środa, 6 listopada 2013

Czternaście

Czternaście.
Kołysanki

Izadora zamknęła oczy, czując narastające zmęczenie. Adrenalina, którą do tej pory odczuwała, odeszła bezpowrotnie, pozostawiając za sobą wszechogarniające zmęczenie. Dora od dawna nie czuła się aż tak zmęczona, nie pamiętała zresztą, kiedy po raz ostatni zmuszona była do tego, żeby wałczyć z sennością, ale nagła akcja porodowa całkowicie ją wyczerpała – zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Czuła się zmęczona, ale uparcie odmawiała sobie snu, wiedząc, że nie może sobie na to pozwolić, przynajmniej w tej sytuacji. Nie wyobrażała sobie zresztą tego, żeby mogła spokojnie zasnąć, kiedy nie miała pojęcia, co takiego dzieje się na górze.
Od dobrego kwadransa na piętrze panowała nienaturalna wręcz cisza. Jakiś czas wcześniej, kiedy Edward pobiegł na górę, Izadorę doszedł niepokojący dźwięk tłuczonego szkła i głos Edwarda, ale nie miała odwagi, żeby sprawdzić, co takiego tam się działo. Od tamtej pory nie widziała ani swojego szwagra, ani Olivera, wierzyła jednak w to, że żaden z nich nie ucierpiał. Wolała korzystać z tego, że obaj nieśmiertelni najwyraźniej o niej zapomnieli, bo dzięki temu mogła zapewnić bezpieczeństwo Renesmee, nie obawiając się tego, że kolejny raz będzie musiała chronić dziewczynkę przed ewentualnym niebezpieczeństwem ze strony jakiegokolwiek wampira. Nie chodziło tutaj nawet już tylko o Olivera, ale również o Edwarda, bo Izadora nie potrafiła stwierdzić, jak mógłby na dziecko zareagować miedzianowłosy. Wcześniej nawet nie chciał na córkę spojrzeć, a kto wie, jaka mogłaby być jego reakcja, gdyby coś złego stało się Isabel.
Izadora instynktownie skoncentrowała się na siostrze, a konkretnie na urywanym oddechu i nieregularnym biciu serca. Nie musiała iść na górę i pytać Edwarda, co się stało, bo to wydawało się oczywiste. Przecież sama na własne oczy widziała, że Oliver ugryzł jej siostrę, żeby napić się jej krwi. Nawet jeśli Edwardowi udało się go przed zabiciem dziewczyny powstrzymać, jad musiał dostać się do krwiobiegu i teraz powoli robił swoje, wyniszczając to, co w Isabel było ludzkie. Izadora przynajmniej chciała wierzyć, że tak jest i że przemiana jest w ich przypadku możliwa; nawet wampiryzm wydawał się lepszą alternatywą, jeśli tylko miał uratować Belli życie, chociaż Izadora sama nie była pewna, co takiego czuje, kiedy myśli o tym, że jej bliźniaczka miałaby stać się w pełni nieśmiertelna. Ta myśl wydawała się dziwnie nienaturalna i nieprawdziwa, chociaż Izadora sama nie była pewna, czy to forma przeczucia, czy może jej podświadome pragnienie tego, żeby Isabel nie musiała się zmieniać.
Renesmee poruszyła się, wyrywając swoją ciotkę z zamyślenia. Dora zamrugała nieco nieprzytomnie, po czym spojrzała wprost w czekoladowe oczy dziecka, które trzymała w ramionach. Nessie uniosła rączkę i pogładziła Izadorę po twarzy, jakby zafascynowana. Nie zachowywała się jak zwyczajny noworodek, chociaż jednocześnie była równie rozkoszna i urocza, co każde normalne dziecko. Jedynie w jej oczach było coś bardziej dojrzałego, swego rodzaju zrozumienie, które sprawiało, że Dora nie miała wątpliwości co do tego, że mała pół-wampirzyca rozumiała więcej niż ktokolwiek mógł się spodziewać.
