niedziela, 31 marca 2013

Czternaście

Początek weekendu powitałam z ulgą. Nie było w tym chyba nic dziwnego; w końcu w ostatnim tygodniu dowiedziałam się, że mieszkam z rodziną wampirów, a sama mam stać się w połowie kimś takim jak oni. Innymi słowy – świat stanął na głowie. Piątek więc była dla mnie niczym wybawienie, bo czy po takich rewelacjach dało się myśleć o sprawach tak przyziemnych jak szkoła?

 Dużymi krokami zbliżało się jednak coś, co skutecznie miało odwrócić moją uwagę od tych niezwykłych spraw. I bynajmniej nie były to moje urodziny – wyznaczały one przecież przybliżony termin mojej... przemiany czy co to tam miało być. Mnie chodziło zaś o rocznicę.

 Tak oto nazajutrz wypadała trzecia rocznica dnia, w którym ja i James zostaliśmy parą. Zaskoczyło mnie trochę, że czas pędzi tak szybko. Zupełnie zabrakło mi czasu by coś zaplanować, a znając zapał Alice wolałam nie prosić jej o pomoc. Cieszyłam się jednak – miałam wreszcie zobaczyć tak bliską mi osobę, a na wymyślanie był jeszcze czas.

 Z takim zamiarem wyszłam z domu i w dość dobrym nastroju udałam się na tył budynku; przysiadłam nad płynąca tam rzeczką. Było wyjątkowo ciepło jak na tak zachmurzone miasteczko. To tym bardziej poprawiło mi humor; w końcu tęskniłam za moim upalnym Phoenix; każdy piękniejszy dzień był dla mnie niczym prezent od losu.

 Moja rodzina została w domu. Zbyt dużo słońca jak dla nich, podobno w jego promieniach zbytnio rzucaliby się w oczy. Nie miałam okazji tego sprawdzić, a nikt nie był łaskaw mi tego wyjaśnić, więc nie wiedziałam czy tak jest naprawdę.

 

Westchnęłam i zanurzyłam dłoń w chłodnej wodzie. Nie potrafiłam się skupi, zbyt wiele mnie rozpraszało. Zupełnie nie miałam pojęcia jak zorganizować coś porządnego do jutra. A zawsze to ja musiałam o tym pamiętać i zorganizować. Zawsze jednam miałam świadomość, że mam go przy sobie i w każdej chwili mogę szukać u niego wsparcia. To dodawało mi otuchy, sprawiało, że dawałam sobie radę…

 Jakby w odpowiedzi na moje myśli delikatne wibracje mojej komórki dały mi znać o nadejściu SMSa. Zaintrygowana wyjęłam telefon i zerknęłam na wyświetlacz. Rozpromieniłam się cała, widząc wiadomość od Jamesa; nawet tak błahą.

 Co robisz?

 Myślę, odpisałam krótko. Nie musiałam długo czekać na kolejną wiadomość. Zdawało się wręcz, że mój chłopak się nudzi i czatuje przy telefonie.

 Znając ciebie do w cichym, ustronnym miejscu.

 Dokładnie. Na tyłach domu konkretnie, jest tu taka urocza rzeczka, posłałam w odpowiedzi. Było to nieco irytujące. Nie widzieliśmy się tak długo, a on chciał pisać o takich głupotach? Jakież to typowe.

 Wiem. W ślicznej turkusowej sukience, z włosami spiętymi w kucyk…, wyczytałam w kolejnej wiadomości. Wręcz wytrzeszczyłam oczy – skąd on mógł to wiedzieć?!

 Coś mnie tknęło; pospiesznie zerwałam się na równe nogi i podejrzliwie rozejrzałam dookoła. Niespodziewanie wrzasnęłam i odskoczyłam do tyłu jak oparzona, omal nie wpadając do wody.

– Ty serca nie masz – rzuciłam z wyrzutami do osoby, która wywołała u mnie taka reakcję.

