niedziela, 31 marca 2013

Siedem

– Bella…
Nie zareagowałam.
– Isabel.
Znów nic.
– Isabel, proszę!
Czy on musiał być taki uparty?
Z tym pytaniem wsiadłam do auta, zatrzaskując drzwi przed nosem Edwarda. Miło, że Alice udostępniłam i samochód Jaspera. Nawet jeśli sama nie była zachwycona moją decyzją.
Ale ja postanowiłam. Postanowiłam, że pojadę do La Push i spotkam z Jacobem. Poza tym co złego jest w ognisku z kumplem i jego znajomymi? Nic oczywiści. Ignorując mojego irytującego braciszka, odpaliłam auto i wyjechałam z garażu.
Od naszej „dyskusji” Edward wcale się do mnie nie odzywał. Lepiej – unikał mnie. Przyznaję, odpowiadał mi taki stan rzeczy. Znacznie lepiej niż musieć wysłuchiwać jego przemówień i błagań, którymi raczył mnie od dzisiejszego ranka. Pewnie i byłby gotów przykuć mnie łańcuchem do ściany, gdyby miał po swojej stronie rodziców. Ale Carlisle i Esme nie mieli nic przeciwko mojemu wyjazdowi. Czułam jednak, że im też niezbyt się to podoba. Cóż, najważniejsze, że mnie nie zatrzymywali.
Włączyłam radio, chcąc odgonić od siebie przykre myśli. Na razie zamierzałam tylko dobrze się bawić. Nucąc cicho wjechałam na teren rezerwatu. Zwolniłam trochę, licząc, że zauważę Jacoba lub kogokolwiek znajomego. Niestety – nic z tego. Nieco oszołomiona rozmową z Alice i spotkaniem Jake'a w centrum, zapomniałam wypytać go o tak istotną rzecz jak droga na klif lub do jego domu. W końcu nigdy sama się tu nie zapuszczałam, nie pamiętałam poszczególnych miejsc. Teraz pozostawało mi tylko błądzić. Albo…
– Hej, pomożesz mi? – zapytałam, rozsuwając szybę i hamując obok pewnego chłopaka. Wydał mi się sympatyczny; postawą i wzrostem przypominał Jacoba. Był tylko nieco młodszy. – Wiesz jak dojechać na klif? – przeszłam do rzeczy.
– Jasne, idę tam – chłopak uśmiechnął się do mnie. – Jedź dalej tą drogą – rzucił luźno.
– Dzięki. A tak właściwie jestem Isabel – uznałam, że nie zaszkodzi się przedstawić.
– Seth – mruknął. Zamrugałam zaskoczona. Kolejny dzień przypadków, pomyślałam.
– Clearwater? – upewniłam się. Teraz to on wydał się być zaskoczony. – Jake mi opowiadał – wyjaśniłam szybko. Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
– To ty jesteś ta Izzy! – wypalił.
– Jestem – potwierdziłam inteligentnie. – Wsiadaj – dodałam. Nie musiałam długo go namawiać.
Z Setem jako towarzyszem i GPS-em zarazem szybko dotarłam na miejsce. Musiałam przyznać, że Jacob miał rację – nie dało się nie polubić tego chłopaka. Był pełen życia i optymizmu. Miał poczucie humoru, którego ogarnąć nie potrafił chyba nikt prócz niego. Przez całą drogę opowiedział mi chyba z setkę dowcipów, podobno zabawnych, ja jednak nie odniosłam takiego wrażenia. Przymusiłam się jednak do śmiechu widząc jaką sprawia mu to radość.
– Jest Jacob – oznajmił nagle mój towarzysz. Spojrzałam we wskazanym przez niego kierunku, miał rację. Pomachałam Blackowi i zgrabnie zaparkowałam samochód, a już po chwili znalazłam się w rozgrzanych objęciach przyjaciela.
– Wyrwałaś się? – zapytał odsuwając mnie od siebie. Czyżby podejrzewał jak zareagują Cullenowie?
– Nie, nadal siedzę w pokoju – sarknęłam. – Oczywiście, że tak – uśmiechnęłam się, jednocześnie spychając wszystkie pytania i podejrzenia gdzieś w głąb umysłu. Bo popadniesz w paranoję, skarciłam się w duchu.
– Nawet jakby cię nie puścili to być przyszła – oświadczył poważnie. Uniosłam jedną brew i spojrzałam na niego pytająco. – Zabrałbym cię od nich nawet siłą – był w pełni zaangażowany.
– Jak widać nie musisz – ucięłam, mijając go. ruszyłam w stronę krawędzi klifu. Chciałam ten dzień spędzić bez oznak wrogości na linii Quileci-Cullenowie. I byłam na dobrej drodze.
Jake przedstawił mnie swoim znajomym. Jared, jego dziewczyna Kim, oraz Quill szybko mnie zaakceptowali. Sam i Paul odnosili się do mnie z dystansem, wręcz obojętnie, zbytnio zajęci swoimi partnerkami – Emily i Rachel; szczerze ucieszyłam się na widok tej ostatniej. Siostra Setha natomiast, Leah, obrzuciła mnie chłodnym spojrzeniem i więcej nie zwracała na mnie uwagi. Nie przejęłam się tym, bo w końcu wszystkim dogodzić się nie da.
