niedziela, 31 marca 2013

Dwanaście

– Ja czekam – przypomniałam podirytowana. Nikt nie kwapił się by odpowiedzieć na moje pytanie. A już tak dobrze szło.

– To skomplikowane – odezwała się cicho Alice. Jej próby uspakajania mnie zeszły na niczym.

– Nieważne. Chcę wiedzieć. Mnie już raczej nic nie zdziwi – stwierdziłam. Jak prawda to prawda.

– Istnieje coś takiego jak dhampir – zaczął powoli Carlisle. – Pół-wampir jaśniej mówiąc. Hybryda człowieka i wampira. Kobiety naszej rasy nie mogą mieć dzieci; nie rozwijają się, więc ciąża jest niemożliwa. Inna sprawa jest z mężczyznami, ale naprawdę rzadko się zdarza by ktoś miał w sobie wystarczająco dużo silnej woli. Ale zdarza się. Więc...Gdy kobieta zajdzie w ciążę z wampirem, dziecko rozwija się wyjątkowo szybko. Poród rozpoczyna się mniej więcej po miesiącu i zwykle kończy się śmiercią matki; bynajmniej nigdy nie słyszano by któraś przeżyła. Powód był prosty – nie dość, że dziecko jest okropnie silne i z łatwością łamie matce kości to jeszcze na koniec wygryza się na zewnątrz.

Doznałam niemałego wstrząsu. Carlisle miał wyraźne trudności z nazwaniem tego czegoś "dzieckiem", a sądząc po minach reszty to wszyscy mieli podobne zdanie. Wszyscy z wyjątkiem Rosalie.

Nie rozumiałam jednak jaki cel miała mieć ta historia. Niby co to miało mieć wspólnego ze mną? Byłam człowiekiem, to była chyba jedyna rzecz jakiej jeszcze byłam całkowicie pewna.

– Zwykle tak to wyglądało, ale jakieś osiemnaście lat temu... zdarzyło się coś dziwnego. Wiesz już, że niektórzy z nas mają dary. Jeden miała pewna wampirzyca. Jako jedyna... mogła zostać matką – ciągnął. Jak uprzednio moją uwagę przykuło zachowanie Rosalie. Wydała mi się rozżalona, zacisnęła dłonie w pięści i niewidzącym wzrokiem patrzyła w przestrzeń. Otrząsnęłam się i ponownie skupiłam na słowach doktora. – Zaszła w ciążę i urodziła córkę. O dziwo i ciąża i dziecko były najzupełniej normalne, jak gdyby stała się na ten okres ponownie człowiekiem. Kobieta zarzekała się jednak, że jej córka będzie niezwykła. W wieku osiemnastu lat miała przejść przemianę w dhampira i posiąść wiele niezwykłych darów. Nie wiedziała skąd to wie, ale wierzyła, że tę wiedzę przekazało jej dziecko. Volturi, którym nade wszystko zależy na władzy woleli się tym zająć, w końcu gdyby była to prawda, mała mogłaby im zagrażać. Zabili jej matkę, ale tej wcześniej udało się znaleźć odpowiednia kryjówkę dla swojej córki – zakończył i utkwił wzrok we mnie.

I wtedy coś mi zaświtało.

– Nie – jęknęłam. – Wy chyba nie myślicie... Żartujecie sobie ze mnie? – zapytałam choć znałam odpowiedź. – Carlisle, przecież opowiadałam ci, że moja matka wyjechała, gdy była ze mną w ciąży – przypomniałam. – Renee. I zginęła dopiero w tym pożarze.

– Dziecko zostało dobrze ukryte. Zadbano by nigdy nie dowiedziało się, ze jest adoptowane – powiedział. – Sporo wysiłku włożono by znaleźć ludzi, którzy byliby do niego podobni, a na dodatek zgodziliby się nim zaopiekować i okłamywać, podczas gdy sami nie znali szczegółów.

– Dobrze... Mówiłam, nic mnie nie zdziwi – zaczęłam powoli – ale skąd pomysł, że chodzi o mnie? – nie powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem.

