niedziela, 31 marca 2013

Piętnaście

Spojrzałam w lustro. Zobaczyłam czekoladowe, zmęczone oczy i okalającą moją twarz burzę brązowych loków w nieładzie. Typowy widok po nieprzespanej nocy.

 Druga odkąd tu mieszkam noc zerwana na wielogodzinne rozmowy. Tym razem jednak sytuacja była zupełnie inna.

 Edwarda nie znałam. Rozmawialiśmy by się zapoznać. To była wyjątkowa rozmowa, niezwykła noc. Coś niesamowitego od prostoty pytań po sposób w jaki mnie omotał i wyciągał odpowiedzi. Teraz przynajmniej wiedziałam dlaczego. Był zafascynowany i podirytowany brakiem dostępu do mojego umysłu, musiał wymyślić jakiś inny sposób, bo nie przywykł do tego, że nie potrafił rozszyfrować jakiejkolwiek osoby.

 James był inny. Znał mnie od dziecka, był najbliższą mi osobą. Rozumiałam się z nim bez słów, jedynie Melinda znała mnie lepiej. Spędziliśmy noc rozmawiając o tym, co się z nami działo przez te wszystkie tygodnie (swoją opowieść musiałam mocno skrócić, pomijając kilka istotnych faktów) lub milcząc. To drugie było znacznie przyjemniejsze. Niczym nie krepująca cisza, subtelne i czułe gesty. Pocałunki.

 Tylko miłość.

 Po jakimś czasie zmorzył mnie sen i zdrzemnęłam się na kilka zaledwie godzin, a gdy się obudziłam Jamesa nie było. Domyśliłam się, że poszedł do siebie, do jednego z pustych pokoi wskazanych mu przez Cullenów.

 Wstrzymałam się ze wspomnieniami skupiając się na tym, co czekało mnie dzisiejszego wieczoru. Doprowadziłam się do porządku i zbiegłam na dół czując się radośnie i lekko. Podświadomie skierowałam się do kuchni; trafiłam idealnie.

 Mój chłopak siedział przy kuchennym stole, w najlepsze rozmawiając z moimi przybranymi rodzicami. Gdy tylko zorientował się, że przyszłam, odwrócił się w moim kierunku i posłał mi uśmiech. Wydał mi się jakiś dziwny, ale nie zwróciłam na to uwagi. Krokiem godnym Alice pokonałam dzielącą nas odległość i usadowiłam mu się na kolanach. Stłumiłam ziewnięcie; byłam zmęczona, ale nie zamierzałam tracić czasu, w którym mogłam się nim cieszyć.

– Brawo, Izzy. Dwie i pół godziny snu, to chyba twój rekord – zaśmiał się, spoglądając na zegarek.

– Nieee… – zaprzeczyłam, ziewając. – Kiedyś z Mel nie spałyśmy całą noc. To było wtedy, gdy spałam u was i zrobiliśmy sobie maraton horrorów. Dwie części „Ringu”, później straszyłeś nas bawiąc się telefonem – przypomniałam.

– A fakt – zreflektowała się. – Samara cię dorwie – wywrócił oczyma. – To było nawet niezłe, zwłaszcza te wasze miny. Ale na pewno pamiętasz jakieś pozytywy związane ze mną, co? – niby to przypadkiem przesunął dłonią po moim policzku. Zadrżałam.

– Hmm…? Nie, jakoś nic sobie nie przypominam – zażartowałam, udając głęboki namysł.

– To szkoda – zamruczał. – Będzie trzeba stworzyć kilka, dziś wieczorem przykładowo. Och, a skoro już wspomniałaś o Mel to coś mi się przypomniało – oznajmił nagle. – Kazała mi ciebie spytać po jaką cholerę masz telefon, skoro z niego nie korzystasz. Innymi słowy – masz do niej dzwonić.

 Zrobiłam minę z repertuaru „ups!” uświadamiając sobie, że od naszej rozmowy minęły wieki. Kolejna zaniedbana rzecz, zbyt błaha by o niej myśleć ze świadomością, że ma się zostać dhampirem.

 Zmarkotniałam, zagłębiając się w ponurych myślach związanych z tym, co miało się wkrótce stać. Uświadomiłam sobie, że pozostało naprawdę nie wiele czasu. Dni zdawały się mijać z zawrotną prędkością przybliżając mnie do dnia moich osiemnastych urodzin.