Mimo wrogiego czy obojętnego nastawienia kilku osób, bawiłam się świetnie. Chłopaki non stop się wygłupiali, przedrzeźniając się nawzajem i opowiadając jakieś głupie historyjki, a Seth swoje kawały. Swoją drogą to ile on ich znał?
– Poskaczmy z klifu? – zaproponował nagle Quill. Spojrzałam na niego jak na wariata i wybuchnęłam śmiechem.
– Żartujesz, tak? – wykrztusiłam, gdy zdołałam się uspokoić. Ale po minie widziałam, że jest całkowicie poważny. – Nie… To chore – pokręciłam z niedowierzaniem głową i spojrzałam na resztę, szukając poparcia.
– Poważnie – Jacob mówił o tym, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie, na poziomie biegania czy czytania książki. – Wierz mi Iz, to świetna zabawa – nim się obejrzałam chwycił mnie za rękę i pociągną zmuszając do wstania. – Większość skacze z dolnej półki – ciągną, podprowadzając mnie do krawędzi. – Ale to nie to samo. Możesz jednak tam zacząć, tak na próbę.
– Nie… – nabrałam powietrza do płuc i wypuściłam je ze świstem. – Powiedz mi co mam zrobić.
– Skoczymy pierwsi – rzucił luźno. – A potem ty. Po prostu weź rozbieg, a grawitacja załatwi resztę. I o nic się nie martw, pomogę ci jakby co – zapewnił i jakby na podkreślenie swoich słów, wziął rozbieg i rzucił się z klifu. Nim zdążyłam otrząsnąć się z tego, czego byłam świadkiem, reszta poszła w jego ślady, a ja zostałam sama.
Co ty do cholery wyprawiasz?, pomyślałam, odchodząc od krawędzi. Biłam się z myślami. To było głupie, tak, ale korciło mnie by to zrobić. Ufałam Jacobowi i swoim umiejętnością pływackim. Zwłaszcza Jacobowi. Po prostu tak było.
Westchnęłam. Nim zdążyłam się rozmyślić, wzięłam rozbieg i… skoczyłam. Zrobiłam to. Zaczęłam piszczeć jak wariatka. Najlepsze było to, że nie krzyczałam ze strachu. To była czysta radość.
Nigdy nie pomyślałabym, że będzie mnie stać na podobne wariactwo. Ale w moim życiu już chyba nic nie miało być takie samo. Nie przejęłam się więc tym, że robię najbardziej szaloną rzecz jaka przyszła mi do głowy, tylko rozkoszowałam się lotem. A była to chwila niesamowita.
Czułam się naprawdę wolna. Moje włosy, smagane wiatrem, latały we wszystkie możliwe strony. Przymknęłam oczy, chcąc jak najlepiej zapamiętać tę chwilę, nic innego nie miało znaczenia…
I wtedy wpadłam do wody.
Fakt ten całkowicie mnie oszołomił. Przez dłuższą chwilę nie byłam pewna co mam zrobić, morze powoli mnie pochłaniało. Otrząsnęłam się dopiero po kilku sekundach i zaczęłam płynąć w górę. Wystrzeliłam na powierzchnię niczym strzała, zachłannie nabierając powietrza. Jednym sprawnym ruchem odgarnęłam włosy z twarzy, aby móc cokolwiek zobaczyć. Ciężko dyszałam, ale byłam szczęśliwa.
– Ale cię zniosło! – Jacob podpłynął do mnie. Rozejrzałam się, ze zdziwieniem zdając sobie sprawę, że brzeg jest spory kawałek dalej. – Dasz radę dopłynąć? – zapytał. Dlaczego miałam nieodparte wrażenie, że najchętniej „podholowałby” mnie do brzegu, bawiąc się w bohatera?
– Pewnie – obruszyłam się i nie czekając na niego ruszyłam w stronę plaży. Szybko się ze mną zrównał.
– Oj, daj spokój, Isabel – jęknął. – Wybacz, że podważyłem twoje umiejętności – zrobił tak żałosną minę, że nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. Chlusnęłam mu wodą w twarz i śmiejąc się jak wariatka zaczęłam uciekać. Zaraz ruszył za mną.
Ścigaliśmy się, chichocąc przez jakiś czas, gdy nagle Indianin gdzieś znikną. Zatrzymałam się zaniepokojona; rozglądałam się dookoła całkiem zdezorientowana, szukając go wzrokiem. Mimo, że byłam bliska brzegu, postanowiłam zawrócić.
Nagle coś rozgrzanego chwyciło mnie za kostkę u nogi i pociągnęło w dół. Zdążyłam tylko krótko krzyknąć nim ponownie znalazłam się pod wodą. Zaczęłam się szarpać, chcąc jak najszybciej wypłynąć na powierzchnię. W końcu udało mi się uwolnić; wynurzyłam się na powierzchnie. Serce waliło mi jak oszalałe.
Usłyszałam wybuch śmiechu. Coś się we mnie zagotowało.
– BLACK! – mój głos przeciął powietrze niczym sztylet. Chłopak przestał się śmiać i uniósł ręce w obronnym geście.
– To był żart – wyjaśnił. – Może głupi, ale twoja mina… bezcenna – wyszczerzył się do mnie.
Prychnęłam i kipiąc ze złości popłynęłam w stronę brzegu.