– To akurat było proste – mruknął z nieskrywaną irytacją Edward. – Już teraz masz jeden ze swoich darów. Jesteś tarczą. I to potężną, bo nie działa na ciebie żaden z naszych darów – ani mentalny, ani bardziej fizyczny, a wierz mi, mamy ich kilka. Taka Alice przykładowo przewiduje przyszłość – rzucił od niechcenia; chochlica posłała mi uśmiech.

– Zaczęłaś znikać z moich wizji już wtedy, w centrum – powiedziała, a mnie przypomniały się dziwne stany otępienia, w które popadała w czasie naszych pierwszych zakupów w centrum. Zaraz po tym w moim umyśle pojawiły się fragmenty jej rozmowy z Jasperem, a zwłaszcza jedna jej wypowiedź. "Już mało kiedy ją widzę, ty też przestajesz móc wpływać na jej emocje, mylę się?".

– Sterujesz emocjami? – rzuciłam wręcz oskarżycielskim tonem, spoglądając na Jaspera. Zaskoczyłam go, ale zaraz się otrząsną i skinął twierdząco głową.

– A ja czytam w myślach – dorzucił Edward, jak gdyby podirytowany, że sama się tego nie domyśliłam. Spojrzałam na niego zaintrygowana. I wtedy uderzyła mnie pewna myśl. Skoro dary Jaspera i Alice przestały działać dopiero niedawno... Wezbrał we mnie gniew.

– Ile wyczytałeś?! – naskoczyłam na niego. – Pewnie świetnie się bawiłeś wypytując mnie o wszystko i uzyskując odpowiedzi dokładniejsze niż byłam skłonna ci udzielić, co?! – byłam gotowa rzucić się na niego z pięściami; zwłaszcza, że siedział tuż obok.

– Hej, spokojnie – odsunął się zaalarmowany. Pewnie raczej martwił się, że to sobie zrobię krzywdę, bo z wampirem raczej szans nie miałam. – Nie wyczytałem nic, bo mój dar od początku na ciebie nie działa. Wierz mi, że to frustrujące – dodał pośpiesznie. Rozluźniłam dłonie, które nieświadomie zacisnęłam w pięści i spojrzałam na niego przymrużonymi oczyma. Uśmiechnął się tylko łobuzersko.

– Jeśli kłamiesz dorwę cię i osobiście zatłukę – wysyczałam. Nijak się tym przejął.

– Masz coś do ukrycia? – zapytał rozbawiony.

– Nie twój interes – zbyłam go. potem znowu zwróciłam się do swojego przyszywanego ojca. – Może i mam jakiś tam dar, ale to nic nie musi znaczyć – powiedziałam z przekonaniem. – Poza tym... nawet jeśli byłaby to prawda to dlaczego tak bardzo się w to angażujecie? – zapytałam, starając się myśleć realnie. I w miarę logicznie.

– Zastanawiałaś się kiedyś skąd wzięło się twoje drugie imię? – zwrócił się do mnie łagodnym tonem. Nie widziałam celu w tym pytaniu.

– Marie... – wzruszyłam ramionami. – Imię jak imię, nie zawsze jest z jakiegoś konkretnego powodu. Równie dobrze mogłabym być Isabel Juliette czy coś w tym rodzaju.

– Tak miała na imię twoja matka – oznajmił mi. – Znałem ją, przyjaźniliśmy się, ale kontakt urwał nam się mniej-więcej rok przed twoimi narodzinami. Ostatni raz widziałem ją na kilka dni przed tym, jak Volturi podjęli decyzje o zabiciu ciebie i jej. Właśnie dlatego wiedzieliśmy gdzie cię szukać. Kontrolowaliśmy co się z tobą dzieje, a gdy zginęli twoi przybrani rodzice, postaraliśmy się byś trafiła do nas.

