Czternaście.
Kołysanki
Izadora
zamknęła oczy, czując narastające zmęczenie. Adrenalina, którą do tej pory
odczuwała, odeszła bezpowrotnie, pozostawiając za sobą wszechogarniające
zmęczenie. Dora od dawna nie czuła się aż tak zmęczona, nie pamiętała zresztą,
kiedy po raz ostatni zmuszona była do tego, żeby wałczyć z sennością, ale nagła
akcja porodowa całkowicie ją wyczerpała – zarówno fizycznie, jak i psychicznie.
Czuła się zmęczona, ale uparcie odmawiała sobie snu, wiedząc, że nie może sobie
na to pozwolić, przynajmniej w tej sytuacji. Nie wyobrażała sobie zresztą tego,
żeby mogła spokojnie zasnąć, kiedy nie miała pojęcia, co takiego dzieje się na
górze.
Od dobrego
kwadransa na piętrze panowała nienaturalna wręcz cisza. Jakiś czas wcześniej,
kiedy Edward pobiegł na górę, Izadorę doszedł niepokojący dźwięk tłuczonego
szkła i głos Edwarda, ale nie miała odwagi, żeby sprawdzić, co takiego tam się
działo. Od tamtej pory nie widziała ani swojego szwagra, ani Olivera, wierzyła
jednak w to, że żaden z nich nie ucierpiał. Wolała korzystać z tego, że obaj
nieśmiertelni najwyraźniej o niej zapomnieli, bo dzięki temu mogła zapewnić
bezpieczeństwo Renesmee, nie obawiając się tego, że kolejny raz będzie musiała
chronić dziewczynkę przed ewentualnym niebezpieczeństwem ze strony
jakiegokolwiek wampira. Nie chodziło tutaj nawet już tylko o Olivera, ale
również o Edwarda, bo Izadora nie potrafiła stwierdzić, jak mógłby na dziecko
zareagować miedzianowłosy. Wcześniej nawet nie chciał na córkę spojrzeć, a kto
wie, jaka mogłaby być jego reakcja, gdyby coś złego stało się Isabel.
Izadora
instynktownie skoncentrowała się na siostrze, a konkretnie na urywanym oddechu
i nieregularnym biciu serca. Nie musiała iść na górę i pytać Edwarda, co się
stało, bo to wydawało się oczywiste. Przecież sama na własne oczy widziała, że
Oliver ugryzł jej siostrę, żeby napić się jej krwi. Nawet jeśli Edwardowi udało
się go przed zabiciem dziewczyny powstrzymać, jad musiał dostać się do
krwiobiegu i teraz powoli robił swoje, wyniszczając to, co w Isabel było
ludzkie. Izadora przynajmniej chciała wierzyć, że tak jest i że przemiana jest
w ich przypadku możliwa; nawet wampiryzm wydawał się lepszą alternatywą, jeśli
tylko miał uratować Belli życie, chociaż Izadora sama nie była pewna, co
takiego czuje, kiedy myśli o tym, że jej bliźniaczka miałaby stać się w pełni
nieśmiertelna. Ta myśl wydawała się dziwnie nienaturalna i nieprawdziwa,
chociaż Izadora sama nie była pewna, czy to forma przeczucia, czy może jej
podświadome pragnienie tego, żeby Isabel nie musiała się zmieniać.
Renesmee
poruszyła się, wyrywając swoją ciotkę z zamyślenia. Dora zamrugała nieco
nieprzytomnie, po czym spojrzała wprost w czekoladowe oczy dziecka, które
trzymała w ramionach. Nessie uniosła rączkę i pogładziła Izadorę po twarzy,
jakby zafascynowana. Nie zachowywała się jak zwyczajny noworodek, chociaż
jednocześnie była równie rozkoszna i urocza, co każde normalne dziecko. Jedynie
w jej oczach było coś bardziej dojrzałego, swego rodzaju zrozumienie, które
sprawiało, że Dora nie miała wątpliwości co do tego, że mała pół-wampirzyca rozumiała
więcej niż ktokolwiek mógł się spodziewać.