A co więcej, miała wrażenie, że dziecko dostrzega w niej matkę.
- Tak, kochanie – szepnęła cicho. – Ja też się o nią martwię – zapewniła, chociaż miała wrażenie, że mówi do siebie.
Dora westchnęła i bezwiednie zaczęła kołysać siostrzenicę. Już kilkukrotnie próbowała nakłonić dziecko do spania, chcąc przynajmniej jemu zapewnić trochę spokoju, ale Renesmee uparcie pozostawała przytomna i przez cały czas wpatrywała się w Izadorę. Dziewczyna skrzywiła się i przygryzła dolną wargę, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że mała jest głodna. Już na samym początku, kiedy tylko szok minął, powinna była wstać i pójść do kuchni, gdzie trzymali zapasy krwi z których do tej pory korzystała Isabel, ale nie potrafiła się na to zdobyć. Miała wrażenie, że jeśli tylko spróbuje się przemieścić, ściągnie na siebie czyjąś uwagę i że to skończy źle – a co więcej, kuchnia kojarzyła jej się z krwią i przygotowaniami do porodu, a tego zdecydowanie nie chciała tak szybko wspominać.
Cudownie. Nie mogę nawet jej nakarmić i to tylko dlatego, że jestem przewrażliwiona, pomyślała z goryczą, ale chociaż chciała zrobić cokolwiek, żeby wziąć się w garść, po prostu nie mogła się na to zdobyć. Kolejny raz przytłaczała ją jej własna fobia, chociaż sądziła, że po tym, jak zdołała odebrać poród, będzie zdolna do tego, żeby nieco odważniej podchodzić do krwi. Najwyraźniej myliła się, ale nie to było najgorsze – zdecydowanie okropniejsze było to, że jej mała siostrzenica musiał teraz za to płacić.
Nessie nagle cała zesztywniała i z ciekawością zaczęła rozglądać się dookoła. Izadora nie od razu pojęła, co takiego zaintrygowało dziewczynkę. Dopiero po chwili doszedł ją słodki wampirzy zapach, a serce zabiło jej mocniej ze strachu. Instynktownie napięła wszystkie mięśnie, wbijając wzrok w przedpokój i dopiero po chwili będąc w stanie rozpoznać właścicieli zapachów, które wcześniej wyczuła. Aż wypuściła powietrze, porażona ulgą, która zstąpiła na nią, kiedy uświadomiła sobie, że reszta nareszcie dotarła i nie musi być już sama.
Światło rozbłysło, drażniąc jej przywykłe do panujących już od dłuższego czasu ciemności. Tego już było za dużo dla Nessie, która wciąż jeszcze nie do końca doszła do siebie po tym, jak Oliver omal nie zamordował jej i Izadory; mała po prostu rozpłakała się, skutecznie dezorientując wszystkich wokół, w tym samą Izadorę.
Izadora westchnęła i uniosła głowę, niepewnie spoglądając na Emmett’a i Rosalie, którzy zamarli w progu, spoglądając na nią z niedowierzaniem. Chwilę później pojawili się Esme i Carlisle, ale Dora zignorowała ich, zbyt oszołomiona płaczącą istotką w jej ramionach. Nie mogła znieść tego dźwięku, tym bardziej w sytuacji, kiedy sama ledwo trzymała się na nogach, zbyt wymęczona wszystkim, czego doświadczyła w kilka zaledwie godzin. Nie miała siły tłumaczyć rzeczy oczywistych, dlatego jedynie zerwała się z miejsca, żeby mieć większe pole manewru, kiedy na powrót skupiła się na kołysaniu Renesmee i szeptaniu uspokajających słów, które same przychodziły jej do głowy.
- Cii… Proszę, cichutko, maleńka. Przecież nic się nie dzieje, to tylko trochę światła… - Pokręciła głową i uniosła głowę, spoglądając na zastygłe w bezruchu wampiry. – Przestańcie się tak na mnie patrzeć. Ona jest głodna – powiedziała nieco rozdrażnionym tonem, zupełnie jakby widok nowonarodzonego dziecka był czymś najnormalniejszym na świecie.
