– O mój Boże… – wykrztusiłam i nie
wyjaśniając nic Alice, rzuciłam się biegiem w stronę wołającej mnie osoby.
Natychmiast go rozpoznałam. – Jacob! – pisnęłam, rzucając się chłopakowi na
szyję. Nie widziałam go od lat, od mojej ostatniej wizyty w Forks.
– Fajnie
cię znowu widzieć, Isabel – uściskał mnie trochę zmieszany i odstawił na
ziemię, by chwilę mi się przyjrzeć. Nie pozostałam mu dłużna.
– Ale się
zmieniłeś – zauważyłam zaskoczona. Szokująco rzuciło mi się to w oczy. Był
przystojny, dobrze zbudowany, a na dodatek okropnie wysoki! To właśnie
jego wzrost najbardziej mnie zaskoczył – ten młodszy ode mnie chłopak miał ze
dwa metry. Niewiele zostało z mojego przyjaciela sprzed lat, jedynie
czarne oczy i uśmiech pozostały te same. Nie przejęłam się jednak zbytnio –
to nadal był mój Jacob.
– A ty
wcale. No, może trochę urosłaś – uśmiechnął się nieco złośliwie.
– I kto
to mówi – szturchnęłam go po przyjacielsku; zaraz tego pożałowałam. Zabolało.
Jego skóra była niemal tak twarda jak… jak Alice. Co z nimi jest?
Zmarszczyłam czoło. Popadam w paranoję, naprawdę.
Przyuważyłam
jakiś ruch po swojej lewej stronie i po sekundzie u mego boku
pojawiła się Alice. Jacob, ku mojemu zaskoczeniu, zrobił zniesmaczoną minę i zmarszczył
nos, jak gdyby poczuł wyjątkowo nieprzyjemny zapach. Dziewczyna „odwdzięczyła”
mu się w podobny sposób.
– Alice,
nie uwierzysz co za zbieg okoliczności powiedziałam udając, że nie widzę ich
wrogiego nastawienia, w stosunku do siebie. – To mój przyjaciel sprzed
lat, Jacob Black. A to… – zwróciłam się do Jake'a. Przerwał mi jednak.
– Cullen – zabrzmiało
to jak obelga. – Znamy się.
– Tak… – głos
Al zabrzmiał dziwnie. Brakowało tylko słowa „niestety”. – Zostawię was samych.
Bella, widzimy się za godzinę w tym samym miejscu – powiedziała i szybkim
krokiem ruszyła w sobie tylko znanym kierunku. Po chwili już jej nie było.
– OK? – rzuciłam
w przestrzeń, mocno zbita z tropu. Zaraz jednak otrząsnęłam się. – To
co, chcesz pogadać? – zapytałam. Jacob kiwnął tylko głową i ruszył przed
siebie. Popędziłam za nim.
– Dawno cię
tu nie było – zaczął. Uśmiechnęłam się kwaśno.
– Tak… Ale
teraz jestem i będę – zapewniłam. Czułam przyjemne ciepło w okolicach
serca, gdy pomyślałam, że choć w Phoenix zostawiłam Melindę i Jamesa,
nadal mam dobrego przyjaciela.
– Słyszałem
o tym co się stało. Charlie był przyjacielem mojego ojca – przypomniał.
Wzniosłam oczy ku niebu; to akurat pamiętałam doskonale. Na twarzy Jacoba
pojawił się wywołany moją reakcją uśmiech. – Szczęściem nie było tam ciebie – spoważniał.
– Możemy o tym
nie wspominać? – poprosiłam. Nigdy nie roztrząsałam przeszłości. Co było – minęło
i miało nie wrócić. Nie było sensu trzymać się wspomnieć.
– Ach tak,
przepraszam – zreflektował się. – Więc… Skumplowałaś się z Cullen, tak? – zmienił
temat. Dlaczego on tak jej nie lubił?
– Teraz
praktycznie jesteśmy siostrami – uświadomiłam go. Gwałtownie się zatrzymał. Być
może to złudzenie, ale wydało mi się, że przeszedł go dziwny dreszcz. Szybko
się opanował.
– Cullenowie
cię adoptowali? – zapytał nienaturalnie bezbarwnym głosem. Po plecach przeszło
mi ciarki, zdołałam jednak zachować zimną krew.
– Co w tym
złego? – mruknęłam w miarę obojętnie. – To cudowna rodzina – drugie zdanie
wypowiedziałam z uczuciem. – Ale ty ich nie lubisz – stwierdziłam.
Wymamrotał coś, co zabrzmiało jak „wredne pijawki”. Pokręciłam tylko głową,
dzisiaj wszyscy zachowywali się dziwnie. – Nie gadajmy o tym, dobra?
Lepiej powiedz mi co tam u Rachel – zażądałam. Nadal spięty przystał na moją
propozycję.
