niedziela, 31 marca 2013

Sześć

– O mój Boże… – wykrztusiłam i nie wyjaśniając nic Alice, rzuciłam się biegiem w stronę wołającej mnie osoby. Natychmiast go rozpoznałam. – Jacob! – pisnęłam, rzucając się chłopakowi na szyję. Nie widziałam go od lat, od mojej ostatniej wizyty w Forks.
– Fajnie cię znowu widzieć, Isabel – uściskał mnie trochę zmieszany i odstawił na ziemię, by chwilę mi się przyjrzeć. Nie pozostałam mu dłużna.
– Ale się zmieniłeś – zauważyłam zaskoczona. Szokująco rzuciło mi się to w oczy. Był przystojny, dobrze zbudowany, a na dodatek okropnie wysoki! To właśnie jego wzrost najbardziej mnie zaskoczył – ten młodszy ode mnie chłopak miał ze dwa metry. Niewiele zostało z mojego przyjaciela sprzed lat, jedynie czarne oczy i uśmiech pozostały te same. Nie przejęłam się jednak zbytnio – to nadal był mój Jacob.
– A ty wcale. No, może trochę urosłaś – uśmiechnął się nieco złośliwie.
– I kto to mówi – szturchnęłam go po przyjacielsku; zaraz tego pożałowałam. Zabolało. Jego skóra była niemal tak twarda jak… jak Alice. Co z nimi jest? Zmarszczyłam czoło. Popadam w paranoję, naprawdę.
Przyuważyłam jakiś ruch po swojej lewej stronie i po sekundzie u mego boku pojawiła się Alice. Jacob, ku mojemu zaskoczeniu, zrobił zniesmaczoną minę i zmarszczył nos, jak gdyby poczuł wyjątkowo nieprzyjemny zapach. Dziewczyna „odwdzięczyła” mu się w podobny sposób.
– Alice, nie uwierzysz co za zbieg okoliczności powiedziałam udając, że nie widzę ich wrogiego nastawienia, w stosunku do siebie. – To mój przyjaciel sprzed lat, Jacob Black. A to… – zwróciłam się do Jake'a. Przerwał mi jednak.
– Cullen – zabrzmiało to jak obelga. – Znamy się.
– Tak… – głos Al zabrzmiał dziwnie. Brakowało tylko słowa „niestety”. – Zostawię was samych. Bella, widzimy się za godzinę w tym samym miejscu – powiedziała i szybkim krokiem ruszyła w sobie tylko znanym kierunku. Po chwili już jej nie było.
– OK? – rzuciłam w przestrzeń, mocno zbita z tropu. Zaraz jednak otrząsnęłam się. – To co, chcesz pogadać? – zapytałam. Jacob kiwnął tylko głową i ruszył przed siebie. Popędziłam za nim.
– Dawno cię tu nie było – zaczął. Uśmiechnęłam się kwaśno.
– Tak… Ale teraz jestem i będę – zapewniłam. Czułam przyjemne ciepło w okolicach serca, gdy pomyślałam, że choć w Phoenix zostawiłam Melindę i Jamesa, nadal mam dobrego przyjaciela.
– Słyszałem o tym co się stało. Charlie był przyjacielem mojego ojca – przypomniał. Wzniosłam oczy ku niebu; to akurat pamiętałam doskonale. Na twarzy Jacoba pojawił się wywołany moją reakcją uśmiech. – Szczęściem nie było tam ciebie – spoważniał.
– Możemy o tym nie wspominać? – poprosiłam. Nigdy nie roztrząsałam przeszłości. Co było – minęło i miało nie wrócić. Nie było sensu trzymać się wspomnieć.
– Ach tak, przepraszam – zreflektował się. – Więc… Skumplowałaś się z Cullen, tak? – zmienił temat. Dlaczego on tak jej nie lubił?
– Teraz praktycznie jesteśmy siostrami – uświadomiłam go. Gwałtownie się zatrzymał. Być może to złudzenie, ale wydało mi się, że przeszedł go dziwny dreszcz. Szybko się opanował.