Nie od razu zareagowali. To Rosalie zareagowała jako pierwsza, momentalnie znikając w kuchni. Izadora zauważyła błysk w oczach wampirzycy, kiedy nareszcie pojęła, co takiego się wydarzyło. To nieco uspokoiło Dorę, bo teraz miała przynajmniej kogoś, komu mogła przekazać opiekę nad dzieckiem albo przynajmniej „przyjemność” nakarmienia dziewczynki osoką, która ją osobiście brzydziła.
Reakcja ze strony blondynki zdołała otrzeźwić innych. Esme zamrugała, po czym bez wahania pokonała odległość dzielącą ją od Izadory, żeby móc nachylić się nad dzieckiem w jej ramionach. Oczy wampirzycy rozszerzyły się, ale jednocześnie zakradła się do nich troska. Kobieta uśmiechnęła się niepewnie, po czym wyciągnęła dłoń, żeby dotknąć nienaturalnie ciepłego policzka wnuczki. Nessie zadrżała i spojrzała na nią, na moment przestając płakać i teraz z ciekawością przyglądając sobie wampirzycy.
- Ja… Izador, mogę? – zapytała, najwyraźniej nie mogąc się powstrzymać. Dora skinęła głową, bez wahania pozwalając, żeby Esme wyjęła dziewczynkę z jej ramion. – Och, kochanie, jakaś ty śliczna… – westchnęła z zachwytem, lekko kołysząc Renesmee.
Izadora wycofała nieznacznie, pozwalając kobiecie zająć się dzieckiem. Kątem oka wychwyciła ruch, kiedy Emmett i Carlisle zdecydowali się podejść bliżej. Doktor natychmiast znalazł się przy żonie, ale partner Rosalie wydawał się trzymać na dystans, raz po raz rzucając lekko oszołomione spojrzenie w stronę Nessie. Gdyby nie sytuacja, Izadora byłaby w stanie uśmiechnąć się na ten widok, ale teraz nie było stać jej na nic więcej, a jedynie na coś na kształt grymasu.
Rosalie wróciła z kuchni, trzymając w rękach butelkę ze szkarłatnym płynem. Izadora momentalnie wycofała wzrok, starając się skoncentrować na świetlnych refleksach w złocistych włosach blondynki, kiedy ta w pośpiechu spróbowała dostać się do dziecka. Esme bez wahania zrobiła córce miejsce, pozwalając wampirzycy zabrać Renesmee. Na twarzy Rose pojawił się pełen zadowolenia uśmiech, kiedy zaś wzięła siostrzenicę na ręce, zachowywała się w taki sposób, jakby trzymała w ramionach istny skarb. Kto jak kto, ale Rosalie była idealną kandydatką na matkę, dlatego Dora z czystym sumieniem zaczęła powoli się oddalać, chcąc wyjść na zewnątrz i zaczerpnąć świeżego powietrza. Ktoś inny mógł wyjaśnić Cullenom, co takiego się wydarzyło, poza tym całą ich uwagę absorbowała teraz nowonarodzona dziewczynka, co dawało Izadorze okazję do niezauważonego wymknięcia się z pokoju.
A przynajmniej chciała w to wierzyć i może by tak było, gdyby bez ostrzeżenia Nessie znów nie zaczęła łkać. Izadora zastygła bezruchu i bardzo powoli obejrzała się w stronę siostrzenicy, starając się ignorować to, że wszyscy obecni patrzą się właśnie na nią. W pierwszym odruchu oczywiście rzucili się małą pocieszać i próbować odkryć, dlaczego płakała, ale rozwiązanie szybko stało się oczywiste – wystarczyło tylko spojrzeć na sposób, w jaki Renesmee wyciągała rączki, wyginając się i aż rwąc do tego, żeby dostać się do Izadory.