A co
więcej, miała wrażenie, że dziecko dostrzega w niej matkę.
- Tak,
kochanie – szepnęła cicho. – Ja też się o nią martwię – zapewniła, chociaż
miała wrażenie, że mówi do siebie.
Dora
westchnęła i bezwiednie zaczęła kołysać siostrzenicę. Już kilkukrotnie
próbowała nakłonić dziecko do spania, chcąc przynajmniej jemu zapewnić trochę
spokoju, ale Renesmee uparcie pozostawała przytomna i przez cały czas wpatrywała
się w Izadorę. Dziewczyna skrzywiła się i przygryzła dolną wargę, doskonale
zdając sobie sprawę z tego, że mała jest głodna. Już na samym początku, kiedy
tylko szok minął, powinna była wstać i pójść do kuchni, gdzie trzymali zapasy
krwi z których do tej pory korzystała Isabel, ale nie potrafiła się na to
zdobyć. Miała wrażenie, że jeśli tylko spróbuje się przemieścić, ściągnie na
siebie czyjąś uwagę i że to skończy źle – a co więcej, kuchnia kojarzyła jej
się z krwią i przygotowaniami do porodu, a tego zdecydowanie nie chciała tak
szybko wspominać.
Cudownie. Nie mogę nawet jej nakarmić i to
tylko dlatego, że jestem przewrażliwiona, pomyślała z goryczą, ale chociaż
chciała zrobić cokolwiek, żeby wziąć się w garść, po prostu nie mogła się na to
zdobyć. Kolejny raz przytłaczała ją jej własna fobia, chociaż sądziła, że po
tym, jak zdołała odebrać poród, będzie zdolna do tego, żeby nieco odważniej
podchodzić do krwi. Najwyraźniej myliła się, ale nie to było najgorsze –
zdecydowanie okropniejsze było to, że jej mała siostrzenica musiał teraz za to
płacić.
Nessie
nagle cała zesztywniała i z ciekawością zaczęła rozglądać się dookoła. Izadora
nie od razu pojęła, co takiego zaintrygowało dziewczynkę. Dopiero po chwili
doszedł ją słodki wampirzy zapach, a serce zabiło jej mocniej ze strachu.
Instynktownie napięła wszystkie mięśnie, wbijając wzrok w przedpokój i dopiero
po chwili będąc w stanie rozpoznać właścicieli zapachów, które wcześniej
wyczuła. Aż wypuściła powietrze, porażona ulgą, która zstąpiła na nią, kiedy
uświadomiła sobie, że reszta nareszcie dotarła i nie musi być już sama.
Światło
rozbłysło, drażniąc jej przywykłe do panujących już od dłuższego czasu
ciemności. Tego już było za dużo dla Nessie, która wciąż jeszcze nie do końca
doszła do siebie po tym, jak Oliver omal nie zamordował jej i Izadory; mała po
prostu rozpłakała się, skutecznie dezorientując wszystkich wokół, w tym samą
Izadorę.
Izadora
westchnęła i uniosła głowę, niepewnie spoglądając na Emmett’a i Rosalie, którzy
zamarli w progu, spoglądając na nią z niedowierzaniem. Chwilę później pojawili
się Esme i Carlisle, ale Dora zignorowała ich, zbyt oszołomiona płaczącą
istotką w jej ramionach. Nie mogła znieść tego dźwięku, tym bardziej w
sytuacji, kiedy sama ledwo trzymała się na nogach, zbyt wymęczona wszystkim,
czego doświadczyła w kilka zaledwie godzin. Nie miała siły tłumaczyć rzeczy
oczywistych, dlatego jedynie zerwała się z miejsca, żeby mieć większe pole
manewru, kiedy na powrót skupiła się na kołysaniu Renesmee i szeptaniu
uspokajających słów, które same przychodziły jej do głowy.