– Cullenowie cię adoptowali? – zapytał nienaturalnie bezbarwnym głosem. Po plecach przeszło mi ciarki, zdołałam jednak zachować zimną krew.
– Co w tym złego? – mruknęłam w miarę obojętnie. – To cudowna rodzina – drugie zdanie wypowiedziałam z uczuciem. – Ale ty ich nie lubisz – stwierdziłam. Wymamrotał coś, co zabrzmiało jak „wredne pijawki”. Pokręciłam tylko głową, dzisiaj wszyscy zachowywali się dziwnie. – Nie gadajmy o tym, dobra? Lepiej powiedz mi co tam u Rachel – zażądałam. Nadal spięty przystał na moją propozycję.
Rachel była jedną z dwóch sióstr Jacoba. Lubiłam ją, utrzymywałyśmy lepszy kontakt niż ja z Rebbecą. Poza tym chciałam zmienić temat. Udało mi się – nie minęło kilka minut, a mój przyjaciel pochłonął się opowiadaniem o wszystkim, co ominęło mnie przez te wszystkie lata.
– Muszę ci kiedyś przedstawić Setha. Chłopaka nie da się nie polubić, mówię ci. Najgorsze jest tylko to, że wydaje mu się, że jest zabawny. Ale gdyby tak znalazł sobie dziewczynę to może… – mówił. Zatrzymałam się.
– Chwileczkę – zaczęłam podejrzliwie. – Ty nie chcesz mnie z nim swatać, prawda? – pytanie z pozoru było idiotyczne, Jake nie był typem swatki, ale z doświadczenia wiedziałam, że z chłopakami nigdy nic nie wiadomo.
– Coś ty! – obruszył się i spojrzał na mnie jakiś dziwne. – Ty z Setem? – udał, że się krzywi. Uśmiechnęłam się; w duchu jednak byłam zła na siebie. Czy wszystkich chłopaków musiałam widzieć jako Olivera? Jego już nie było, jasno dał mi do zrozumienia, że nasza przyjaźń jest skończona… – Ej, coś nie tak?
Otrząsnęłam się z przykrych wspomnieć i spojrzałam na Jacoba. Przyglądał mi się; musiał zauważyć, że zmarkotniałam.
– Nie, nie – pokręciłam głową. – Po prostu pomyślałam o moim chłopaku Jamesie i jego siostrze, Melindzie – skłamałam.
– Chyba pamiętam. Twoi przyjaciele, James i Mel, tak? – zmarszczył czoło. – Nie wiedziałem, że masz chłopaka.
– Bo chodzimy ze sobą niecałe trzy lata. I chyba nie muszę ci się spowiadać – rzuciłam żartem i klepnęłam go w ramię. Tym razem delikatnie, pamiętając o dziwnej twardości jego skóry.
– Ależ możesz, ja chętnie posłucham – uśmiechnął się złośliwie. Miałam ochotę wystawić mu język.
– Nie czaruj – przygasiłam go. Poczułam ukłucie w okolicach serca. Tak zawsze zbywałam Olivera… Przestań o tym myśleć!, warknęłam na siebie.
– Dobra, mamy chyba jeszcze trochę czasu. Co chcesz robić? – objął mnie po przyjacielsku ramieniem. Był taki ciepły, wręcz… gorący! Odskoczyłam od niego jak oparzona.
– Człowieku, wiesz jaką ty masz temperaturę? – zapytałam z odpowiedzi na jego zaskoczoną minę. Jakim cudem nie wyczułam tego wcześniej? Przecież miał ze czterdzieści stopni…
– Muszę już iść, Isabel – oświadczył zmieszany. – W sobotę, w La Puch odbędzie się ognisko. Mam nadzieję, że wpadniesz – dodał dziwnym głosem. A potem odwrócił się i zniknął w tłumie.
Zostałam sama. Stałam zszokowana z otwartymi ustami, tępo wpatrując się w miejsce, w którym zniknął. opanowałam się dopiero po chwili i szybkim krokiem ruszyłam w stronę miejsca, gdzie miałam spotkać się z Alice.
Robiło się co raz ciekawiej.