- Mała chyba chce, żebyś do nas wróciła, Doro – zauważył spokojnie Carlisle, spoglądając czule na dziecko.
Izadora pokręciła z niedowierzaniem głową, ale chociaż chciała zaprotestować, zdawała sobie sprawę z tego, że to nie ma żadnego sensu. Mając wrażenie, że każdy krok kosztuje ją niezwykle wiele energii, powoli podeszła bliżej Rosalie i pozostałych. Instynktownie wyciągnęła ręce, a Rose bez wahania oddała jej dziecko, rzucając Dorze nieco zazdrosne spojrzenie, kiedy pod wpływem dotyku Dory, Nessie momentalnie się uspokoiła. Izadora nie była pewna, co powinna o tym myśleć, ale przynajmniej tymczasowo zamierzała zostać, jeśli tylko w ten sposób mogła sprawić, żeby Renesmee się uspokoiła.
- Moim zdaniem, ona po prostu szuka mamy – szepnęła. Formułowanie kolejnych słów przychodziło jej z trudem. – Chyba wie, że to nie ja, ale mimo wszystko… - Wzruszyła ramionami, bo dalsze wyjaśnienia wydawały się zbędne.
Wzmianka o Isabel skutecznie otrzeźwiła Cullenów, zwłaszcza Carlisle’a, który spojrzał na Izadorę zaalarmowany. Chyba dopiero teraz do wszystkich tak naprawdę zaczynało docierać to, co się wydarzyło, chociaż jeszcze chwilę wcześniej żadne z nich wydawało się o tym nie pamiętać.
- Co z Isabel? – zapytał natychmiast doktor, mimowolnie spoglądając w stronę schodów. Bella była dla niego jak córka, więc oczywiste było, że się o nią martwił. – Izadoro, co się stało? Nie było nas, a Bella…
- Izadora i jej dar, wampir bez samokontroli… Ogólnie chyba wyrobiliśmy wyższy poziom położnictwa… - padło w odpowiedzi. Głos od strony przedpokoju wszystkich zaskoczył, zwłaszcza samą Izadorę, która nie spodziewała się przybycia Olivera. – Hej. Nic ci nie… No, sama wiesz – dodał speszony chłopak, zastygając w progu i kurczowo zaciskając palce na framudze drzwi, jakby uścisk dawał mu poczucie bezpieczeństwa.
Izadora zamrugała i spojrzała na Olivera niepewnie. Sama nie była pewna, czego powinna się po nim spodziewać i czego mogła oczekiwać po samej sobie, ale na pewno nie… poczucia winy. Widok Olivera sprawił, że wcale nie czuła się na niego zła, wręcz przeciwnie – miała wrażenie, że to ona zawiodła, chociaż nie miało to żadnego sensu. Co więcej, nagle zapragnęła rzucić się wampirowi w ramiona, żeby przekonać się, że atak głodu minął i nieśmiertelny już nad sobą panował, ale zdawała sobie sprawę z tego, że to niezbyt rozsądna decyzja. Może i Oliver odzyskał panowanie nad własnym ciałem, a jego oczy lśniły intensywnym złoto-czerwonym blaskiem, ale wciąż wydawał się niepewny. W każdej chwili kolejny raz mógł ulec pokusie, a ona nie chciała pozwolić, żeby raz jeszcze z jej winy zrobił coś, czego później miał żałować.