- Cii…
Proszę, cichutko, maleńka. Przecież nic się nie dzieje, to tylko trochę
światła… - Pokręciła głową i uniosła głowę, spoglądając na zastygłe w bezruchu
wampiry. – Przestańcie się tak na mnie patrzeć. Ona jest głodna – powiedziała
nieco rozdrażnionym tonem, zupełnie jakby widok nowonarodzonego dziecka był
czymś najnormalniejszym na świecie.
Nie od razu
zareagowali. To Rosalie zareagowała jako pierwsza, momentalnie znikając w
kuchni. Izadora zauważyła błysk w oczach wampirzycy, kiedy nareszcie pojęła, co
takiego się wydarzyło. To nieco uspokoiło Dorę, bo teraz miała przynajmniej
kogoś, komu mogła przekazać opiekę nad dzieckiem albo przynajmniej
„przyjemność” nakarmienia dziewczynki osoką, która ją osobiście brzydziła.
Reakcja ze
strony blondynki zdołała otrzeźwić innych. Esme zamrugała, po czym bez wahania
pokonała odległość dzielącą ją od Izadory, żeby móc nachylić się nad dzieckiem
w jej ramionach. Oczy wampirzycy rozszerzyły się, ale jednocześnie zakradła się
do nich troska. Kobieta uśmiechnęła się niepewnie, po czym wyciągnęła dłoń,
żeby dotknąć nienaturalnie ciepłego policzka wnuczki. Nessie zadrżała i
spojrzała na nią, na moment przestając płakać i teraz z ciekawością
przyglądając sobie wampirzycy.
- Ja… Izador,
mogę? – zapytała, najwyraźniej nie mogąc się powstrzymać. Dora skinęła głową,
bez wahania pozwalając, żeby Esme wyjęła dziewczynkę z jej ramion. – Och,
kochanie, jakaś ty śliczna… – westchnęła z zachwytem, lekko kołysząc Renesmee.
Izadora
wycofała nieznacznie, pozwalając kobiecie zająć się dzieckiem. Kątem oka
wychwyciła ruch, kiedy Emmett i Carlisle zdecydowali się podejść bliżej. Doktor
natychmiast znalazł się przy żonie, ale partner Rosalie wydawał się trzymać na
dystans, raz po raz rzucając lekko oszołomione spojrzenie w stronę Nessie.
Gdyby nie sytuacja, Izadora byłaby w stanie uśmiechnąć się na ten widok, ale
teraz nie było stać jej na nic więcej, a jedynie na coś na kształt grymasu.
Rosalie
wróciła z kuchni, trzymając w rękach butelkę ze szkarłatnym płynem. Izadora
momentalnie wycofała wzrok, starając się skoncentrować na świetlnych refleksach
w złocistych włosach blondynki, kiedy ta w pośpiechu spróbowała dostać się do
dziecka. Esme bez wahania zrobiła córce miejsce, pozwalając wampirzycy zabrać Renesmee.
Na twarzy Rose pojawił się pełen zadowolenia uśmiech, kiedy zaś wzięła
siostrzenicę na ręce, zachowywała się w taki sposób, jakby trzymała w ramionach
istny skarb. Kto jak kto, ale Rosalie była idealną kandydatką na matkę, dlatego
Dora z czystym sumieniem zaczęła powoli się oddalać, chcąc wyjść na zewnątrz i
zaczerpnąć świeżego powietrza. Ktoś inny mógł wyjaśnić Cullenom, co takiego się
wydarzyło, poza tym całą ich uwagę absorbowała teraz nowonarodzona dziewczynka,
co dawało Izadorze okazję do niezauważonego wymknięcia się z pokoju.
A
przynajmniej chciała w to wierzyć i może by tak było, gdyby bez ostrzeżenia
Nessie znów nie zaczęła łkać. Izadora zastygła bezruchu i bardzo powoli
obejrzała się w stronę siostrzenicy, starając się ignorować to, że wszyscy
obecni patrzą się właśnie na nią. W pierwszym odruchu oczywiście rzucili się
małą pocieszać i próbować odkryć, dlaczego płakała, ale rozwiązanie szybko
stało się oczywiste – wystarczyło tylko spojrzeć na sposób, w jaki Renesmee
wyciągała rączki, wyginając się i aż rwąc do tego, żeby dostać się do Izadory.