– Mam, nie mam… Tak się teraz witamy? – zapytał James wyraźnie rozbawione. Miałam ochotę go za to trzepnąć, ale emocje wzięły górę i już po chwili znalazłam się w jego ramionach. Uniósł mnie bez największego trudu i tuląc do siebie okręcił wokół własnej osi. – Ładna okolica – zagadnął, rozglądając się. Odstawił mnie na ziemię, ale nadal nie wypuszczał ze swoich objęć.

– Jak ty tutaj trafiłeś? – zapytałam podejrzliwie. Nadal trwałam w niemałym zaskoczeniu związanym z jego nagłą wizytą, ale nie znaczyło to wcale, że przestałam kontaktować. Byliśmy dobry kilometr od szosy, a zjazd do mojego obecnego domu trudno było wypatrzeć w gęstej gęstwinie; nie wytrzymałabym, gdyby się okazało, że któreś z Cullenów wiedziało o jego planach i zataiło to przede mną.

– Izzy, trzeba pytać – uśmiechnął się do mnie i musnął wargami moje usta. Z pełną pasją i uczuciem odwzajemniłam pocałunek; przecież tak za nim tęskniłam…

Szybko doszłam do siebie gotowa do o I nagle, bez ostrzeżenia puścił mnie i lekko odepchnął od siebie. Zaskoczył mnie, ale tylko na chwilę; szybko domyśliłam się o co chodzi. Wyczułam idealny moment by uchylić się przed jego ciosem. Odskoczyłam na bok uśmiechając się ironicznie.

 Nasz udawany pojedynek trwał kilka dobrych minut. Wyglądało to głównie tak, ze unikałam jego ponawiających się ataków. Sama nie miałam okazji by zaatakować.

– Dobra, starczy tego – usłyszałam. Na chwile mnie to rozproszyło. Chwilę za długo. James wykorzystał moją dekoncentrację i nim się obejrzałam, znalazł się za mną i unieruchomił mnie, wykręcając mi ręce do tyłu. – Tak swoją drogą to mówiłem ci dzisiaj, że cię kocham? – szepnął mi do ucha.

 Poczułam, ze się rozpływam. Przez wszystko co się ostatnio działo, nie odczuwałam zbytnio tęsknoty za znajomymi z Phoenix. Teraz jednak, gdy znalazłam się w jego ramionach poczułam niewysłowioną ulgę, jak gdyby została wypełniona nie zauważona przeze mnie wcześniej pustka. Teraz wszystko było na swoim miejscu.

 Odwróciłam się w jego kierunku; zwolnił uścisk umożliwiając mi to. Nasze usta połączyły się ponownie. Wspięłam się na palce i zarzuciwszy mu ręce na szyję, przywarłam do niego jeszcze mocniej. James objął mnie w pasie i uniósł nieco dla wygody nas obojga. Pocałunek zaczął robić się jeszcze bardziej zachłanny i namiętny…

– Nie przeszkadzam? – odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Pełna wyrzutów spojrzałam w złote tęczówki Edwarda. Może i nie czytał mi w myślach, ale umysł mojego chłopaka stał dla niego otworem. Oczywiste więc było, że doskonale wiedział co robimy.

– A jak ci się wydaje? – syknęłam. Miałam ochotę zacisnąć dłonie na jego szyi; może i nie miało to nic dać, ale ja poczułabym się lepiej. Czy on naprawdę był tak naiwny by sądzić, że uwierzę w jego przypadkowy spacer do miejsca, w którym byliśmy? – To jest James Winger – przedstawiłam przesłodzonym głosem, jednocześnie wskazując na mojego chłopaka. – A to mój przyszywany brat, Edward – dodałam.

 James skinął nieznacznie głową i podszedł by objąć mnie w pasie. Choć żaden z nich nic nie powiedział, wyczuwałam napięcie miedzy nimi; bezskutecznie potrafiłam domyślić się co też mogło być jego przyczyną.

– Esme prosi byście zajrzeli do domu, gdy… znajdziecie chwilę – spojrzał na mnie wymownie. – Nie chce wam przeszkadzać, ale chciałaby się też przywitać.