Rachel była
jedną z dwóch sióstr Jacoba. Lubiłam ją, utrzymywałyśmy lepszy kontakt niż
ja z Rebbecą. Poza tym chciałam zmienić temat. Udało mi się – nie minęło
kilka minut, a mój przyjaciel pochłonął się opowiadaniem o wszystkim,
co ominęło mnie przez te wszystkie lata.
– Muszę ci
kiedyś przedstawić Setha. Chłopaka nie da się nie polubić, mówię ci. Najgorsze
jest tylko to, że wydaje mu się, że jest zabawny. Ale gdyby tak znalazł sobie
dziewczynę to może… – mówił. Zatrzymałam się.
– Chwileczkę
– zaczęłam podejrzliwie. – Ty nie chcesz mnie z nim swatać, prawda? – pytanie
z pozoru było idiotyczne, Jake nie był typem swatki, ale z doświadczenia
wiedziałam, że z chłopakami nigdy nic nie wiadomo.
– Coś ty! –
obruszył się i spojrzał na mnie jakiś dziwne. – Ty z Setem? – udał,
że się krzywi. Uśmiechnęłam się; w duchu jednak byłam zła na siebie. Czy
wszystkich chłopaków musiałam widzieć jako Olivera? Jego już nie było, jasno
dał mi do zrozumienia, że nasza przyjaźń jest skończona… – Ej, coś nie tak?
Otrząsnęłam
się z przykrych wspomnieć i spojrzałam na Jacoba. Przyglądał mi się;
musiał zauważyć, że zmarkotniałam.
– Nie, nie –
pokręciłam głową. – Po prostu pomyślałam o moim chłopaku Jamesie i jego
siostrze, Melindzie – skłamałam.
– Chyba
pamiętam. Twoi przyjaciele, James i Mel, tak? – zmarszczył czoło. – Nie
wiedziałem, że masz chłopaka.
– Bo
chodzimy ze sobą niecałe trzy lata. I chyba nie muszę ci się spowiadać – rzuciłam
żartem i klepnęłam go w ramię. Tym razem delikatnie, pamiętając o dziwnej
twardości jego skóry.
– Ależ
możesz, ja chętnie posłucham – uśmiechnął się złośliwie. Miałam ochotę wystawić
mu język.
– Nie
czaruj – przygasiłam go. Poczułam ukłucie w okolicach serca. Tak zawsze
zbywałam Olivera… Przestań
o tym myśleć!, warknęłam na siebie.
– Dobra,
mamy chyba jeszcze trochę czasu. Co chcesz robić? – objął mnie po przyjacielsku
ramieniem. Był taki ciepły, wręcz… gorący! Odskoczyłam od niego jak oparzona.
– Człowieku,
wiesz jaką ty masz temperaturę? – zapytałam z odpowiedzi na jego zaskoczoną
minę. Jakim cudem nie wyczułam tego wcześniej? Przecież miał ze czterdzieści
stopni…
– Muszę już
iść, Isabel – oświadczył zmieszany. – W sobotę, w La Puch odbędzie
się ognisko. Mam nadzieję, że wpadniesz – dodał dziwnym głosem. A potem
odwrócił się i zniknął w tłumie.
Zostałam
sama. Stałam zszokowana z otwartymi ustami, tępo wpatrując się w miejsce,
w którym zniknął. opanowałam się dopiero po chwili i szybkim krokiem
ruszyłam w stronę miejsca, gdzie miałam spotkać się z Alice.
Robiło się
co raz ciekawiej.
W drodze powrotnej Al znów tryskała
radością i entuzjazmem, jak gdyby nasza rozmowa, spotkanie z Jacobem i moja
duchowa nieobecność nie miały miejsca. Dokładnie wypytała mnie o spotkanie
z Indianinem. Omotała mnie dokładnie jaj jej brat, tak więc nie wiadomo
kiedy i jak, wszystko jej opowiedziałam. Udało mi się jednak, zachować na
tyle przytomności by nie wspomnieć o dziwnej temperaturze o twardości
skóry chłopaka.
Alice
wysłuchała mnie do końca, co jakiś czas dorzucając jakieś pytania. Doskonale
znałam jej nastawienie do Jacoba, gdy jednak nie było go przy nas potrafiła
idealnie pilnować by tego nie okazywać. Zareagowała dopiero, gdy wspomniałam o zaproszeniu
na ognisko.
– Chyba nie
zamierzasz tam jechać – powiedziała poważnie. Poważna Alice? Dobre sobie.
– Czemu
nie? Byłam tam nie raz – nie rozumiałam co się dzieje. Dzisiejszy dzień był
nieprzewidywalny, moi znajomi zachowywali się dziwnie. Czułam się jak w jakimś
innym, równoległym świecie do którego nie pasowałam. Wiedziałam, ze coś się
dzieje, ale nie potrafiłam powiedzieć co. I nikt nie śpieszył się by
wszystko mi wyjaśnić.