- Mała
chyba chce, żebyś do nas wróciła, Doro – zauważył spokojnie Carlisle,
spoglądając czule na dziecko.
Izadora
pokręciła z niedowierzaniem głową, ale chociaż chciała zaprotestować, zdawała
sobie sprawę z tego, że to nie ma żadnego sensu. Mając wrażenie, że każdy krok
kosztuje ją niezwykle wiele energii, powoli podeszła bliżej Rosalie i
pozostałych. Instynktownie wyciągnęła ręce, a Rose bez wahania oddała jej
dziecko, rzucając Dorze nieco zazdrosne spojrzenie, kiedy pod wpływem dotyku
Dory, Nessie momentalnie się uspokoiła. Izadora nie była pewna, co powinna o
tym myśleć, ale przynajmniej tymczasowo zamierzała zostać, jeśli tylko w ten
sposób mogła sprawić, żeby Renesmee się uspokoiła.
- Moim
zdaniem, ona po prostu szuka mamy – szepnęła. Formułowanie kolejnych słów
przychodziło jej z trudem. – Chyba wie, że to nie ja, ale mimo wszystko… -
Wzruszyła ramionami, bo dalsze wyjaśnienia wydawały się zbędne.
Wzmianka o
Isabel skutecznie otrzeźwiła Cullenów, zwłaszcza Carlisle’a, który spojrzał na
Izadorę zaalarmowany. Chyba dopiero teraz do wszystkich tak naprawdę zaczynało
docierać to, co się wydarzyło, chociaż jeszcze chwilę wcześniej żadne z nich
wydawało się o tym nie pamiętać.
- Co z
Isabel? – zapytał natychmiast doktor, mimowolnie spoglądając w stronę schodów.
Bella była dla niego jak córka, więc oczywiste było, że się o nią martwił. –
Izadoro, co się stało? Nie było nas, a Bella…
- Izadora i
jej dar, wampir bez samokontroli… Ogólnie chyba wyrobiliśmy wyższy poziom
położnictwa… - padło w odpowiedzi. Głos od strony przedpokoju wszystkich
zaskoczył, zwłaszcza samą Izadorę, która nie spodziewała się przybycia Olivera.
– Hej. Nic ci nie… No, sama wiesz – dodał speszony chłopak, zastygając w progu
i kurczowo zaciskając palce na framudze drzwi, jakby uścisk dawał mu poczucie
bezpieczeństwa.
Izadora
zamrugała i spojrzała na Olivera niepewnie. Sama nie była pewna, czego powinna
się po nim spodziewać i czego mogła oczekiwać po samej sobie, ale na pewno nie…
poczucia winy. Widok Olivera sprawił, że wcale nie czuła się na niego zła,
wręcz przeciwnie – miała wrażenie, że to ona zawiodła, chociaż nie miało to
żadnego sensu. Co więcej, nagle zapragnęła rzucić się wampirowi w ramiona, żeby
przekonać się, że atak głodu minął i nieśmiertelny już nad sobą panował, ale
zdawała sobie sprawę z tego, że to niezbyt rozsądna decyzja. Może i Oliver
odzyskał panowanie nad własnym ciałem, a jego oczy lśniły intensywnym
złoto-czerwonym blaskiem, ale wciąż wydawał się niepewny. W każdej chwili
kolejny raz mógł ulec pokusie, a ona nie chciała pozwolić, żeby raz jeszcze z
jej winy zrobił coś, czego później miał żałować.