- Jesteśmy całe – powiedziała, w ostatniej chwili decydując się na liczbę mnogą. Jej spojrzenie mimowolnie powędrowało na Renesmee, która z zaciekawieniem obserwowała kolejną osobę, która się pojawiła. Nawet jeśli jakimś cudem była w stanie rozpoznać Olivera, mała przynajmniej nie zaczęła szlochać, chociaż jednocześnie mocniej wtuliła się w Izadorę, jakby chcąc mieć pewność, że ta już więcej nikomu jej nie odda. – Ollie, przepraszam. Nie powinnam była cię zmuszać do tego, żebyś ze mną zostać, skoro wiedziałam, że to dla ciebie trudne i…
- Przestań – przerwał jej stanowczo. – Izadoro, nie zmuszałaś mnie do stania tam. Zresztą czego można było się spodziewać w sytuacji, kiedy krew w zasadzie lała się strumieniami i… - Urwał, kiedy Esme gwałtownie nabrała powietrza do płuc, zszokowana. – Ojej, przepraszam. Po prostu na górze nie było zbyt ciekawie – wyjaśnił, w ostatniej chwili decydując się znacznie złagodzić swoją wypowiedź.
- Tak… - Izadora niechętnie odwróciła się, żeby spojrzeć na Cullenów. Skoncentrowała się głównie na Carlisle’u, bo to on wydawał się przynajmniej względnie spokojny po tym, co usłyszał. – Gabinet troszeczkę ucierpiał, bo Oliver na chwilę przestał być… sobą.
Oliver aż parsknął śmiechem w odpowiedzi na tak sparafrazowaną wypowiedź.
- Jeszcze okno, Doro – podsunął, raptownie poważniejąc. – Zapominasz o wybitym oknie.
Dziewczyna uniosła brwi.
- Nie przypominam sobie, żeby oknu coś było, kiedy wychodziłam – powiedziała z powątpieniem, wykręcając głowę, żeby spojrzeć na wampira.
- Bo nie było – zgodził się, nagle się pesząc. – A przynajmniej było całe przez jakiś, póki Edward nie zdecydował się w jakże subtelny sposób wypchnąć mnie z pierwszego pięta – dodał; gdyby ktoś niewtajemniczony w tamtym momencie przysłuchiwał się ich rozmowie, prawdopodobnie uznałby, że całkiem poszaleli.
Izadora sama nie była pewna, co takiego w tym momencie czuje. Cały czas była świadoma spojrzeń zszokowanych Cullenów, ale wciąż nie potrafiła zdobyć się na wyjaśnienie im czegokolwiek. Ostatecznie zostawiła to Oliverowi, sama zaś znów zaczęła kołysać Renesmee, która znów zaczęła cicho wyrażać swoje niezadowolenie. Dora odeszła na kilka kroków, cały czas obserwowana przez zauroczone dzieckiem Rosalie i Esme, wzrok cały czas mając utkwiony w siostrzenicy.
Dziewczynka spojrzała na ciotkę swoimi okrągłymi, czekoladowymi oczami, po czym bez ostrzeżenia musnęła paluszkami jej policzek. Izadora zesztywniała, kiedy jej gardło dosłownie zapłonęło bólem i chciała dla pewności natychmiast komuś Nessie oddać, ale dziwne wrażenie zniknęło w momencie, kiedy Renesmee zabrała rękę.
- Rose… Rosalie, daj butelkę – wykrztusiła w oszołomieniu Izadora, zupełnie nieświadomie wchodząc w słowo Carlisle’owi, który w pośpiechu próbował wyciągnąć od Olivera coś więcej na temat stanu Isabel. Doktor był spięty, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że skoro jad dostał się do krwiobiegu, on sam nie był w stanie już nic zrobić. – Nessie chyba jest głodna.
- Właśnie dlatego próbowałam ją nakarmić – przypomniała nieco rozdrażnionym tonem wampirzyca. Zmarszczyła czoło, rzucając pełne powątpienia Dorze, która pobladła na widok wypełnionego krwią naczynia i zawahała się, zanim zdecydowała się je wziąć. – Izadoro, wszystko w porządku? – dodała niepewnie.
- Nie wiem. – Izadora pokręciła głową. – Jeśli pytasz mnie o to, czy zamierzam zwymiotować, to odpowiedź brzmi: tak, ale później. Najlepiej zresztą nic do mnie nie mówcie, bo nie ręczę za to, że nagle wam tutaj nie zemdleję – dodała, w zasadzie plotąc trzy po trzy, ale była do tego stopnia oszołomiona, że sama dziwiła się temu, że wciąż zachowywała przytomność.