Miałam mętlik w głowie. Zaledwie pół godziny wcześniej byłam przekonana, że trafiłam do Cullenów przypadkiem, bo los odebrał mi prawdziwych rodziców. Teraz słyszę, że wszystko to jest nieprawdą, a ja mam stać się jakimś wyjątkowym dhampirem. Gorączkowo zaczęłam szukać jakichkolwiek luk w tym wszystkim; musiałam udowodnić sobie, że to wszystko jest jednym wielkim kłamstwem. Za nic nie chciałam uwierzyć.

– Dlaczego więc mówiłeś o "pewnej wampirzycy", skoro znałeś ją tak dobrze? – zapytałam w końcu. Podobno tonący brzytwy się chwyta, pasowało do mojej sytuacji jak nic.

– Chciałem cię wprowadzić stopniowo. Dowiedziałaś się wiele i musi być to dla ciebie szokiem – wyjaśnił. Zgadzałam się tylko z drugim zdaniem – byłam w szoku. Uparcie jednak odsuwałam os siebie fakt, że wszystko jest inne niż mi się wcześniej wydawało. Carlisle chyba zauważył, że mam jakieś opory z zaakceptowaniem tego, bo kontynuował. – Chciałbym z tobą porozmawiać o tym, co stało się w szkole.

– O czym dokładniej? – wymamrotałam niezbyt przytomnie.

– Obserwowaliśmy cię – przypomniał Edward. – Nie mów, że nie zauważyłaś. Zachowywałaś się dziwnie. poruszałaś się szybciej niż normalny człowiek, potem ta sytuacja na WF-ie – wyliczał. Zamknęłam oczy i ukryłam twarz w dłoniach.

– Nie mam pojęcia co to było – jęknęłam zgodnie z prawdą. Wtedy coś sobie przypomniałam. – Na historii usłyszałam jak Alice szepce coś do Jaspera, a byli za daleko bym była w stanie ich podsłuchać – wyszeptałam nie otwierając oczu.

Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Niespodziewanie poczułam, że ktoś odciąga moje ręce od twarzy. Otworzyłam oczy i zobaczyłam kucającego przy mnie Carlisle'a. Nie zauważyłam, a już na pewno nie usłyszałam kiedy podszedł. Nic nie mówiąc przyłożył mi dłoń do czoła, tak jak na początku, gdy pojawiłam się w salonie.

– Dobrze się czuję – mruknęłam. Byłam w lekkim szoku, ale nie było mi niedobrze ani tez nie miałam gorączki. Nigdy nie byłam delikatna i nawet takie rewelacje nie miały tego zmienić.

Carlisle odsunął się ode mnie, a po wyrazie jego twarzy domyśliłam się, że zapomniał mi wyjaśnić coś istotnego.

– Chciałem tylko coś sprawdzić – zrefleksował się. – Dhampiry mają zwykle nieco podwyższoną temperaturę; ich skóra też jest znacznie wytrzymalsza, ale z tego co widzę to te cechy powinny się ujawnić dopiero na końcu – wyjaśnił, a ja pojęłam dlaczego po usłyszeniu relacji innych, próbował mnie zbadać.

– Ma ktoś jeszcze jakieś rewelacje? – zapytałam bez entuzjazmu, niemal zrezygnowana; machinalnie zaczęłam się bawić luźno opadającym mi na twarz kosmykiem włosów. – Jak tak to nie żałujcie sobie – dodałam.

– Chyba na dzisiaj wystarczy – zasugerowała Esme; delikatnie mnie objęła, a ja nawet nie miałam zamiaru protestować.

– Tak, ale niech przynajmniej wie, że w La Push jest całe stado wilkołaków – palnął Emmett. Spojrzałam na niego z politowanie. – Co? Sama chciałaś – przypomniał mi.

– Po pierwsze, to był sarkazm. Po drugie, to też już sobie ustaliłam – powiedziałam znudzona.

– Masz pojęcie, że zaczynasz robić się złośliwa? – obruszył się chłopak. – Może to efekt mieszkania z Rose, ale... – urwał widząc lodowate spojrzenie blondynki.

