokojnie i pozwolić mojej siostrze mówić. Prawda była taka, że miałam już dość niedopowiedzeń, a już wystarczająco uciążliwa była niepewność związana z nieobecnością Edwarda oraz tym, że nie miałam pojęcia, co tak naprawdę jest między mną a moim mężem. Jeśli mogłam przynajmniej zrozumieć swoje niecodzienne uczucia i myśli, to już samo w sobie wydawało się być dobrym początkiem.
- Mów dalej, Izadoro – zachęcił ją ojciec, próbując nadążyć za jej tokiem rozumowania, raz jeszcze analizując to, co powiedziała wcześniej.
- Zapytałeś mnie kiedyś, czy potrafię wytłumaczyć, dlaczego Isabel tak dziwnie reaguje, kiedy w grę wchodzą przeczucia. Wtedy nie miałam pojęcia, ale teraz chyba nareszcie rozumiem – wyznała, wyraźnie z siebie zadowolona. – Wszystko tak naprawdę sprowadza się do Renesmee.
Spojrzałam na nią tępo, niczego nie rozumiejąc. Co moja mała córeczka miała do tego, że jeszcze na długo przed jej poczęciem regularnie dostawałam gorączki i zawrotów głowy, kiedy tylko działo się coś niepokojącego?
- Och, pomyślcie trochę – skarciła nas Izadora. – Isabel od samego początku miała problem z okiełzaniem tego daru. W zasadzie pojawiał się sporadycznie, najczęściej kiedy coś groziło jej albo Edwardowi. Przeczuwała ważne wydarzenia, które miały istotny wpływ na jej życie, chociaż nigdy nie potrafiła ich sprecyzować. To było tak, jakby jej dar był wybrakowany, ale teraz widzę, że to działa w zupełnie inny sposób. – Dziewczyna spojrzała z błyskiem w oczach na moją córkę. – Teraz rozumiem, co takiego czuła Alice, kiedy na jej drodze pojawił się ktoś, kto blokował jej wizje. Ja mam tak, jeśli chodzi o Nessie, bo w jej przypadku… Cóż, to tak, jakby nie istniała, przynajmniej dla moich przeczuć. Bella za to od momentu poczęcia małej dosłownie sypie trafnymi teoriami, które dotyczą Renesmee, dlatego jestem całkowicie pewna, że jej dar nareszcie został określony. Nasze zdolności mimo wszystko się od siebie różnią, a Isabel… Przeczucia Isabel od samego początku były zarezerwowane dla Renesmee! Dar od samego początku objawiał się w tak gwałtowny sposób, jedynie w tych momentach, kiedy mogło dojść do tego, że Nessie nigdy nie pojawi się na świecie. Gdyby tak się stało, zdolności by zanikły, ale skoro mała w końcu się pojawiła, mogą się unormować. Rozumiecie? Ja mogę przewidywać fakty, które dotyczą mnie samej i kogo los przeplata się z moim, ale Renesmee w pełni należy do ciebie – zwróciła się bezpośrednio do mnie, całkiem mnie zaskakując.
Zamrugałam pośpiesznie, w myślach raz jeszcze analizując wypowiedziane przez moją siostrę słowa. Jej teoria była zawiła, ale kiedy się nad nią zastanowiłam, uprzytomniłam sobie, że Izadora może mieć rację. Renesmee pokochałam od momentu poczęcia i jeszcze zanim w pełni dotarła do mnie świadomość tego, że jestem w ciąży, wiedziałam już, że za wszelką cenę muszę moje dziecko chronić. Byłam pewna, że to córeczka i wiedziałam, że będę zmuszona stanąć w jej obronie, sprzeciwiając się komuś, kogo kochałam nade wszystko. Podejmowałam kolejne decyzje nieświadomie, przekonana o ich słuszności i dopiero teraz zaczęło nabierać to dla mnie sensu. Renesmee należała do mnie, oczywiście pod względem zdolności, które pozwalało mi zbliżyć się do niej jeszcze bardziej; chyba żadna matka nie była w stanie nawiązać ze swoim dzieckiem tak trwałej relacji i ta świadomość była fantastyczna.
Ułożyłam się wygodniej na łóżku, układając śpiącą dziewczynkę u mojego boku. Starannie okryłam Nessi kołdrą, po czym sama położyłam się na materacu, uważnie obserwując twarz Renesmee. Kątem oka wychwyciłam, że Carlisle i Izadora się wycofują, ale to już nie miało dla mnie żadnego znaczenia, skoro mogłam skoncentrować się na innej, ważniejszej rzeczy.
No cóż, tego faktycznie można było się spodziewać. Dziecko kogoś, kto dysponował niezwykłymi zdolnościami, nie mogło liczyć na normalność.
A Renesmee była wyjątkowa.
Z tym poczuciem, zamknęłam oczy, a potem w końcu zmorzył mnie jakże upragniony sen.