- Jesteśmy
całe – powiedziała, w ostatniej chwili decydując się na liczbę mnogą. Jej
spojrzenie mimowolnie powędrowało na Renesmee, która z zaciekawieniem
obserwowała kolejną osobę, która się pojawiła. Nawet jeśli jakimś cudem była w
stanie rozpoznać Olivera, mała przynajmniej nie zaczęła szlochać, chociaż
jednocześnie mocniej wtuliła się w Izadorę, jakby chcąc mieć pewność, że ta już
więcej nikomu jej nie odda. – Ollie, przepraszam. Nie powinnam była cię zmuszać
do tego, żebyś ze mną zostać, skoro wiedziałam, że to dla ciebie trudne i…
- Przestań –
przerwał jej stanowczo. – Izadoro, nie zmuszałaś mnie do stania tam. Zresztą
czego można było się spodziewać w sytuacji, kiedy krew w zasadzie lała się
strumieniami i… - Urwał, kiedy Esme gwałtownie nabrała powietrza do płuc,
zszokowana. – Ojej, przepraszam. Po prostu na górze nie było zbyt ciekawie –
wyjaśnił, w ostatniej chwili decydując się znacznie złagodzić swoją wypowiedź.
- Tak… -
Izadora niechętnie odwróciła się, żeby spojrzeć na Cullenów. Skoncentrowała się
głównie na Carlisle’u, bo to on wydawał się przynajmniej względnie spokojny po
tym, co usłyszał. – Gabinet troszeczkę ucierpiał, bo Oliver na chwilę przestał
być… sobą.
Oliver aż
parsknął śmiechem w odpowiedzi na tak sparafrazowaną wypowiedź.
- Jeszcze
okno, Doro – podsunął, raptownie poważniejąc. – Zapominasz o wybitym oknie.
Dziewczyna
uniosła brwi.
- Nie
przypominam sobie, żeby oknu coś było, kiedy wychodziłam – powiedziała z powątpieniem,
wykręcając głowę, żeby spojrzeć na wampira.
- Bo nie
było – zgodził się, nagle się pesząc. – A przynajmniej było całe przez jakiś,
póki Edward nie zdecydował się w jakże subtelny sposób wypchnąć mnie z
pierwszego pięta – dodał; gdyby ktoś niewtajemniczony w tamtym momencie
przysłuchiwał się ich rozmowie, prawdopodobnie uznałby, że całkiem poszaleli.
Izadora
sama nie była pewna, co takiego w tym momencie czuje. Cały czas była świadoma
spojrzeń zszokowanych Cullenów, ale wciąż nie potrafiła zdobyć się na
wyjaśnienie im czegokolwiek. Ostatecznie zostawiła to Oliverowi, sama zaś znów
zaczęła kołysać Renesmee, która znów zaczęła cicho wyrażać swoje
niezadowolenie. Dora odeszła na kilka kroków, cały czas obserwowana przez
zauroczone dzieckiem Rosalie i Esme, wzrok cały czas mając utkwiony w
siostrzenicy.
Dziewczynka
spojrzała na ciotkę swoimi okrągłymi, czekoladowymi oczami, po czym bez
ostrzeżenia musnęła paluszkami jej policzek. Izadora zesztywniała, kiedy jej
gardło dosłownie zapłonęło bólem i chciała dla pewności natychmiast komuś
Nessie oddać, ale dziwne wrażenie zniknęło w momencie, kiedy Renesmee zabrała
rękę.
- Rose… Rosalie,
daj butelkę – wykrztusiła w oszołomieniu Izadora, zupełnie nieświadomie
wchodząc w słowo Carlisle’owi, który w pośpiechu próbował wyciągnąć od Olivera
coś więcej na temat stanu Isabel. Doktor był spięty, chociaż zdawał sobie
sprawę z tego, że skoro jad dostał się do krwiobiegu, on sam nie był w stanie
już nic zrobić. – Nessie chyba jest głodna.
- Właśnie
dlatego próbowałam ją nakarmić – przypomniała nieco rozdrażnionym tonem
wampirzyca. Zmarszczyła czoło, rzucając pełne powątpienia Dorze, która pobladła
na widok wypełnionego krwią naczynia i zawahała się, zanim zdecydowała się je
wziąć. – Izadoro, wszystko w porządku? – dodała niepewnie.
- Nie wiem.
– Izadora pokręciła głową. – Jeśli pytasz mnie o to, czy zamierzam zwymiotować,
to odpowiedź brzmi: tak, ale później. Najlepiej zresztą nic do mnie nie mówcie,
bo nie ręczę za to, że nagle wam tutaj nie zemdleję – dodała, w zasadzie plotąc
trzy po trzy, ale była do tego stopnia oszołomiona, że sama dziwiła się temu,
że wciąż zachowywała przytomność.