Rosalie spojrzała na nią i wzruszyła ramionami. Izadora zignorowała ją, po czym podsunęła butelkę Renesmee, co dziecko oczywiście przyjęło z entuzjazmem. Dora poczuła się trochę lepiej, widząc, że dziewczynka zaczęła pić. Starając się nie myśleć o obecności krwi, podeszła do zajmowanego wcześniej fotela i opadła nań bezradnie, czując, że mięśnie zaczynają odmawiać jej posłuszeństwa. Słyszała ciche głosy pozostałych, ale treść rozmów jakoś niespecjalnie ją interesowała, jej myśli zresztą zajmowała sytuacja sprzed minuty, kiedy to za sprawą dotyku Nessie zrozumiała, czego jej siostrzenica może potrzebować. Izadora nie była pewna, jak powinna to rozumieć i czy nie było to efektem jej wyobraźni, ale nie zamierzała teraz tego roztrząsać. O tym zresztą powinna najpierw porozmawiać z Bellą albo Edwardem, ale to tymczasowo nie było możliwe, dlatego postanowiła poczekać do momentu, kiedy sytuacja trochę się uspokoi, a i ona sama nareszcie dojdzie do siebie.
Kątem oka zauważyła, że Carlisle w pośpiechu opuszcza salon, decydując się zajrzeć na górę. Fakt, że był spokojny, miał w sobie coś kojącego, ale Izadora i tak czuła się przerażona. Być może doktora nie niepokoiło to, że Isabel mogła stać się wampirem, jednak Dorę ta perspektywa napawała strachem, tym bardziej, że wciąż nie miała żadnych przeczuć względem siostry. Od momentu, w którym Isabel zaszła w ciążę, Izadora czuła się zblokowana – zarówno jeśli chodziło o Bellę, jak i jej dziecko. Ta pusta mogła znaczyć wszystko, a Dora mimo najszczerszych chęci nie potrafiła tego w żaden sposób wytłumaczyć.
Nessie kolejny raz wyciągnęła rączkę, ale tym razem po to, żeby pociągnąć Izadorę za kosmyk włosów. Dziewczyna spojrzała na nią mało przytomnie i uśmiechnęła się niepewnie, widząc, że dziecko odsuwa butelkę, już niezainteresowane jej zawartości. Izadora w pośpiechu odstawiła naczynie na bok, nawet na nie nie patrząc, po czym raz jeszcze przyjrzała się swojej siostrzenicy, a zwłaszcza drobnej piąstce, która zaciskała się na jej lokach. Instynktownie przykryła dłoń Nessie swoją i ponownie zaczęła kołysać się miarowo.
A potem – zupełnie jakby była to najzwyklejsza rzecz na świecie – zaczęła śpiewać.

Wołasz mnie, więc jestem tu
Nie pozwolę ci się bać
Ciemność nic nie zrobi ci
Jeśli będziesz mi ufać…

Słowa dawno zapomnianej, hiszpańskiej kołysanki, pojawiły się same i Izadora już nie mogła się powstrzymać. Wiedziała, że swoim śpiewem natychmiast zwróciła na siebie swoją uwagę pozostałych, ale to nie miało dla niej znaczenia. Kiedyś często pozwalała sobie na taniec i śpiew, ale chyba nigdy nie czuła się w ten sposób, w ramionach na dodatek trzymając dziecko, które w jakiś sposób było z nią powiązane. Chciała zrobić wszystko, żeby zapewnić je, że jest już bezpieczne, chociaż nucąc kolejne wersy, miała wrażenie, że jednocześnie zwraca się do samej siebie, usiłując znaleźć jakże upragnione ukojenie.