 James bez ostrzeżenia zsunął mnie na osobne krzesło. Bez słowa wstał i ruszył w stronę wyjścia.

– A ty gdzie? – rzuciłam za nim. Z nietypowym dla niego ociąganiem odwrócił się w moją stronę. Na jego twarzy dostrzegłam zniecierpliwienie – jakby chciał jak najszybciej pozbyć się mojego towarzystwa. To zbiło mnie z tropu; uznałam, że zmęczona mam zwidy, bo on nigdy nie okazał niechęci czy znudzenia moją osobą.

– Muszę coś załatwi – odpowiedział wymijająco, Unikał mojego wzorku. – Zobaczymy się później.

– Przecież mogę iść z tobą – zaoferowałam wstając. Pokręcił tylko przecząco głową i wyszedł, minąwszy się w drzwiach z Alice; uśmiechnęli się do siebie tajemniczo.

 Nie wiedziałam co mogło się stać. W jednej chwili rozmawiamy, przekomarzamy się i ogólnie wszystko jest w najlepszym porządku. W drugiej zaś zaczyna się dziwnie zachowywać, a na dodatek najzwyczajniej w świecie mnie ignoruje. I patrzy jakoś dziwnie na Alice. Rozumiałam, że chochlica jest ładna, w końcu była wampirem, ale nie mogłam znieść myśli, która niespodziewanie mnie nawiedziła. Że ulegnie jej urokowi, zostawi mnie…

 Popadasz w paranoję, Izzy, skarciłam się w myślach. Nadal jednak nie dawało mi zachowanie Jamesa. Zwiesiłam bezradnie ramiona, zacisnęłam dłonie w pięści.

 

James zniknął na wiele nieznośnych godzin. Nie odbierał moich telefonów, nie odpowiadał na SMSy. Martwiło mnie to, już zupełnie nie wiedziałam co się dzieje. Snułam się po domu jak cień, nie miałam co ze sobą zrobić. Jeszcze więcej pytań pojawiał się w mojej głowie, gdy widziałam tajemnicze uśmiechy Alice które posyłała mi za każdym razem, gdy mnie zobaczyła.

 Tak było aż do wieczora. Dopiero wieczorem zawibrowała moja komórka, dając mi znać o nadejściu SMSa. Doznałam niewysłowionej ulgi, gdy zobaczyłam kto jest jego nadawcą. Będę za półtorej godziny, szykuj się, odczytałam.

 Błyskawicznie pognałam do swojego pokoju. Zupełnie machinalnie wydobyłam z szafy pudełko, które otrzymałam dzień wcześniej i wraz z nim udałam się prosto do łazienki by na spokojnie się przygotować.

 Melinda przeszła samą siebie. Sukienka, bo właśnie nią okazał się ów prezent, pasowała na mnie idealnie. Zielona; idealnie współgrała z barwą moich włosów i oczu. Nie trzymała się na ramiączkach, nie posiadała nawet rękawów – odsłaniała ramiona i znaczna część pleców. Przylegająca do ciała, zwężona w talii i nieco rozszerzona u dołu, z lekkiego i zwiewnego materiału, który sprawiał, że przy każdym kroku zdawałam się płynąć w powietrzu.

 Moja przyjaciółka nie zapomniała o pasujących dodatkach. Na dnie pudła wynalazłam szpilki i szal, który spokojnie mogłam zarzucić sobie na ramiona – w końcu pogoda w Forks pozostawiała wiele do życzenia. Wręcz wpadłam w samo zachwyt, gdy spojrzawszy w wielkie lustro wiszące w łazience i zobaczyłam cały efekt na sobie.

 Skończyłam w samą porę.

 Do salonu zeszłam zaledwie pięć minut przed czasem. Siedzący na kanapie Emmett zagwizdał na mój widok czym zasłużył sobie na piorunujące spojrzenie Rosalie; blondynka jednak też nie mogła zignorować mojego wyglądu. Alice zerwała się z miejsca i w wampirzym tempie znalazła się przede mną, podpierając ręce na biodrach.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś, że idziesz się szykować? – zapytała z udawanym oburzeniem. Zdradzał ją ledwie powstrzymywany uśmiech i wesołe ogniki w oczach. – Wiesz jak trudno obejść się bez wizji na twój temat? – pożaliła się. Uśmiechnęłam się tylko nieco wyzywająco.