Rosalie
spojrzała na nią i wzruszyła ramionami. Izadora zignorowała ją, po czym
podsunęła butelkę Renesmee, co dziecko oczywiście przyjęło z entuzjazmem. Dora
poczuła się trochę lepiej, widząc, że dziewczynka zaczęła pić. Starając się nie
myśleć o obecności krwi, podeszła do zajmowanego wcześniej fotela i opadła nań
bezradnie, czując, że mięśnie zaczynają odmawiać jej posłuszeństwa. Słyszała
ciche głosy pozostałych, ale treść rozmów jakoś niespecjalnie ją interesowała,
jej myśli zresztą zajmowała sytuacja sprzed minuty, kiedy to za sprawą dotyku
Nessie zrozumiała, czego jej siostrzenica może potrzebować. Izadora nie była
pewna, jak powinna to rozumieć i czy nie było to efektem jej wyobraźni, ale nie
zamierzała teraz tego roztrząsać. O tym zresztą powinna najpierw porozmawiać z
Bellą albo Edwardem, ale to tymczasowo nie było możliwe, dlatego postanowiła
poczekać do momentu, kiedy sytuacja trochę się uspokoi, a i ona sama nareszcie
dojdzie do siebie.
Kątem oka
zauważyła, że Carlisle w pośpiechu opuszcza salon, decydując się zajrzeć na
górę. Fakt, że był spokojny, miał w sobie coś kojącego, ale Izadora i tak czuła
się przerażona. Być może doktora nie niepokoiło to, że Isabel mogła stać się
wampirem, jednak Dorę ta perspektywa napawała strachem, tym bardziej, że wciąż
nie miała żadnych przeczuć względem siostry. Od momentu, w którym Isabel zaszła
w ciążę, Izadora czuła się zblokowana – zarówno jeśli chodziło o Bellę, jak i
jej dziecko. Ta pusta mogła znaczyć wszystko, a Dora mimo najszczerszych chęci
nie potrafiła tego w żaden sposób wytłumaczyć.
Nessie
kolejny raz wyciągnęła rączkę, ale tym razem po to, żeby pociągnąć Izadorę za
kosmyk włosów. Dziewczyna spojrzała na nią mało przytomnie i uśmiechnęła się
niepewnie, widząc, że dziecko odsuwa butelkę, już niezainteresowane jej
zawartości. Izadora w pośpiechu odstawiła naczynie na bok, nawet na nie nie
patrząc, po czym raz jeszcze przyjrzała się swojej siostrzenicy, a zwłaszcza
drobnej piąstce, która zaciskała się na jej lokach. Instynktownie przykryła dłoń
Nessie swoją i ponownie zaczęła kołysać się miarowo.
A potem –
zupełnie jakby była to najzwyklejsza rzecz na świecie – zaczęła śpiewać.
Wołasz mnie, więc jestem tu
Nie pozwolę ci się bać
Ciemność nic nie zrobi ci
Jeśli będziesz mi ufać…
Słowa dawno
zapomnianej, hiszpańskiej kołysanki, pojawiły się same i Izadora już nie mogła
się powstrzymać. Wiedziała, że swoim śpiewem natychmiast zwróciła na siebie
swoją uwagę pozostałych, ale to nie miało dla niej znaczenia. Kiedyś często
pozwalała sobie na taniec i śpiew, ale chyba nigdy nie czuła się w ten sposób,
w ramionach na dodatek trzymając dziecko, które w jakiś sposób było z nią
powiązane. Chciała zrobić wszystko, żeby zapewnić je, że jest już bezpieczne,
chociaż nucąc kolejne wersy, miała wrażenie, że jednocześnie zwraca się do
samej siebie, usiłując znaleźć jakże upragnione ukojenie.