 Na odchodne rzucił jeszcze krótkie spojrzenie w stronę domu; podążyłam za jego wzrokiem i zaśmiałam się nerwowo. Zupełnie wyleciało mi z głowy, że dużo ponad połowę ścian zewnętrznych budynku, zostało zastąpionych szybami, co dawało doskonały widok na tył budynku zwłaszcza, gdy przebywało się w salonie. Nie wiedziałam jak inni, ale Alice i Emmett byli niemalże przyklejeni do szyby, a chochlica, zupełnie nie speszona tym, że przyłapałam ją na podglądaniu, pomachała mi bezczelnie; nie kryła przy tym entuzjazmu, co skłoniło mnie do stwierdzenia, że widziała wszystko.

– Chodź, przedstawię cię – zaproponowałam nieco zażenowana. Chwyciłam Jamesa za rękę i poczęłam ciągnąć go w stronę domu. – Nadal nie wiem co tutaj robisz – zagadnęłam po chwili.

– Odwiedzam cię i wzruszył ramionami. Ponownie chwycił mnie w pasie i uniósł by po chwili postawić na szczycie schodków, prowadzących na ganek. Sam szybko znalazł się obok mnie. – A tak poważnie to jestem tutaj ze względu na naszą rocznicę.

– Właśnie nad tym myślałam – przyznałam szczerze. – W tym roku jakoś nie mogę nic wymyślić – posmutniałam nieco. James jednak rozpromienił się cały.

– Doskonale – nie krył entuzjazmu. – Nie waż się nic przygotowywać. W tym roku to ja wszystkim się zajmę – zastrzegł, przyciągając mnie do siebie. Pocałował mnie krótko; szybko aczkolwiek niechętne przerwałam pocałunek i wyswobodziwszy się z jego objęć otworzyłam drzwi i wprowadziłam go do środka.

 Każdy zareagował inaczej. Alice zaraz do nas doskoczyła, Emmett pojawił się równie szybko, prowadząc ze sobą wyraźnie znudzoną Rosalie. Blondynka odnosiła się do mnie dużo cieplej, odkąd udało jej się zasiać we mnie ziarenko niepewności; nie mogłam jednak powiedzieć byśmy były przyjaciółkami. Jasper z wiadomych powodów trzymał się na uboczu. O dziwo Edward poszedł w jego ślady; jedynie co jakiś czas rzucał w naszym kierunku ponure spojrzenia. Esme i Carlisle podeszli się po prostu przywitać.

 Trwało to dłuższą chwilę, ale w końcu udało mi się uwolnić siebie i Jamesa od rozgadanej Alice. Zaciągnęłam go prosto do mojego pokoju, z dala od nadpobudliwego chochlika, którego pytania stawały cię co raz bardziej intymniejsze. Nie miałam wątpliwości, że Emmett nie miał nic przeciwko temu, byśmy na nie odpowiedzieli.

– Bezpośrednia dziewczyna –zauważył pogodnie mój chłopak, ostrożnie dobierając słowa nadające się na określenie mojej siostry. Usłyszałam cichy chichot Alice; James nie był w stanie go dosłyszeć, ale ja jak najbardziej tak. Nawet jeśli do mojej przemiany pozostał jeszcze czas, moje zmysły były nieco wyostrzone już teraz. Zdążyłam się już do tego przyzwyczaić, ale i tak czułam się dziwnie.

– Tak, Alice jest wyjątkowa – potwierdziłam, siadając na łóżku. Uśmiechnęłam się i zachęcająco poklepałam miejsce obok siebie. Długo nie musiałam prosić – zaraz przysiadł koło mnie. – Nawet nie wiesz jak bardzo mi ciebie brakowało – wyszeptałam, układając głowę na jego ramieniu.

– Mogę powiedzieć to samo – zamruczał, dotykając mojego policzka. Zadrżałam; zwykle tak na mnie nie działał, ale zdążyłam się już przyzwyczaić do takich gestów.

 Nim się obejrzałam, wylądowałam na plecach. On znalazł się na mnie, trzymając ręce na moich ramionach, co miało uniemożliwi mi wstanie. Czułam, że jako przyszły dhampir (zdążyłam oswoić się z tą myślą), byłabym w stanie z łatwością się uwolnić, ale nie chciałam. Nie miałam nic przeciwko takiemu stanowi rzeczy.