W drodze powrotnej Al znów tryskała radością i entuzjazmem, jak gdyby nasza rozmowa, spotkanie z Jacobem i moja duchowa nieobecność nie miały miejsca. Dokładnie wypytała mnie o spotkanie z Indianinem. Omotała mnie dokładnie jaj jej brat, tak więc nie wiadomo kiedy i jak, wszystko jej opowiedziałam. Udało mi się jednak, zachować na tyle przytomności by nie wspomnieć o dziwnej temperaturze o twardości skóry chłopaka.
Alice wysłuchała mnie do końca, co jakiś czas dorzucając jakieś pytania. Doskonale znałam jej nastawienie do Jacoba, gdy jednak nie było go przy nas potrafiła idealnie pilnować by tego nie okazywać. Zareagowała dopiero, gdy wspomniałam o zaproszeniu na ognisko.
– Chyba nie zamierzasz tam jechać – powiedziała poważnie. Poważna Alice? Dobre sobie.
– Czemu nie? Byłam tam nie raz – nie rozumiałam co się dzieje. Dzisiejszy dzień był nieprzewidywalny, moi znajomi zachowywali się dziwnie. Czułam się jak w jakimś innym, równoległym świecie do którego nie pasowałam. Wiedziałam, ze coś się dzieje, ale nie potrafiłam powiedzieć co. I nikt nie śpieszył się by wszystko mi wyjaśnić.
– Nie podoba mi się ten pomysł – ucięła krótko. Zaparkowała zgrabnie w garażu i nic nie mówiąc wysiadła z auta. Wygramoliłam się za nią. – Chodź, zagonimy chłopaków do pomocy przy tych torbach – postanowiła, ruszając biegiem do domu. Z braku lepszych pomysłów popędziłam za nią.
W salonie zastałyśmy Esme, Carlisle'a, Jaspera i Edwarda. Chochlica sposobem zagonił swojego chłopaka do garażu, a sama rozsiadła się na kanapie. Zaczęła opowiadać o naszym wypadzie, nie zawracając sobie głowy tym czy ktoś ją słucha, czy nie.
Uznałam, że jestem tu zbędna; ruszyłam w stronę schodów, chcąc spokojnie pomyśleć. I wtedy Alice wspomniała o moim spotkaniu z Jacobem i zaproszeniu które otrzymałam. Edward wymamrotał coś i cicho… warknął? Odwróciłam się w jego kierunku i uśmiechając się z satysfakcją, oparłam o ścianę.
– Coś się nie podoba? – zapytałam, rzucając mu spojrzenie mówiące „zazdrosny?”.
– Nie, skąd – powiedział ironicznie. – Wszystko OK, bo tam nie pójdziesz – uciął. Zacisnęłam usta w wąską linijkę, moje oczy ciskały błyskawice. on mną rządził?
– Ty tu akurat nie masz nic do powiedzenia – syknęłam. – Pojadę tam i tobie nic do tego.
– Im nie można ufać – warknął wstając. Skrzyżowałam ręce na piersiach i znudzonym spojrzeniem omiotłam pomieszczenie. Wreszcie zatrzymałam wzrok na jego oczach. były ciemne.
– Chcesz powiedzieć, że znasz lepiej chłopaka, który przyjaźni się ze mną od dzieciństwa? – zapytałam retorycznie. Podjęłam już decyzję i nie zamierzałam jej zmienić. Dodatkowo nastawienie mojej rodziny utwierdzało mnie w tym przekonaniu. Liczyłam, że ten wypad przyniesie odpowiedzi na kilka moich pytań. Bo oni najwyraźniej nie mieli zamiaru wyjaśniać mi cokolwiek.
Edward milczał, uznałam więc, że ta bezsensowna rozmowa jest zakończona. Moi przybrani rodzice chyba też nie mieli nic przeciwko. I dobrze, bo byłam tak wściekła, że prawdopodobnie zignorowałabym to co mówili, tak jak teraz zignorowałam argumenty Edwarda. Nienawidziłam tajemnic, ani tego, że ktoś mną rządzi. Odwróciłam się więc i popędziłam na górę, przeskakując po kilka stopni na raz. Będąc prawie u celu, usłyszałam jeszcze trzaśnięcie drzwiami. Widocznie mój „braciszek” musiał ochłonąć. nie rozumiałam tylko dlaczego.
Dlaczego tak się o nie martwił? Jakie niebezpieczeństwo widział w mieszkańcach La Push,, a zwłaszcza w moim przyjacielu? Lista pytań jednego dnia poszerzyła się do niewiadomych rozmiarów. A ja nie byłam ani o krok bliżej prawdy.
Zauważyłam, że Jasper przyniósł już moją część zakupów. Chwyciłam pierwszą z brzegu torbę i wytrząsnęłam na łóżko jej zawartość. Zaczęłam układać ubrania by zająć się czymkolwiek. To jednak nie odwróciło mojej uwagi od wszystkich dziwnych sytuacji i pytań jakie pojawiły się przez ostatnie dni.
Przemyślałam wszystko po kolei, kilkukrotnie… I nic. Za każdy, razem wracałam do punktu wyjścia. A z każdą kolejną próbą ogarnięcia tego zdawało mi się, że wiem co raz mniej.
Sfrustrowana rzuciłam się na łóżku, zupełnie ignorując porozrzucane na nim ciuchy. Tu nic nie miało sensu. Nic nie składało się w logiczną całość. Ale ja nie zamierzałam się poddać, moja cierpliwość powoli się kończyła, a warto dodać, że nigdy nie miałam jej zbyt wiele. Zamierzałam ich przycisnąć jeśli to właśnie będzie konieczne do poznania prawdy.
Od Jake'a zaczynając.

2 komentarze:

  1. kolejny plus. Bella ma charakter i nie jest sierotka Marysia;)) az przyjemnie sie czyta
    www.czarnekrolestwo.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. Bella próbuje,od kogoś wyciągnąć informacje i bardzo dobrze!
    Esme Anne Cullen

    OdpowiedzUsuń



After We Fall
stories by Nessa