Usłyszała
ciche kroki, a potem ktoś nachylił się nad nią, ręce wspierając na oparciu jej
fotela. Kiedy instynktownie uniosła głowę, już wiedziała, kogo ujrzy nad sobą.
Jasne włosy Olivera lśniły w łagodnym świetle lampy, wampir zaś spoglądał na
nią niepewnie, oczarowany. Izadora skinęła niepewnie głową, chociaż sama nie
była pewna, co w ten sposób zamierzała mu przekazać. Wiedziała jedynie, że
chciała jakoś zapewnić go, że nie musi mieć oporów ze zbliżaniem się do niej,
nawet mimo tego, co wydarzyło się na górze.
Oliver
zawahał się, ale nie cofnął się o krok. Zaraz po tym postanowił ją zaskoczyć i
bez zająknięcia powtórzył wyśpiewane wcześniej przez Izadorę słowa, z taką
pewnością, że oczywiste było, iż rozumie ich znaczenie. Dora spojrzała na niego
zaskoczona, bo nie sądziła nawet, że znał hiszpański, zaraz jednak rozluźniła
się, w głowie wciąż słysząc jedną jedyną linijkę, która miała dla niej
największe znaczenie.
Nie pozwolę ci się bać…
Izadora
powoli opuściła powieki. Już nigdy więcej nie chciała znaleźć się w sytuacji,
kiedy odczuwałaby tak wielki strach, jak kilka godzin wcześniej, kiedy drżała o
życie swoje, Isabel i jej córeczki. Teraz po tamtych emocjach pozostało tylko
wspomnienie, ale coś obawy wciąż nie pozwalały jej odetchnąć i dopiero teraz
tak naprawdę zaczęła się uspokajać.
Gdzieś na
piętrze serce Isabel zaczęło bić mocniej. W tamtym momencie Izadora pomyślała,
że może jeszcze wszystko się ułoży.
Musiało tak
być.
Juz myślałam, ze sie nie doczekam nowego rozdziału. Codziennie sprawdzałam czy nie oddałas czegoś nowego. Myślałam, ze to pojawił sie Edward, kiedy nowy glos pojawił sie w salonie. Zazdrosna Rosalie to musi byc ciekawy widok xD ale i tak kocham ta postać <3 jejku, Izadora musiała wyglądać uroczo z Renesmee na rękach.
OdpowiedzUsuńI to zdziwienie Cullen'ów kiedy Izadora bawi sie z dzieckiem xD a gdzie Alice i Jaspsr? :o trolollo, wcięło ich xD
Kurde, dziwny ten moj komentarz :p kończę, bo jeszcze napisze coś dziwnego =)
Więc życzę weny i dobranoc :p
Gabi
Rozdział jest świetny! Prześwietny! Nic dodać nic ująć :D Podoba mi się baaaaardzo! :)) Czekam na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! :D Nie trzymaj mnie w niepewności co z Bellą :) :))Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za te moje zaległości, aż nie zasługuję na czytanie takiego pięknego rozdziału :(
OdpowiedzUsuńAle od początku, jestem strasznie mile zaskoczona zachowaniem Dory z poprzednich rozdziałów i jak na razie tak pozostaje. Polubiłam ją za jej decyzje i mam nadzieję, że nie zawiedzie. Cała rodzina powoli wraca do domu, ale...troszeczkę za późno :P mogli się trochę pośpieszyć i może wszystko potoczyłoby się inaczej.
Nessie jest przesłodka, ale pewnie jeszcze za wiele nie rozumie, chciałabym żeby to Edward się nią zajmował, ale ma na głowie życie Belli, co jest zrozumiałe :)
A, jeszcze Olivier. Od zawsze go lubiłam, ale po tym rozdziale jest moim ulubieńcem, para - on i Dora to wspaniały pomysł. Już bałam się, że na końcówce zaczną się wzajemnie oblepiać i że będzie za słodko i komicznie, ale szczęśliwie się zawiodłam.
Koniec rozdziału to zdecydowanie mój ulubiony fragment, widać, że jest przez ciebie szczególnie dopracowany i po prostu mnie zauroczył :)
Życzę dużo weny i pozdrawiam :)