– Stęskniłem się – nachylił się nade mną i musnął moje wargi swoimi. Przymknęłam oczy, rozkoszując się szczęściem rozlewającym się po moim ciele.

– A jak Melinda? – zapytałam po chwili. Rozkoszowałam się obecnością jej brata, ale nie mogłam przecież zapomnieć o mojej długo nie widzianej najlepszej przyjaciółce.

– Musimy rozmawiać o mojej siostrze? – jęknął, unosząc jednał brew do góry. Spojrzałam na niego wyczekująco; jak zwykle postawiłam na swoim. – Dobra. Zrzędzi i narzeka, ledwo ją powstrzymałem od przyjechania tutaj ze mną – wyrecytował. Rozszerzyłam oczy w geście zaskoczenia, zła, że uniemożliwił mi spotkanie z długo niewidzianą przyjaciółką. Zanim jednak zdążyłam cokolwiek powiedzieć, pośpieszył mi z wyjaśnieniami. – To ma być nasz weekend, Izzy. Nasza rocznica i nasz czas. A właśnie…

 Zszedł ze mnie i podążył do zostawionego przy drzwiach plecaka. Wyjął z niego dość duże ozdobne pudełko i wręczył mi je.

– Miło by było, gdybyś włożyła to na naszą rocznicę. Uznajmy to… za część prezentu. Mel pomagała wybierać, ja się na tym nie znam – uśmiechnął się nieco zażenowany. – Nie otwieraj! – zaprotestował widząc, że podważam palcami wieczko. Spojrzałam na niego zbita z tropu. – Chciałbym by wszystko było niespodzianką – poprosił.

 Od dziecka nienawidziłam tajemnic, a co za tym idzie – niespodzianek. Widząc jednak jak bardzo James się stara powstrzymałam się od zajrzenia do środka i domknąwszy pudełko wstałam, podeszłam do szafy i schowałam prezent na jej dnie, by mnie nie kusił. Zamknęłam ją i spojrzałam na chłopaka wzrokiem mówiącym „może by?”. Podszedł tylko do mnie i mocno przytulił.

 A ja poczułam się naprawdę bezpieczna.

 To było właśnie coś, czego mi ostatnio brakowało. Poczucie bezpieczeństwa. Świadomość, że jest ktoś, kto naprawdę mnie kocha. Nie czułam niczego podobnego otoczona kłamstwami, tajemnicami i istotami z legend, które przez zwykły przypadek mogły mnie zabić – wystarczyła przykładowo jedna kropla krwi.

 Poczułam nieodparta chęć opowiedzenia Jamesowi o wszystkim co się stało. O tym kim są Cullenowie, Quilauci… kim sama miałam się stać. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że by mnie zrozumiał, nie odtrącił. Ale nie mogłam tego zrobić. Nie mogłam skazać – a ja nie chciałam wybierać za niego. Zwłaszcza, ze Volturi nie mieli być moimi dobrymi znajomymi i na pewno nie mieli ułaskawić kogoś, kto jest mi tak bliski.

– Coś cię martwi, Izz? – zaniepokoił się James. Oczywiście zauważył, że zmarkotniałam. Pokręciłam tylko głową i pozbywszy się smętnych myśli, uśmiechnęłam się.

– To nic takiego – zapewniłam. – Kocham cię… – wyszeptałam po chwili. Przejechał dłoniak po mich włosach i przytulił jeszcze mocniej.

– Jutrzejszy wieczór będzie wspaniały – oznajmił mi.– Wiem, że niezbyt znam się na romantycznych wieczorach i że to twoja działka, ale zaufaj mi.

Przymknęłam oczy słuchając jego słów; tego ciepła w jego głosie, uczucia… Co mogłam zrobić?

 Zaufałam.

 I to był błąd.

1 komentarz:

  1. blad? no chwila nie mow ze James cos zrobi Belli... polubilam go..
    nawet miakan nadzieje ze beda razem
    www.czarnekrolestwo.blog.pl
    zapraszam

    OdpowiedzUsuń



After We Fall
stories by Nessa