Usłyszała ciche kroki, a potem ktoś nachylił się nad nią, ręce wspierając na oparciu jej fotela. Kiedy instynktownie uniosła głowę, już wiedziała, kogo ujrzy nad sobą. Jasne włosy Olivera lśniły w łagodnym świetle lampy, wampir zaś spoglądał na nią niepewnie, oczarowany. Izadora skinęła niepewnie głową, chociaż sama nie była pewna, co w ten sposób zamierzała mu przekazać. Wiedziała jedynie, że chciała jakoś zapewnić go, że nie musi mieć oporów ze zbliżaniem się do niej, nawet mimo tego, co wydarzyło się na górze.
Oliver zawahał się, ale nie cofnął się o krok. Zaraz po tym postanowił ją zaskoczyć i bez zająknięcia powtórzył wyśpiewane wcześniej przez Izadorę słowa, z taką pewnością, że oczywiste było, iż rozumie ich znaczenie. Dora spojrzała na niego zaskoczona, bo nie sądziła nawet, że znał hiszpański, zaraz jednak rozluźniła się, w głowie wciąż słysząc jedną jedyną linijkę, która miała dla niej największe znaczenie.
Nie pozwolę ci się bać…
Izadora powoli opuściła powieki. Już nigdy więcej nie chciała znaleźć się w sytuacji, kiedy odczuwałaby tak wielki strach, jak kilka godzin wcześniej, kiedy drżała o życie swoje, Isabel i jej córeczki. Teraz po tamtych emocjach pozostało tylko wspomnienie, ale coś obawy wciąż nie pozwalały jej odetchnąć i dopiero teraz tak naprawdę zaczęła się uspokajać.
Gdzieś na piętrze serce Isabel zaczęło bić mocniej. W tamtym momencie Izadora pomyślała, że może jeszcze wszystko się ułoży.
Musiało tak być.

3 komentarze:

  1. Juz myślałam, ze sie nie doczekam nowego rozdziału. Codziennie sprawdzałam czy nie oddałas czegoś nowego. Myślałam, ze to pojawił sie Edward, kiedy nowy glos pojawił sie w salonie. Zazdrosna Rosalie to musi byc ciekawy widok xD ale i tak kocham ta postać <3 jejku, Izadora musiała wyglądać uroczo z Renesmee na rękach.
    I to zdziwienie Cullen'ów kiedy Izadora bawi sie z dzieckiem xD a gdzie Alice i Jaspsr? :o trolollo, wcięło ich xD
    Kurde, dziwny ten moj komentarz :p kończę, bo jeszcze napisze coś dziwnego =)
    Więc życzę weny i dobranoc :p
    Gabi

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest świetny! Prześwietny! Nic dodać nic ująć :D Podoba mi się baaaaardzo! :)) Czekam na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! :D Nie trzymaj mnie w niepewności co z Bellą :) :))Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam za te moje zaległości, aż nie zasługuję na czytanie takiego pięknego rozdziału :(
    Ale od początku, jestem strasznie mile zaskoczona zachowaniem Dory z poprzednich rozdziałów i jak na razie tak pozostaje. Polubiłam ją za jej decyzje i mam nadzieję, że nie zawiedzie. Cała rodzina powoli wraca do domu, ale...troszeczkę za późno :P mogli się trochę pośpieszyć i może wszystko potoczyłoby się inaczej.
    Nessie jest przesłodka, ale pewnie jeszcze za wiele nie rozumie, chciałabym żeby to Edward się nią zajmował, ale ma na głowie życie Belli, co jest zrozumiałe :)
    A, jeszcze Olivier. Od zawsze go lubiłam, ale po tym rozdziale jest moim ulubieńcem, para - on i Dora to wspaniały pomysł. Już bałam się, że na końcówce zaczną się wzajemnie oblepiać i że będzie za słodko i komicznie, ale szczęśliwie się zawiodłam.
    Koniec rozdziału to zdecydowanie mój ulubiony fragment, widać, że jest przez ciebie szczególnie dopracowany i po prostu mnie zauroczył :)
    Życzę dużo weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń



After We Fall
stories by Nessa