Za ten „dowcip” dąsałam się jeszcze długo. Siedząc przy ognisku wraz z Jake'em i jego kuplami udawałam, że go tam nie ma.
– Nie złość się na niego – Quill uśmiechnął się rozbawiony. – To jest małolat bez rozrywek – zapewnił by mnie rozbawić. Jacob zdzielił go za to po głowie. Zaczęli się dla zabawy przepychać. Pokręciłam tylko głową z niedowierzaniem.
– Jak dzieci, co? – zagadnął mnie Jared wielce poważnym tonem. Przytaknęłam rozbawiona.
Mimo wszystko bawiłam się świetnie. Jacob wkrótce wkupił się w moje łaski. Co prawda przez resztę dnia wygłupiał, ale wstrzymał się z żartami w stosunku do mojej osoby. Ma się ten autorytet, nie ma co!
W dość wesołej atmosferze przesiedzieliśmy aż do wieczora, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy. Tak było i tym razem. Przed powrotem zaproponowałam jeszcze Jake'owi spacer po plaży. Przyznaję, miałam w tym swój cel. Moje pytania mianowicie. Bo ja nie zapomniałam.
– Nie rozumiem – zaczęłam. Spokojnym krokiem szłam po piasku, wdychając czyste, morskie powietrze. Lekki twarz smagał moją twarz, rozwiewając suche już włosy. Mój przyjaciel szedł na równi ze mną, a gdy zaczęłam mówić popatrzył na mnie pytająco. – Tej wrogości między Quileutami, a Cullenami – uściśliłam. Przez jego twarz przebiegł cień. Podobnie zareagowała Alice, gdy poruszyłam temat moich dziwnych obserwacji. – Wy wszyscy jesteście dziwni – ciągnęłam. – Moja rodzina… Chorobliwie bladzi, piękni, o złotych, zadających się zmieniać kolor oczach. Ich skóra jest twarda niczym marmur i zimna jak lód… Wydają się nic nie jeść, nigdy nie widziałam by któreś z nich spało… – urwałam na chwilę. – A wy… Jesteście ludźmi, niby zwykłymi ale… doskonale zbudowanymi, a wasza skóra… Ona wręcz parzy, a na dodatek jest okropnie wytrzymała – zatrzymałam się gwałtownie i odwróciłam w jego kierunku. Spojrzałam w jego czarne tęczówki. Czaił się w nich niepokój i zaskoczenie. Nabrałam powietrza do płuc i odezwałam się ponownie:
– Ty wiesz co się dzieje, bynajmniej po części. Wyjaśnij mi, proszę…
Zapadła chwila ciszy. Długiej, irytującej ciszy. Czekałam, intensywnie się w niego wpatrując; wyraźnie unikał mojego spojrzenia.
– Tak bym chciał – westchnął. – Powiedzieć ci wszystko… Chciałem już wtedy, w centrum. Ale nie mogę. Sama musisz dowiedzieć się prawdy o mnie i o Cullenach – zrobił krok do przodu i przytulił mnie. Oparłam głowę na jego rozgrzanym torsie. – Uważaj na nich. Mimo wszystko wiem, że nie chcą zrobić ci krzywdy. Ale instynkt może okazać się silniejszy.
Spojrzałam na niego pytająco; po oczach poznałam jednak, że nie powie mi nic więcej.

1 komentarz:

  1. fajnie toczy sie akcja... ;) a przede wszysytkim nie wcinasz tych ckliwych romansow wszedzie. Jake jest duzym dzieckiem... w oryginale go nie lubilam i teraz chyba tez nie polubie;)
    www.czarnekrolestwo.blog.pl

    OdpowiedzUsuń



After We Fall
stories by Nessa