 Alice była ogólnie zadowolona z tego, co sama ze sobą zrobiłam. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie poprawiła tego i owego. Jak na nią to i tak nie trwało to długo, ale i tak byłam spóźniona, gdy wreszcie ze mną skończyła.

 Jamesa jednak nie było.

 Zdenerwowałam się. Co mogło go zatrzymać? Przecież nigdy nie spóźnił się na żadną z naszych randek, a jak już to nie więcej niż pięć minut. Ale dwadzieścia? To nie było do niego podobne.

 Po kilku minutach czekania i zamartwiania się, moje rozmyślania przerwała moja komórka. Natychmiast odebrałam.

– Gdzie ty jesteś? – naskoczyłam na swojego rozmówcę. Ja wręcz żądałam wyjaśnień.

– Spokojnie Izzy – mruknął niespeszony. – Mamy mały problem – oznajmił bez zbędnych ceregieli.

– Mianowicie? – zapytałam, czekając na odpowiedź. Zacisnęłam usta w wąską linijkę i przysiadłam na brzegu kanapy. Cały ten dzień, choć zapowiadał się wspaniale, jak na razie był jedną wielką katastrofą.

– Chyba nic nie wyjdzie z tego wieczoru, muszę pilnie wracać do domu – oznajmiłam. Jego głos brzmiał obojętnie; bez nutki żalu czy rozczarowania.

– Co się stało? – dociekałam. Byłam co raz bardziej podenerwowana. Czyżby odległość była jednak zbyt wielką próbą dla naszego związku? Czy wszystko miało się zakończyć w sień, w który trzy lata wcześniej się zaczęło?

– Sprawy rodzinne, wyjaśnię ci jak coś się wyjaśni – wywinął się od odpowiedzi i nie dając mi szansy na jakąkolwiek reakcję po prostu się rozłączył.

 Bez pożegnania, bez słowa wyjaśnień – tak po prostu, bez emocji i zainteresowania. A każde słowo wypowiedziane z tą dziwną obojętnością było niczym sztylet wymierzony prosto w moje serce.

 Wpierw chciał dobrze, ale… Good intentions fall. There's no where to hide* – jak mówiły słowa piosenki której słuchałam pierwszych dniach mojego pobytu u Cullenów, a która podobno miała nie tyczyć się mnie.

 Nic nie mówiąc i nie patrząc na moje rodzeństwo, niemalże biegiem wróciłam do swojego pokoju. Tam rzuciłam się na łóżko; nie widziałam nawet powodu by się trudzić i przebrać w coś normalnego. Chciałam po prostu być sama.

 Nie płakałam. Nigdy nie pozwalałam by emocje wzięły nade mną górę. Nie miałam zamiaru zalewać się łzami i wymyśla jakieś niestworzone historie. Po prostu leżałam i próbowałam się wyciszyć.

 Wszyscy musieli się domyślić, że nie chcę niczyjego towarzystwa, bo nikt do mnie nie zaglądał. Dopiero po jakiejś godzinie, gdy było już całkiem ciemno, wpadła do mnie Alice i oznajmiła, że idą na polowanie; miałam zostać całkiem sama. Nie wnikałam co stało się, że nagle zachciało im się posilić zwłaszcza, że zaledwie dwa dni temu wszyscy moi bracia byli na polowaniu, a oczy mojej siostry nadal miały barwę miodu. Było mi to jak najbardziej na rękę, więc skinęłam głową. Wyszła, a ja pogrążyłam się w niczym niezmąconej ciszy.

 Nie byłam pewna jak wiele minęło czasu – minuty, godziny… Ten spokój był hipnotyzujący, całkowicie straciłam poczucie czasu. To nie było otępienie czy jakaś depresja. To było coś pozytywnego. Chwila na uporządkowanie wszystkich myśli.

 Uznałam, że wyciągnęłam zbyt pochopne wnioski. James nigdy mnie nie wystawił i nie oszukał, więc na pewno miał poważny powód by odwołać nasze spotkanie. Poza tym od zawsze dobrze ukrywał swoje emocje i…

 Moje rozmyślania przerwała muzyka.

1 komentarz:

  1. ok... to juz nie lubie Jamesa..
    niby co moglo byc takiego waznego? ktos tu kreci... a moze ktos go nastraszyl czy cos...

    OdpowiedzUsuń



After We Fall
stories by Nessa