6 komentarzy:

  1. Oj, ale piękny rozdział. Powtórzę to chyba już po raz setny,, ale lepiej dla Edwarda żeby miał dobrą wymówkę. Chociaż nawet nie wiem czy można mieć wymówki na takie sytuacje. Co by nie mówić - tę scenę i Bella i Nessie zapamiętają na długo, ośmielę się stwierdzić, że do końca ich długiego życia. Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie z jego perspektywy.
    Wracając do rozdziału - podoba mi się sposób w jaki wyjaśnia się zagadka działania daru Belli. W takich sytuacjach widać, że opowwiadanie jest przemyślane, a to bardzo dobrze :-)
    Życzę ci dużo weny i żeby się nie kończyła ;)
    Idę spać, bo już po północy hihi
    P.S. tu czekoladowe frykasy, ale korzystam z komputera siostry :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział boski ! ciekawa jestem co z Edwardem..Mam nadzieje ze pojawi sie rozdzial opisany jego oczami. Czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Nie wiem, najpóźniej w przyszłym tygodniu. A ja przynajmniej kilka razy wcześniej prosiłam, żeby nie zadawać mi takich pytań, bo to nic innego, a irytujący spam. Z góry zaznaczam, że ostatni raaz odpowiadam na taki komentarz, bo już naprawdę nie mam cierpliwości do pisania raz za razem tego samego.

      Pozdrawiam.
      Nessa.

      Usuń
  4. Rozdział po prostu mnie powalił. Dałaś mi To czego pragnęłam,a więc cała skaczę z radość :) Rozdział bardzo, bardzo fajny!!:D WRĘCZ Wspaniały !!!!!!!!!!!
    Wielkie dzięki za wspaniały rozdział!!!!!!!!!!!!!! Czekam już na kolejny:)
    pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny:)
    ściskam

    OdpowiedzUsuń
  5. Już pamięta, który blog zapomniałam skomentować :D ale już jestem i przepraszam za opóźnienie :*
    Edward mnie wkurza. Jeszcze w poprzednich księgach był okej - taki bardziej książkowo - filmowy, czyli taki jaki Gabrysia lubi najbardziej^^ - a teraz zachowuje się jak rozkapryszony nastolatek. Ech, mam go serdecznie dość. Bella żyje i ma się dobrze, a on nawet nie chce wiedzieć jak się czuje? O_O dobra, może mu się zmieni, ale wątpię, aby 'pokochał' Renesmee tak jak ja tego oczekuję ;x
    Bella, Bella, Bella... ty, chyba wiesz jak ja ją uwielbiam, prawda? ^_^ cieszę się, że nadal będzie pół wampirem, bo nie trzeba od początku opisywać jej wampirzego życia i tej doskonałości :P kurde, czy oni zawsze muszą je od siebie oddalać? - miałam inne słowo użyć, ale zapomniałam jakie XD - to przecież proste, że Bells nie zrobi krzywdy Nessie. To przecież jej córka, którą nosiła pod sercem, tak? No i są takie same, więc.... ^.^
    rozdział był genialny, i bardzo mi się podobał. Teraz jeszcze czekam na pojawienie się Edwarda i jego konfrontacji z Bellą oraz poważnym spotkaniem z Renesmee.
    Pozdrawiam, i jeszcze raz przepraszam, że tak późno skomentowałam :***
    Gabrysia ;**

    OdpowiedzUsuń



After We Fall
stories by Nessa