– Ja to mam w naturze – rzuciłam pogodniej. – Jak ze mną gadałeś byłam przybita i skołowana nową sytuacją, a później was unikałam, ale gdybyś poprosił któregokolwiek z moich znajomych o opisanie mnie, pojawiłoby się coś w stylu "złośliwa, irytująca, wredna, nieczuła Isabel" – uświadomiłam go. Nic nie odpowiedział, ale to akurat mogło być zasługą Rosalie; najwidoczniej nie chciał jej podpaść. Cóż, na pierwszy rzut oka widać było kto dominował w tym związku.

Zapadła cisza, którą wykorzystałam do ponownego przemyślenia tego wszystkiego – zwłaszcza części o mnie jako dhampirzycy. Z niedowierzaniem zdałam sobie sprawę, że to ma jednak jakiś sens. Czułam też, że jest w tym coś więcej.

– Powinnam wiedzieć o czymś jeszcze? – zapytałam wprost. Spojrzałam wyczekująco na Carlisle'a, w końcu to głownie on mi wszystko objaśniał Tym razem jednak odezwał się Edward:

– Volturi wiedzą, że żyjesz – rzucił bez żadnych ceregieli. – I ubzdurali sobie coś na prawdę głupiego. To co powiedziała o tobie twoja matka krąży pomiędzy nimi jako coś na kształt... przepowiedni? Według niej masz być zdolna odebrać im władzę, wzmianka o twoich darach tylko ich nakręca – pokręcił z niedowierzaniem głową. – To idiotyczne, ale od zawsze eliminowali każdego kto im zagrażał. Nie darują też tobie zwłaszcza, że jesteś człowiekiem, który urodzony został przez wampirzycę, a na dodatek, ot tak, ma stać się wyjątkowym dhampirem. I chyba się ciebie boją – zlustrował mnie wzrokiem; wydał mi się nieco rozbawiony.

– Sadzisz, że nie jestem groźna? – żachnęłam się. Rozbawiłam go tym jeszcze bardziej.

– W tej chwili nie za bardzo – odpowiedział. Momentalnie jednak spoważniał. – Oni jednak myślą inaczej. Szukają cię i chyba trafili na dobry trop. Ten pożar to nie był przypadek – oświadczył. Wręcz wytrzeszczyłam na niego oczy. Świetnie, teraz jeszcze okazało się, że moi przybrani rodzice nie żyją z winy osób trzecich, a nie przez przypadek.

– W takim razie... mogą mnie tutaj znaleźć – wykrztusiłam. Wychodziło na to, że wszyscy od kilku tygodni byliśmy w niebezpieczeństwie.

– Mają tam takiego jednego, nazywa się Demetri – przyznał Edward. – Potrafi wytropić każdego, taki dar. Sądzę jednak, że gdyby jakoś nam zagrażał to już dawno zjawiłaby się tu cała armia. Widocznie twoja tarcza od samego początku działała na wszelkie ataki mentalne; muszą błądzić po ciemku, a my już zadbaliśmy o to by nikt cię tutaj nie znalazł – zapewnił mnie. Nie byłam zbytnio do tego przekonana, przykładowo Melinda i James doskonale wiedzieli gdzie jestem. A jak oni to też i ich rodzice. Wieść się niesie...

– A po tej... przemianie – postanowiłam zmienić temat. – Jak wiele zostanie mi z człowieka? – zapytałam.

– Będziesz mogła odżywać się jak do tej pory, choć podejrzewam, że bardziej będziesz preferować krew – głos ponownie zabrał Carlisle. – Twoje serce nie przestanie bić, jedynie trochę przyśpieszy. W przeciwieństwie do wampira, w twoich żyłach będzie krążyć krew, będziesz potrzebowała snu i... – urwał i o dziwo spojrzał na Rosalie. – Możliwość zostania matką.

Rose zerwała się z miejsca i obrzuciła mnie nienawistnym spojrzeniem. Po chwili już jej nie było.

1 komentarz:

  1. no ta historia ma chociaz jakies tepo akcje;)) super;)) podoba mi sie taka zlosliwa Bella;)

    OdpowiedzUsuń



After We Fall
stories by Nessa