– Nie
podoba mi się ten pomysł – ucięła krótko. Zaparkowała zgrabnie w garażu i nic
nie mówiąc wysiadła z auta. Wygramoliłam się za nią. – Chodź, zagonimy
chłopaków do pomocy przy tych torbach – postanowiła, ruszając biegiem do domu. Z braku
lepszych pomysłów popędziłam za nią.
W salonie
zastałyśmy Esme, Carlisle'a, Jaspera i Edwarda. Chochlica sposobem zagonił
swojego chłopaka do garażu, a sama rozsiadła się na kanapie. Zaczęła
opowiadać o naszym wypadzie, nie zawracając sobie głowy tym czy ktoś ją
słucha, czy nie.
Uznałam, że
jestem tu zbędna; ruszyłam w stronę schodów, chcąc spokojnie pomyśleć. I wtedy
Alice wspomniała o moim spotkaniu z Jacobem i zaproszeniu które
otrzymałam. Edward wymamrotał coś i cicho… warknął? Odwróciłam się w jego
kierunku i uśmiechając się z satysfakcją, oparłam o ścianę.
– Coś się
nie podoba? – zapytałam, rzucając mu spojrzenie mówiące „zazdrosny?”.
– Nie, skąd
– powiedział ironicznie. – Wszystko OK, bo tam nie pójdziesz – uciął.
Zacisnęłam usta w wąską linijkę, moje oczy ciskały błyskawice. on mną
rządził?
– Ty tu
akurat nie masz nic do powiedzenia – syknęłam. – Pojadę tam i tobie nic do
tego.
– Im nie
można ufać – warknął wstając. Skrzyżowałam ręce na piersiach i znudzonym
spojrzeniem omiotłam pomieszczenie. Wreszcie zatrzymałam wzrok na jego oczach.
były ciemne.
– Chcesz
powiedzieć, że znasz lepiej chłopaka, który przyjaźni się ze mną od dzieciństwa?
– zapytałam retorycznie. Podjęłam już decyzję i nie zamierzałam jej
zmienić. Dodatkowo nastawienie mojej rodziny utwierdzało mnie w tym
przekonaniu. Liczyłam, że ten wypad przyniesie odpowiedzi na kilka moich pytań.
Bo oni najwyraźniej nie mieli zamiaru wyjaśniać mi cokolwiek.
Edward
milczał, uznałam więc, że ta bezsensowna rozmowa jest zakończona. Moi przybrani
rodzice chyba też nie mieli nic przeciwko. I dobrze, bo byłam tak
wściekła, że prawdopodobnie zignorowałabym to co mówili, tak jak teraz zignorowałam
argumenty Edwarda. Nienawidziłam tajemnic, ani tego, że ktoś mną rządzi.
Odwróciłam się więc i popędziłam na górę, przeskakując po kilka stopni na
raz. Będąc prawie u celu, usłyszałam jeszcze trzaśnięcie drzwiami.
Widocznie mój „braciszek” musiał ochłonąć. nie rozumiałam tylko dlaczego.
Dlaczego
tak się o nie martwił? Jakie niebezpieczeństwo widział w mieszkańcach
La Push,, a zwłaszcza w moim przyjacielu? Lista pytań jednego dnia
poszerzyła się do niewiadomych rozmiarów. A ja nie byłam ani o krok
bliżej prawdy.
Zauważyłam,
że Jasper przyniósł już moją część zakupów. Chwyciłam pierwszą z brzegu
torbę i wytrząsnęłam na łóżko jej zawartość. Zaczęłam układać ubrania by
zająć się czymkolwiek. To jednak nie odwróciło mojej uwagi od wszystkich
dziwnych sytuacji i pytań jakie pojawiły się przez ostatnie dni.
Przemyślałam
wszystko po kolei, kilkukrotnie… I nic. Za każdy, razem wracałam do punktu
wyjścia. A z każdą kolejną próbą ogarnięcia tego zdawało mi się, że
wiem co raz mniej.
Sfrustrowana
rzuciłam się na łóżku, zupełnie ignorując porozrzucane na nim ciuchy. Tu nic
nie miało sensu. Nic nie składało się w logiczną całość. Ale ja nie
zamierzałam się poddać, moja cierpliwość powoli się kończyła, a warto
dodać, że nigdy nie miałam jej zbyt wiele. Zamierzałam ich przycisnąć jeśli to
właśnie będzie konieczne do poznania prawdy.
Od Jake'a
zaczynając.
kolejny plus. Bella ma charakter i nie jest sierotka Marysia;)) az przyjemnie sie czyta
OdpowiedzUsuńwww.czarnekrolestwo.blog.pl
Super rozdział. Bella próbuje,od kogoś wyciągnąć informacje i bardzo dobrze!
OdpowiedzUsuńEsme Anne Cullen